Protokoły ze Stalingradu

Protokoły ze Stalingradu

Niemiecki historyk opublikował nieznane relacje radzieckich żołnierzy

Przełom w wojnie
Bitwa stalingradzka była najkrwawszą batalią II wojny światowej. Toczyła się od sierpnia 1942 r. Ostatni Niemcy w Stalingradzie poddali się o świcie 2 lutego 1943 r.
Na rozkaz Hitlera 6. Armia Paulusa szturmowała miasto. Stalingrad został zamieniony w morze ruin i zgliszcz. Najeźdźcy zdobyli prawie całe miasto, z wyjątkiem wąskiego pasa nad Wołgą. 19 listopada 1942 r. siły radzieckie rozpoczęły operację „Uran”. Przełamały słabo broniony przez rumuńską 3. Armię front na północny zachód i na zachód od Stalingradu. Następnego dnia wojska Frontu Stalingradzkiego przebiły się przez pozycje 4. Armii rumuńskiej na południe od miasta i 22 listopada połączyły się z radzieckimi oddziałami nacierającymi z północy i z zachodu. W kotle znalazło się 220 tys. niemieckich żołnierzy. Hitler nie pozwolił Paulusowi na wyrwanie się z okrążenia. Odsiecz, którą wysłał feldmarszałek Manstein, została zatrzymana. Żołnierze Wehrmachtu masowo umierali w wyniku odniesionych ran, z głodu i z zimna. Kapitulacja stała się nieuchronna.
Była to największa katastrofa militarna w dziejach Niemiec. W całej operacji Niemcy i ich sojusznicy stracili ogółem pół miliona żołnierzy i jedną czwartą sprzętu wojennego. Spośród 110 tys. wziętych do niewoli żołnierzy Wehrmachtu tylko jakieś 5 tys. wróciło do ojczyzny.
Za zwycięstwo Armia Czerwona zapłaciła straszliwą cenę – w kampanii stalingradzkiej zginęło lub zostało rannych
1,1 mln radzieckich żołnierzy (w tym ponad 485 tys. poległych, aczkolwiek dokładnych strat obu stron nie można określić, podawane są różne informacje). Stalingrad oznaczał przełom w wojnie. Po tej bitwie klęska III Rzeszy stała się nieuchronna.

Był 31 stycznia 1943 r. Walki o Stalingrad dogasały. W piwnicy domu towarowego przy placu Czerwonym ukrywali się najwyżsi rangą dowódcy niemieckiej 6. Armii. Zeszli do nich radzieccy żołnierze. Kwatera główna Wehrmachtu w mieście nad Wołgą przypominała latrynę.
Mjr Anatolij Sołdatow opowiadał: „Brud, ludzkie ekskrementy i kto wie, jakie jeszcze śmieci, sięgały aż do pasa. Śmierdziało niewyobrażalnie. Były tam dwie toalety, a nad nimi napis: »Rosjanom wstęp wzbroniony«”. Ppłk Leonid Winokur jako pierwszy spostrzegł niemieckiego dowódcę. „Kiedy tam wszedłem, leżał na łóżku, w czapce i w płaszczu. Miał dwutygodniowy zarost i wyglądało na to, że opuściła go wszelka odwaga”. Był to Friedrich Paulus, którego Hitler tego samego dnia mianował feldmarszałkiem, licząc, że popełni samobójstwo. Paulus, który brał udział w przygotowaniach operacji „Barbarossa”, najazdu na Związek Radziecki, chciał żyć. Gen. mjr Iwan Burmakow opowiadał: „Mogli z łatwością się zastrzelić. Ale Paulus i jego sztab tego nie zrobili. Nie mieli zamiaru umierać – tacy to byli tchórze”. Wypada dodać, że po zwycięstwie w przełomowej bitwie czerwonoarmiści długo żartowali: „Ciekawe, jak się czuje feldmarszałek przyłapany w piwnicy”.
Relacje te pochodzą z nieznanych do tej pory tzw. protokołów stalingradzkich. Jeszcze wrzała bitwa nad Wołgą, gdy pod Stalingrad przyjechali historycy z Moskwy. Inicjatorem tej wyprawy był prof. Izaak Minc, założyciel Komisji ds. Historii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Minc zamierzał zebrać jak najwięcej żołnierskich opowieści i dzięki nim odtworzyć przebieg batalii, o której już wiedziano, że zmieni losy wojny. Troje historyków rozpoczęło pracę w końcu grudnia 1943 r. Przeprowadzono wywiady z 20 żołnierzami, którzy brali udział w pojmaniu Paulusa. Ogółem wypytano 215 uczestników bitwy, oficerów, komisarzy politycznych, słynnych strzelców wyborowych, ale także zwykłych żołnierzy. Ich opowieści zostały spisane w 5 tys. protokołów, obejmujących ponad 10 tys. stron. Ale książka, o której marzył prof. Minc, nie powstała. Żołnierskie relacje nie zawsze były bowiem zgodne z oficjalną propagandą, przedstawiającą czerwonoarmistów jako nieulękłych bojowników pokonujących hitlerowców.

Każdy odczuwa strach

Aleksander Parchomienko, żołnierz ze zmotoryzowanej 38. Brygady Strzelców, wyznał, że „z tchórzostwa stracił głowę jak dureń”, gdy jego oddział znalazł się pod niemieckimi bombami. Parchomienko opowiedział też, jak pewien niedoświadczony lejtnant usiłował zniszczyć niemiecki czołg butelkami z benzyną. Kiedy ta akcja skończyła się niepowodzeniem, oficer schronił się w okopie. „Wtedy czołg podjechał, obrócił się w miejscu jakieś pięć razy i zmiażdżył lejtnanta”, stwierdził lakonicznie Parchomienko. Takich opowieści propagandziści Stalina nie potrzebowali.
Po wojnie Minc został pozbawiony tytułu profesorskiego, a zrehabilitowano go dopiero po śmierci dyktatora. Protokoły stalingradzkie zamknięto w archiwach Radzieckiej Akademii Nauk. O istnieniu tych wartościowych źródeł dowiedział się w 2001 r. niemiecki historyk Jochen Hellbeck, pracujący na amerykańskim Rutgers University w New Jersey. Siedem lat później uzyskał do nich dostęp. Na podstawie niezwykłych dokumentów przygotował książkę, która właśnie ukazała się w Niemczech, w 70. rocznicę rozstrzygającej fazy batalii nad Wołgą. Rosyjskie wydanie zapowiedziano na przyszły rok.
Protokoły przedstawiają nieco inny obraz bitwy niż ten powszechnie znany z podręczników, monografii historycznych i filmów. Legendarny gen. Wasilij Czujkow, dowódca broniącej Stalingradu 62. Armii, kreowany przez propagandę na nieustraszonego żołnierza, wyznaje: „Nie ma bohaterów, którzy nigdy nie odczuwali strachu. Nikt nie wie, nikt nie widzi, co robi Czujkow, kiedy jest sam, gdy nie ma świadków, gdy nikt nie może zobaczyć, jak pracuje jego mózg”. Należy przypomnieć, że stanowisko dowodzenia Czujkowa znajdowało się w odległości zaledwie 100 m od niemieckich linii. Generał, po wojnie autor wspomnień wydawanych w wielkich nakładach, zdawał sobie sprawę ze słabych stron swoich oddziałów: „Największym zagrożeniem dla nas jest wygadywanie kłamstw oraz błędy w dowodzeniu”. Tego wywiadu Czujkow udzielił 5 stycznia 1943 r.

Snajper Zajcew

Wasilij Zajcew był najsłynniejszym snajperem w armii stalingradzkiej. Przymocował lunetę swojego karabinu do działa przeciwpancernego, aby można było nim celować w gniazda karabinów maszynowych, wysyłając pociski w ich otwory strzelnicze. Zajcew, który, jak mówiono, położył trupem 242 nieprzyjaciół, stał się bohaterem propagandy, a potem hollywoodzkiego filmu „Wróg u bram”. Po bitwie nie mógł odzyskać równowagi psychicznej (wtedy nie znano określenia stres pourazowy). Legendarny strzelec opowiadał: „Często muszę o tym pamiętać, a skutki takiej pamięci są potężne. Mam zszargane nerwy i ciągle się trzęsę”.
Kpt. Nikołaj Aksjonow przyznał, że pięć miesięcy w Stalingradzie było jak pięć lat, a ziemia oddychała ogniem.
Żołnierze opisywali piekło długiego, zaciętego boju. „23 sierpnia 1942 r. doszło do ciężkiego nalotu na nasze pozycje. Na początku nadleciały cztery samoloty. Dwa bombardowały, dwa zbliżały się z nowym ładunkiem. Kiedy jedne maszyny odlatywały, drugie już wracały. Podniosła się ściana kurzu i pyłu. Za nią nadciągały niemieckie czołgi. Samoloty krążyły nieustannie. Wiecie, w twierdzy Stalingrad cały czas był potworny pył, to wprost niewiarygodne, za to nie było wody”, powiedział historykowi czerwonoarmista Parchomienko.
W bezlitosnych zmaganiach o każdy dom, niekiedy każde piętro, lały się strumienie krwi. „W ulicznym boju używano granatów ręcznych, automatów, bagnetów, noży i saperek. Żołnierze walczyli twarzą w twarz, rzucali się na siebie. Niemcy nie mogli tego wytrzymać”, opowiadał gen. Czujkow.
Wciąż można się spotkać z opinią, że żołnierze radzieccy tak zaciekle bronili miasta, ponieważ próbujących się wycofać zabijały na miejscu oddziały zaporowe i jednostki specjalne. Tego rodzaju opowieści rozpowszechniali naziści, a potem propaganda Zachodu podczas zimnej wojny. Brytyjski historyk Antony Beevor, autor wydanej także w Polsce monografii bitwy stalingradzkiej, twierdzi, że w samym Stalingradzie radzieckie siły bezpieczeństwa dokonały egzekucji
13 tys. własnych żołnierzy. Z protokołów wynika, że rzeczywiście zabijano uznanych za tchórzy. Gen. Wasilij Czujkow w rozmowie z historykiem wspominał: „14 września (1942 r.) zastrzeliłem dowódcę oraz komisarza (politycznego), a wkrótce potem dwóch dowódców brygad oraz ich dwóch komisarzy. Wszyscy byli zdumieni”. Ale dokumenty zdają się świadczyć, że takich egzekucji było mniej, niż podaje Beevor. Do połowy października 1942 r. przeprowadzono ich niespełna 300.
Według protokołów obrońcy Stalingradu walczyli tak zajadle nie z lęku przed karą, lecz powodowani nienawiścią do wroga, który na rosyjskiej ziemi mordował, palił i grabił.

Pełni nienawiści

Snajper Wasilij Zajcew opowiadał: „Widzieliśmy dziewczęta, dzieci powieszone na drzewach w parku. Wywarło to na nas piorunujące wrażenie”. Mjr Piotr Zajonczkowskij dotarł do pozycji bojowej, którą opuścili Niemcy. Zobaczył tam ciało jednego ze swoich towarzyszy. „Całkowicie zdarli mu skórę i paznokcie z prawej dłoni. Miał wypalone oczy i ranę na lewej skroni zadaną rozpalonym żelazem. Prawą połowę twarzy oblali mu benzyną i podpalili”.
Po takich doświadczeniach czerwonoarmiści walczyli do ostatniego tchu. Zajonczkowskij tak opisywał Niemców: „Mentalność rabusiów stała się ich drugą naturą, po prostu musieli kraść, czy tego potrzebowali czy nie”. Pewien oficer wywiadu był zdziwiony, że ataki na cywilów i rabunek wrosły w codzienność niemieckich żołnierzy do tego stopnia, że wzięci do niewoli opowiadali o tym bez najmniejszej skruchy. Według kpt. Nikołaja Aksjonowa każdy żołnierz i każdy dowódca chciał zabić tylu Niemców, ilu było można. Snajper Anatolij Czechow powiedział historykowi z Moskwy: „Kiedy zastrzeliłem pierwszego wroga, czułem się okropnie. Zabiłem przecież ludzką istotę. Ale wtedy pomyślałem o naszych ludziach i zacząłem strzelać bezlitośnie. Stałem się barbarzyńcą. Zabijam ich i nienawidzę”.
Jochen Hellbeck podkreśla, że armia radziecka była armią polityczną o wysokiej świadomości ideologicznej. Pod Stalingradem znaczącą rolę odegrali komisarze polityczni. Komisarz Wasiljew powiedział: „Hańbą dla komunisty było, jeśli pierwszy nie prowadził żołnierzy do boju”. Jak wynika z protokołów, komisarze w najgorętszych momentach bitwy rozrzucali wśród walczących czerwonoarmistów ulotki opowiadające o żołnierzu, który został bohaterem dnia. Nie ograniczali się do propagandy. Niekiedy pokrzepiali znużonych czekoladą i mandarynkami. Komisarz Izer Ajzenberg krążył wieczorami po okopach z walizką agitacyjną. Miał w niej nie tylko ulotki, lecz także domino i kości do gry, które rozdawał żołnierzom.
Protokoły z moskiewskiego archiwum mogą się stać prawdziwą kopalnią wiedzy dla historyków. Jochen Hellbeck planuje kolejną książkę.
Krzysztof Kęciek

Wydanie: 2012, 46/2012

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy