Raj poprawiony?

Wieczory z Patarafką

Taki właśnie tytuł, tylko bez znaku zapytania, nosi książka amerykańskiego uczonego, Lee Silvera, reprogentyka z Prniceton. A co to w ogóle jest reprogenetyka? To nowa nauka łącząca biologię rozrodu i genetykę, czyli po prostu teoretyczne uogólnienie inżynierii genetycznej. Treść książki jest mniej więcej taka, że każdy ksiądz, pop, mułła, rabin czy pastor zawyłby ze zgrozy. Wprawdzie autor dość oględnie polemizuje z przeciwnikami aborcji, klonowania i w ogóle inżynierii genetycznej, ale w końcu stwierdza, że posługiwanie się argumentami naukowymi przeciw teologicznym w ogóle sensu nie ma i po prostu pisze swoje. A jego zdaniem, jeśli coś jest technicznie możliwe, to niewątpliwie gdzieś kiedyś przez kogoś zostanie zrobione, chociażby prawa i religie całego świata sprzymierzyły się przeciwko niemu.
Po czym przedstawia perspektywy kierowaniem rozwoju gatunku ludzkiego, a są one bardzo rozległe, choć może nie całkiem zachwycające. Przede wszystkim laik nie wyobraża sobie nawet, jakie to wszystko skomplikowane i że obecny stan rzeczy jest owocem pracy i inwencji tysięcy uczonych w tysiącach różnorakich placówek naukowych i medycznych. Popularna publicystyka posługuje się wręcz komicznymi uproszczeniami, bo wszystko jest tysiąckrotnie bardziej skomplikowane. No na przykład. Jedna porcja męskiej spermy to mniej więcej 100 mln plemników, ale każdy plemnik jest odrobinę inny i mogłoby z nich powstać 100 mln zupełnie różnych ludzi. To samo odnosi się do żeńskich jajeczek. Wybór więc najodpowiedniejszego płodu przenosi się w efekcie na tę arcymikroskopijną płaszczyznę. Jeśli więc ludzkość chce wyeliminować choroby i sprowokować w następnym pokoleniu jakieś specjalne talenty, to musi spośród wielu embrionów wybrać te najlepsze. Autor jest przekonany, że się ostatecznie na tym skończy – zresztą broni swojego stanowiska zróżnicowaniem definicji życia: na życie komórek w ogóle i na życie świadome. Tylko to drugie jest, wedle niego, warte obrony.
Poza tym możliwe jest wszystko. Dzieci par homoseksualnych, klony pojedynczych osób, sytuacje, w których będą trzy matki i dwóch ojców, czyli wielkie zrelatywizowanie pojęcia rodzicielstwa. Szczegółowe rozważania najdziwniejszych kombinacji wypełniają całą książkę. Ludzkość już weszła na tę drogę i z niej nie zejdzie. Ale to wszystko ma określoną cenę. I tu, jak sądzę, autor okazuje się ostatecznie naiwny. Wedle niego, takie zabiegi będą dostępne jedynie dla bogatych, wobec czego – mówi to zupełnie serio – ludzkość w końcu rozdzieli się na dwa gatunki. Rzecz nie jest nowa, już dawno przewidywał to Wells.
Naiwne jest w tym wszystkim przekonanie, że liberalny kapitalizm pozostanie niezmieniony przez następne 400 lat, że te same bogate rodziny zostaną w dalszym ciągu bogate, a biedne będą niezmiennie biedne. Silver jest może znakomitym „reprogenetykiem”, ale bardzo kiepskim historykiem i historiozofem. Historia to przecież ustawiczna kotłowanina, ciągła zmiana, najbardziej nieoczekiwane niespodzianki, upadki, wszelkiego rodzaju rewolucje. Jest wręcz zabawne myśleć, że przez 400 lat potrzebnych, jego zdaniem, na ukształtowanie się z ludzkości dwóch gatunków nic się nie odmieni, nie powstaną nowe prawa, nowe mocarstwa, nowe nieprzeczuwalne dzisiaj perspektywy dotyczące po prostu wszystkiego. Takie gatunki, które on przewiduje, nie powstaną na pewno, choć oczywiście zawsze będą silniejsi i słabsi. Spodziewam się, że inżynieria genetyczna stanie się rzeczywiście biologią jutra, ale zrealizuje się społecznie całkiem inaczej. Jak – tego naturalnie nie wiem, ale na pewno nie w ten sposób, że będą niezmiennie biedni i niezmiennie bogaci. Synowie bogatych mogą zbankrutować, a synowie biednych wzbogacić się i cały proces selekcji genów rozpocznie się od nowa. Zresztą i tak może się zdarzyć, że ogromne koszty selekcji genetycznej spadną niemal do zera na skutek jakichś wynalazków z dziedziny automatyki na przykład. Czy czegokolwiek innego.
Książkę Silvera warto przeczytać, choćby po to, żeby zobaczyć, jak wyglądają perspektywy rozwojowe po odrzuceniu wszelakich tabu. A zresztą i sam autor kreśli pewną perspektywę metafizyczną – tyle że będą ją mogli zrealizować dopiero nasi zmodyfikowani genetycznie następcy. Same pytania są bowiem nieśmiertelne.

 

Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy