Właściciele oberonów są sprytniejsi, niż sądziliśmy. Do tej pory wydawało nam się, że to tylko prostackie oszustwo, na które nabierają się chorzy. Za 150 zł dostawali niby-mapkę swojego organizmu, co opisaliśmy w 35. numerze „Przeglądu”. Po naszej publikacji gabinetami zainteresował się sąd odpowiedzialności zawodowej lekarzy. A co na to właściciele urządzenia? Po prostu z reklam wykreślili nazwę oberon. Teraz jest to „badanie, które nie wymaga przygotowania, nie powoduje napromieniowania, nie trwa długo”.
Po raz pierwszy powiedziano prawdę! Zapomniano tylko dopisać, że badanie jest na niby.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy