Prawicowi monterzy historii

Prawicowi monterzy historii

Bechta, Muszyński, Żebrowski, Kołakowska – żelazna gwardia IPN

Dziś drugi garnitur Instytutu Pamięci Narodowej. W latach 90. hartuje się „żelazna gwardia” IPN – nacjonaliści, którzy zamieniają kurtki Flyers i mundury na marynarki. Jeżeli naziskinheadzi studiują, to często wybierają historię. Tam spotykają starszych o dwa, trzy pokolenia endeckich profesorów. Jeśli wykazują pewną bystrość i pracowitość, czekają na nich u ustawionych protektorów studia doktoranckie.

Oto Mariusz Bechta i Wojciech J. Muszyński. Obaj rocznik 1972. Studiują na Uniwersytecie Warszawskim historię. Pod swoje skrzydła bierze ich prof. Tomasz Wituch, członek władz Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. Partia ta staje się na początku lat 90. prawnym dziedzicem majątku emigracyjnego Stronnictwa Narodowego. Wituch wywodzi się z silnie infiltrowanych przez agentów Służby Bezpieczeństwa PRL środowisk nacjonalistycznych grupujących się wokół tzw. salonu na Pięknej i kościoła z ul. Zagórnej w Warszawie. Jest autorem prac dotyczących Salazara, Mussoliniego i Galeazza Ciana. Młodzieńcy uczęszczają na seminarium Witucha i uzyskują magisterium, a Bechta pisze u niego doktorat. Muszyński tytuł naukowy zdobywa pod kierunkiem obecnego senatora Prawa i Sprawiedliwości Jana Żaryna. Z kolegami nacjonalistami jeździ do Wilna. Manifestują polskość stolicy Litwy. Zrywają nawet flagę tego kraju z wieży Giedymina i wieszają tam polską.

– Muszyński chodził w mundurze wzorowanym na przedwojennym brunatnym uniformie ONR, witał się salutem rzymskim i okrzykiem „Czołem Wielkiej Polsce”. Traktowaliśmy go trochę jak nieszkodliwego dziwaka – opowiada jego kolega ze studiów. Dla jasności – rzymski salut to gest, który z okrzykiem Heil Hitler/Sieg Heil wykonywali naziści. Dziś jest nielegalny m.in. w Niemczech i w Austrii.

Kiedy Muszyński „odbija” Wilno, Bechta zajmuje się muzyką i opiewa rasistowskiego mordercę – Janusza Walusia, polskiego emigranta, który zamordował zastępcę Nelsona Mandeli, komunistę Chrisa Haniego. W 1993 r. obok bramy głównej Uniwersytetu Warszawskiego wiesza płachtę z napisem: „Chwała Januszowi za celne strzały”.

Bechta chce także wyciągnąć z marginesu neofaszystowskie zespoły. Z bratem Michałem zakłada markę Narodowa Scena Rockowa (NSR). Wydają płyty, sprzedają koszulki i kasety, organizują koncerty. Współpracują z ultrakonserwatywną gazetą studencką „Reakcja”. NSR ma swój dział m.in. w „Głosie” Antoniego Macierewicza. W ich stajni są Zadruga, Honor, Szwadron 97, Salut, Batalion, Komora 91, Deportacja 68, Twierdza, Konkwista 88 czy Gammadion. Zadruga to narodowo-bolszewicka koncepcja Jana Stachniuka, 88 – symbol Heil Hitler, Deportacja 68 odnosi się do przymusowej marcowej emigracji Żydów, Gammadion to grecka swastyka. Teksty zespołów pełne są rasizmu, ksenofobii, wychwalają przemoc. W gazecie NSR ukazują się teksty typu: „Do zwycięstwa poprowadzi nas znak swastyki na sztandarze”.

Jako promotor muzyczny Bechta kończy się jednak, kiedy za rasizm odcinają się od niego ultrakonserwatyści, a za kradzieże neofaszyści. Honor oraz Gammadion nazywają go wprost złodziejem. W zinie „Vril” członkowie Gammadiona oznajmiają: „Część ludzi nie wie, co to jest za kanalia (…). Jeżeli ktoś kupuje produkty w NSR, to kupuje je w 90% złodziejskie”. W zinie „Dark Ablaze” Mariusz Szczerski z Honoru stwierdza wprost: Bechta „okrada nas i nasze wytwórnie, kradnie naszą muzykę, grafikę i inne materiały”.

Nacjonalizm za cztery punkty

Muszyński w tym czasie rozkręca pismo, nazwane górnolotnie „Glaukopis”. W starogreckim ma to znaczyć dalekowidzący. I rzeczywiście spoglądać będzie się tam dalej i inaczej niż w głównym nurcie nauczania historii. Znajdziemy w „Glaukopisie” judeosceptycyzm, pochwały przedwojennego polskiego faszyzmu, nacjonalizm we wszystkich odmianach, peany na cześć Brygady Świętokrzyskiej, okładki z gen. Franco, organizatora pogromu w Myślenicach Adama Doboszyńskiego, nacjopogańskiego artystę Stanisława Szukalskiego, szkalowanie dąbrowszczaków i „grozę masonerii”, czyli bajki, z którymi zmagamy się dziś w polityce historycznej, a wszystko za cztery punkty w skali Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Pismo ukazuje się początkowo dzięki pieniądzom z zagranicy. Wspierają je finansowo i piszą doń mieszkający w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii akademicy polskiego pochodzenia związani z ultrakonserwatystami i nacjonalistami: prawnicy Wieńczysław Józef Wagner von Igelgrund zum Zorstein i Ryszard Tyndorf, historycy John Radzilowski, Peter D. Stachura i Herbert Romerstein, politolog Marek J. Chodakiewicz, inżynier i bankier Zbigniew Zakrzewski, a także chicagowski historyk amator Jan Peczkis, mieszkający w Nowym Jorku reżyser Kazimierz Braun, ojciec Grzegorza, czy współpracownik Antoniego Macierewicza slawista Tadeusz Witkowski.

Z krajowych naukowców pismo szybko przyciągnie filary skrajnej prawicy: profesorów Bogumiła Grotta, Jacka Bartyzela i Witucha. Oprócz nich znaleźć tam można Daniela Pawłowca z Ligi Polskich Rodzin, Tomasza Szczepańskiego z Niklota, Adama Danka z Falangi, Mirosława Piotrowskiego z Radia Maryja i Krzysztofa Karczewskiego, biografa NOP. W bonusie antysemita Leszek Żebrowski i oburzony procesem w Norymberdze współpracownik Patryka Jakiego Arkadiusz Karbowiak.

Tymczasem Bechta pod marką Rekonkwista wydaje książki, m.in.: opowiadania lidera narodowych bolszewików i neopogan Tomasza Szczepańskiego czy „Błękitną dywizję” Muszyńskiego o hiszpańskich ochotnikach Waffen SS. Rekonkwista wyda jeszcze biografię legendarnego nazistowskiego zespołu Skrewdriver i wspomnienia Léona Degrelle’a, przyszywanego syna Hitlera. Okładkę do jednej z książek Bechty projektuje Bogdan Byrzykowski – współzałożyciel Narodowego Odrodzenia Polski. Byrzykowski przekaże w ręce Bechty swoje pismo „Templum”. W nowej wersji, jako „Templum Novum”, zaczyna ono ukazywać się w roku 2003, podobnie jak „Glaukopis”.

Bechta nie daje się przebić w radykalizmie Muszyńskiemu. O ile ten drugi gustuje w tematach narzucanych przez antysemickich endeckich dziadków z emigracji (Żydzi, NSZ, SB), o tyle pierwszy czerpie ze współczesnej neonazistowskiej myśli politycznej i przenosi tematy ze skinowskich pisemek na salony politologii. Czego tu nie ma: antydemokratyczny rasowy i kastowy hierarchista Giulio Evola, negujący Holokaust David Irving, teksty Benita Mussoliniego, narodowy bolszewik Jan Stachniuk, René Guénon, José Antonio Primo de Rivera, „Piłkarscy kibice – Bastion Polskości”, opiewanie esesmańskich obrońców Narwy, wywiad z Alainem de Benoistem, paneuropejski faszysta Francis Parker Yockey. Wszystkie najpopularniejsze motywy skinheadzkich zinów splecione w paranaukowym piśmie.

I znów te same nazwiska: Bartyzel, Grott, Chodakiewicz, Szczepański, Byrzykowski, Karbowiak, Danek plus Ronald Lasecki z Falangi, Jarosław Tomasiewicz, Artur Zawisza i Daniel Pawłowiec z Ruchu Narodowego, Tomasz Gabiś ze „Stańczyka”, Daniel Pater z NOP, założyciel ONR Adam T. Witczak – praktycznie kwiat „intelektualistów” polskiej skrajnej prawicy.

Judeopolonia, Pax Sovietica i medale

Zakładanie pism, umożliwianie kolegom publikowania i budowanie sieci kontaktów okazuje się skuteczną strategią. Za pierwszej kadencji PiS, w styczniu 2007 r., „Templum” uzyskuje od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod egidą Kazimierza Michała Ujazdowskiego dotację. Już rok wcześniej Muszyński ze swoim promotorem Janem Żarynem trafia do IPN. Potem wciąga tam do pracy Bechtę. Z czasem, po usunięciu przyszłego senatora PiS, to oni będą liderować „narodowemu nurtowi” w tej instytucji.

Jakie poglądy promują? Muszyński stwierdza, że Marzec ‘68 umożliwił „Judeopolonii wyrosłej z ubecko-politruckich korzeni” ucieczkę przed odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie. O badającym zbrodnie na Żydach prof. Janie Grabowskim pisze per „utytułowany matoł”. O Annie Azari, ambasador Izraela: „Ta pani powinna zostać wydalona już rok temu”. I dalej: „Należy zrewidować kwestie obywatelstwa polskiego dla mieszkańców Izraela”. Na Face­booku Muszyński dodatkowo ocenia swojego pryncypała Andrzeja Dudę, dla którego w Kancelarii Prezydenta opiniuje odznaczenia za działalność opozycyjną w PRL: „Jestem ciekawy, czy to rytualne odgrywanie frajera w stosunkach z Żydami i Izraelem wymyślił osobiście Pan Prezydent, czy jego genialni stratedzy? Nie wiem, która odpowiedź jest gorsza”. Udostępnia też na swoim profilu obrazek przedstawiający powieszonego Baracka Obamę. Kiedy komentujący u niego gość pisze, że szefa Amerykańskiego Kongresu Żydów „normalne państwo powinno otruć albo podłożyć mu bombę w samochodzie”, Muszyński daje lajka. Trudno więc się dziwić, że zabójcę prezydenta Gabriela Narutowicza Eligiusza Niewiadomskiego uważa za ofiarę „ludzi, którzy starają się używać historii jako środka do propagowania postmodernistycznej ideologii”.

Niewiele ustępuje mu Bechta. 22 czerwca 2018 r., w 77. rocznicę ataku III Rzeszy na ZSRR, na oficjalnym fanpage’u czasopisma „Templum Novum” opublikowano nazistowski plakat propagandowy zachęcający do wspólnej walki z bolszewizmem i nawołujący do kolaboracji z nazistami. Entuzjastyczny komentarz: „Rocznicowo!”. Armia Krajowa była zdaniem Bechty „tarczą i mieczem liberalno-demokratycznych kręgów politycznych, które po brutalnym odebraniu władzy politycznej na zaleszczyckiej drodze marszałkowi Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu, szefowi MSZ płk. Józefowi Beckowi i ich akolitom dalej zwalczały myśl Stronnictwa Narodowego i ONR inspirowaną uniwersalizmem katolickim”.

Poglądy polityczne „żelaznej gwardii” IPN przenoszą się na badania naukowe. „Sympatie dr. Mariusza Bechty są bardzo widoczne”, mówi szef warszawskiego IPN prof. Jerzy Eisler. Najnowsza książka Bechty „Pogrom czy odwet?” wprost stwierdza, że antysemicka napaść w Parczewie to nie akt antysemityzmu, tylko odwet prześladowanych przez komunę honorowych polskich żołnierzy. W żadnym wypadku pogrom. W książce „Przeciwko Pax Sovietica” Bechta i Muszyński wspólnie piszą o kpt. Romualdzie Rajsie „Burym”, usprawiedliwiając spalenie przez jego oddział białoruskiej wsi i wymordowanie jej mieszkańców. Podobnie oceniają pacyfikację wsi Wierzchowiny, gdzie zgrupowanie NSZ-NZW kpt. Mieczysława Pazderskiego „Szarego” wymordowało 194 Ukraińców, w tym ponad 60 dzieci, i zbrodnię we wsi Piskorowice popełnioną przez partyzantów pod wodzą Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”. W odwecie za dokonaną dzień wcześniej masakrę w Wiązownicy oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego zamordował od 173 do 300 cywilów narodowości ukraińskiej, w tym kobiety i dzieci.

„Będę bronił Mariusza Bechty i Wojciecha Muszyńskiego tak długo, jak długo będą dobrymi historykami i dopóki nie złamią prawa”, twierdzi jednak Eisler. Mówi też, że z Muszyńskim, podobnie jak z Bechtą, rozmawiano wiele razy, a ten przecież zawsze przeprasza. W 2016 r. Muszyński został kandydatem do Kolegium IPN z ramienia klubu Kukiz‘15. A Bechta otrzymał od prezydenta Andrzeja Dudy Złoty Krzyż Zasługi za „dokumentowanie i upamiętnianie prawdy o najnowszej historii Polski”.

TW „Judeosceptyk”

Regularnie zapraszany do Przystanku Historia IPN jako prowadzący spotkania i ekspert jest Leszek Żebrowski. Z Bechtą i Muszyńskim znają się od początku lat 90., z tym pierwszym redagował cztery książki. Żebrowski występuje jako historyk, choć z wykształcenia jest ekonomistą. Przez kilka lat pracował w dziale weryfikacji Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. To podstawa jego „warsztatu” historyka. Zajmuje się głównie dziejami „wyklętych”. Szczególnym afektem darzy kolaborującą z hitlerowcami Brygadę Świętokrzyską NSZ i Podlasie.

Podobnie jak młodsi o kilkanaście lat koledzy jest od dawna zaangażowany na skrajnej prawicy. Z Wituchem współzakładał Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne. W roku 1993, podczas konferencji w Sejmie organizowanej przez Antoniego Macierewicza, wygłosił referat „Trzy pokolenia ludzi UB”, w którym przedstawił powiązania rodzinne redakcji „Gazety Wyborczej” z działaczami Komunistycznej Partii Polski oraz funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej. Regularnie pisze do „Naszego Dziennika” i występuje w Radiu Maryja oraz TV Trwam. Zasiadał również w komitecie honorowym Marszu Niepodległości. Od początku wspiera Ruch Narodowy. Był nawet jednym z jego doradców. Wystąpił w spocie reklamującym antyimigrancką demonstrację, mówiąc, że Polska jest krajem tolerancyjnym, ale musi być ostrożna, gdyż na Zachodzie społeczeństwa tracą tożsamość, a biały człowiek na wielu osiedlach boi się wyjść na ulicę.

Drugą obok NSZ pasją Żebrowskiego są Żydzi. „Młodzież powinna poznać, jak Żydzi prowadzą swoją antypolską grę od bardzo dawna” – tak reklamowane są na plakatach spotkania z Żebrowskim. Na Twitterze można zauważyć setki polubionych czy podanych dalej tweetów o charakterze antysemickim. W tekstach i wykładach Żebrowski dzielnie upowszechnia mit „żydokomuny”, próbując obarczyć Żydów winą za represje okresu stalinizmu. Jego książki publikuje przede wszystkim Wydawnictwo Capital, znane z takich pozycji jak: „Niemcy, Żydzi i folksdojcze” Stanisława Michalkiewicza, „Hitler założycielem Izraela?”, „Zakłamany Holocaust” czy „Żydowscy kolaboranci Hitlera”, a także z patronowania neofaszystowskiemu festiwalowi muzycznemu Ku Niepodległej, organizowanemu przez nacjopogan z Niklota. „Między młotem a swastyką” Władysława Kołacińskiego, w opracowaniu i z posłowiem Żebrowskiego, Capital i IPN wydały w kooperacji.

Żebrowskiego zaproszono m.in. do panelu „dyskusyjnego” o dekomunizacji. Do „dyskusji” dobrano tylko zwolenników. A Żebrowski zdaje się dobrze znać temat. Od lat jest oskarżany o współpracę z SB. Pierwszy donosił o tej relacji z tajną policją polityczną jego dawny współpracownik z Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Marek Mądrzak: „Przeszłość »Leszka« potraktowałem jako wartą publikacji dopiero po nawiązaniu współpracy z IPN. To naprawdę gruba przesada, aby w wydawnictwie za państwowe pieniądze umieszczać rozdział pióra »Leszka« i zapłacić mu za to 1000 zł (…), to także kpina z deklarowanej polityki historycznej, z szacunku dla ofiar systemu. (…) Myślę, że prawidłowa kolejność publikacji IPN to »Leszek« o swojej teczce, a dopiero potem o cudzych”. Żebrowski zaprzeczył współpracy z SB i pozwał Mądrzaka. Twierdzi, że i teczka, i zobowiązanie do współpracy zostały sfabrykowane. Można to zbadać, zaglądając do teczki Żebrowskiego, którą w internecie umieścił poseł Janusz Sanocki. Jeśli prawdą jest, to co się w niej znajduje, przypadek Żebrowskiego, głoszone przez niego poglądy i współpraca z IPN byłyby sytuacją surrealistyczną.

Trzeba to coś złapać i ogolić na łyso

Podobną funkcję jak Muszyński w Kancelarii Prezydenta pełni przy gdańskim IPN Anna Kołakowska. Weryfikuje dla władz regionalnych osoby, w sprawie których wpływają wnioski o odznaczenia. Urodzona w 1964 r. członkini dawniej PiS, obecnie Ruchu Narodowego, przedstawia się jako „najmłodszy więzień polityczny PRL”. W stanie wojennym została aresztowana za kolportaż ulotek konserwatywno-nacjonalistycznego Ruchu Młodej Polski. W więzieniu spędziła pięć miesięcy. Po wyjściu z zakładu karnego studiowała historię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Po absolutorium została nauczycielką. Udzielała się w parafii i wspierała rozwijające się PiS. W rodzinnym Trójmieście stała się znana z agresywnych akcji wobec tych, których Kołakowska uzna za „lewactwo”.

„Trzeba to coś złapać i ogolić na łyso” – taki wpis radna umieściła w maju 2016 r. na jednym z portali społecznościowych. Miał to być komentarz do zdjęcia przedstawiającego posłankę PO Agnieszkę Pomaską rwącą fragment projektu uchwały ws. obrony suwerenności Rzeczypospolitej i praw jej obywateli. Sąd za ten wpis skazał Kołakowską na 1000 zł grzywny za znieważenie. Jednak nie za nawoływanie do przemocy. Tłum przed salą sądową, gdzie toczył się proces, krzyczał: „Ogolić na łyso!”, „Podpaska!”.

Za zakłócenie uroczystości na cmentarzu żołnierzy radzieckich Kołakowska została ukarana grzywną w wysokości 500 zł. Kiedy kwiaty na grobach poległych składali przedstawiciele konsulatu rosyjskiego, niemieckiego, a także kombatanci i prezydent Gdańska, Kołakowska z mężem i synem krzyczeli: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” czy „Precz z komuną!”.

Kołakowska od lat próbuje blokować trójmiejskie marsze równości. W 2015 r. krzyczała przez megafon: „Homoseksualizm jest przejawem zepsucia moralnego” i porównywała go do pedofilii i zoofilii, żądając od policji, by „zrobili porządek z tymi pedałami”. Z rodziną próbowała też zablokować marsz, kładąc się na jezdni. Na jego trasie zgłosiła 14 kontrmanifestacji. W następnym roku – 50. Prowadząc 200 osób, skandowała: „Zakaz pedałowania”, „Trójmiasto nie chce pedałów”, „Pedofile, lesby, geje – cała Polska z was się śmieje”, próbując zablokować idący już pochód. Efekt? Pięć osób zatrzymanych, ponad tysiąc policjantów na ulicach, wstrzymany ruch samochodów i komunikacji miejskiej.

Wśród zatrzymanych była 18-letnia Maria, córka radnej. W pierwszym szeregu atakowała uczestników marszu. Moment jej zatrzymania zarejestrowała kamera miejskiego portalu Gdansk.pl. „Tak się dzieci traktuje! – krzyczała do policji radna Kołakowska. – Jak islamiści się zachowujecie!”. W tej sprawie interweniował sam minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Zlecił kontrolę w gdańskiej policji, sugerując, że interwencja była zbyt brutalna. Mimo to Kołakowska uważa, że ministrowi Błaszczakowi brakuje i odwagi, i rozsądku. Ale nie było to pierwsze spotkanie córki radnej z policją. Rok wcześniej była sądzona za rozpylenie gazu o nieprzyjemnym zapachu podczas czytania dramatu „Golgota Picnic” w trójmiejskiej Świetlicy Krytyki Politycznej. Może dlatego w ostatnich wyborach samorządowych Kołakowska startowała już z listy Ruchu Narodowego. Zdobyła 1,1% głosów i mandatu nie uzyskała. Została natomiast odznaczona Krzyżem Wolności i Solidarności. Na zakończenie uroczystości wręczenia odznaczenia wystąpił mąż Kołakowskiej Andrzej. Zaśpiewał z akompaniamentem gitary cztery piosenki, w tym, jak powiedział, ulubiony utwór żony – „Śmierć wrogom ojczyzny”.

Fot. Bartosz Krupa/East News

Wydanie: 07/2019, 2019

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy