Przystanek Warszawa

Kuchnia polska

Warszawa wcale nie jest przyjemnym miastem.
Niedawno w piątkowy upalny wieczór jechałem Wisłostradą w kierunku Gdańska, patrząc z satysfakcją, że oto wzdłuż Wisły, na wysokości Starówki mniej więcej, poniżej skarpy wyrósł jednak rząd kawiarenek i piwiarni, w których warszawiacy mogą sobie usiąść, patrząc na rzekę. Ubogo, bo ubogo, myślałem sobie, ale ziszcza się jednak myś, która nurtowała od dziesięcioleci wszystkich warszawskich urbanistów, aby stolicę odwrócić w stronę Wisły, tak jak odwrócone są w stronę rzeki Londyn i Paryż, Budapeszt i Praga.
Ale złudzenie trwało krótko. Oto bowiem na kołach wszystkich stojących wzdłuż rzeki samochodów, należących do rozkoszujących się Wisłą warszawiaków, dostrzegłem nałożone im przez straż miejską \”skarpety\”, a w piwiarniach i kafejkach buszowała podobno policja, szukając nie wiadomo czego. Może ludzi pijących piwo? O tym buszowaniu przeczytałem nazajutrz w stołecznej \”Gazecie Wyborczej\”, która w tym samym numerze doniosła również, że w Warszawie odbył się zlot rowerzystów – a więc zwolenników ekologicznego i taniego poruszania się po mieście – który na wszelki wypadek został spałowany przez służby porządkowe jako zakłócający ruch uliczny. Parę zaś dni wcześniej czytaliśmy o ujawnionym przez NIK skandalu z warszawskimi parkomatami, które teoretycznie miały zarabiać na naprawę warszawskich ulic, w rzeczywistości zaś zarabiały na ich prywatnych właścicieli, na których usługach były, i są nadal, mundurowe służby miejskie.
Przytaczam te fakty na chybił trafił, podobnych drobiazgów można by uzbierać nieporównanie więcej, ale wszystkie one mówią o tym samym. Że Warszawa dawno już przestała być miastem miłym, przyjaznym swoim mieszkańcom, takim, jakie pamiętają jeszcze co starsi jej obywatele. Można bowiem dzisiaj mówić, że tuziny piosenek o Warszawie opiewających Starówkę, warszawskie mosty czy ulicę Francuską na Saskiej Kępie powstawały kiedyś na zamówienie i w celach propagandowych, gdyby jednak była to cała prawda, nikt by ich nie śpiewał, do dzisiaj zresztą.
Warto przypomnieć to wszystko w związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi i wyborem – po raz pierwszy bezpośrednim – prezydenta Warszawy. Nie będę ukrywał, że wybory te napawają mnie niepokojem, żeby nie powiedzieć niesmakiem. Oto bowiem o urząd prezydenta Warszawy ubiegają się czołowe postacie naszej sceny politycznej, między nimi pan Kaczyński i pan Olechowski. Ale obaj już zapowiedzieli, że urząd ten ma być dla nich jedynie przystankiem do kariery bardziej efektownej, a mianowicie do prezydentury państwa. Nie wiadomo jeszcze, kto będzie warszawskim kandydatem SLD, też jednak mówi się tu o nazwiskach z pierwszych stron gazet. Prezydentem Warszawy chce być nawet Andrzej Lepper, co trudno traktować serio, ale oznacza, że zapisanie się do tych wyborów jest po prostu gestem politycznym włączenia się do pierwszej ligi władzy, w czym Warszawa ma być przystankiem.
Otóż Warszawa nie może, nie powinna być przystankiem. Nie może być przystani kim, jeśli chce konkurować ze znacznie lepiej prezentującymi się dziś Krakowem, Poznaniem czy Wrocławiem, a także Łodzią, w której rodzą się zarówno kulturalne, jak i gospodarcze ambicje otwartego europejskiego regionu. Wiem, że tym miastom wiele jeszcze brakuje, ich mieszkańcy widzą zapewne znacznie więcej mankamentów niż zalet, co do mnie jednak, to nie ukrywam, że przebywając tam, odczuwam rodzaj zawstydzenia.
Bierze się ono być może zarówno z osobistych wspomnień, jak i z mojej tradycji rodzinnej, bardzo silnie związanej z warszawską samorządnością i polityką komunalną. Tak czy owak jednak tkwię w przekonaniu, że Warszawa nie jest przystankiem, lecz sprawą poważną. Poważna jest tradycja tego miasta jako stolicy. Poważna jest tradycja tego miasta jako miejsca, gdzie w okresie przedwojennym ścierały się różne koncepcje życia społecznego, w tym także koncepcja spółdzielcza i socjalistyczna, zmierzająca do nowych etycznych kategorii współżycia jej mieszkańców. Poważna jest także tradycja powojennej odbudowy Warszawy, wielkiego osiągnięcia jej mieszkańców, a także tradycja warszawskiej myśli urbanistycznej, w sporym stopniu niestety niespełnionej, na przykład we wspomnianym wyżej odwróceniu Warszawy do Wisły, czego nigdy naprawdę nie udało się zrobić z jakichś przedziwnych, metafizycznych niemal przyczyn.
Nawet śladu tego wszystkiego nie mogę się doszukać w warszawskich przymiarkach prezydenckich. Nie wiem, jaką warszawską wizję pielęgnują pan Kaczyński, pan Olechowski czy ktoś inny. Wiem tylko, że chcą sobie pourzędować w ratuszu, zanim przyjdzie okazja, aby przenieść się do pałacu.
Dla Warszawy nie rokuje to nic dobrego. Nie chodzi mi tu nawet o to, że nikt z tych ludzi nie zaznaczył się wyraźniej w samorządzie stolicy, choć pan Olechowski piastuje ponoć jakąś funkcję samorządową w Wilanowie, ani o to, że niektórzy, jak pan Kaczyński, nawet nie mieszkają w stolicy. W końcu można przypomnieć, że prezydent Starzyński, któremu los wyznaczył dramatyczną rolę w dziejach miasta, był przecież prezydentem komisarycznym, narzuconym przez władzę państwową. Ale to on jednak rozpoczął przed wojną kampanię pod hasłem \”Warszawa w kwiatach\”, z której było nieco śmiechów, ale która świadczyła, że prezydent chce coś dla tego miasta zrobić. Że nie traktuje go jako przystanku w politycznej karierze.
Przekleństwem Warszawy jest to, że stała się ona miastem biurokratycznym, zasiedlanym kolejno przez różne ekipy przybywające z różnych stron Polski, zależnie od politycznej koniunktury, przy czym – jak przekonywano mnie niedawno – solidarnościowy wysyp gdański okazał się ilościowo większy niż dawniejszy gierkowski wysyp katowicki.
Obecne przymiarki wyborcze są kontynuacją tej linii. Ale przecież mieszka tu jednak ponad milion ludzi, którzy chcą żyć w mieście własnym i przyjaznym, w którym można będzie wyjść wieczorem na ulicę, nie oglądając jedynie ciemnych i pustych tuneli ulic i w którym nie trzeba będzie być milionerem, aby umówić się na kolację w restauracji.
Tyle choćby na początek.

 

Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy