Przyczajeni kandydaci

Przyczajeni kandydaci

SLD przed kongresem: czy Oleksy stanie przeciwko Janikowi?

Na kilkanaście dni przed kongresem SLD wciąż nie wiadomo, ilu kandydatów stanie do walki o przywództwo w partii. Wiele jednak wskazuje na to, że do decydującej rozgrywki dojdzie między Krzysztofem Janikiem, obecnym szefem Sojuszu, i marszałkiem Sejmu, Józefem Oleksym.
Gotowość ubiegania się o przywództwo w SLD zgłosił również podkarpacki baron, Krzysztof Martens. Na giełdzie prasowej padają też nazwiska wiceministra gospodarki, Jacka Piechoty, Jerzego Szmajdzińskiego, obecnego szefa MON, oraz Wojciecha Olejniczaka, ministra rolnictwa.
To tylko spekulacje. Potencjalni kandydaci czekają w ukryciu. Dlaczego? Efekt jest taki, że zamiast merytorycznej rozmowy na temat propozycji pretendentów do stanowiska szefa Sojuszu mamy podchody.
Nie wszyscy akceptują podobny scenariusz. Coraz częściej słyszy się głosy, że czas zmienić reguły gry. – Jeśli ktoś chce zostać przewodniczącym, powinien mieć odwagę o tym odpowiednio wcześnie poinformować. W innym pryzpadku na kongresie będziemy mieli do czynienia z plebiscytem albo wyborami miss czy mistera. Konspiracja pokazuje, że nie umiemy rozmawiać – twierdzi Tomasz Garbowski, lider opolskiego SLD.
– Czekamy na propozycje. Na ładne oczy nikogo wybierać nie będziemy – twierdzi Grzegorz Kurczuk.
Zaniepokojony jest również Jerzy Szmajdziński. – Nie może być tak, że w nocy przed kongresem będą się tworzyć spółdzielnie – twierdzi.
Szmajdziński dementuje jednocześnie doniesienia prasowe, o tym, że będzie kandydował. – Co prawda, chętnie stanąłbym w wyborcze szranki, ale nie w obecnej sytuacji. Nie dam panu Komorowskiemu i jemu podobnym satysfakcji, że w momencie operacji w Iraku uciekam od odpowiedzialności do partyjnej roboty. Nie mogę też zawieść ludzi, którzy mi zaufali – wyjaśnia szef MON.
Kandydować nie zamierza również Wojciech Olejniczak. – Mój czas jeszcze nie nadszedł – uciął spekulacje minister rolnictwa.
Jacek Piechota ostatecznej decyzji jeszcze nie podjął. Jak powiedział „Trybunie”, w razie gdyby sam nie kandydował, będzie namawiał do poparcia Krzysztofa Janika. – Przejął partię w dramatycznej sytuacji i mimo wielu wątpliwości czy braku zdecydowania

daje sobie radę

w tak ekstremalnych warunkach – stwierdził.
Zdeterminowany jest natomiast Krzysztof Martens, któremu skrzydeł dodało odparcie ataku Grzegorza Tuderka w wyborach na Podkarpaciu. – Jestem kandydatem zmiany – mówi o sobie.
Jak podkreśla, chciałby na kongresie potencjał zmiany policzyć. – On jest wśród szeregowych członków, ale ów potencjał wraz z awansem drastycznie spada – zaznacza.
Swój program przedstawił w tabloidzie „Fakt”. – SLD jest w tej chwili maszyną, o ruchach której decyduje jeden kierowca. To inżynieria polityczna XIX i XX w. Chciałbym przekonstruować ją na model organiczny, który jest bardziej odporny – twierdzi.
Opowiada się za zwiększeniem autonomii regionów i osłabieniem kierownictwa partii. – Czas skończyć z warszawką – mówi.
Wyklucza, by mógł w ostatniej chwili się wycofać. – Jestem poważnym mężczyzną i cieszę się na samą myśl, że będę mógł sobie w mediach pogadać.
Najgroźniejszym rywalem obecnego szefa Sojuszu będzie jednak Józef Oleksy. O tym, że będzie kandydował, mówiło się od dawna. Rzecz w tym, że Oleksy do fotela przewodniczącego nie tyle kandyduje, ile się skrada.
Po raz pierwszy o swoich zamiarach poinformował na zjeździe mazowieckim, kiedy powiedział, że jeżeli będzie trzeba, gotów jest stanąć do walki wyborczej o fotel przewodniczącego. Ale decyzję podejmie przed samym kongresem. Mimo wielu prób nie udało się nam zapytać Oleksego, czy zamierza kandydować i dlaczego zwleka z podjęciem decyzji. Najwyraźniej nie chce na takie pytanie odpowiadać.
– Oleksy chce wyczekać do samego końca. Liczy, że na kongresie górę wezmą niezdrowe emocje, i on w takiej sytuacji objawi się jako zbawca – mówi członek Sojuszu.
Szyki krzyżuje też Oleksemu proces lustracyjny. Na dwa dni przed zjazdem krajowym może zapaść orzeczenie w tej sprawie w sądzie pierwszej instancji. Uznanie go za kłamcę lustracyjnego zamknie mu drogę do fotela szefa partii.
Krzysztof Janik czeka na ruch ze strony Oleksego. – Nie będę się martwił ani nie będę się cieszył, gdy wygra Oleksy. Ostatnio mówił, że dosyć hamletyzowania, że trzeba zdecydowanego oblicza, trzeba podejmować decyzje. Czekam na tę decyzję – wypowiadał się w radiu TOK FM.
Za Janikiem przemawiają fakty. Po objęciu przywództwa w partii mówił, że jesienią SLD będzie miał kilkunastoprocentowe notowania w sondażach. – Jeśli nie będzie tego poparcia, to znaczy, iż moja polityka zdobywania co miesiąc punkt po punkcie poparcia dla Sojuszu nie zdała egzaminu. Wtedy trzeba będzie odejść – deklarował.

Odchodzić nie musi,

bo w ostatnich sondażach Sojusz notuje kilkunastoprocentowe poparcie.
Kartą przetargową w decydującej rozgrywce będą bez wątpienia opinie liderów rad wojewódzkich. Największym zwolennikiem Oleksego jest Jacek Zdrojewski, przewodniczący Sojuszu na Mazowszu. – Niezbędna jest nowa lewica i wyraźny lider. Niezbędny jest Józef Oleksy – mówił Zdrojewski, otwierając zjazd partii na Mazowszu.
Rzeczywiście, Mazowsze, a zwłaszcza Warszawa, to bastion wpływów Oleksego. Sęk w tym, że SLD przypomina w stolicy chorą tkankę i przegrywa kolejne wybory w coraz gorszym stylu.
– Zdrojewski powiedział tak – szydził w kuluarach jeden z delegatów – że Sojuszowi potrzebny jest lider młody, dynamiczny, odważny, nowa twarz, o wyraźnie lewicowym obliczu. Wypisz, wymaluj Józio Oleksy.
Deklaracjami Zdrojewskiego nie był też zachwycony Janik. Jego zdaniem, epatowanie hasłami nie ma sensu. – Ciągle czekam na propozycje, na konkrety. Na razie pan Zdrojewski nie wyróżnił się w żaden sposób – oświadczył szef SLD. Jego zdaniem, Sojuszowi w ogóle potrzebny jest inny typ przywództwa. – Już minęły czasy, kiedy I sekretarz ogłaszał prawdę o rzeczywistości bądź miał monopol na interpretowanie tej rzeczywistości – podkreślił.
Janik może liczyć na poparcie małopolskiego Sojuszu, gdzie liderem został ponownie Kazimierz Chrzanowski. – Zdajemy sobie sprawę, że oczekuje się zmian, ale trzeba pamiętać, w jakiej obecnie sytuacji znajduje się partia. Nie możemy sobie pozwolić na żadne radykalne ruchy. Janik gwarantuje stabilizację. Będziemy jednak optowali za wprowadzeniem do kierownictwa nowych ludzi – tłumaczy Chrzanowski.
Janika poprze też organizacja dolnośląska. Delegaci z tego regionu przyjadą na kongres z propozycją tworzenia porozumienia na lewicy. – Nie chodzi jednak o jednoczenie lewicy, lecz o budowę platformy programowo-wyborczej. Będziemy lobbowali za wspólnym kandydatem lewicy w wyborach prezydenckich, za wspólną listą do Senatu, a może i do Sejmu. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak skutecznie odpierać pomysł budowy IV RP – podkreśla Janusz Krasoń.
Według niego, dolnośląski SLD opowiada się za konsekwentną odbudową partii. – Ale nie drogą radykalnych zmian. Lifting zrobiłby nam dobrze na góra trzy miesiące. Potem pojawiłyby się rysy i pęknięcia. Jesteśmy zwolennikami długotrwałej rekonwalescencji. Przewodniczący Janik udowodnił, że jest człowiekiem, który umie szukać porozumienia – mówi.
Za Janikiem opowie się też najprawdopodobniej Zachodniopomorskie. – Był na spotkaniu i zrobił bardzo dobre wrażenie – mówi 30-letni Grzegorz Napieralski, który w wyborach w Zachodniopomorskiem pokonał 50-latka Wojciecha Długoborskiego.
Zdaniem Napieralskiego, kongres powinien ożywić partię i rozpocząć merytoryczną dyskusję nad programem. – Nie mamy programu z prawdziwego zdarzenia. Są pojedyncze dokumenty. Na kongresie powinna powstać gruba księga programowa podzielona na pięć, sześć rozdziałów, z której każdy będzie hasłem lewicy.
Nie wiadomo, za kim się opowie 20 delegatów z Opolskiego. 25-letni Tomasz Garbowski, który wygrał wybory na Opolszczyźnie z dotychczasowym baronem, 59-letnim Andrzejem Namyłą, uważa, że partia wymaga nie tylko zmian kadrowych, lecz także stylu funkcjonowania. – 1,7 tys. członków SLD w naszym województwie ma dosyć tłumaczenia się za innych. Niektórzy koledzy muszą zrozumieć, że trzeba się odsunąć na bok – mówi Garbowski.
Za radykalnym zwrotem na lewo opowiadają się natomiast delegaci z woj. lubelskiego. Lider organizacji, Grzegorz Kurczuk, nie chce mówić, na kogo zagłosują. – Jeszcze nie rozmawialiśmy o personaliach. Czekamy na konkretne propozycje. Na ładne oczy nikogo wybierać nie będziemy. Przywódca musi być wyrazisty i mieć charyzmę. Wiek jest nieistotny. Potrzeb odnowy, ale nikt nie nabierze mnie na nowe twarze. Tu chodzi o stan ducha i chęć do pracy – mówi Kurczuk.
Jak przyznaje, jeszcze do niedawna w organizacji, którą kieruje, dominował nurt rozliczeniowy. – Teraz jest dużo dyskusji programowych i powszechne oczekiwanie wyraźnego zwrotu na lewo. Moja organizacja staje się coraz bardziej radykalno-lewicowa. 50% mieszkańców Lubelszczyzny to mieszkańcy wsi. W związku z bezpośrednimi dopłatami pojawiło się dużo nadziei. Okazało się, że ta cholerna komuna nie kłamała i pieniądze są.

Pokażmy wreszcie namacalnie naszą ideowość

– apeluje Kurczuk.
Z kolei zdaniem Szmajdzińskiego, najbliższy zjazd powinien położyć kres rozliczeniom i diagnozowaniu winnych. – Prawica ujawniła swe prawdziwe oblicze. Trzeba się przygotować do walki z istotnym zagrożeniem dla Polski, która może się stać ciemnogrodem. Mamy ogromny atut, jakim jest stan gospodarki i korzyści płynące z naszej obecności w UE. W normalnym kraju byłby to wystarczający powód, by wygrać wybory – mówi.
Bez wątpienia przed decydującą rozgrywką ważna będzie opinia prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W telewizyjnym programie Jacka Żakowskiego prezydent sugerował, że będzie nakłaniał Józefa Oleksego do rezygnacji z ubiegania się o stanowisko szefa SLD. Podkreślił, że w obecnej sytuacji politycznej marszałek Sejmu nie może być uwikłany partyjnie.
Za Janikiem opowiadają się też osoby trzymające się z dala od partyjnych rozgrywek. – Sprzyjam Janikowi, widziałem jego pozytywną rolę w kwestii rządu Marka Belki. Czy mu się uda? Chciałbym – mówi Jerzy Hausner.
Otwarte pozostaje też pytanie, jak zachowają się ludzie Leszka Millera.
Decydujące mogą się okazać również głosy młodych delegatów, działaczy SLD-owskiej młodzieżówki. Już kilka miesięcy temu Grzegorz Pietruczuk, lider Federacji Młodych Socjaldemokratów, twierdził, że faworytem młodzieży jest Jacek Piechota. Czy wobec tego – tak jak Piechota – przekażą swoje głosy Janikowi? Trzeba pamiętać jednak, że FMS od początku nie mówi jednym głosem.
Jaki więc może być wynik. Na razie jest pół na pół. Za Oleksym opowiadają się tacy ludzie jak Zdrojewski, do niedawna siódmy garnitur SLD-owskiego aparatu, który teraz, na fali krytyki dojrzał swą szansę. Rzecz w tym, że jego program to mielenie zużytych haseł i pomysł na to, by awansować do góry kilku zasłużonych towarzyszy. Spór Janika z Oleksym jest zatem sporem o to, czy powoli przebudowywać SLD, czy też wymienić kilku liderów i zostawić wszystko po staremu. To znaczy, czy być w grze, czy też w przytulnym post-PZPR-owskim getcie.

Wydanie: 2004, 50/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy