Przestępcy specjalnej troski

Przestępcy specjalnej troski

W Zielonej Górze policjanci oskarżają prokuratorów o współpracę z adwokatami

W Zielonej Górze środowisko policjantów i prawników żyje ostatnio konfliktem między Centralnym Biurem Śledczym a prokuraturą. Sytuacja nabrzmiała zwłaszcza po kontrowersyjnej publikacji w jednej z ogólnopolskich gazet, gdzie niejednoznacznie sugerowano powiązania lokalnego CBŚ ze światem przestępczym. Wywołało to falę protestów i oburzenia ze strony oficerów biura. Skompromitowano zwłaszcza jednego z byłych funkcjonariuszy, który po przejściu na emeryturę podjął pracę w lokalu rozrywkowym, okrytym w mieście złą sławą. Przeciwko właścicielowi lokalu, Wiesławowi Ł., wielokrotnie prowadzono postępowania karne. Został on też oskarżony przez dziekana izby adwokackiej o zamach na jego życie. W tej sprawie prowadzone jest śledztwo. Wiadomo, że na razie nie ma dowodów na to, by zamachu dokonał Wiesław Ł., ścigany listem gończym. Istnieją jedynie poszlaki.
Prokuratura przyznała wprawdzie, że formalnie funkcjonariuszowi niczego nie może zarzucić ani nie ma dowodów na to, by inni jego koledzy naruszyli prawo, jednak z powodu domniemań na wszelki wypadek dochodzenie w tej sprawie przejął zielonogórski wydział UOP.
– Nie mogą mi niczego zarzucić – mówi były oficer CBŚ. – Nigdy nie współpracowałem z grupami przestępczymi. W pracy wielokrotnie dokonywałem poważnych rozpracowań operacyjnych. Gdybym „sprzedał” niektóre informacje gangom, kilkunastu ludzi poszłoby do piachu.
Kim jest oficer, który stał się zarzewiem konfliktu między prokuraturą a CBŚ?
Jego przełożeni wystawiają mu wzorową opinię: skuteczny, skrupulatny, niezłomny. W policji przeszedł niemal wszystkie szczeble. Dyspozycyjny 24 godziny na dobę. Pracując, uczył się. Skończył studia. Odszedł na wcześniejszą emeryturę, choć przełożeni nalegali, by został.
– Był policjantem „z nosem” – twierdzi były naczelnik Wydziału Kryminalnego. – Odważny. Nie bał się mówić prawdy nawet wtedy, gdy była niewygodna dla przełożonych.
Dlaczego zdecydował się na wcześniejsze odejście z pracy? Mówi, że nie widział już sensu. Pozytywne efekty działań policji nie przekładały się na ostateczne wymierzenie kary ujmowanym przestępcom. Sprawy upadały w prokuraturze i w sądach. O rezygnacji zadecydowały też względy osobiste.
Nastroje apatii i zniechęcenia podkreślają też inni oficerowie policji. Wskazują na śledztwa umarzane lub zmierzające do zminimalizowania odpowiedzialności przestępców. Dotyczy to głównie przestępstw – jak twierdzą – godzących w mienie państwa.

Wielki przemyt i łagodne oskarżenie

W Zielonogórskiem przecinają się szlaki wielkiego przemytu. Na lubuskich przejściach wielokrotnie zatrzymywano pokaźne transporty nielegalnego towaru: papierosów, spirytusu i narkotyków.
Jedna z afer, związana z kontrabandą papierosową, została wykryta przez policjantów z Wydziału ds. Przestępstw Zorganizowanych w maju 1996 r.
Kluczowy podejrzany w tej sprawie, Zdzisław R., był wielokrotnie skazywany prawomocnymi wyrokami sądowymi.
Wspomina jeden z funkcjonariuszy zajmujący się tą sprawą: – Wszyscy zatrzymani wskazali R. jako organizatora przemytu. Papierosy przewożono w tirach wielokrotnie od 1994 r. do 1996 r. Dowody były niepodważalne. Jednak gdy sprawa trafiła do prokuratury, zaczęło się gmatwać. Byliśmy zaniepokojeni sposobem prowadzenia śledztwa. Zdzisława R. zwolniono za poręczeniem majątkowym. Swój majątek, który powinien być zabezpieczony na poczet grzywny, podejrzany zdążył sprzedać. Oddano też samochody ciężarowe, którymi przewożono nielegalny towar do Niemiec.
Za przestępstwo uszczuplające na wiele milionów kasę państwową prokurator wystąpił z wnioskiem o pozbawienie wolności w zawieszeniu i karę grzywny. W konsekwencji rozłożono ją na raty i do dziś nie została spłacona.
Prokurator Zbigniew Fąfera, prowadzący sprawę, obecnie szef VI Wydziału w prokuraturze okręgowej zapewnia, że zabezpieczenia majątku dokonano zgodnie z obowiązującą procedurą. Okazało się, że część nieruchomości podejrzanemu rzeczywiście udało się sprzedać w trakcie śledztwa, ale jeszcze przed postawieniem mu zarzutów.
Zeznania obciążające Zdzisława R. złożył m.in. jego brat Marek. Na wniosek adwokata skierowano go na badania psychiatryczne, choć nigdy wcześniej nie był pacjentem przychodni psychiatrycznej. Niemniej jednak wniosek został przyjęty.
Opinię wydało dwóch biegłych psychiatrów. Jednym z nich był lekarz z Nowej Soli, który udzielał prywatnych konsultacji podejrzanemu.
„Nie jest chory psychicznie”, konkludowali lekarze w pierwszym punkcie opinii.
– Stwierdziliśmy jedynie lekki niedorozwój umysłowy – przyznaje Eleonora Pillmann, psychiatra – ze wskazaniem na to, że nie powinien odpowiadać za przestępstwo, które popełnił. Mógł jednak stawać przed sądem i składać zeznania w swojej sprawie.
Tak się jednak nie stało. Na opinii wydanej przez psychiatrów odręcznie dopisano słowo „nie”, wskazując na „błąd maszynistki”. W efekcie naniesionej poprawki punkt 5 brzmiał: „Nie może stawać przed sądem i składać zeznań w swojej sprawie”.
Pod odręcznymi zapiskami na dokumencie widnieją pieczęć i podpis prokuratora prowadzącego.
– Skontaktowałem się z biegłym, który sporządzał opinię – zapewnia prokurator. – Potwierdził błąd w trakcie przepisywania.
– Nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce czy błędzie maszynistki – ripostuje doktor Pillmann.- To ja przepisywałam opinię. Badany przez nas mężczyzna mógł zeznawać.

Podejrzenia

Czy naniesione na opinii lekarskiej słowo to fałszerstwo?
Sędzia Bogusław Łój, rzecznik sądu, przyznaje, że notatka budzi wątpliwości. Wprawdzie prokurator dopisał, że uzyskał taką informację w rozmowie telefonicznej z jednym z biegłych, ale w tej sytuacji powinien się skontaktować z drugim lekarzem opiniującym lub też zgłosić wniosek o wydanie kolejnej opinii. Tak się nie stało.
Wątpliwości budzi też fakt, że prokurator zgodził się na wydanie opinii przez lekarza prowadzącego leczenie. – Przepisy tego nie zabraniają – broni się Zbigniew Fąfera.
Niektóre śledztwa toczące się w zielonogórskiej prokuraturze zmierzają niekiedy w zaskakującym kierunku. Akta sprawy VDS12/98/SZ dotyczącej wyłudzenia zwrotu podatku VAT w kwocie ok. 10 mln zł leżą od dawna w prokuraturze. Na początku dochodzenia zabezpieczono nieruchomości i gotówkę podejrzanego, jednak prokurator nadzorujący śledztwo uchylił zabezpieczenie majątkowe. Sprawa leżakuje w prokuraturze od 1998 r. Aktualnie jest zawieszona. Czy po czterech latach świadkowie zdołają odkurzyć pamięć?
Ten sam prokurator rozpoznawał sprawę związaną z wyłudzeniem ogromnych kwot za pomocą fałszywych kart kredytowych. Straty banków oszacowano na blisko 1,5 mln zł. Jeszcze nie wiadomo, kiedy rozpocznie się proces przed zielonogórskim sądem.
Inny prokurator wnosił o umorzenie kosztów sądowych oskarżonemu. Tego samego dnia na niejawnym posiedzeniu sąd umorzył koszty sądowe (ok. 50 tys. zł), zaznaczając w postanowieniu, że „skazany nie ma możliwości zapłaty”. I zapewne była to szczera prawda, bo jeszcze w trakcie śledztwa zdążył sprzedać niezabezpieczony majątek.
– Wszystkie wątpliwości i informacje, które dodatkowo do nas napływały, zrodziły szereg podejrzeń – mówi były pracownik Centralnego Biura Śledczego. – Rozpoczęliśmy wtedy działania operacyjne.
– Takie rozpoznania nie były rzadkością – twierdzi były naczelnik Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej. – Podejmowano je wówczas, gdy istniało podejrzenie przestępstwa. Niezależnie od tego, czy dokonywali ich kryminaliści, czy też ludzie wysoko usytuowani w hierarchii społecznej.

Umarzane śledztwa

Wiele kontrowersji i emocji wśród policjantów CBŚ wzbudzała sprawa Jerzego G., podającego się za detektywa i przedstawiciela niemieckich firm ubezpieczeniowych. G. odzyskiwał w Polsce drogie samochody skradzione w Niemczech. Zachodnie ubezpieczalnie wypłacały gratyfikacje za każdy odnaleziony pojazd.
– Jego rola w odzyskiwaniu skradzionych aut była niejednoznaczna – tłumaczy jeden z oficerów CBŚ. – Z naszego rozpoznania wynikało, że G. niejednokrotnie sam zlecał kradzieże tych samochodów, a następnie je „odzyskiwał”. Dzwonił do policji i wskazywał miejsca, w których pojazd się znajdował.
Prokuratura prowadziła śledztwo przeciwko G. przez kolejnych kilka lat. Sprawą zajmowało się paru prokuratorów. G. spędził parę miesięcy w areszcie.
Oficer CBŚ: – Z zabezpieczonych przez nas dowodów wynikało, że G. był sprawcą kradzieży kilku samochodów terenowych. Znaleźliśmy i zabezpieczyliśmy przy nim sfałszowane dokumenty niemieckie. Na ich podstawie można było legalizować kradzione pojazdy, które przerzucano następnie za wschodnią granicę Polski.
Zeznania obciążające G. złożył jego osobisty kierowca Aleksander S.: „Bywało, że G. brał nawet 200 sztuk takich dokumentów. Rozprowadzał je wśród osób trudniących się kradzieżą pojazdów na terenie Zielonej Góry, Krakowa i Słubic. Za komplet dokumentów żądał od 250 do 300 DM”.
Aleksander S. w trakcie tego zeznania dostarczył szeregu innych rewelacji. Wskazał m.in. na udział ówczesnego zastępcy komendanta miejskiego policji w pozorowaniu przestępczego procederu wspólnie z G: „Aby mieć potwierdzenie, że nie on jest sprawcą uszkodzenia, G. prosił J. (z-ca komendanta miejskiego) o pomoc. Pomoc miała polegać na tym, że pojazd został odnaleziony w lesie już jako uszkodzony… Pojechał golfem z J. do lasu i tam upozorował miejsce kolizji, m.in. siekierką. Po tym, gdy przygotowano odpowiednio miejsce, J. wezwał grupę policjantów… Pojazd następnie został zabezpieczony przez policję na wewnętrznym parkingu i po dwóch dniach przeprowadzony do Niemiec”.
Sprawa G. nie znalazła jednak epilogu w sądzie. Prokuratura umorzyła dziewięć postawionych wcześniej zarzutów, nie dając wiary obciążającym zeznaniom. Fakt znalezienia w jego samochodzie fałszywych dokumentów do rejestracji aut nie został zauważony w postanowieniu o umorzeniu śledztwa. Świadek, który wcześniej obciążył G., zmienił nagle zeznania, wskazując na kierowcę jako odbiorcę fałszywek.
Pełnomocnikiem podejrzanego był mecenas Krzysztof Szymański, dziekan zielonogórskiej izby adwokackiej.

Tajemnica zamachów na mecenasa

W maju br. ktoś strzelał do mecenasa na drodze z Zielonej Góry do Wolsztyna. Kula przebiła przednią szybę samochodu Audi. Szymański nie ma wątpliwości, że odpowiedzialnym za zamach jest Wiesław Ł., właściciel znanego w Zielonej Górze lokalu rozrywkowego z agencją towarzyską. Osobiście wskazał domniemanego sprawcę. Mecenas reprezentował dwóch Belgów procesujących się z Wiesławem Ł. I choć przegrał wszystkie procesy sądowe, skutecznie zainteresował poprowadzeniem tej sprawy Wydział VI Prokuratury Okręgowej. Reprezentowani przez niego obcokrajowcy też nie mogą się poszczycić kryształową opinią. W tym czasie zostali oskarżeni w swym kraju o przemyt papierosów z Ukrainy.
Dotychczas oprócz sugestii mecenasa nie ma praktycznie dowodów na to, że zamachu dokonał Wiesław Ł. Istnieją jedynie poszlaki. Aktualnie trwają czynności zmierzające do ich wyjaśnienia, jednak prokuratura bierze też pod uwagę inne ewentualności dotyczące zamachu.
Za Wiesławem Ł. rozesłano listy gończe. Bezskutecznie. Szymański podejrzewa, że wskazany przez niego zamachowiec jest ostrzegany i chroniony przez niektórych funkcjonariuszy CBŚ.
Wydział Spraw Wewnętrznych policji prowadzi tymczasem dochodzenie w sprawie ustalenia ewentualnych powiązań funkcjonariuszy z gangiem Wiesława Ł.

Pościg

Dochodzenie dotyczące zamachu na mecenasa Szymańskiego i domniemanego udziału w nim Wiesława Ł. przejął zielonogórski wydział UOP.
Kolejne próby ujęcia Ł. skończyły się niepowodzeniem. W lokalnym środowisku tajemnicą poliszynela jest wykluczenie CBŚ z dochodzenia z powodu podejrzeń o nieformalne powiązania niektórych funkcjonariuszy Biura z gangiem.
– Jak można obwiniać CBŚ, skoro od dawna już nie ma wpływu na przebieg śledztwa? – pyta jeden z policjantów.
Po niedawnej lokalnej burzy medialnej Wiesław Ł. zadzwonił do miejscowego radia. Zaprzeczył, by miał cokolwiek wspólnego z zamachem na mecenasa. Zaproponował osobiste oddanie się w ręce sprawiedliwości. Pod warunkiem jednak, że nie będą to ręce zielonogórskiej prokuratury, a zwłaszcza Wydziału VI.
– Pan Ł. (tu padło nazwisko w pełnym brzmieniu) nie będzie sobie wybierać prokuratorów – grzmiał Zbigniew Fąfera na specjalnie w tej sprawie zorganizowanej konferencji prasowej.
I sprawa znów przycichła. Ścigany wciąż pozostaje w ukryciu.

 

 

Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy