Prowokacja!

Trudno w piątek, 2 października, pisać o czymś innym niż o tzw. aferze hazardowej. Już drugi dzień przewala się przez media tornado wywołane pismem CBA do najwyższych fisz w państwie, że mogło dojść do zagrożenia interesów ekonomicznych państwa podczas prac nad ustawą o grach losowych. Początkowo wyglądało to na histerię, ale publikacja w „Rzeczpospolitej” fragmentów podsłuchanych rozmów posła Chlebowskiego z biznesmenami nadała sprawie powagę, a bardzo przekonująca konferencja prasowa premiera jeszcze ją powiększyła, choć w innym sensie, od innej jej strony. Medialna katarynka, jak tego należało oczekiwać, już dostrzegła gigantyczną na pół miliarda aferę hazardową, choć z tego, do czego „dotarła ťRzeczpospolitaŤ”, a faktycznie zapewne dostała do ręki od zainteresowanych burzą medialną, pewności, że jest jakaś afera, nie ma. Ale dzieje się to, o co chodzi autorom zadymy. Puścili wymierzoną w rząd igłę, a teraz media nakręcane znaną mieszanką poczucia misji z troską o oglądalność i sprzedaż błyskawicznie zamieniają ją w widły i cep.
Czy jest afera hazardowa, tego nie wiadomo. Jest na pewno niewyobrażalnie głupie, nie powiem porażające, ale osłupiające zachowanie szefa platformianego klubu, który nie bacząc na ostrzeżenia premiera, nauki ze sprawy Rywina i Misiaka, a także czuwające oko PiS-owskiego CBA, przyniósł wrogom Platformy wspaniały prezent, jak raz do przygotowania politycznej prowokacji przeciwko jego partii i przeciwko rządowi.
Patrząc na sposób, w jaki kombinacje Chlebowskiego wokół ustawy o grach zostały wprowadzone w obieg publiczny, nie może ulegać dla nikogo mającego oczy wątpliwości, że jest to przemyślana i zgrana wewnątrz PiS-owskiego konglomeratu (partia, CBA, Pałac) akcja mająca na celu wywołanie zamętu i maksymalnego zdestabilizowania sytuacji politycznej w kraju, być może podminowania koalicji i rządu. Tu nie chodzi o interes publiczny, o ochronę ekonomiczną państwa czy o walkę z korupcją. To jest propagandowa mowa-trawa maskująca polityczną prowokację PiS. Można wskazać dwa momenty, w których przypuszczalnie o niej zdecydowano. To oczywiście hipoteza, ale mająca pewne podstawy, także w niektórych fragmentach z konferencji prasowej Donalda Tuska.
Pierwszy moment – bardziej prawdopodobny, zanim szef CBA zjawił się u premiera z informacją, że są podstawy do ochrony prac legislacyjnych nad ustawą, choć nie ma podstaw do zawiadamiania prokuratury. Uważam, że chodziło o to, by wypróbować premiera, czy aby w trosce o swą partię i pozycję nie da cynku panu Chlebowskiemu, że jest na oku CBA. Takie wypróbowywanie to styl tej służby, dlaczego by nie wobec premiera. No i padają oskarżenia przeciw niemu, że taki cynk dał. I może ostrzeżenie dotarło, tylko jest problem skąd. I druga hipoteza – mniej prawdopodobna, bo oparta na założeniu, że szef CBA przez chwilę zapomniał, gdzie jest jego właściwy zwierzchnik, i poszedł najpierw do premiera w dobrej wierze, by ten zapobiegł możliwemu złu. Po czym nastąpiło coś w ramach owego konglomeratu PiS, co sprawiło, że Mariusz Kamiński zmienił zdanie i pytany przez premiera, jaki ma być ciąg dalszy, uznał, iż materiały nieco wcześniej niezasługujące na przekazanie prokuraturze na to zasługują. I nie tylko na to, lecz na rozesłanie informacji do najważniejszych osób w państwie z cudownym „dotarciem” do fragmentów podsłuchów dziennikarzy z „Rzeczpospolitej”. I z „zaproszeniem” przez prezydenta państwowego olimpu od A do Z, jakby państwo się waliło, na dodatek w sprawie, która nie mieści się w jego kompetencjach. Ale niech tam. I oczywiście, z drugą stroną tego samego medalu, czyli wystąpieniem brata z superoskarżeniami w stylu Chwasta, czyli IV RP. Niestety jest i trzecia strona, bo jak słuchałem rzecznika SLD, miałem wrażenie, że był dopiero co po „nastawieniu” przez Jarosława Kaczyńskiego.
Ta strona „afery” jest nie mniej ciekawa od postępków posła Chlebowskiego, który wyrządził nie tylko swojej partii, ale nam wszystkim sporą szkodę, dając okazję politycznemu awanturnictwu do odgrywki; mam nadzieję, że nie do odzyskania utraconych politycznych łupów.

2 października 2009 r.

LICZNIK PREZYDENCKI
Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało już tylko 388 dni.

Wydanie: 2009, 40/2009

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy