Przygotowania do śmierci

Przygotowania do śmierci

Hiszpania i Portugalia idą w kierunku legalizacji eutanazji. I z tej ścieżki już nie zawrócą

Pierwsze reakcje były łatwe do przewidzenia. Kiedy w piątek 29 stycznia portugalski parlament zdecydowaną większością głosów przyjął ustawę pozwalającą pacjentom cierpiącym na nieuleczalne choroby oraz znajdującym się w stanie „długotrwałego, przewlekłego bólu” na dobrowolne zakończenie życia, tamtejsza opinia publiczna podzieliła się według schematów typowych dla tematu eutanazji. Już w trakcie posiedzenia przed budynkiem parlamentu zaczęli demonstrować przedstawiciele środowisk pro-life. Kilkaset osób trzymało w rękach transparenty z hasłami: „Nie uśmiercajmy, ale leczmy”, „Stop eutanazji” czy „Każde życie zasługuje na godność”. Ich obecność nie była niczym nowym, bo stawiali się w tym miejscu za każdym razem, gdy eutanazja pojawiała się w porządku obrad. I nie zawsze była to obecność bezowocna. Wręcz przeciwnie – w 2018 r. świętowali, kiedy przy okazji poprzedniego podejścia do legalizacji eutanazji obóz liberalny poniósł porażkę. Wtedy przyszłość ustawy o dobrowolnej śmierci do samego końca wisiała na włosku. W 230-osobowym parlamencie poparło ją 110 deputowanych, 115 było przeciwko, czterech nie stawiło się na głosowanie, jeden się wstrzymał. Tym samym Portugalia nie dołączyła do wąskiego grona europejskich krajów, w których pacjenci mogą z własnej inicjatywy poddać się tej procedurze.

Niecałe trzy lata później układ sił w tamtejszej polityce, ale też balans nastrojów społecznych zmienił się diametralnie, a najlepiej pokazują to wyniki kolejnego głosowania. Tym razem rozstrzygnęło się ono w stosunku 136 do 78 na korzyść zwolenników legalizacji eutanazji. Duża w tym zasługa wyborczego sukcesu Partii Socjalistycznej rok wcześniej. W 2019 r. wygrała wybory do parlamentu, zdobywając 36,4% poparcia i powiększając swój stan posiadania aż o 22 mandaty. Jeszcze w trakcie tamtej kampanii premier António Costa, pozostający na stanowisku nieprzerwanie pięć i pół roku, zapowiadał, że do kwestii dekryminalizacji procedur medycznych pozbawiających życia pacjentów na ich świadomą prośbę wróci w kolejnej kadencji. Co zresztą zrobił, tym razem wygrywając batalię w parlamencie bez większego problemu.

Nie znaczy to jednak, że debata na temat eutanazji w Portugalii została już zakończona. Po pierwsze, nawet wśród jej zwolenników długo nie było zgody co do ostatecznej treści ustawy. Zwyciężyła opcja umiarkowana, zakładająca legalizację procedury w przypadku nieuleczalnych chorób, przewlekłego i niemożliwego do zniesienia bólu. Żeby ją przeprowadzić, pacjent musi mieć ukończone 18 lat i – co ważne – być obywatelem lub pełnoprawnym rezydentem kraju. Autorzy ustawy wykluczyli w ten sposób możliwość uprawiania eutanazyjnej turystyki medycznej – zjawiska całkiem powszechnego chociażby w Szwajcarii, gdzie legalne jest tzw. samobójstwo wspomagane. Te dwie procedury łatwo pomylić, choć nie zawsze odnoszą się do tych samych przypadków. Zasadniczo odróżnia je od siebie to, kto dokonuje aktu pozbawienia życia. W eutanazji robi to lekarz, w samobójstwie wspomaganym – sam pacjent. W obu przypadkach jednak osoby chcące poddać się zabiegowi muszą mieć zdiagnozowane poważne dolegliwości medyczne.

W świecie procedur terminalnych istnieje jeszcze trzeci rodzaj śmierci na życzenie, zwany samobójstwem racjonalnym. I właśnie on wzbudza najwięcej kontrowersji, bo nie musi być tak naprawdę związany z żadnym nieuleczalnym schorzeniem. Jego propagatorzy, w tym znany australijski fizyk mieszkający na co dzień w Holandii, dr Philip Nitschke, uważają, że prawo do śmierci w wybranych przez siebie warunkach i momencie jest fundamentalną wolnością przysługującą każdemu człowiekowi. Wokół tej idei powstały coraz popularniejsze ruchy, z prowadzoną przez Nitschkego organizacją Exit International na czele. Organizuje ona na całym świecie warsztaty instruujące chętnych, jak w sposób bezbolesny samodzielnie pozbawić się życia. Pracuje też nad przygotowaniem pierwszej samoobsługowej maszyny do samobójstwa. SARCO, bo tak nazywa się wynalazek, który Nitschke umieścił nawet w 2019 r. na Biennale w Wenecji, to wydrukowany w 3D sarkofag z wbudowanym przyciskiem włączającym dopływ azotu do wnętrza komory. Pacjent umiera na skutek zmiany proporcji gazów – stopniowa zamiana tlenu na azot powoduje śmierć, choć jest ona kompletnie bezbolesna. Sam Nitschke wielokrotnie opisywał nawet w wywiadach, że osoby dokonujące samobójstwa w takich warunkach odchodzą wręcz w stanie lekkiej euforii, przypominającej rozweselenie po spożyciu niezbyt dużej dawki alkoholu.

Do legalizacji racjonalnego samobójstwa jeszcze jednak daleko – i słowo legalizacja użyte jest tutaj nieprzypadkowo, wszak niedawno całkiem powszechne było pośmiertne karanie samobójców różnymi instrumentami prawnymi, takimi jak unieważnienie testamentu i konfiskata majątku. Na razie dyskusja – w Portugalii, ale również w innych krajach – toczy się na temat legalności eutanazji. I akurat w przypadku tego małego iberyjskiego państwa przez jakiś czas potrwa, bo, jak okazało się w połowie marca, miażdżąca wygrana w parlamencie sprawy nie rozwiązała.

Zanim bowiem ustawa wejdzie w życie, musi zostać podpisana przez prezydenta. Marcelo Rebelo de Sousa nie poparł jej jednak w sposób jednoznaczny. Zaraz po głosowaniu stwierdził wprawdzie, że decyzję parlamentu zamierza uszanować, ale jeszcze w lutym postanowił ją odesłać do Trybunału Konstytucyjnego. Argumentował, że ustawa jest „niesamowicie nieprecyzyjna” i może stać w sprzeczności z ustawą zasadniczą.

Portugalska konstytucja, napisana w wyraźnym duchu katolicyzmu i społecznego konserwatyzmu, uznaje każde życie za „święte i nienaruszalne”. Z jednej strony, może to więc blokować drogę do eutanazji, z drugiej – nie stanowiło problemu, gdy kraj legalizował w 2007 r. aborcję na życzenie do 10. tygodnia ciąży lub kiedy zezwalał na zabiegi in vitro rok wcześniej. Rebelo de Sousa uznał, że sam tych wątpliwości nie może rozstrzygnąć. Zwłaszcza że o wsparcie trybunału apelowali nawet ci, którzy ustawę poparli, w tym niektórzy członkowie Partii Socjaldemokratycznej (wbrew nazwie będącej ugrupowaniem raczej centroprawicowym). I tutaj doszło do rozłamu, bo większość jej deputowanych była przeciwko, mimo że Rui Rio, lider partii, zagłosował za legalizacją. Z Partii Socjaldemokratycznej wywodzi się też prezydent Rebelo de Sousa, w związku z czym dyskusję o eutanazji w Portugalii rozpatrywać należy także przez pryzmat personalnych sporów politycznych.

15 marca sędziowie Trybunału Konstytucyjnego opublikowali swoje stanowisko, podzielając punkt widzenia konserwatystów. Ustawa jest nieprecyzyjna – pisali w uzasadnieniu. Dla jej autorów najważniejsze było jednak co innego. Trybunał, choć projekt wyrzucił do kosza, nie zrobił tego z powodu uznania życia za wartość nienaruszalną i wymagającą pełnej, nieustannej ochrony prawnej. Jego przewodniczący, sędzia João Pedro Caupers, podkreślił, że „prawo do życia nie może być przekładane na obowiązek życia w każdych warunkach”. Oznacza to, że na przeszkodzie tak naprawdę nie stoją kluczowe w tej kwestii zapisy konstytucyjne. Socjaliści otrzymali więc drugą szansę. Ustawę zapewne napiszą od nowa, być może, wzorem innych krajów, do kryteriów eutanazji dopiszą obowiązkową, wieloetapową konsultację z psychologiem. Prawdopodobnie zapiszą również coś na kształt klauzuli sumienia. Portugalia jest wciąż krajem katolickim, w którym Kościół nie przestaje zajmować ważnego stanowiska w sprawach światopoglądowych. Możliwe zatem, że pracownikom medycznym, którzy ze względów religijnych nie będą chcieli przeprowadzać zabiegów eutanazji, przyznana zostanie możliwość odmowy.

Mało prawdopodobne jednak, żeby marcowa decyzja Trybunału Konstytucyjnego oznaczała porażkę zwolenników depenalizacji śmierci na życzenie w określonych przypadkach. Według sondażu przeprowadzonego nieco ponad rok temu, w lutym 2020 r., na zlecenie telewizji informacyjnej SIC Notícias aż 59% Portugalczyków opowiada się za legalizacją eutanazji. Większość – 56,6% – chce też, żeby sprawę rozstrzygnął właśnie parlament. Opcję referendalną poparło jedynie 43,4% respondentów. Portugalskie społeczeństwo bez wątpienia weszło więc na ścieżkę liberalizacji światopoglądowej. I kroczy nią szybko i zdecydowanie.

Prawie tak zdecydowanie jak jego sąsiedzi z Półwyspu Iberyjskiego. W grudniu ubiegłego roku bliska legalizacji eutanazji była bowiem Hiszpania. Podobnie jak w Portugalii na temat depenalizacji śmierci wspomaganej medycznie w przypadkach chorób terminalnych toczyły się debaty od ponad dekady, jednak dopiero rządzący obecnie krajem koalicyjny gabinet premiera Pedra Sancheza ruszył z legislacyjną ofensywą. I tu linie podziału przebiegały w sposób niemal tradycyjny. Ludowcy z PP, spośród których wielu pozostaje w bliskich stosunkach z Kościołem katolickim, należy również do Opus Dei, kwestionowali nie tyle ideę pozbawiania kogoś życia na jego wyraźną prośbę, ile sam fakt poddawania takich tematów dyskusjom politycznym. Lider ugrupowania Pablo Casado krytykował Sancheza za wchodzenie z butami w życie prywatne Hiszpanów. Jeszcze bardziej radykalny był Santiago Abascal, szefujący skrajnie prawicowej formacji Vox. Dla niego eutanazja to zamach na życie, wartość najwyższą i nienaruszalną.

Głosy te jednak i w Hiszpanii stanowią teraz mniejszość. Grudniowe głosowanie w Izbie Deputowanych zwolennicy eutanazji wygrali 198 do 138. Tym samym zrobili krok w kierunku legalizacji zabiegów obwarowanych podobnymi, choć znacznie bardziej precyzyjnymi kryteriami medycznymi i etycznymi. Hiszpańska procedura eutanazyjna od każdego chętnego wymagać będzie bowiem aż poczwórnej deklaracji w ciągu zaledwie 15 dni. Dwa pierwsze zgłoszenia rejestruje się samodzielnie, dwa kolejne, potwierdzające chęć odejścia, odbywają się już w obecności lekarzy. Tak samo jak w Portugalii pacjent musi mieć skończone 18 lat, obywatelstwo lub prawo stałego pobytu w kraju oraz być w pełni poczytalny, świadomy swoich decyzji. Hiszpanie już na poziomie pierwszej ustawy wpisali do niej klauzulę sumienia, zezwalającą na odmowę uczestnictwa w procesie z powodów etycznych bądź religijnych. Teraz czekają na decyzję Senatu, w którym jednak ustawa może co najwyżej zostać lekko zmodyfikowana. Jej zupełne odrzucenie jest politycznie nierealne, mimo że rządząca większość jest eklektyczna i mocno chwiejna. Sama koalicja ma tam 115 z 265 mandatów, popierające ją mniejsze ugrupowania lewicowe dokładają kolejne 34. Opozycja to z kolei zwarte 116 głosów. Matematyka jest więc po stronie obozu progresywnego. Wszystko wskazuje na to, że 2021 okaże się rokiem legalizacji eutanazji dla obu państw Półwyspu Iberyjskiego.

Ruchy te należy jednak wpisać w szerszy kontekst zmian społecznych w tej części świata. I wykorzystać do zadania pytania, co eutanazja, a wcześniej legalizacja związków jednopłciowych, aborcji czy in vitro, mówi o tych krajach, swego czasu uznawanych za bastiony katolicyzmu, całkiem niedawno rządzonych przez faszystowskie dyktatury, których przywódcy mieli na ustach słowo Boże. To jasny dowód, że społeczeństwa te nie tylko się liberalizują, ale też prą w kierunku zmiany relacji pomiędzy władzą i obywatelem. Pisząc dzisiaj o Hiszpanii, nie można nie wspomnieć o trwających kilkanaście dni protestach po aresztowaniu kontrowersyjnego rapera Pabla Haséla, oskarżanego o obrazę majestatu rodziny królewskiej i sprzyjanie organizacjom terrorystycznym. Hasél, który w swoich tekstach wychwala komunistycznych liderów, nawołuje do zniszczenia systemu kapitalistycznego, a króla emeryta Juana Carlosa nazywa szefem organizacji przestępczej, raz za razem uderza w czułą strunę hiszpańskiego społeczeństwa. Zmęczeni dekadami wysokiego bezrobocia, koniecznością emigracji i brakiem szans na ekonomiczną samodzielność młodzi Hiszpanie wyszli na ulicę, żądając wolności dla swojego barda. Przy okazji spalili wiaty przystankowe i zdewastowali kilka bankomatów, ale dali do zrozumienia, co ich boli najbardziej. A boli ich to, jak traktuje ich władza. Każda, od lewa do prawa. Domagają się redefinicji relacji państwo-jednostka. A przede wszystkim ochrony ich godności.

Legalizacja eutanazji jest krokiem w tym kierunku. Do godności odwołał się w grudniu lider centrowej partii Ciudadanos Albert Rivera, mówiąc, że zapewnienie godnej śmierci jest obowiązkiem instytucji państwowych. Godność umierającym chcą za pomocą eutanazji przywrócić także politycy w Portugalii. W obu krajach mowa jest też o procesie dojrzewania tamtejszych demokracji. Bo nie wolno zapomnieć, że oprócz bliskich związków z Kościołem liderzy polityczni długo nosili tam mundury, nawet już po transformacjach ustrojowych armia potrafiła epizodycznie odgrywać kluczowe role w kształtowaniu tamtejszej rzeczywistości, choć ta teoretycznie należała wówczas do cywilów. Jeśli więc zarówno Hiszpanii, jak i Portugalii uda się zalegalizować eutanazję, przy zachowaniu reguł demokratycznej gry i z poszanowaniem praw tych, którzy stoją na przeciwnych pozycjach ideologicznych, będzie to dowód, że demokracja na Półwyspie Iberyjskim jest coraz stabilniejsza. A jednocześnie wciąż ewoluuje i ewoluować musi. Bo, jak śpiewał Pablo Hasél, walka o własne prawa musi trwać bez przerwy.

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Rafael Marchante/Reuters/Forum

Wydanie: 13/2021, 2021

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy