Prokuratorze, kim jesteś?

Prokuratorze, kim jesteś?

Konflikt prokuratorów generalnych to tylko namiastka tego, co się dzieje w prokuraturze
W tle konfliktu między prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem a szefem prokuratury wojskowej gen. Krzysztofem Parulskim toczy się dyskusja o stanie i przyszłości polskiej prokuratury. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin uważa, że jej autonomia poszła za daleko i trzeba zwiększyć demokratyczną kontrolę nad prokuraturą, a rząd powinien mieć realny wpływ na kierunki polityki karnej.
Prokuratorzy uważają natomiast, że niezależność prokuratury jest za mała. Z ankiety przygotowanej na zlecenie prokuratora generalnego pod koniec zeszłego roku wynikało, że spośród 4,4 tys. prokuratorów wszystkich szczebli i pionów jedynie 218 uznało, że obecne regulacje wystarczająco gwarantują ową niezależność. Większość była zdania, że takich gwarancji nie ma. Wskazywano przy tym na potrzebę umieszczenia zapisów o prokuraturze w konstytucji oraz zapewnienia jej autonomii finansowej.
Jaki zatem jest stan polskiej prokuratury, jak oceniana jest jej praca? Czy podział prokuratorów na ziobrystów i platformersów będzie latami rozsadzał prokuratury wszystkich szczebli i czy można temu przeciwdziałać? Czy awanse w tej instytucji będą zależeć od politycznego poparcia kandydatów zamiast od oceny ich rzeczywistego dorobku? I czy niezależność prokuratorów automatycznie oznacza ich bezkarność? To są pytania, które zadają sobie nie tylko ci, którzy mieli do czynienia z prokuratorami.

Ziobryści i inni

Chyba nigdy w przeszłości nie było tak głębokich różnic, dzielących osoby mające wpływ na funkcjonowanie prokuratury. Andrzej Seremet, gdy powoływano go na obecne stanowisko, mówił, że prokuratura potrzebuje zmian, a nie rewolucji. Jej niezależność zaś „nie oznacza niezależności od sumienia i zdrowego rozsądku”.
Nie udało mu się zrealizować większości z zapowiadanych dwa lata temu pomysłów. Zwłaszcza najistotniejszego – umocowania prokuratury w konstytucji, że nie wspomnę o zapewnieniu prokuratorom godziwych warunków pracy i przyspieszeniu tempa prowadzonych postępowań przygotowawczych.
Zmorą prokuratury stały się przecieki do mediów, związane z głośnymi postępowaniami. Ich źródeł – mimo wszczynanych postępowań – nie sposób było ustalić. Wbrew deklaracjom prokuratora Seremeta o apolityczności i merytorycznych zasadach doboru kadry w podległych mu jednostkach utrwalił się podział na „ziobrowych” i „resztę”.
Prokuratorzy sobie nie ufają, co siłą rzeczy odbija się na ich pracy. Wielu starszych, doświadczonych prokuratorów nie może się pogodzić z arogancją młodszych kolegów, którzy zasłaniając się „niezależnością”, lekceważą ich uwagi. Za największy błąd Seremeta uważają oni utrzymanie wpływów w Prokuraturze Generalnej osób, które błyskawiczne kariery zawdzięczają Zbigniewowi Ziobrze.
Wielu po cichu liczyło, że ustawa z 9 października 2009 r. wprowadzająca rozdział funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego przywróci porządek. Każdy miał w pamięci to, co działo się za rządów obecnego lidera Solidarnej Polski. Areszty wydobywcze, spektakularne konferencje prasowe, awanse młodych, niedoświadczonych prokuratorów, wysokie nagrody pieniężne, nagrywanie rozmów i donosy na kolegów… Wszystko to skutecznie zniszczyło wiarę, że ciężką pracą można w prokuraturze do czegoś dojść. Starsi prokuratorzy dobrze wiedzieli, jaki będzie finał głośnych „medialnych” postępowań, takich jak śledztwa w sprawie mafii paliwowej czy afery gruntowej.
Już sam proces wyłaniania prokuratora generalnego w styczniu 2010 r. nie pozostawił złudzeń co do tego, że wszystko zostanie po staremu. Wśród kandydatów, którzy stanęli przed Krajową Radą Sądownictwa, trzech jednoznacznie kojarzono z osobą PiS-owskiego ministra – byli to prokuratorzy: Marek Pasionek, Bogdan Święczkowski i Jerzy Engelking. Na najpoważniejszego gracza wyrósł ówczesny prokurator krajowy Edward Zalewski, cieszący się jakoby poparciem wicepremiera Grzegorza Schetyny. W tych okolicznościach kilku doświadczonych i mających niekwestionowany autorytet prokuratorów, mimo namów kolegów, zrezygnowało z kandydowania. Wybranie sędziego Andrzeja Seremeta przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego wydawało się wówczas rozwiązaniem kompromisowym, tym bardziej że był on osobą spoza środowiska.
Szybko się okazało, że nowy prokurator generalny gwarantował „grubą kreskę”. Gdy w marcu 2010 r. Rada Prokuratorów przy Prokuratorze Generalnym opiniowała kandydatów do nowej prokuratury, sześciu „ziobrowych”: Dariusz Barski, Jerzy Engelking, Marzena Kowalska, Andrzej Kryże, Robert Hernand i Józef Giemza otrzymało negatywne opinie. Jakież było zaskoczenie, gdy Seremet powołał na swoich zastępców prokurator Marzenę Kowalską i prokuratora Roberta Hernanda. Przypomniano, że w 2007 r., gdy Hernand pełnił obowiązki prokuratora apelacyjnego we Wrocławiu, tamtejsze zgromadzenie prokuratorów w tajnym głosowaniu wydało mu opinię negatywną. Przypomniano też, że jego kariera nabrała tempa dzięki znajomości z Bogdanem Świączkowskim, z którym pracował w jednym wydziale. Kiedy Hernand został szefem prokuratury gliwickiej, zgromadzenie prokuratorów (w jego skład wchodzą delegaci ze wszystkich prokuratur rejonowych oraz wydziałów prokuratury okręgowej) także wydało mu negatywną opinię. Co prawda opinie te nie były wiążące ani dla ministra sprawiedliwości, ani dla prokuratora generalnego, jednak mówiły wiele o tym, jak prokurator Hernand jest postrzegany przez kolegów.

Nieobecni

Oprócz tego, kogo Seremet awansował do „nowej” Prokuratury Generalnej, istotne było, kogo się pozbył. M.in. dr. Wincentego Grzeszczyka, dla wielu pokoleń prokuratorów człowieka o niezaprzeczalnym autorytecie, dr. Jerzego Zientka (także specjalisty od organizacji oraz informatyzacji prokuratury) czy też Andrzeja Kaucza, któremu mimo pozytywnej opinii Rady Prokuratorów odmówiono stanowiska z konkursu na wolne miejsce w Prokuraturze Generalnej.
20 września 2010 r. prezydent Bronisław Komorowski powołał prokuratora Edwarda Zalewskiego na czteroletnią kadencję w skład Krajowej Rady Prokuratury. Ma ona stać na straży niezależności prokuratorów. Szybko okazało się, że KRP może więcej. W praktyce rada funkcjonuje dziś jako miękka opozycja wobec prokuratora generalnego, a prasa przypomina, że w 2010 r. Seremet i Zalewski rywalizowali o funkcję prokuratora generalnego. Co prawda między radą a Seremetem nigdy nie doszło do spięć, lecz jej pozycja została znacznie wzmocniona. To Krajowa Rada Prokuratury mediowała ostatnio w sporze między Seremetem a gen. Krzysztofem Parulskim.
W czerwcu ub.r. Krajowa Rada Prokuratury przedstawiła własny projekt oddzielnej ustawy o KRP, dającej jej m.in. autonomię budżetową, prawo do lustracji i wizytacji w poszczególnych prokuraturach, badania akt spraw, a także oceniania sekretariatów i kancelarii tajnych. Czyli de facto kontroli poczynań prokuratora generalnego.
Prokurator Seremet oczywiście jest przeciw rozszerzeniu uprawnień Krajowej Rady Prokuratury. Powołał też zespół, który miał pracować nad założeniami nowelizacji Ustawy o prokuraturze, licząc zapewne, że w ten sposób wzmocni swoją pozycję. Ostatnio prokurator generalny często podkreślał, że jest strażnikiem i gwarantem niezależności podległych mu ludzi.

Wyroki obnażają błędy

Prokuratura to instytucja hierarchiczna, w której obowiązuje podległość służbowa. Publiczna krytyka stosunków panujących wewnątrz jest zagrożona postępowaniem dyscyplinarnym, więc oficjalnie nikt nie ryzykuje. Mniej oficjalnie prokuratorzy mówią nie o reformach i konieczności zmiany ustawy, lecz o swoim zmęczeniu i zniechęceniu. I o tym, że nie wierzą w zmiany na lepsze.
Od kilku miesięcy mamy coraz więcej publikacji opisujących finały głośnych niegdyś spraw, które kończą się uniewinnieniem oskarżonych. Padają nazwiska prokuratorów, cytowane są miażdżące dla nich uzasadnienia wyroków.
Nie chodzi tu tylko o przypadek dr. Mirosława G., o którym min. Ziobro powiedział: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie” czy o tragiczną śmierć Barbary Blidy. Przypominane są sprawy gen. Mieczysława Kluka czy zorganizowanej grupy przestępczej, działającej jakoby w Ministerstwie Skarbu Państwa za czasów min. Wiesława Kaczmarka. W 2011 r. sprawa zakończyła się wycofaniem przez prokuraturę aktu oskarżenia, ale nim do tego doszło, na ławie oskarżonych zasiadł nie tylko były minister, lecz także były prezes Totalizatora Sportowego, dr Mirosław Roguski, oraz inni wysocy urzędnicy resortu skarbu. Kilka lat temu, gdy sprawa się zaczynała, prokurator Marzena Kowalska publicznie ogłosiła sukces swoich podwładnych.
Gen. Mieczysława Kluka, który w latach 1998-2002 kierował największym w Polsce garnizonem policji w Katowicach, w maju 2005 r. na polecenie krakowskiej prokuratury apelacyjnej zatrzymano, a potem oskarżono o przyjęcie łapówki od mafii paliwowej, a także o sprzedaż tajnego dokumentu. W areszcie spędził dwa i pół roku. Śledztwo prowadził krakowski prokurator Marek Wełna.
Po latach gen. Kluk został oczyszczony z zarzutów. W uzasadnieniu uniewinniającego go wyroku sąd uznał: „Jeżeli prokurator twierdzi, że ktoś kierował zorganizowaną grupą przestępczą i popełniał rozmaite przestępstwa, to trzeba je udowodnić albo co najmniej o nie na określonych podstawach oskarżyć i dowody przedstawić sądowi. Zaprzeczeniem bezstronności prokuratury jest oskarżanie ludzi o przestępstwa, których się im nie udowadnia i nie próbuje udowodnić. Prokurator zastosował domniemanie winy”. Prokuraturze wystarczyły zeznania jednego świadka, by posłać generała do aresztu. Nic dziwnego, że w świadomości społecznej utrwala się przekonanie, że gdy prokurator chce kogoś posadzić, to go posadzi. Dowody zawsze się znajdą.
Zeznania kryminalisty stały się podstawą pomówienia, a potem oskarżenia mec. Jana Widackiego o związki z gangiem pruszkowskim, nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań i przenoszenie grypsów. Również w tym przypadku uniewinniający wyrok sądu obnażał słabość dowodów prokuratury. Zdaniem wielu, sprawa Widackiego miała kontekst polityczny, oskarżono go, ponieważ był związany z lewicą.
Na lewicę polowano też w sprawie Barbary Blidy. Początkiem śledztwa była zasłyszana plotka o tym, że ktoś gdzieś komuś wspomniał, że posłanka SLD wzięła pieniądze od „śląskiej Alexis”. Innym razem wystarczy donos albo zeznanie świadka koronnego. Pecha miał Krzysztof Stańko, właściciel ośrodka wypoczynkowego Kormoran w Turawie pod Opolem, który spędził w areszcie
27 miesięcy, dlatego że świadek koronny, gangster Maciej B., pseudonim „Gruby”, zeznał, że hotelarz produkował na wielką skalę amfetaminę. Sprawa ciągnęła się 10 lat. Sąd go uniewinnił, a w uzasadnieniu podkreślił, że prokuratura nie przedstawiła żadnych przekonujących dowodów. Gdy wyrok się uprawomocni, Stańko pewnie zażąda wysokiego odszkodowania. Takiej szansy nie będzie miał częstochowski prokurator, którego „Gruby” pomówił o przyjęcie kilkunastu łapówek. Sąd dyscyplinarny ze względu na słabość przedstawionego materiału dowodowego nie uchylił mu immunitetu. Ciężko chory prokurator przeszedł w stan spoczynku. Smaczkiem w sprawie tego świadka koronnego jest fakt, że w styczniu 2005 r. został złapany przez pracowników detektywa Rutkowskiego na gorącym uczynku przyjęcia 100 tys. dol. od żon tymczasowo aresztowanych braci Tyrałów, którym obiecywał zmianę zeznań. Mimo to Prokuratura Apelacyjna w Katowicach nie zrezygnowała z „Grubego” i nadal, opierając się na jego zeznaniach, popierała akty oskarżenia.

Setki tysięcy odszkodowań

W latach 2005-2007 w prokuraturze było zapotrzebowanie na korupcję w wymiarze sprawiedliwości. Najgłośniejsza okazała się sprawa zorganizowanej grupy przestępczej działającej w tym środowisku w Bielsku-Białej. O jej wykryciu informował jesienią 2006 r. opinię publiczną ówczesny zastępca prokuratora krajowego, Jerzy Engelking. W trakcie konferencji prasowej przedstawił on panią prokurator Małgorzatę Bednarek, wtedy świeżo upieczoną szefową Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej. To miał być jej sukces. W kręgu podejrzeń znalazło się wówczas 10 sędziów i prokuratorów, którzy mieli jakoby kupczyć wyrokami i postanowieniami. Engelking zapewniał, że ustalenia poczynione w tej sprawie są porażające (to było jego ulubione słowo). „Osoby powołane do egzekwowania prawa dopuszczały się bowiem zachowań, które miały ścigać i piętnować”, grzmiał.
Gdy po latach okazało się, że prokuratura nie dysponowała dowodami, a główny świadek okazał się niewiarygodny, sędziowie zgłosili się do sądów z roszczeniami. W maju 2011 r. Sąd Okręgowy w Krakowie zasądził od skarbu państwa na rzecz jednego z pomówionych sędziów kwotę 100 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, lecz sąd apelacyjny zmniejszył ją do 50 tys. zł. Znacznie wyższe odszkodowanie – 300 tys. zł – uzyskała w październiku ub.r. sędzia Grażyna Zielińska. Sąd Najwyższy oddalił kasację prokuratury (która uznała, że 300 tys. zł to za dużo) od wyroku sądu apelacyjnego i orzekł, że jest to odpowiednia kwota, by wynagrodzić jej krzywdy, jakich doznała z powodu niesłusznego zatrzymania i aresztowania pod zarzutem korupcji.
W 2005 r. białostocka prokuratura apelacyjna uznała, że ówczesna wiceprezes Sądu Okręgowego w Suwałkach, sędzia Grażyna Zielińska, wspólnie z sędzią Lucyną Ł. dopuściła się korupcji. Dowodem były zeznania Mirosława B., byłego policjanta i przemytnika. Gdy stało się jasne, że obu paniom zostanie odebrany immunitet, sędzia Lucyna Ł. utonęła w tajemniczych okolicznościach. Wiele przesłanek wskazuje, że było to samobójstwo. Sędzia Zielińska trafiła zaś za kraty. W procesie, jaki w 2007 r. toczył się przed Sądem Okręgowym w Łomży, oskarżał białostocki prokurator Grzegorz Masłowski. Zielińska mówiła wprost, że zniszczył ją jako sędzię, a sędzię Lucynę Ł. jako człowieka. W kolejnych instancjach zapadły wyroki uniewinniające. Od 2009 r. sędzia Grażyna Zielińska ponownie orzeka. Jej sprawa stała się głośna nie tylko w województwie podlaskim. Często przywoływana jest jako przykład kompromitacji prokuratury.

Awans dla wybranych

Osobnym problemem jest polityka kadrowa w prokuraturze. Jak ona wygląda, warto pokazać na przykładzie Krakowa. Niezależność w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie wyraża się powiązaniami między „kolegami”. Prokuratorem apelacyjnym w Krakowie jest były prokurator IPN (tzw. zrzut z Tarnowa) – Artur Wrona. Jego zastępcą – Dariusz Makowski, też prokurator z Tarnowa (nie ma tytułu prokuratora apelacyjnego, jako zastępca ma jedynie tytuł prokuratora Prokuratury Okręgowej w Tarnowie). Nawet kierowniczką sekretariatu została pani z Tarnowa. Dawniej w prokuraturze krakowskiej zasadą było, że najlepsi aplikanci zostawali asesorami. W Krakowie (tylko?) mamy sytuację, że najlepsi odpadli, asesorami zaś zostali ostatnio Eryk Stasielak (Prokuratura Rejonowa Kraków-Prądnik Biały) – prywatnie zięć Artura Wrony, oraz Anna Wrona-Stasielak (Prokuratura Rejonowa Kraków-Nowa Huta) – prywatnie córka Artura Wrony. Eryk Stasielak był nawet delegowany do Wydziału do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie. Przykładów podobnych powiązań rodzinnych, jak również znaczących awansów jest więcej. Ot, choćby nowy rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, prokurator Piotr Kosmaty, to osoba, która w 2010 r. przejęła sprawę byłego min. Piechy i natychmiast ją umorzyła.
Zasadne wydaje się pytanie, co się stało z prokuratorami Bednarek, Masłowskim, Engelkingiem i innymi. Otóż nic się nie stało. W sprawie Barbary Blidy nikomu nie postawiono zarzutów, prokuratorzy Grzegorz Masłowski i Małgorzata Bednarek pracują w prokuraturach apelacyjnych, prokurator Marzena Kowalska jest zastępcą Andrzeja Seremeta, Jerzy Engelking pracuje w Prokuraturze Generalnej. Ich zarobki sięgają 9-12 tys. zł brutto. Czy są to właściwe wzorce dla niemal 7 tys. polskich prokuratorów, z których większość ciężko pracuje na pierwszej linii i nigdy nie będzie tyle zarabiała? Myślę, że jest im już wszystko jedno, kto stoi na czele Prokuratury Generalnej i jakie obowiązują w niej standardy zawodowe. I czy będzie ona „zależna” czy też nie. W ich życiu i karierze zawodowej nic się nie zmieni. Mogą jedynie marzyć, by nie było gorzej.
Marek Czarkowski


Czy prokuratorzy powinni być rozliczani z wyników prowadzonych spraw?

Jerzy Stępień, sędzia, polityk, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego
Powinni być rozliczani, ale w obecnym systemie sprawiedliwości nie ma kto tego zrobić. Cały system został dosyć skutecznie zepsuty, a zwłaszcza pozycja prokuratorów wydaje się fatalnie usytuowana w tym systemie. Nie wiadomo do końca, kto prowadzi śledztwo, bo wiele czynności wykonuje policja, istotne decyzje podejmuje zaś sąd, który w tym wypadku ma mało czasu na zapoznawanie się ze sprawą. Bardzo źle, że została wykreślona funkcja sędziego śledczego, która w innych krajach odgrywa istotną rolę. Prokurator u nas jest niezależny, ale nie powinien ferować wyroków. System zależności i podległości niekiedy prowadzi do absurdu, bo np. przeciągające się nawet do kilkunastu lat sprawy są najbardziej na rękę przestępcom, a świadkowie czasami bywają postawieni w roli oskarżonych.

Prof. Leszek Kubicki, b. minister sprawiedliwości
Powinni być rozliczani nie tyle z wyników, ile z jakości swojej pracy. Wyznaczniki oceny są tu różnorodne. Decydują nie tylko kryteria sprawności i efektywności, ale przede wszystkim przestrzegania zasad praworządnego postępowania, niestosowania niedopuszczalnych środków dowodowych, uwzględniania w należytym zakresie prawa do obrony itd. Z tego punktu widzenia niestety nie rozliczono wielu rażących postępowań, o których coraz częściej donosi prasa. Warto przytoczyć spektakularny przykład postępowania wobec prof. Widackiego. Sądzę, że nieprzeprowadzenie tego typu rozliczeń może konserwować skłonności niektórych prokuratorów do tolerowanych w pewnych okresach rażących praktyk.

Maciej Dubois, adwokat, b. sędzia Trybunału Stanu
Nie powinno się rozliczać prokuratorów z wyników prowadzonych spraw, bo to sugerowałoby zależność od nastawienia zwierzchników. Jeśli jednak zdarzają się sytuacje stwierdzenia nieprawidłowości w postępowaniu, to takich niezależnych prokuratorów może rozliczać tylko zwierzchnik w prokuraturze lub po orzeczeniu winy odpowiedni sąd, który przychyli się np. do wniosku o odszkodowanie.

Barbara Piwnik, sędzia, b. minister sprawiedliwości
Owo rozliczanie powinno być powiązane z efektami pracy danego prokuratora, z jego drogą zawodową i ścieżką awansową. Obserwujemy czasami bardzo szybkie kariery młodych ludzi, którzy zaczynają pracę, a następnie przechodzą na kolejny szczebel awansu zawodowego lub do prokuratury wyższego szczebla. Takie przypadki mogą być dla innych mechanizmem dosyć demoralizującym, bo w sprawach karnych w zależności od ich rangi i trudności trzeba się wykazać doskonałym przygotowaniem zawodowym, doświadczeniem, intuicją i innymi predyspozycjami, których młody człowiek najczęściej nie ma w wystarczającym stopniu. Trudno, aby te wszystkie zalety w krótkim czasie się uwidoczniły i uzasadniły w sposób merytoryczny szybki awans.
Nieodzowną cechą dobrego prokuratora jest doświadczenie i instynkt śledczy, które mogą doprowadzić do wykrycia przestępcy i postawienia go w stan oskarżenia, co zakończone zostanie prawomocnym wyrokiem skazującym. By legitymować się tego rodzaju osiągnięciami, trzeba wiele czasu. Nie jestem przeciwna ludziom młodym – młodość jest wartością samą w sobie – ale to nie zawsze wystarczy, przynajmniej w zawodzie prokuratora. Sądząc po informacjach medialnych, w których występują często młodzi rzecznicy różnych prokuratur, tłumaczący nierzadko skomplikowane przypadki, można zapytać, czy nie powinni tego robić ludzie bardziej doświadczeni, lepiej przygotowani. Czy tacy ludzie w prokuraturach jeszcze pracują, czy wykorzystuje się ich wieloletnie przygotowanie i ogromne doświadczenie? Awanse bowiem powinny być poprzedzone postępowaniami prowadzonymi na niższym szczeblu i dopiero po wylegitymowaniu się osiągnięciami. Dopiero wtedy można by było przenosić prokuratora na wyższy szczebel, gdzie jest często bardziej złożona materia spraw i okazja do wykazania się zdobytym doświadczeniem, wiedzą, fachowością i niezależnością na trudniejszym obszarze. Rozliczenie spraw prowadzonych osobiście lub pod nadzorem prokuratora także zakończonych wykryciem i prawomocnym skazaniem, uwzględniając również ilość złożonych apelacji, powinno być miarą faktycznych kwalifikacji prokuratora. Delegowanie na wyższy szczebel prokuratury osób o krótkim stażu, bez wyraźniejszych efektów, a czasem zwyczajnie nieporadnych w prowadzeniu spraw, jest przyczyną demoralizacji i frustracji u pozostałych, co może się odbić na nowym pokoleniu prokuratorów i na pracy tych instytucji. To się potęguje, gdy widzimy stosunkowo młodych ludzi, którzy w wyniku takiej kariery przechodzą w stan spoczynku.
Na pytanie, kto powinien rozliczać prokuratorów z efektów pracy, powinni odpowiedzieć sami prokuratorzy i ich przełożeni. Gdy istnieje podejrzenie, że w postępowaniu stosuje się niedozwolone metody, padają niedozwolone propozycje, nawet groźby i inne formy przymusu, o czym mówią niekiedy nie tylko oskarżeni, ale i świadkowie na salach sądowych, istnieją przecież przepisy i odpowiednie procedury, aby wdrażać z urzędu postępowania. Każdy prokurator, do którego taka informacja dotrze, powinien poinformować przełożonych, a nie być bezczynny, czym tylko obniża zaufanie do prokuratury, a może i potwierdza prawdziwość rzucanych podejrzeń. Sądzę, że w ostatnich czasach, kiedy szykują się zmiany i porządki w systemie działania prokuratur, taka kontrola i rozliczanie powinno być faktyczne, a nie iluzoryczne.
Not. Bronisław Tumiłowicz


Prokuratura w liczbach

Według Sprawozdania Prokuratora Generalnego z rocznej działalności prokuratury w 2010 r., w prokuraturze pracuje łącznie 6766 prokuratorów, asesorów i aplikantów.

W Prokuraturze Generalnej zatrudnionych było 66 prokuratorów, plus 29 prokuratorów oddelegowanych z jednostek niższego szczebla. W prokuraturach apelacyjnych, okręgowych i rejonowych pracowało 5282 prokuratorów, 1019 asesorów i 69 aplikantów etatowych. W wojskowych jednostkach organizacyjnych prokuratury zatrudnionych było 125 prokuratorów będących oficerami,
18 niebędących oficerami, 24 asesorów i czterech aplikantów. W Instytucie Pamięci Narodowej pracowało 130 prokuratorów.

Z liczby 1.167.796 spraw karnych zarejestrowanych w 2010 r. w powszechnych jednostkach prokuratury 1.161.457 prowadzono w prokuraturach rejonowych. Na jednego prokuratora przypadało miesięcznie 21,8 spraw. 6339 spraw zarejestrowano na szczeblu prokuratur okręgowych i apelacyjnych, co stanowiło 0,48% łącznego wpływu tych spraw w skali kraju.

Prokuratorom, podobnie jak sędziom i posłom, przysługuje immunitet i nie mogą oni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej ani tymczasowo aresztowani bez zezwolenia sądu dyscyplinarnego. Po ukończeniu 65 lat z mocy prawa przechodzą oni w stan spoczynku, choć mogą wnioskować o dalsze zajmowanie stanowiska. Decyzję w tej sprawie podejmuje prokurator generalny po zasięgnięciu opinii bezpośredniego przełożonego prokuratora.

 

 

Wydanie: 05/2012, 2012

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Kot Jarka
    Kot Jarka 30 stycznia, 2012, 07:47

    prokuratorów Ziobrystów Tusk zagospodarował, tak samo jak sędziów i Tomków ze spec służb. Np. prok. Marek Wełna, sędzina Pankiewicz i im podobni. Premier Tusk nie zwolnił z tajemnicy państwowej agentów ABW biorących udział w nieumyślnym zabójstwie p. Blidy, mimo ze zacierali ślady i mataczyli. To towarzycho jest bezkarne i bez kontroli, tak samo jak sądy. Takich jaj nie było za komuny

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Janusz Bartkiewicz
    Janusz Bartkiewicz 31 stycznia, 2012, 14:11

    Rzeczywistość skrzeczy okrutnie i co rusz dowiadujemy się o bulwersujących opinię publiczną przypadkach łamania prawa przez tych, którzy zostali postawieni na jego straży za co otrzymują znakomite (jak na polskie warunki) wynagrodzenia i korzystają z przywilejów zawodowych i emerytalnych. Przywilejów, które faktycznie gwarantują im bezkarność oraz dostatnie i spokojne życie na starość. Wydawałoby się, że gdzie jak gdzie, ale w organach ścigania dla łamania prawa, łamania zasad praworządności, miejsca
    być nie może. Natomiast życie dowodzi, że jest tego taka wielość, iż możemy już mówić o objawach patologicznych, czego dowodem
    są publikowane niemal codziennie informacje o takich zdarzeniach.Rzecz w tym, że w czasie gdy w organach tych dominowali funkcjonariusze i prokuratorzy wykształceni i ukształtowani w okresie tak nielubianego PRL-u,działali oni według zupełnie odmiennego scenariusza. Ukształtowany przepisami, tradycją i praktyką, algorytm czynności był następujący: uzyskanie
    informacji o przestępstwie lub możliwości jego popełnienia, podjęcie czynności sprawdzających (operacyjnych, czyli utajnionych), potwierdzenie podejrzenia,zabezpieczenie ewentualnych dowodów, ustalenie świadków.
    W ramach takich działań wykonywano wszelkie niezbędne ekspertyzy i inne badania pozwalające na potwierdzenie zaistnienia przestępstwa i sprawstwa wytypowanych osób. Elementem końcowym było zatrzymanie sprawcy i przekazanie go prokuratorowi do dyspozycji, który wówczas wszczynał śledztwo (o ile nie było, na podstawie innych okoliczności, wszczęte wcześniej). O takich działaniach opinia publiczna (media) nie była informowana,co było dyktowane jedynie wymogami dobra śledztwa, o które to dobro dbali wszyscy funkcjonariusze i prokuratorzy.
    Dziś w zbyt wielu przypadkach, obowiązuje zupełnie inny scenariusz. Prokurator „uzyskuje” informację wskazującą na konkretną osobę (motywy takiej informacji są często bardzo osobiste),zleca jej (najczęściej widowiskowe) zatrzymanie, występuje do sądu o
    orzeczenie tymczasowego aresztowania, a następnie przystępuje (wraz z
    funkcjonariuszami) do szukania dowodów winy, zleca ekspertyzy (często z wielomiesięcznym opóźnieniem) i robi wszystko, aby zatrzymanego zmusić do przyznania się lub obciążenia innych osób. I aby przekonać sąd o konieczności aresztowania, a następnie skazania, dopuszcza się fałszowania dowodów (wręcz ich tworzenia), poświadczenia nieprawdy, naruszania czci i godności
    człowieka, często nie objętego zarzutami. Wystarczy, aby był w bliskich związkach z aresztowanym. Jednym słowem dopuszcza się czynów, które zgodnie z kodeksem karnym określane muszą być jako przestępstwa i to niekiedy o ciężkim charakterze.
    I z reguły pozostaje bezkarny, ponieważ chroni go immunitet i sąd korporacyjny. A ten ostatni z reguły nie dopuszcza do „skrzywdzenia” swojego.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. prokurator
    prokurator 10 lutego, 2012, 22:01

    dlaczego nikt nie próbuje dociec dlaczego sędziowie Sądu Najwyższego „mylili” się, gdy uchylili immunitet Pani sędzi z Suwałk? Widocznie to dziennikarze stoją ponad prawem i nie sprawdzają tego o czym piszą. Szkoda tylko, że jest to pismo lewicowe. Nie jest prawdą , że prokuratorze to ziobryści i zwolennicy PO. Są to przede wszystkim fachowcy. Gdyby prokurator nie miał prawa do odmiennej oceny prawnej zachowań to po co postępowanie sądowe. Wystarczy zatwierdzenie przez Sąd aktu oskarżenia.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Szarix
    Szarix 14 lutego, 2012, 10:31

    zgadzam się w 100% z tezami tego artykułu. jako były aplikant prokuratorski w ok. krakowskim i wieloletni pracownik prok. moge stwierdzić, iż dziennikarz ma rację /nigdy nie udzielałem zadnych inf. prasie/. oczywiscie prokuratura taką piekną ripostą odpowiedziała /o sprost./ – tak formalną, ogólną, jak i nieprawdziwą. tym samym prokuratura obraża prawdę /kłamie/. w Prouraturze co do awansu kadrowego obowiązuje zasada „bmw” – „bierny, mierny, ale wierny”. Tą zasadę BMW, która jak żadna inna oddaje stan polskiej prokuraury, podnosił prok. Engelking. nie chce sie odnosić szczegółowo do personaliów osób zamiesczonych w artykule, ale odnosnie osób tam wymienionych redaktor ma rację /współpracowałem z tymi osobami/. Redaktorze nie daj się !!!

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. prokurator
    prokurator 18 lutego, 2012, 20:32

    Panie Czarkowski prokuratora Masłowskiego wymnienia Pan chyba na zlecenie bliskiej Panu branży hazardowej, Przecież nie zna Pan sprawy suwalskiej.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy