PRL nie była czarną dziurą

PRL nie była czarną dziurą

Prof. Walicki najbardziej krytycznie oceniał skręt ideologiczny, jaki dokonał się w Polsce


Prof. Joanna Schiller-Walicka – wicedyrektor Instytutu Historii Nauki im. Ludwika i Aleksandra Birkenmajerów PAN


Kilku moich znajomych, komentując wyróżnienie przyznane wydawcom trylogii prof. Andrzeja Walickiego – Instytutowi Historii Nauki PAN i „Przeglądowi” – uznało decyzję jury za odważną. Z uwagi na to, co prof. Walicki pisał o PRL, III RP i oczywiście Rosji. Pani też tak ocenia decyzję jury?
– Myślę, że odwagę wykazywał przede wszystkim autor tekstów zamieszczonych w trylogii, który nie bał się wypowiadać swoich poglądów mimo społecznych i osobistych kosztów, jakie za to ponosił. Z pełną świadomością, że te poglądy nie są miłe rządzącym, mainstreamowi… Swoim przekonaniom był wierny przez całe życie i nigdy nie poddawał się myśleniu stadnemu. Natomiast odwaga przyznających nagrodę polega na tym, że okazali się ludźmi ceniącymi niezależność, co nieodmiennie powinno wiązać się z postawą ludzi nauki. Istotą bowiem badań naukowych jest właśnie niezależność. Wskazanie jury konkursu jest tym cenniejsze, że teraz, gdy dyskurs polityczny i społeczny zdominowany został przez sprawy międzynarodowe, a zwłaszcza dramatyczne wydarzenia za naszą wschodnią granicą, wydaje się, że wewnętrzne polskie problemy odeszły na dalszy plan.

Porozmawiajmy o tym odmiennym widzeniu problemów Polski przez prof. Walickiego.
– Na pisarstwo Andrzeja Walickiego trzeba patrzeć dwojako. Jego twórczość składa się z dwóch elementów, wzajemnie od siebie zależnych. Pierwszy to dorobek stricte naukowy, tj. pisarstwo uczonego, badacza, który koncentrował się przede wszystkim na problematyce historii idei, historii myśli społecznej i filozoficznej. Drugim natomiast elementem jest publicystyka, będąca wynikiem zaangażowania w sprawy publiczne zwykłego człowieka, obywatela, który, mając wiedzę naukową na temat przeszłości, patrzy i komentuje bieżącą rzeczywistość przez pryzmat tej wiedzy oraz własnych, osobistych doświadczeń naocznego świadka i uczestnika wydarzeń historii Polski XX-wiecznej. Przypomnę, że urodził się w 1930 r., a więc dziewięć lat przed wybuchem II wojny, którą przeżył jako człowiek bardzo młody, ale już w pełni świadomy. Był więc świadkiem wszystkich przeobrażeń, jakie dokonywały się w Polsce w okresie od II do III RP. Świadkiem, który nigdy nie był obojętny wobec tego, co się dzieje.

Pakiet książek prof. Walickiego
w naszej księgarni

Tym, co przejawia się w jego działalności publicystycznej, jest wielostronne widzenie zjawisk i rzeczywistości.
– Wiąże się to z dwiema fundamentalnymi dla prof. Walickiego kwestiami: prawem każdego człowieka do wolności przekonań i równie przynależnym każdemu prawem do różnorodności, pluralizmu poglądów. Te prawa przyznawał sam sobie i o nie walczył nie tylko dla siebie, ale i dla innych. W odniesieniu do epoki, która występuje w tytule jego trylogii – „PRL i skok do neoliberalizmu”, walczył przede wszystkim z jednostronnością widzenia tego okresu, forsowaniem jednolitego, narzuconego odgórnie osądu PRL. Uważał bowiem, że tak jak każda inna epoka historyczna czas ten miał blaski i cienie i należy mówić zarówno o jednych, jak i drugich. Mimo że doskonale zdawał sobie sprawę ze zła, które miało wówczas miejsce.

I które również jego dotknęło.
– Tak, okres stalinowski przeżył w sposób niesłychanie dramatyczny i nigdy tego nie ukrywał. Ale mając takie doświadczenia, tym bardziej odczuł przełom październikowy 1956 r. jako znaczące rozszerzenie pola wolności. Dlatego nie do przyjęcia było dla niego widzenie PRL jako monolitu, okresu, który należy z historii Polski wymazać. Uważał za niemądre kwestionowanie państwowości PRL, choćby z tej racji, że wszystkie umowy, porozumienia, dokumenty, które wtedy obowiązywały, należałoby uznać za nieważne.

Państwo o nazwie Polska Rzeczpospolita Ludowa istniało, było kolejnym etapem w historii Polski i jako takie podlega tej samej analizie i badaniom historycznym jak I RP, okres zaborów, kiedy państwa polskiego nie było wcale, czy II RP. Uważał, że historycy, badając te czasy, mają obowiązek wskazywać ich jasne i ciemne strony, wszechstronnie je analizować. Natomiast narzucanie społeczeństwu jednej wizji, jednego oglądu tej epoki, w dodatku schematycznego, płytkiego i powierzchownego, jest działaniem przede wszystkim na szkodę społeczeństwa. Odbiera się bowiem ludziom prawo do ich własnej, osobistej pamięci, fałszując zarazem obraz tego półwiecza, z całą jego ewolucyjnością i wewnętrzną różnorodnością. I w tym względzie nie było zgody między nim a polityką historyczną.

Oboje jesteśmy redaktorami tej trylogii i wiemy, że jest ona mocnym głosem niezgody na odrzucanie ciągłości historii narodu i państwa, w tej kolejności wymieniając – narodu i państwa.
– Nie jest możliwe, żeby z historii, w naszym przypadku niewątpliwie narodu – bo historia powojenna tak się potoczyła, że staliśmy się niemal monolitem etnicznym, narodowym – eliminować jakiś okres, bo politykom on się nie podoba. Andrzej Walicki jasno podkreślał, że PRL nie można traktować jak czarnej dziury i wykreślić jej z naszych dziejów jako czegoś nieistniejącego i głęboko wstydliwego, a ludzi wtedy żyjących uznać za zdrajców interesu narodowego.

I uderzyć w system istniejący w PRL.
– Głównie w ludzi, nie tylko tych, którzy żyli w tamtym czasie, ale i tych, którzy chcą poznać prawdę o PRL.

Trylogia nie odnosi się do samej PRL, ale również do tego, co było i jest po transformacji ustrojowej. Czy to, że prof. Walicki tak długo żył na Zachodzie, wpłynęło na dość negatywną ocenę polskiej transformacji, przede wszystkim jeżeli chodzi o zmarnowanie szansy na stanie się państwem o w pełni demokratycznych zasadach i prospołecznym obliczu?
– W moim przekonaniu prof. Walicki nigdy mentalnie z Polski nie wyjechał, przeniósł się ciałem, ale nie duchem, bo nawet przebywając przez ćwierć wieku na Zachodzie, często Polskę odwiedzał, zwłaszcza po 1989 r. Śledził na bieżąco polską prasę, oglądał polską telewizję, korespondował z przyjaciółmi, którzy zostali w kraju. I zawsze polskimi sprawami nie tylko się interesował, ale też bardzo głęboko przejmował i przeżywał. Widać to zresztą w jego „Dziennikach”, których niemałe fragmenty są w trylogii – tam w zasadzie sprawy polskie dominują. A kiedy w 2006 r. wrócił do Polski, był już naocznym obserwatorem tego, co się w niej dzieje. Na pewno to oddalenie pozwoliło zdobyć szerszą perspektywę, ale kierował się przede wszystkim wiedzą o procesach polityczno-społecznych, własnym rozumem i własną analizą tego, co w Polsce się działo.

We wnioskach bardzo się różnił od polityków i publicystów różnej maści.
– I to widać w tekstach zamieszczonych w tych trzech tomach. Na przemiany dokonane po 1989 r. patrzył przede wszystkim z punktu widzenia społeczeństwa, kosztów, jakie musiało ponieść w związku z nimi, nie tylko szokową terapią gospodarczą Balcerowicza. Prof. Andrzej Walicki uważał, że zmiany te, choć konieczne, nie musiały przebiegać w tak szybkim tempie, że ludzie nie musieli ponieść aż takich ofiar. Z dużą dozą krytycyzmu patrzył też na postępujące rozwarstwienie społeczne, nie mówiąc już o demontażu prawa, szczególnie przez ludzi Zjednoczonej Prawicy.

Na zmiany zachodzące w Polsce patrzył głównie z punktu widzenia historyka idei.
– I dlatego najbardziej krytycznie oceniał skręt ideologiczny, jaki w Polsce się dokonał. O ile w gospodarce zapanował pluralizm, różne formy własności, gospodarowania, wzmocniono samodzielność i ludzką przedsiębiorczość, o tyle w dziedzinie ideologicznej narzucono jednolitą narrację, która miała dotyczyć zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości. I z tym nie był w stanie się pogodzić, co nie oznacza, że chciał narzucić wszystkim swój sposób widzenia rzeczywistości. Jak wcześniej mówiłam, był zdania, że narzucanie wszystkim jednolitego myślenia jest głęboko szkodliwe. Ale uważał za swój obowiązek przedstawianie alternatywnej wizji tej rzeczywistości.

W trylogii jest bardzo wiele tekstów niepublikowanych, zwłaszcza te pochodzące z jego „Dzienników”. Gdy porównuje się to, co pisał w skrytości, z tym, co drukował, głosił, nie widać różnicy.

To dowód, że cechowała go jednorodność myśli.
– I konsekwencja w głoszeniu poglądów. Nigdy nie było sytuacji, żeby w tekstach do publikacji pisał co innego niż to, co notował w „Dziennikach”. Jedyną różnicą jest być może to, że w „Dziennikach” niektóre myśli formułował ostrzej, w sposób bardziej kategoryczny. A ponieważ był człowiekiem z natury łagodnym i pragnącym nie robić nikomu przykrości, sformułowania te w tekstach drukowanych łagodził. Natomiast jeśli chodzi o samą myśl, ocenę zjawisk, faktów, osób, to nie ma żadnej sprzeczności między tym, co jest w „Dziennikach”, a tym, co w druku.

W przeciwieństwie do wielu ludzi, w tym naukowców, prof. Walicki nie zmieniał poglądów.
– Jako człowiek myślący ewoluował – sam twierdził, że z wiekiem przesuwa się w swoich poglądach na lewo. Ale niezmienne pozostawały tzw. imponderabilia, czyli podstawowe zasady, jakimi kierował się w życiu i w pracy naukowej – demokracja, z towarzyszącą jej wolnością ludzi i obywateli, praworządność, sprawiedliwość i uczciwość. Andrzej Walicki nie odmawiał nikomu prawa do zmiany zdania, opinii, ale nie tolerował wypierania się wcześniejszych poglądów.

Oczekiwał wyjaśnienia, dlaczego zmieniło się poglądy?
– Tak, ale przede wszystkim przyznania się do tego. W pełni akceptował i przyjmował postawę: dawniej myślałem tak, ale pod wpływem badań, lektur, biegu wydarzeń uznałem, że moje stanowisko było niesłuszne. Nie mógł natomiast zrozumieć, że ktoś wypiera się sam siebie, zwłaszcza gdy istniało domniemanie, że robi to z przyczyn koniunkturalnych. Odnosił to nie tylko do ludzi nauki, ale do wszystkich. Bardzo krytyczny stosunek miał np. do parlamentarzystów, którzy w trakcie kadencji zmieniali barwy klubowe. Uważał nawet, że powinno to być zabronione, gdyż jest to zdrada wyborców, złamanie umowy między nimi a kandydatem z ugrupowania, na które się głosuje.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2022, 25/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy