Prymas środka

Prymas środka

Kardynał Wyszyński wiedział, że Józef Glemp – jako jego następca – w każdej sytuacji zachowa zimną krew

„Przez wejście do Unii stracimy. Ale tylko złotówkę”. Kto to powiedział? Prymas Józef Glemp. Autorem ilu jeszcze takich aktualnych bon motów jest kardynał Glemp, nie wiadomo, tym bardziej że ich nie notuje. Mogło się nazbierać wiele od czasu, kiedy 20 lat temu, 2 lutego 1983 r., otrzymał z rąk papieża Jana Pawła II kardynalski kapelusz. A jeszcze wcześniej, gdy w 1981 r. – będąc tylko „zwykłym” biskupem – został przewodniczącym Episkopatu Polski.
Nominacja skromnego, niczym specjalnie niewyróżniającego się biskupa warmińskiego na miejsce prymasa Wyszyńskiego była dla wielu zaskoczeniem. Innego zdania jest obecny biskup pomocniczy archidiecezji warmińskiej, Jacek Jezierski. – Józef Glemp pozostawał na swoim stanowisku w Olsztynie bardzo krótko, tylko dwa lata – mówi bp Jezierski – ale był „mocnym biskupem”. Miał poparcie Wyszyńskiego i to się czuło. Olsztyn stał się dla niego szkołą samodzielnego działania. Glemp jako biskup z dużą intuicją zaczął wykorzystywać możliwości, które stwarzało widoczne w terenie słabnięcie dotychczasowego aparatu władzy. Prowadził spokojną ofensywę w ramach ówczesnej diecezji, mianując np. proboszczów bez zwracania się o ich zatwierdzenie do władz państwowych, co do niedawna było nie do pomyślenia. Brał też udział w dożynkach i innych spotkaniach na miejscowym stadionie, korzystając z okazji, aby głosić słowo boże.
Dlaczego prymas Stefan Wyszyński wybrał na swego następcę właśnie tego biskupa o niewielkim stażu i uczynił jego nominację swoją ostatnią wolą, którą papież uszanował? Wyszyński przed śmiercią był przekonany, że Polsce grożą głębokie wstrząsy, prawdopodobnie nawet radziecka interwencja. Znając cechy charakteru swego długoletniego sekretarza wierzył, że potrafi on w każdej sytuacji zachować zimną krew. I nie omylił się.
– Jest rzeczą charakterystyczną dla ucznia Wyszyńskiego – mówił świecki doradca prymasa Glempa w latach 1981-87, Andrzej Micewski – że broniąc żywotnych interesów Kościoła, pamięta zawsze o polskiej racji stanu.
Zaledwie w pięć miesięcy po tym, jak w lipcu 1981 r. Józef Glemp zastąpił kardynała Wyszyńskiego na czele Episkopatu, został ogłoszony stan wojenny. Od reakcji prymasa w tym dramatycznym momencie mogło zależeć bardzo wiele. W pierwszym dniu stanu wojennego wygłosił na Jasnej Górze homilię, w której powiedział: „Sam będę apelował o rozsądek, nawet za cenę narażenia się na zniewagę, i będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walki Polak przeciwko Polakowi”. Znaczna część działaczy „Solidarności” przyjęła ten apel bardzo źle. Niektórzy zaczęli o prymasie mówić z lekceważeniem „towarzysz Glemp”.
W 20. rocznicę stanu wojennego w wypowiedzi dla mediów prymas tak wspomina reakcję Kościoła: „Większość biskupów i duża część kapłanów opowiedziała się za rozsądnym traktowaniem zagrożenia, jakim był stan wojenny. Mieliśmy sporo przesłanek ku temu, żeby nadto nie tragizować sytuacji, nie widzieć w tym końca świata. Wiadomo było, że bunt i podgrzewanie rewolucyjnych nastrojów nie doprowadzą do niczego dobrego”, a „na Polskę mogłyby spaść jeszcze gorsze nieszczęścia”.
– Niektóre wypowiedzi prymasa wydawały się niezręczne – wspomina prof. Wiesław Chrzanowski, który w latach 80. był w stałym kontakcie z kardynałem Glempem. – Tym ostrożnym wypowiedziom towarzyszyły jednak odważne działania. W trzeciomajowym kazaniu na Jasnej Górze prymas mówił: „Jesteśmy za dialogiem (…), ale prosimy o zwalnianie internowanych, prosimy o amnestię, prosimy o reaktywowanie związków zawodowych”.
– Ksiądz prymas nigdy nie odmówił pomocy, kiedy była ona ważna i konieczna – opowiada znakomita polska aktorka, Maja Komorowska, jedna z najbardziej ofiarnych działaczek powołanego przez prymasa komitetu, który w stanie wojennym niósł pomoc więźniom, internowanym i ich rodzinom. – Jeździłam po obozach internowanych, zawożąc żywność. Spotykając się z księdzem prymasem, zdawałam mu sprawę z tego, co się dzieje, ilu jest uwięzionych i jakie są potrzeby. Różne były formy pomocy z jego strony, również materialnej. Wiem też, że sam jeździł do internowanych.

Prymas i politycy

Przemawiając w sierpniu 2001 r. na Jasnej Górze do 200 tys. uczestników pielgrzymki młodzieżowej, listę polskich przywar, które „ciążą na nas jako skorupa”, rozpoczął od napiętnowania korupcji. Mówiąc o głównych dziedzinach życia w kraju wymagających naprawy, wyliczył bezrobocie, nędzę niektórych ludzi, wyzysk, kunsztowną wielomówność polityków i kłamstwo.
Kardynał Glemp w wywiadzie, którego udzielił półtora roku temu Ewie Czaczkowskiej z „Rzeczypospolitej”, tak podsumował swe doświadczenia z kontaktów ze światem polityki: „Byłoby źle, gdyby polityk nie korzystał z doświadczeń Kościoła. Nie ma jednak takiego, który by nie chciał się nim „podeprzeć|””. Zdaniem prymasa, obojętnie, czy z prawej, czy z lewej strony, nie ma bezinteresownego polityka. Przyzwoity polityk to taki, który byłby gotów na czas swej kadencji przyjąć reguły niemal „zakonnego ubóstwa”, co oznacza, że przez ten okres „nie będzie się dorabiał, lecz służył społeczeństwu”.
W tym samym wywiadzie złagodził jednak nieco swój surowy werdykt, dodając, że zdarzają się uczciwi politycy. Według Glempa, to tacy, „którzy chcą Kościół wesprzeć i czynią to z przekonania, że Kościół oparty na trwałych zasadach jest czynnikiem integrującym państwo”.
Jednakże polityków obdarzonych „instynktem państwowym” jest niewielu, ponieważ najczęściej dochodzi do głosu interes partyjny lub prywatny- uważa prymas Glemp.
Tym większą zatem wagę ma wyrażone przez prymasa uznanie dla rządu za „bardzo kompetentne i wytrwałe” negocjacje akcesyjne z Unią Europejską. Taką ocenę usłyszał z jego ust Leszek Miller, gdy podejmował kardynała Glempa bezpośrednio po powrocie polskiej delegacji z Kopenhagi. „To zbliżanie się do siebie narodów jest postulatem katolickiej nauki Kościoła, jest jakby zaprogramowane w naszym nauczaniu”, podkreślił prymas w rozmowie z premierem.

Zachowanie symetrii

Józef Glemp już 22 lata przewodniczy Episkopatowi Polski. W tym okresie wielu chciało widzieć go również jako polityka. Tymczasem on sam nie lubi dzielić ludzi według politycznych podziałów, używać określeń „lewica” i „prawica”. „Kościół o tyle posunął się na lewo, o ile stał się bliższy człowiekowi pracy, ale musi być czujny wobec prób instrumentalizowania go przez skrajne ugrupowania”, brzmiała odpowiedź prymasa, gdy parę lat temu włoski dziennikarz zapytał go o orientację polskiego Kościoła.
Sporo było spekulacji na temat różnic między prymasem a papieżem w podejściu do niektórych wyzwań stojących przed Kościołem. Chodziło zwłaszcza o przeprosiny Kościoła za krzywdy wyrządzone przez jego wyznawców ludziom innych religii, które budziły znaczne opory w Kolegium Kardynalskim. W sprawie słynnego mea culpa katolików, z którego Jan Paweł II uczynił ważny akt Roku Jubileuszowego, również nie wszyscy polscy biskupi nadążali za papieżem. W konkretnej kwestii przeprosin za krzywdy, jakich doznali od katolików ich starsi bracia w wierze, Żydzi, prymas przejawiał znaczną ostrożność, co wywołało zresztą krytyczne reakcje katolickich środowisk intelektualnych, m.in. związanych z „Tygodnikiem Powszechnym”.
„Kościół musi być taki, jak naród, żyć tym, czym żyją jego wierni”, powtarza często ksiądz prymas. Jak to rozumieć? Czy oznacza to, że prymasa nie stać na to, by „płynąć pod prąd”? Nie! Pokazał, że potrafi tak czynić podczas stanu wojennego, i nie tylko. Micewski tak tłumaczy sposób myślenia kardynała: – Zupełnie nie przejmuje się tym, że skrytykował go jakiś ważny polityk lub intelektualista. Ale dosłownie ręce mu się trzęsą, gdy dostaje sondaż, z którego wynika, że w jakiejś diecezji ludzie rzadziej chodzą na niedzielną mszę lub mniej przystępują do spowiedzi.
Pod tym względem Karol Wojtyła i Józef Glemp są zresztą bardzo do siebie podobni.
– Różnorodność postaw i poglądów w samym Kościele jest czymś normalnym – powiedział w rozmowie z „Przeglądem” ks. Wacław Oszajca, redaktor naczelny wydawanego przez oo. jezuitów „Przeglądu Powszechnego”. Czy nie świadczy o tym stosunek duchowieństwa do sprawy integracji europejskiej, popieranej (według sondaży) przez niespełna jedną trzecią księży, a także stosunek do Radia Maryja?
– Od prymasa polskiego Kościoła – mówi katolicki publicysta i wydawca, Grzegorz Polak – wymaga to swoistego „poczucia symetrii” i działania, które nie zaostrzałoby kontrastów i napięć istniejących w łonie Episkopatu. Przysłowiowy spokój prymasa wyraża się niekiedy w pozornym braku reakcji na różne zjawiska. Gdy jednak dochodzi do sytuacji ekstremalnych, jak w przypadku rozgłośni ojca Rydzyka, kardynał Glemp potrafi zareagować energicznie, chociaż nie wszystkim biskupom to się podoba. „Kościół musi unikać pobudzania nastrojów wrogości”, ostrzegał prymas dyrektora Radia Maryja w liście skierowanym do niego przed paru laty.
„Wielebny Ojciec Rydzyk mimo popularności i poparcia wielkich rzesz nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem”, upomniał Glemp ojca dyrektora, zarzucając mu „pychę niegodną kapłana”, gdy Rydzyk odmówił stawienia się przed sądem w związku z aferą finansową rozgłośni.

Bez punktów za pochodzenia

Prymas rzadko reaguje tak stanowczo. Na co dzień bywa raczej dyplomatą. Wrodzony brak skłonności do ostrych reakcji idzie u Glempa w parze z wrażliwością ludzką i społeczną, jaka cechuje wielu ludzi jego pokolenia, którzy mają za sobą doświadczenie wojny i powojennych przemian. „Przemiany” – tak właśnie zatytułował swą nowelkę, która zdobyła pierwszą nagrodę w międzyszkolnym konkursie literackim. „Chciałem w niej pokazać przejście od życia wiejskiego do bardziej uprzemysłowionego”, wspomina po latach swój młodzieńczy utwór przedstawiający losy i awans kulturowy jego rodziny i sąsiadów z ich wsi, Rycerzewo na Kujawach. Z perspektywy czasu ma trzeźwy osąd PRL: Powiedział niedawno w wywiadzie dla jednego ze stołecznych dzienników, nawiązując do ostatniego dziesięciolecia: „Zrobiliśmy wiele”. I dodał: „Nawet w Polsce Ludowej, chociaż były wówczas hamulce rozwoju”.
Jako uczeń pisywał wiersze. Jeden był o dziewczęcych warkoczach. Podobno koleżanki przepisywały sobie jego wiersze do albumów. Miał też świetne wyniki w rzucaniu młotem i pchnięciu kulą, a także w koszykówce. „Do dziś przeżywam męki, gdy nie mogę obejrzeć w telewizji mityngu lekkoatletycznego”, wyznaje prymas.
Maturę zdał najlepiej z całej klasy liczącej 58 uczniów. Nie potrzebne mu były punkty za pochodzenie. Otrzymał dyplom przodownika nauki i pracy społecznej, uprawniający do wstępu na wyższą uczelnię bez egzaminu. Miał iść na polonistykę, ale w ostatniej chwili wybrał seminarium. Jego dom rodzinny był głęboko katolicki. Józef Glemp nigdy nie zwierzał się publicznie, co zdecydowało o wyborze jego drogi życiowej. Kiedyś tylko wspomniał, że może to była dojmująca tęsknota za dobrem, jaką odczuł gdy bauer, który zabrał im dom i u którego pracował pasąc krowy, zbił go do krwi za to, że bydło weszło w szkodę.

Nowy styl na Miodowej

Wśród listów pasterskich polskich biskupów z ostatnich kilkunastu lat, jeden wydał mi się szczególnie przejmujący i osobisty: to list prymasa o ludzkim cierpieniu. Książę Kościoła, doktor obojga praw i doctor honoris causa wielu uniwersytetów polskich i zagranicznych, po latach służby kapłańskiej pełnionej „na najwyższym szczeblu” nie zatracił wrażliwości na troski bliźnich. Mówi językiem, który wszyscy rozumieją. Jego dar trafiania do wiernych polega na tym, że najchętniej zajmuje się sprawami, którymi żyje społeczeństwo. Potrafi zmniejszyć dystans między hierarchią a wiernymi. Za czasów Glempa w pałacu na Miodowej zapanował nowy styl. Bywają dni, że przyjmuje tam dziesiątki osób, które go o to proszą. Ważne osobistości wcale nie są pierwsze w kolejce do prymasa. Glemp umie słuchać, a to bardzo zjednuje ludzi. Bywa, że dyskretnie interweniuje, gdy komuś dzieje się jawna krzywda, gdy trzeba ratować dziecko przed kalectwem.
Jeśli nie wyjeżdża, o 7 rano celebruje mszę w kaplicy domowej. Potem spotkania, wizytacje i konferencje. Między 13 a 14 jest obiad z pracownikami Sekretariatu Prymasa Polski lub z zaproszonymi gośćmi, potem audiencje, znowu wyjazdy, m.in. do parafii, obowiązkowe oglądanie „Wiadomości”, które często komentuje nie bez spokojnej ironii. Dopiero po 20 ma cztery godziny na niezakłóconą pracę nad homiliami i stosem oczekujących go dokumentów.
Woli pisać niż przemawiać na żywo. Przyznaje, że kiedy mówi ad hoc do kamery, często najlepsze puenty przychodzą mu zbyt późno. Skarży się czasami dziennikarzom, że nie starcza mu czasu na ulubione lektury historyczne. Ostatnimi laty nadrabia to jednak, chodząc do kina. Nigdy dawniej nie widziano prymasa Polski w publicznym kinie, toteż wzbudza niekiedy sensację, gdy pojawia się na projekcjach. Obejrzał dotąd m.in. „Ogniem i mieczem”, „Pana Tadeusza” i „Przedwiośnie”.

Miejsce w historii

Na początku sprawowania prymasowskiej posługi Józef Glemp powiedział, że nie widzi siebie jako „prymasa trzeciego tysiąclecia”, a nawet „nie przypuszcza, aby udało mu się wprowadzić Kościół polski w następne milenium”. Po tylu latach sprawowania urzędu nie ma ambicji zajęcia na piedestałach miejsca obok wielkiego poprzednika, którego beatyfikacja jest już zapewne kwestią najbliższego roku lub dwóch lat.
Kardynałowi Glempowi przyszło działać w cieniu dwóch wielkich rodaków: papieża i zmarłego kardynała Stefana Wyszyńskiego. Brak osobistych ambicji politycznych i skromność, która potwierdziła się w wielu sytuacjach, stały się w tych okolicznościach ważnymi zaletami. Ale kardynał Glemp wejdzie do historii razem ze Stefanem Wyszyńskim i papieżem, jako ten prymas, za którego pozycja Kościoła w Polsce umocniła się nie tylko dzięki konkordatowi. W ciągu 22 lat jego dotychczasowej posługi prymasowskiej zmieniły się w Polsce struktury i ustrój, nastąpiła wymiana jednego pokolenia polityków i nieuchronnie nadciąga zmiana pokoleniowa w Episkopacie, przez pałac w Alejach Ujazdowskich przewinął się cały korowód premierów i kohorty ministrów, ale główny lokator pałacu przy ulicy Miodowej 17/19 w Warszawie pozostaje wciąż ten sam. Nawet po zmianie statutu Konferencji Episkopatu, gdy w połowie lat 90. funkcja jego przewodniczącego stała się wybieralna i można ją pełnić tylko przez dwie kadencje, w 1999 r. już w pierwszym głosowaniu kardynał Glemp otrzymał poparcie 80% spośród ponad stu zgromadzonych biskupów.
Kadencja kardynała Glempa kończy się w przyszłym roku. Pozostanie jednak, jako kustosz relikwii św. Wojciecha, prymasem Polski.


Józef Glemp, arcybiskup metropolita warszawski, prymas Polski, przewodniczący Rady Stałej i Konferencji Episkopatu Polski, kustosz relikwii św. Wojciecha, członek watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, doktor obojga praw. Urodził się 18 grudnia 1929 r. w Inowrocławiu, a święcenia kapłańskie otrzymał w Gnieźnie 25 maja 1956 r. Lista jego publikacji, z których wiele ma walory literackie, obejmuje pół setki pozycji. Od 1967 r. sekretarz i kapelan prymasa Stefana Wyszyńskiego na terenie diecezji gnieźnieńskiej, a od marca 1979 r. – biskup warmiński. Od 7 lipca 1981 r. arcybiskup metropolita gnieźnieński (do 1992 r.) i warszawski, prymas Polski.
Dewiza życiowa: Caritati in iustitia (Przez sprawiedliwość ku miłości).

 

Wydanie: 05/2003, 2003

Kategorie: Sylwetki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy