Prezydent żegnany ze smutkiem

Prezydent żegnany ze smutkiem

Wadim Tyszkiewicz podniósł z upadku Nową Sól, teraz zadba o Polskę

W powyborczy poniedziałek, 14 października, prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz posprzątał swój gabinet i o godz. 17 wyszedł przed budynek urzędu miasta, gdzie już czekało kilkadziesiąt osób. Niektórzy mieszkańcy przyszli z kwiatami. Tak żegnali swojego prezydenta, który wydźwignął Nową Sól z gospodarczej zapaści i sprawił, że miasto stało się wzorem dla innych.

– Jesteśmy z pana dumni! Dziękujemy! – usłyszał. Wiele kobiet płakało. Jemu, wydawałoby się twardemu mężczyźnie, głos także się łamał. Nad wzruszeniem trudno było zapanować.

Gospodarzem Nowej Soli został w 2002 r. Wówczas dopiero w drugiej turze wygrał wybory na prezydenta, otrzymał 55,15% głosów. Cztery lata później w reelekcji głosowało na niego już ponad 83% wyborców. W kolejnych wyborach w latach 2010, 2014 i 2018 był bezkonkurencyjny. Poparła go większość mieszkańców.

Po 17 latach miejskiej prezydentury postanowił przejść do wielkiej polityki jako senator. Uznał, że w planach miasta wszystko poukładał. Co dało się zrobić, zrobił. Zarysował rozwój Nowej Soli na najbliższych siedem lat, wierząc, że tego nie da się zepsuć. W wyborach parlamentarnych startował z własnego komitetu. Ile go to kosztowało? 8 tys. zł. Resztę, 40 tys. zł, wpłacili jego zwolennicy, do dziś nie wie, kim oni są. Kampania była skromna, bez nadmiernej liczby billboardów. Tym razem wyborcy także nie zawiedli. Otrzymał 63 675 głosów. Został senatorem.

Z zapaści do sukcesu

W 2002 r. Nowa Sól tkwiła w zapaści ekonomicznej. Padły dwa największe zakłady w mieście – Nowosolska Fabryka Nici Odra i Dolnośląskie Zakłady Metalurgiczne Dozamet. W każdym pracowało po ok. 4 tys. osób. W 40-tysięcznym mieście bezrobocie wynosiło 42%. Prezydent Tyszkiewicz potraktował ówczesną sytuację jak wyzwanie. Miasto było zaniedbane, brudne, smutne, w dodatku miało złą opinię. Rozboje, narkomania, prostytucja, napady na tiry – z tego znana była Nowa Sól.

Mieszkańcy ratowali się przed bezrobociem na własną rękę. W stodołach, komórkach, pomieszczeniach gospodarczych masowo zaczęli produkować ogrodowe krasnale i wysyłać je do Niemiec. Tak powstało 300 firm produkcyjnych. Wyśmiewane nowosolskie krasnoludki pozwoliły ludziom przeżyć najcięższe czasy.

Prezydent Tyszkiewicz przyszłość i rozwój miasta widział jednak nie w krasnoludkach, lecz w pozyskiwaniu inwestorów – w tym znanych firm zachodnich – którzy na obrzeżach miasta mieli ulokować swoje nowoczesne zakłady, tworząc w ten sposób tysiące miejsc pracy. Pomysł świetny, ale trudny do zrealizowania. – Uznałem, że jedyną szansą dla Nowej Soli jest odbudowa przemysłu, który tu całkowicie upadł. Postawiłem na rozwój gospodarki. Ale byłem z tym pomysłem sam – wspomina dziś.

Wkrótce, o dziwo, znalazł sprzymierzeńców. Miasto wzięło kredyt na uzbrojenie terenu na obrzeżach, w Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Dziś uzbrojonych jest tu 200 ha, są drogi dojazdowe, no i są – nie bez trudności pozyskani – inwestorzy zagraniczni i polscy. – Ilu dzisiaj jest inwestorów? Policzmy tych dużych: w strefie północnej jest ich 15, w strefie południowej pięciu nowych i jeszcze pięciu w mieście. Bezrobocie wynosi 6%. A więc udało się zrobić to, co było moim celem, czyli podnieść Nową Sól z upadku – mówi senator Tyszkiewicz.

Ekonomia, człowieku, ekonomia

Zanim stanął w wyborach samorządowych do walki o stanowisko prezydenta, w praktyce poznał zasady skutecznego prowadzenia działalności gospodarczej. Po studiach na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej najpierw dwa lata pracował w zielonogórskim Lumelu, a potem założył własną firmę – Centrum Komputerowe Vadim. Był rok 1986, firma bazowała na komputerach domowych. Najpierw był jedynym pracownikiem, potem zatrudnił kilka osób, później jeszcze kilkanaście, po 17 latach, pod koniec istnienia firmy, załoga liczyła 50 osób. Zmieniała się też oferta firmy – na początku były legalne gry komputerowe, potem własne oprogramowanie, dystrybucja, sprzedaż i serwis. Rynek komputerowy rozwijał się, więc Tyszkiewicz utworzył filie, w tym jedną w Warszawie, zdobywał nagrody i wyróżnienia. Jego centrum komputerowe było największą firmą tego rodzaju w Lubuskiem. – Wszystko, co zarobiłem, inwestowałem w firmę. Nie kupowałem drogich samochodów jak moi znajomi, którzy jeżdżą bentleyami.

W latach 90. zmienił się rynek komputerowy. Do Polski weszły duże koncerny zachodnie, uznał wówczas, że trzeba coś zmienić i w życiu, i w biznesie.

W 2002 r. otrzymał propozycję startu w wyborach na prezydenta w Zielonej Górze, bo tam prowadził firmę i tam zaangażował się w ruch społeczny przeciwny lokalizacji dużych sklepów w centrum miasta. Był współzałożycielem Stowarzyszenia Moje Miasto. Ale mieszkał w Nowej Soli i tutaj także pojawiła się podobna oferta. – Obiecałem nowosolanom, że będę walczyć o prezydenturę właśnie w Nowej Soli. Nie mam w zwyczaju nie dotrzymywać obietnic, więc tu zostałem – podkreśla.

Gdy wygrał wybory, prowadzenie firmy przekazał żonie. Centrum Komputerowe Vadim istniało jeszcze dwa lata. W tym czasie pracownicy zakładali własne firmy, chodziło o to, by nikt na tej zmianie nie stracił.

Miasto bliskie sercu

Wadim Tyszkiewicz urodził się w 1958 r. w Hancewiczach – 14-tysięcznym miasteczku w obwodzie brzeskim (dzisiejsza Białoruś). Rodzice byli nauczycielami, ojciec uczył matematyki i fizyki, mama rosyjskiego. Ojciec zmarł w 1963 r., Wadim miał wtedy pięć lat. Mama zdecydowała się jechać do Polski. Wadim pamięta przyjazd z ostatnimi repatriantami z Kresów w 1966 r. Przyjechał z mamą i o rok starszą siostrą. Zatrzymali się w Nowej Soli, bo w okolicy już mieszkali rodzice mamy, jej dwie siostry i brat. Mama szybko dostała pracę w świetlicy dworcowej, potem w szkole. Uczyła rosyjskiego, była wychowawczynią i bibliotekarką. A on, wówczas ośmiolatek, bez trudu zasymilował się, przystał do grupy kolegów, którzy nie należeli do wzorowych uczniów. Był chyba przyczyną nieprzespanych nocy mamy. Dziś mówi: – Chuliganiłem.

Po podstawówce poszedł do Technikum Odlewniczego. Z tamtego okresu zapamiętał ten jeden dzień, który zmienił jego życie. – Przyszedłem do domu, uklęknąłem przed mamą i przysiągłem jej, że się zmienię. Miałem palce żółte od papierosów. Obiecałem, że palić nie będę. I nie palę do dziś.

W technikum na początku był średniakiem, zbierał trójki. Po przysiędze złożonej mamie rzeczywiście się zmienił. W czwartej klasie na świadectwie miał tylko jedną czwórkę, pozostałe oceny to piątki. Technikum skończył na samych piątkach i ze Złotą Tarczą z Laurem. Nie pamięta, co mama wtedy powiedziała. – Wiem jedynie, że z chuligana przeistoczyłem się w innego człowieka.

Studia na Politechnice Warszawskiej miały być szczęśliwym etapem w jego życiu. Siostra już studiowała na SGH. I nagle nadeszła dramatyczna wiadomość z Nowej Soli. Mama tragicznie zmarła. Wówczas zrozumiał, co to znaczy być sierotą. Bez rodziców, bez pieniędzy, bez chęci myślenia o przyszłości. Miał 19 lat. Żeby przeżyć, podejmował się różnych prac. Mył okna, sprzątał szalety i garaże w TVP. Statystował w „Człowieku z żelaza” u Wajdy. Żeby materialnie stanąć na nogi, wziął urlop dziekański i pojechał do Austrii na budowy. Wtedy nie pracował, lecz harował. Po urlopie skończył studia, wrócił do Nowej Soli.

Za Hancewiczami, miejscem szczęśliwego dzieciństwa, zatęsknił już w czasie studiów. Ubogi student z plecakiem, bez specjalnego przygotowania, pierwszy raz pojechał na Białoruś do miasteczka, które opuścił przed kilkunastoma laty. Drogę do domu pamiętał. Gdy tam dotarł, stwierdził, że właściwie nic się nie zmieniło. Drewniany, nieduży budynek stał jak dawniej. Wadim stanął przed domem, czuł pustkę. Rodziców nie było. Przypomniał sobie odległe dzieciństwo, spotkał kolegę z sąsiedztwa. Poczuł też wyjątkowy, rześki zapach okolicy.

Kolejny raz pojechał do Hancewicz w 1994 r. Już był biznesmenem. Znów pojawił się na rodzinnym podwórku, dom jeszcze stał. Porozmawiał z sąsiadami. Nie narzekali na trudne życie. Najstarsze pokolenie pamiętało głód z czasów wojny i po wojnie – a teraz? Każdy miał ogródek, w nim ziemniaki, warzywa… Czego chcieć więcej? Polacy gonili wtedy za bogactwem, a w Hancewiczach spokój, pogoda ducha i sąsiedzka życzliwość.

Trzeci raz odwiedził Hancewicze w 2016 r. W podróż wybrał się z żoną Agnieszką. W miejscu jego rodzinnego domu stała willa popa. Ten przyjął gościa życzliwie, przedstawił liczną rodzinę, miał dziesięcioro dzieci i zapewniał, że żona nie miałaby nic przeciwko, gdyby urodziło się kolejne.

W miasteczku powstały nowe osiedla, wszędzie porządek, czysto. W centrum markety, a w marketach i na ulicach, w stylizowanych beczkach, pachnący kwas chlebowy – pyszna miejscowa coca-cola.

Za każdym razem gdy przyjeżdżał do Hancewicz, Wadim szedł na cmentarz na grób ojca. Teraz także tam poszedł. Pomnik stał nienaruszony. Odczyścili zdjęcie na nagrobku, napisy, przyjrzeli się też innym polskim nagrobkom. Jedne były zadbane, drugie pochylone, zapomniane.

Z podróży przywieźli do Nowej Soli pachnący, czarny, białoruski chleb. Jeszcze tydzień był świeży. W Hancewiczach Tyszkiewicz przypomniał sobie smaki z dzieciństwa. Mama robiła np. genialne bliny na zakwasie, później przygotowywała je także w Nowej Soli. – Ja tam nigdy nie wrócę, ale wspomnienia z dzieciństwa pozostaną – kiwa głową i dodaje, że jego Hancewicze wciąż są piękne. I że warto pojechać tam, gdzie ma się swoje korzenie.

Buntownik w polityce

W podstawówce był – jak sam o sobie mówi – chuliganem, a teraz jest buntownikiem. Po ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego umieścił następujący wpis na Facebooku: „Przepraszam, przestałem wierzyć w mądrość Polaków. Wygrała wiara w cuda. Rozum i ekonomia przegrały z bezczelnym oszukiwaniem Polaków i wmawianiem im, że pieniądze produkuje rząd. Ponad 40% Polaków nie wie o tym, że rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy. Ma tylko nasze, nam zabrane. Może je mądrze wydać, inwestując w przyszłość, może je też roztrwonić, nie martwiąc się o to, co będzie jutro. Za pozorny dobrobyt dzisiaj przyjdzie nam zapłacić jutro. (…) Polska to dziwny kraj, może już nie dla takich ludzi jak ja, dla których zdrowy rozsądek, ekonomia, wiedza, doświadczenie, uczciwość, pracowitość są przewodnikiem. Kaczyński wycelował w bezmyślny elektorat, który ma w nosie demokrację, ekonomię… Nawet ma w nosie uczciwość i prawdomówność (Morawiecki), ma w nosie wszystko, co go bezpośrednio nie dotyczy poza 500+ i innymi plusami wypłacanymi od ręki. Skąd? Nieważne. To już tego elektoratu nie interesuje. Ważne, że jest piwo i kiełbasa na grilla. Zainteresują się tym dopiero wtedy, kiedy zacznie boleć. Tylko wtedy będzie za późno.

PS Trzeba będzie się otrząsnąć z tego wstydu za Polskę i walczyć dalej. Życie jest tylko jedno i nie wolno pozwolić go zmarnować miernotom, dla których władza jest celem samym w sobie, a nie narzędziem do osiągnięcia celu, jakim powinna być silna, stabilna i bezpieczna Polska”.

Potem mówił dziennikarzom, że wpis zrobił 10 minut po ogłoszeniu wyniku wyborów do europarlamentu. Napisał to, co czuł. Po czym wyłączył telewizor, komputer i wziął do ręki książkę „Sztuka podejmowania decyzji”.

Następnego dnia jego wpis był czytany 2 mln razy. W październiku tego roku Tyszkiewicz odebrał nagrodę przyznawaną samorządom – Wektor 30-lecia Pracodawców RP. Przed wręczeniem nagrody usłyszał, że Nowa Sól to przykład wytrwałej walki o rozwój, przyciąganie inwestorów i obniżenie bezrobocia. Walki zwieńczonej sukcesem. Determinacja i skuteczność samorządu Nowej Soli zasłużyła na wyróżnienie.

Życzliwość czuje każdego dnia

Gdy został senatorem i opuszczał Urząd Miasta w Nowej Soli, nie spodziewał się takiej sympatii i życzliwości mieszkańców. A doświadcza jej każdego dnia. Nowosolanie uśmiechają się do niego na ulicy, także ci, których nie zna, a oni go przecież znają. Po wpisie na Facebooku odezwali się ludzie z całego kraju. Do dziś zachęcają go, by stanął do walki o prezydenturę Polski. Ale nie stanie. Ci, którzy są jego sympatykami, pewnie nie wiedzą, że do prowadzenia skutecznej kampanii w kraju potrzebne są duże pieniądze i silne zaplecze polityczne. A on nie ma ani jednego, ani drugiego. Za to ma inne marzenia. Kiedyś lubił wizyty w zaprzyjaźnionym z Nową Solą niemieckim miasteczku Senftenberg. Siadał tam na ławeczce i przyglądał się przechodzącym ludziom. Byli uśmiechnięci, pogodni, nie śpieszyli się. Tak zachowują się osoby, które mają poczucie bezpieczeństwa. Chciałby, żeby takie poczucie mieli Polacy.

W Senacie jest jednym z trzech senatorów niezależnych. Zgłosił akces do dwóch komisji – Komisji Regulaminowej, Etyki i Spraw Senatorskich oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej. – Będę walczył i chronił samorząd, bo samorząd to pani, ja i nasi sąsiedzi – zapewnia.

Fakt, że jest bezpartyjny, daje mu poczucie dużego komfortu. Poza tym czuje się przede wszystkim samorządowcem, czyli kimś, kto pozostaje blisko ludzi.

Senator Wadim Tyszkiewicz mieszka w Nowej Soli w poniemieckim domu. Ma dwie córki i syna, są już dorośli, samodzielni. Ma też pięć wnuczek.

A w domu jest również suczka Lisia, mała, ruda, znaleziona na ulicy. Ostatnio Lisia doznała paraliżu kręgosłupa, pociągała tylnymi łapkami. Ratunkiem była szybka wizyta u kręgarza we Wrocławiu. Już jest lepiej. Na Facebooku Tyszkiewicz umieścił wpis: „A ja uświadomiłem sobie, że polityka jest ważna, ale życie jest jeszcze ważniejsze. Takie, wydawałoby się, przyziemne sprawy pozwalają zejść na ziemię. Nawet nie wyobrażacie sobie, ile radości dała nam nadzieja na uratowanie Lisi. I to się liczy”.

Fot. East News

Wydanie: 01/2020, 2020

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. enuajsi
    enuajsi 2 stycznia, 2020, 04:37

    Niczego nie ujmując osiagnieciom gospodarczym Pana Prezydenta a dziś już Senatora trudno oprzeć się reflekcji że w 3RP otrzymuje się laurki za działalność która była codziennością PRLu i wywodziła się z ideologicznych zasad kierujacych gospodarka socjalistyczna. Jedna z takich zasad było niwelowanie różnic ekonomicznych pomiędzy miejscowościami i rejonami kraju. W małych miasteczkach powstawały zakłady pracy w których znajdowała zatrudnienie i możliwość awansu miejscowa ludność mimo że z ekonomicznego punktu widzenia było to mniej wydajne niż rozbudowa przemysłu w istniejących już ośrodkach przemysłowych. Wraz z upadkim socjalizmu gospodarka zaczęły rzadzić kapitalistyczne prawa maksymalizacji zysku i większość zakładów przemysłowych na prowincji upadla pozastawiajac mieszkanców bez srodków do życia przy 42 procentowej stopie bezrobocia jak na przykład w Nowej Soli. Gdyby wierzyc panom z Radia Wolna Europa i przywódcom Solidarnosci którzy przed czterdziestu laty napewno zorganizowali bardzo udane strajki w zakładach pracy Nowej Soli, najwyzsza wartoscia kapitalizmu jest wolność i godność jednostki zas w socjalizmie jednostka pomiatano i pozbawiano ja wolnosci. To dosc przewrotne przedstawianie rzeczywistosci tamtych lat bo od poczatku PRLu zakłady produkcyjne powstawaly tam gdzie mieszkali ludzie a nie odwrotnie tzn obywatele nie byli zmuszani do poszukiwania pracy po całym kraju lub nawet kontynencie jak ma to miejsce w kapitalizmie. Zastanawiam się również nad kapitalistycznym podejściem do wyrównywania nierówności w rozwoju gospodarczym różnych rejonow kraju zawsze w imie kapitalistycznej rentowności jako najwyższej wartości rzadzacej działaniami człowieka. Tworzenie tzw sfer ekonomicznych stwarza dla jednostek administracyjnych swoisty wyścig w dół w zwalnianiu inwestorów z podatków. Wystarczy powiedzieć ze firma Amazon która jest własnościa najbogatszego człowieka świata nie płaci podatku miedzy innymi dlatego ze miasta prześcigaja się w zwalnianiu ich z podatku. Wedlug kapitalistycznej i biblijnej jednocześnie zasady ze wieksza ryba pożera mniejsza rybe bo takie sa prawa dżungli które stworzył przeciez sam Bóg najbogatsi płaca zero podatków wiec za szkoly, drogi, policje i straż pożarna płaca sobie biedni. Za szkoly, przedszkola i drogi w Nowej Soli nie placa inwestorzy bo wtedy inwestycja w miescie nie bylaby opłacalna – płaca za to mieszkańcy. Kiedys mozna bylo w niedziele obejrzec audycje pod nazwa Turniej Miast gdzie mieszkancy niewielkich miejscowosci przescigali sie w prezentowaniu swojego dorobku gospodarczego i kulturalnego dzisiaj gdyby taki turniej ciagle mial miejsce mieszkancy mogli by przescigac sie w konkurencji kto da lepiej inwestorom.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy