Przedwyborcze bombardowanie PZPN

Przedwyborcze bombardowanie PZPN

Kręcina i Lato jakoś zdyskredytowani, niby droga Bońka do prezesury jest prosta. Ale…

Przed tygodniem wyraziłem nadzieję, że III polsko-polska wojna futbolowa dobiegła końca, że strona rządowa odpuści, przynajmniej do wyborczego zjazdu PZPN. Tymczasem w środę 22 października nastąpiła obława. Uaktywnił się Wrocław, tamtejsze prokuratura i sąd.
Akcja sprawiała wrażenie strzelania z armaty do wróbla, ale osad na kilku ważnych postaciach PZPN, nie wyłączając kandydatów na prezesa, pozostał.
Najbardziej spektakularne bez wątpienia było zatrzymanie Janusza Wójcika, bo to jednak swego czasu trener olimpijskiej i pierwszej reprezentacji kraju. Ale przecież Wójcik, postać nieciekawa, nie ma nic wspólnego ze strukturami PZPN i gdyby ich członkowie mogli, sami by go już dawno utopili.
Z kolei trener Andrzej Strejlau i działacz Eugeniusz Kolator zostali teraz wezwani do Wrocławia wyłącznie jako świadkowie. Natomiast pewne zarzuty przedstawiono Zdzisławowi Kręcinie, sekretarzowi generalnemu PZPN i zarazem kandydatowi na prezesa. Jeśli się chce uderzyć, słusznie czy nie, kij zawsze się znajdzie. W przypadku Kręciny nie ma wątków korupcyjnych, lecz związane co najwyżej z niegospodarnością. Przy tym mgliste. Potwierdzające, że Kręcina to dobry człowiek, który każdemu nieba by przychylił, często nawet nadstawiając głowę za innych.
Kiedy jednak okazało się, że 350 tys. zł zajętych przez komornika zamiast do urzędu skarbowego poszło za sprawą Kręciny na konto Widzewa Łódź, przytomne skojarzenia zaczął mieć Jan Tomaszewski. Kręcinie niby nic konkretnego nie zarzucono, jako nieskazany nadal ma prawo kandydować, ale już mu zdążono „narobić” w papiery, przypiąć etykietkę podejrzanego.
Z kolei pewien niespełniony dziennikarzyna począł odgrzewać kotlety, szukając powiązań kandydata Grzegorza Lato z transferem anonimowego piłkarza Dudy.
Czyli Kręcina jakoś zdyskredytowany, Lato także, wydawałoby się więc, że droga Zbigniewa Bońka do prezesury jest coraz lepiej czyszczona przez jego protektorów. Niestety, rykoszetem trafiły w niego wątki Kręciny i Wójcika. Bo oto Tomaszewski pozwolił sobie zauważyć, że jeśli pieniądze trafiły na konto Widzewa, to przecież w klubie tym udziałowcem był właśnie Boniek. I bardziej bystrzy zaczęli sobie układać klocki. Że Wójcik na obecne zatrzymanie zapracował w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, gdzie rządził niejaki Wojciech Szymański, który potem znalazł się… obok Bońka we władzach Widzewa. I kupował mecze, i Widzew miał problemy z licencją, w dziwnych okolicznościach zażegnane. I za to kupowanie został karnie zdegradowany, ale Trybunał Arbitrażowy przy PKOl, znowu w dziwnych okolicznościach, na przekór PZPN, ową karę uchylił.
A cały czas udziałowcem był tam kandydat Boniek! Również wtedy, gdy wiosną 2008 r. jako trenera w Widzewie zaangażowano… skompromitowanego już wcześniej całkowicie Janusza Wójcika!
Boniek na sugestie Tomaszewskiego zareagował mało spokojnie. Bo jeżeli począł wracać do przeszłości, zarzucając adwersarzowi, że ten poparł stan wojenny, znaczy, że może brakuje racjonalnych punktów obrony. Tomaszewski faktycznie jakoś poparł, ale czy akurat Boniek dał się zapamiętać jako zajadły wróg i krytyk decyzji z 13 grudnia 1981 r.?
Przypuszczam, że wątpię. Stan wojenny zastał go we Włoszech, gdzie pałaszował makarony, bawiąc na rekonesansie przed transferem do Juventusu. Transferem, na który zgoda zapadła, no, zgadnijcie gdzie? I średnio interesował go los zestresowanego narodu. A kiedy już z Juventusem przyjechał do Gdańska na mecz z Lechią, został niemiłosiernie wygwizdany, ponieważ kilka dni wcześniej skrytykował uciekinierów z Polski, którzy zamiast żyć w stanie wojennym, woleli na lepsze jutro czekać w namiotach pod Rzymem.
Tak to po trzech dekadach wraca echem rywalizacja – obfitująca zarówno w sukcesy, jak i wstydliwe grzeszki – o miano najlepszego piłkarza Łodzi wszystkich czasów, widzewiaka Bońka i ełkaesiaka Tomaszewskiego.
Choć strona rządowa znowu próbowała storpedować zjazd, zapowiadając nawet zablokowanie kont PZPN, wyścig o prezesurę w związku powinien rozegrać się bez opóźnień, 30 października. Kandydaci mocno w poprzednim tygodniu zostali przetrąceni, nie będzie im kibicował Janusz Wójcik. 11 zarzutów, pół miliona złotych wydanych na ustalanie wyników meczów Świtu – to musiało wywołać stosowne konsekwencje.
„Januszek kłamczuszek”, „Kasa, misiu, kasa”, znany jest też pod przydomkiem „Melon”, gdyż głównym motywem jego wywodów nie było, jak trenować i grać, by wygrywać, lecz ile milionów trzeba „zorganizować” na opłacenie sędziów, obserwatorów, kwalifikatorów, rywali. Właśnie, on raczej organizował, niż zajmował się pracą stricte trenerską, co podkreślają nawet niektórzy jego zawodnicy.
Kiedy wiosną 1987 r. Jagiellonia Białystok pod wodzą Wójcika w imponującym stylu podążała do ekstraklasy, pojechałem zrobić reportaż, na kanwie drugoligowego meczu z Wisłą Kraków. Wójcik oddał mnie pod opiekę swych asystentów, na przedmeczowym zgrupowaniu mogłem do woli zbierać materiały prasowe, ale… Wójcika tam nie było. Ponownie ujrzałem go dopiero na chwilę przed meczem. Trochę zmęczonego, niedospanego. Ponoć biesiadował z sędziami i kwalifikatorem…
A potem była już cała masa podejrzanych wydarzeń, z kadrą olimpijską w roku 1992, z Legią Warszawa w 1993 r., z reprezentacją A w 1998 r., co najmniej dwa przypadki jazdy po pijaku, cała ta hucpa z posłowaniem. „Do gorzałki i aferek pierwszy Legii jest trenerek” – tej treści transparentem został kiedyś powitany na stadionie poza Warszawą.
Czemu zatem, skoro w żonglowanie wynikami meczów zaczął się bawić tak wcześnie, zatrzymano go tak późno? Bo ustawa o karaniu za piłkarskie oszustwa obowiązuje dopiero od 1 lipca 2003 r., a Wójcik po tej dacie zbyt wiele w futbolu nie działał. Ale i tak zdążył się „zasłużyć” w Świcie. Samą tylko wiosną 2004 r. zapracować na tyle zarzutów i wydać tyle pieniędzy – aktywność niesamowita.
A jak oceni aktywność wrocławskiej prokuratury i skarbówki przed zjazdem PZPN?

 

Wydanie: 2008, 44/2008

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy