Przechytrzyć wroga

Przechytrzyć wroga

To dzięki dezinformacji udało się zachować w tajemnicy prawdziwe miejsce lądowania aliantów w Normandii w 1944 r.

Wygląda na zamieszkaną, poruczniku. Jeśli to prawda, co pan mówi, to gdzie są ich samochody? – zapytał mjr George Driscoll, dowódca sekcji rozpoznania lotniczego amerykańskiej 9. Armii Powietrznej. Studiował uważnie przekazane mu zdjęcia z rozpoznania lotniczego, na których widać było zabudowę typowej z pozoru francuskiej farmy. Było lato 1944 r.

– Tutaj, w tym lasku. Za dużo w nim gałęzi. O tej porze roku powinno być trochę mniej zieleni. Prawdopodobnie dodano sporo sztucznego listowia. I proszę popatrzeć na te stogi. W tych stronach Francuzi układają siano inaczej, w długie sterty.

Podejrzany lasek i kępy krzaków, które wyrosły w ciągu 10 dni, plus postawione nagle drewniane szopy spowodowały, że mjr Driscoll polecił dokonanie nalotu. Jak się okazało, rzekoma farma była ważnym węzłem łączności niemieckiego Wehrmachtu, a jej zniszczenie spowodowało spore zamieszanie w szeregach wroga.

Chiński generał i teoretyk wojskowości Sun-Tsu twierdził, że „każda sztuka wojenna opiera się na podstępie”. Maskowanie, kamuflaż, sprowadzają się do jednego – jak ukryć swoje prawdziwe zamiary i zdezorientować przeciwnika. Z wagi tych działań doskonale zdawali sobie sprawę dowódcy wojsk alianckich podczas II wojny światowej. To dzięki umiejętnej dezinformacji udało się wprowadzić w błąd feldmarszałka Erwina Rommla pod El Alamein oraz zachować w tajemnicy prawdziwe miejsce lądowania aliantów w Normandii w 1944 r.

Aby blef był skuteczny, należało oczywiście zachować wszelkie pozory wiarygodności i zadbać o szczegóły. Fałszywe oddziały pancerne musiały przy przemieszczaniu się podnosić tumany kurzu, a gumowe imitacje pojazdów wyglądać jak prawdziwe, by zdjęcia wykonywane przez nieprzyjacielskie samoloty zwiadowcze, wskazywały, że faktycznie znajdują się tam czołgi. Japończycy na Pacyfiku wprowadzali Amerykanów w błąd, tworząc fałszywe stanowiska artylerii z armat wykonanych z drewna bambusa; ich obsługą byli „żołnierze” wykonani z trawy. Na zdjęciach lotniczych trudno było odróżnić, czy to prawdziwe stanowisko ogniowe, czy imitacja. Japończycy potrafili także w przemyślny sposób ukryć całe lotniska, a w dżungli byli mistrzami tzw. kamuflażu osobistego.

Alianci przed inwazją na Sycylię podrzucili Niemcom spreparowanego trupa, który był oficerem zmarłym podczas katastrofy. W jego teczce znaleziono plany inwazji na Grecję i Peloponez. Hitler w nie uwierzył. Podczas II wojny światowej zarówno alianci, jak i wojska Osi stosowali działania mające zmylić przeciwnika. Często decydowało to o wyniku batalii.

Okpić Rommla

Brytyjczycy w czasie bitwy o Anglię tworzyli fałszywe lotniska polowe RAF-u, na które spadały prawdziwe bomby samolotów Luftwaffe. Podobnie rzecz się miała w Afryce Północnej. Powołany w 1940 r. zespół znany jako „A” Force miał stosować różne chwyty kamuflażowe. Jednostką dowodził brygadier Dudley Clark – twórca komandosów. „A” Force była jednostką elitarną – w szczytowym okresie liczyła 41 oficerów, 76 podoficerów i trzy kompanie żołnierzy. Mogła też liczyć na pomoc informatorów i agentów wywiadu. Ale jak zwerbować specjalistów w zakresie mistyfikacji i gry pozorów?

Jeśli specjalista, to tylko mjr Jasper Maskeline, przed wojną popularny w Wielkiej Brytanii iluzjonista. Jego zespół zwano gangiem magików. Dla „magików” nie było rzeczy niemożliwych. Podczas oblężenia Tobruku przez Niemiecki Korpus Ekspedycyjny gen. Erwina Rommla kwestią kamuflażu najważniejszych obiektów w twierdzy zajmował się Geoffrey Barkas – w cywilu scenograf filmowy. Zadbał zwłaszcza o zabezpieczenie oczyszczalni wody, bez której obrońcy długo by nie wytrzymali. Po prostu sfingował efekty nalotu niemieckiego lotnictwa, co wystarczyło, by Niemcy uznali oczyszczalnię za całkowicie zniszczoną. Udało się też względnie zabezpieczyć port przed bombardowaniem poprzez skierowanie nalotów na specjalnie spreparowane cele (w tym wypadku imitacje barek i okrętów transportowych). Na konto specjalistów z „A” Force należy też zaliczyć udane pozorowanie istnienia całej dywizji pancernej czy umiejętne schowanie magazynów z zaopatrzeniem pod okiem nacierających Niemców. Po wojnie szef sztabu Rommla, gen. Fritz Bayerlein, dowiedziawszy się, co znajdowało się w zasięgu Afrika Korps, stwierdził: „Gdybyśmy wiedzieli o tych składach, wygralibyśmy bitwę”.

W zespole bardzo przydał się kpt. Stephen Sykes, w cywilu malarz i artysta ceramik. Dzięki niemu alianci zbudowali dworzec towarowego z systemem szyn. Makieta była tak wiarygodna, że przez wiele dni stanowiła cel nalotu niemieckich bombowców.

Rommel stanął jednak ze swoją armią niebezpiecznie blisko Kairu. El Alamein miało być ostatnią próbą powstrzymania „Lisa Pustyni”. Siły Rommla były osłabione, musiał więc się zatrzymać, by czekać na posiłki. Brytyjczycy i ich sojusznicy byli w odmiennej sytuacji. Jednak dowódca 8. Armii Bernard Law Montgomery, mimo że wraz z upływem czasu zyskiwał przewagę w sprzęcie i zaopatrzeniu, obawiał się atakować. Jak w tej sytuacji zmusić Niemów, by atakowali? Najlepiej podsunąć im miejsce, które idealnie nadaje się do przeprowadzenia ataku. Wojna na pustyni była o tyle specyficzna, że często nie istniała tam jednolita linia walk, podstawą był ruch, manewr. Czołgi Rommla miały zamiast dogodnego do szarży terenu trafić wprost w ruchome piaski i bagna. I tak się stało. Rommel połknął haczyk. Zainicjowano przypadkową potyczkę między liniami frontu, a niemieccy zwiadowcy znaleźli w jednym ze zniszczonych pojazdów plik papierów, w tym mapę sztabową z zaznaczonymi pozycjami wokół wzgórz Alam Halfa. Mapa była autentyczna, jednak naniesiono na nią fałszywą ścieżkę wiodącą pomiędzy bagnami. Rommel w nieudanym natarciu na tę pozycję stracił prawie 50 czołgów i 70 dział.

Niedługo po tym zdarzeniu szef „A” Force podczas rozmowy w sztabie brytyjskiej 8. Armii usłyszał: – Musicie ukryć 150 tys. ludzi z tysiącem dział oraz tysiąc na równinie płaskiej i twardej jak stół bilardowy i do tego tak, by Niemcy nic o tym nie wiedzieli, chociaż będą oczy wypatrywać, obserwując każdy ruch.

– Jasne, że tego nie da się zrobić, ale my oczywiście musimy w to świństwo się pakować! – opowiadał podkomendnym ppłk Geoffrey Barkas.

Mieli mało czasu. W ciągu miesiąca należało upozorować koncentrację sił na południowym odcinku frontu, by przekonać Niemców, że uderzenie nastąpi w okolicach depresji Kattara. Zbudowano więc czołgi ze sklejki i umieszczono je na łazikach. Siedemset przygotowanych makiet załatwiło sprawę.

Z kolei na północy masy sprzętu i zapasów schowano w zapomnianych już transzejach wokół El Alamein. Ale jak ukryć pojazdy trzech dywizji pancernych? Jako maski dla czołgów i wozów pancernych użyto ciężarówek. Ustawiono je tak, by nie rzucały się nachalnie w oczy obserwatorom z nożycowymi lornetkami.

Nocą między pustynią a istniejącymi bazami zaopatrzenia kursowały transporty, aby uśpić czujność Niemców co do zwiększenia dostaw.

Ostatecznie natarcie wyprowadzone przez Brytyjczyków, znane jako druga bitwa pod El Alamein, odniosło sukces. – Dzięki wspaniałemu systemowi kamuflażu osiągnięto na pustyni całkowite zaskoczenie taktyczne – oznajmił w Izbie Gmin premier Winston Churchill.

Kryptonim „Bodyguard”

Największym wyzwaniem była jednak dla aliantów inwazja na kontynent europejski w 1944 r. Chodziło o to, by przeciwnik nie znał miejsca desantu. Bo o ile alianci mogli ogniem z dział i lotnictwem przytłumić obronę Niemców na wybrzeżu, o tyle rozszerzenie przyczółków i marsz naprzód pod ogniem niemieckich czołgów wiązały się z ogromnymi stratami. Operacja, która miała osłonić lądowanie aliantów w Normandii, nosiła kryptonim „Bodyguard” i angażowała polityków, dziennikarzy i szefów sztabów.

Mniejsza operacja, zwana „Fortitude North”, miała przekonać Niemców, że celem alianckich desantów w 1944 r. będzie Norwegia. Hitler, dla którego Norwegia była ważna, utrzymywał tam siły liczące 400 tys. żołnierzy. Aby pozostali oni na norweskim wybrzeżu, zainicjowano przygotowania do alianckiego desantu, który miał wyruszyć ze Szkocji. Utworzono specjalnie całą armię, która składała się także z jednostek tyłowych i przeprowadzała manewry. Powstawały makiety czołgów, tworzone m.in. ze sklejki. Prasa informowała o wydarzeniach towarzyskich i meczach rozgrywanych w armii dokonującej inwazji na Skandynawię. Przekazywano wiadomości radiowe, wypuszczano kontrolowane przecieki informacji z agencji wywiadowczych. Alianci mieli po wylądowaniu kontynuować natarcie razem z Armią Czerwoną.

Z kolei na Bliskim Wschodzie działał program „Zeppelin”, mający przekonać Niemców, że inwazja nastąpi na Bałkanach i Krecie. Podczas konferencji w Teheranie miano ustalić wszystkie szczegóły operacyjne, podano nawet termin rozpoczęcia inwazji. Oczywiście zadbano o to, by Niemcy o tym się dowiedzieli. Podobnie jak o istnieniu silnego zgrupowania inwazyjnego, będącego brytyjską armią. Mało, w jej skład wchodziła nawet fikcyjna polska dywizja piechoty i dywizja pancerna. Ruszyły przygotowania do zbudowania makiet pojazdów. Na bazie cywilnych kutrów i jachtów pośpiesznie konstruowano też repliki barek i okrętów desantowych. I wszystko się udało. „Nie mamy pojęcia, skąd uderzą alianci”, notował w dzienniku jeden z oficerów wywiadu Abwehry.

Odpowiednie akcje pozoracyjne miały także zatrzymać Niemców na południu Francji. Mogli oni się spodziewać uderzenia z Bliskiego Wschodu.

Wreszcie należało przekonać Niemców, że co prawda miejscem inwazji będzie Francja, ale nie Normandia. Dowództwo niemieckie powinno być przekonane o innym jej terminie i nie mieć też pewności co do tego, czy nastąpi jedno lądowanie, czy też inwazja podzielona będzie na kilka etapów. Gdy dokonał się faktyczny desant, wściekły Hitler pytał swoich generałów: – A więc to już jest, czy nie jest inwazja?

Spadochroniarze kukiełki

Operacja „Quicksilver” będąca częścią „Bodyguarda” miała przekonać Niemców, że siły desantowe gromadzą się wokół Dover. Potencjalne siły inwazyjne tworzyła 1. Grupa Armii USA – FUSAG. Rozmieszczone w Szkocji i Irlandii 1. Armia kanadyjska oraz 3. Armia amerykańska naprawdę wchodziły w skład FUSAG. Sam sztab FUSAG mieścił się w Londynie. Aby uwiarygodnić całe przedsięwzięcie, dowódcą tych sił mianowano gen. George’a Pattona. Tak znany generał wzmacniał prawdziwość związku taktycznego. Niemcy mieli prawo przypuszczać, że dopóki Patton zostaje w Wielkiej Brytanii, inwazji jako takiej nie będzie.

Patton tymczasem wczuł się w rolę dowódcy – wizytował jednostki i sztaby, odbywał konferencje prasowe, brał udział w oficjalnych uroczystościach. Gros informacji na temat FUSAG dostarczali zresztą podwójni agenci zwerbowani przez wywiad angielski. Działali oni pod pseudonimami „Garbo” i „Brutus”. Notabene „Brutus” był Polakiem, w latach 1940-1941 kierował tajną organizacją we Francji. Specjalne służby radiowe aliantów imitowały w sumie aż 22 fałszywe jednostki łączności, zgłaszające problemy ze sprzętem, dyscypliną, informujące o zmianie lokacji itp.

W kwietniu 1944 r. sztab niemiecki ocenił, że „ataku można się spodziewać lada chwila, gdyż oddziały inwazyjne czekają tylko na podstawienie transportowców i barek desantowych”. Już podczas samego lądowania w Normandii odbyła się operacja „Titanic”. Aby wprowadzić zamieszanie wśród żołnierzy Wehrmachtu, razem z prawdziwymi spadochroniarzami zrzucono setki kukieł – fałszywych spadochroniarzy.

A co się działo z siłami FUSAG? Związek widmo wypełnił swoje zadanie. Niemiecki dowódca tego odcinka, feldmarszałek Erich von Rundstedt, nadal się spodziewał drugiego rzutu wojsk inwazyjnych. Japoński attaché wojskowy w Berlinie wysłał do Tokio depeszę: „Zważywszy, że jedna samodzielna Grupa Armii stacjonuje na południowo-wschodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii, można przypuszczać, że przeciwnik planuje przerzucenie jej w rejon Calais i Dunkierki”. Dzięki temu blefowi Hitler zachował w rezerwie 15. Armię, która stanowiła realne zagrożenie dla wojsk inwazyjnych.

Gen. Dwight Eisenhower już po wojnie wspominał że „gdyby niemiecka 15. Armia została użyta w czerwcu lub na początku lipca, to moglibyśmy zostać przygnieceni liczebnie”.

Oddajmy na koniec głos ppłk. Barkasowi, który podsumował działania „A” Force: „Miło jest czuć, że kamuflaż pomógł frontowym żołnierzom rozpocząć bitwę w dogodniejszych warunkach i osiągnąć zwycięstwo za najniższą cenę krwi”.

Fot. Wikipedia

Wydanie: 2019, 34/2019

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy