Przedmóżdże mózgu

Od niepamiętnych czasów zajęciem po­etów było porównywanie czegoś do czegoś innego. Wzdychali do nadobnych niewiast, co miast twarzy miały lica, jako krew z mlekiem, dysponowały koralami za­miast ust, spomiędzy których lśniły perełki; zawsze można zęby nałogowej palaczki do pereł porównać, bywają przecież czarne perły. Diamenty w charakterze oczu rzucały oślepiający blask. Te wspaniałości natura osadziła na łabędziej szyi – poeta mógł mieć na myśli w szczególnych przypadkach upierzenie lub obrzydliwą giętkość czegoś zbyt długiego. Wysoko pod szyją usadowiły się jabłuszka mleczne. Do tego kibić osy, płodne jak ziemia łono, które jest w stanie sprostać życzeniu “co rok prorok”.

Jednym słowem, inkrustowany potwór. A jak który poeta był zboczeńcem pedałem (nowa terminologią badacza owadzich nogów Niesiołowskiego będzie naszym posa­giem wniesionym do Unii Europejskiej przez nas, czyli PRZEDMÓŻDŻE chrześci­jaństwa), jak niejaki Szekspir, to pisał sone­ty tak zagmatwane, że do dziś szekspirolodzy nie potrafią ustalić, które poświęcone (!) są kobiecie, które młodemu, pięknemu przyjacielowi. Kto jest rywalem Szekspira, kto kogo z kim zdradził, nie dojdziesz czło­wieku. Kto jest adresatem dedykacji? Kim jest pan W.H.? Czy to piękny przyjaciel autora? Nikt nam nie odpowie, a sonety, moja wakacyjna lektura, nie są przez to mniej piękne.

Niektórzy poeci, znudzeni opisywaniem nieziemskiej piękności ziemskich istot, wzdychali do wodzów. Państwa, narodu, armii, a więc władców życia ludzkiego. Cią­gnęła ich potęga i wszechmoc; podziwiali ją bez względu na własną orientację seksual­ną, w równym stopniu hetero i homo.

Panegiryki pełne przenośni i porównań zachowały się do naszych czasów. Tu więc rymuje się wódz, co usta słodsze miał od malin, oraz Słońce Karpat, które gwałtow­nie i krwawo zaszło. Z niewielką pomocą swych dawnych przyjaciół. W telewizji szedł ten dokumentalny horror kraju Draculi.

W demokracji europejskiej nie porównuje się przywódców do słońc i malin. Inwencja językowa w angielskim parlamencie jest bardzo duża, a porównanie przez lorda tem­peramentu członka izby gmin do zdechłego barana nie należy do rzadkości. Porównanie musi mieć sens. Zdechły baran i jego tem­perament uderza w sedno. Natomiast gdy “badacz owadzich nogów”, Stefan N., po­równuje człowieka lubującego się w ogląda­niu filmów porno do wieprza, daje świadec­two braku wiedzy. Poczciwy wieprz bowiem uprawia seks jedynie w celu prokreacji, tak jak i poseł, i nawet najbardziej rozpasane porno go nie bierze. Ni chu chu. Wieprz więc powinien być wręcz symbolem walki o czy­stość moralną; niekoniecznie fizyczną, bo to zależy już od czystości hodowcy. Wieprz nie używa grzesznych prezerwatyw. Prawo na­turalne jest jedynym prawem rządzącym je­go życiem, jak za dużo urodzi się prosiacz­ków, to je maciora zeżre.

Bardziej oryginalny niż wieprz jest Czer­wony Kot odwrócony ogonem przez SLD, autorstwa słynnego Europejczyka, Czar­neckiego. Cokolwiek to znaczy, jest intrygu­jące, bo absurdalne. Nie dość na tym, że czerwone koty nie istnieją to w dodatku tego odwraca się ogonem. Mówił też Ryszard Cz. o czerwonym wierzchołku góry lodowej, na­leżącym do PZPR-u. Zamrożona krew to, li zamrożony sok malinowy do wyborczego koktajlu?

Wiesław Walendziak, jeden z najbardziej inteligentnych ludzi prawicy, dał plamę, mó­wiąc o naszym oddalającym się wejściu do Europy: “To zaczyna przypominać gonienie króliczka: im szybciej ten polski chart bie­gnie, tym szybciej króliczek ucieka”. To dość zaskakujące porównanie. Widzimy Europę w postaci biednego króliczka, za nim biegnie wielki polski chart. Co robi nor­malny chart, gdy uda mu się dopaść królicz­ka? Wiadomo. Króliczek powinien więc uciekać co sił, i unikać charta jak ognia.

Język jest bardzo trudny. Dlatego politycy zatrudniają wybitnych autorów do pisania przemówień. Na co dzień trzeba bardzo uważać z trudnymi figurami stylistycznymi. Politycy zawsze zazdrościli poetom swo­bodnego posługiwania się metaforą i porów­naniem. Jeden z wodzów, zresztą nawet bez ubiegania się, zyskał tytuł wielkiego ję­zykoznawcy. Ten sam, co usta słodsze miał od malin. Dziś o to niełatwo. Nawet Alicji G. nie udało się uzyskać tytułu profesora, bo istnieje CKK, niezależna komisja oceniająca dorobek. Ucieszyło mnie to jako pisarkę, bo mowy pani marszałek są kwintesencją kiczu patriotycznego. Wyprzedza o kształtną pierś człowieka z szabli, Mariana K.

Najbardziej zaimponował mi kiedyś dawno Lech Wałęsa. Był wówczas w szczytowej formie. Gdy wylądował po długiej podróży, powiedział dziennika­rzom oczekującym na lotnisku: “Europa jest jedna, widziałem to z samolotu”. Oto najlepszy bon mot polityczny ostatnich lat. Zawiera w sobie wszystko, co powi­nien, prostotę, głębokie przesłanie i ładną formę. Dlatego właśnie mam językowy sentyment do Wałęsy.

Wydanie: 2000, 31/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy