Refugium i dwubiegunówka

Refugium i dwubiegunówka

Mija dziesięć lat, od kiedy odkryłem z przyjaciółmi Niedźwiedzią Górną, jedną z najpiękniejszych jaskiń Polski. Gdy tylko we wstępnych partiach znaleźliśmy artefakty, ściągnięty w trybie pilnym archeolog datował wstępnie skorupy na okres wczesnego średniowiecza i uznał, że jaskinia musiała stanowić refugium w niespokojnych czasach. Otwór nieduży, łatwy do zakamuflowania, a zaraz za nim obszerna sala nadająca się do zamieszkania – zanim wejście zasypało się na tysiąc lat, ludzie przeczekiwali wewnątrz niezliczone zawieruchy wojenne. W czasach tzw. średniowiecznego optimum klimatycznego średnia roczna temperatura na Jurze sprawiała, że w grocie panowały warunki całkiem komfortowe – stała temperatura, zimą ciepło, latem chłodno: żyć nie umierać.

Odkąd świat stanął bliżej krawędzi nuklearnej katastrofy, niż to miało miejsce kiedykolwiek nie tylko za mojego życia, coraz częściej chciałbym się zapaść pod ziemię – dobrze więc wiedzieć, gdzie się zapaść najdogodniej. Na czas apokalipsy znam parę naturalnych schronów, w których przy zgromadzeniu odpowiednich zapasów można doczekać, aż radioaktywny pył opadnie, i potem wziąć udział w ewentualnym restarcie ludzkości. Dobrze jest wiedzieć, że ma się dokąd zbiec, wszystko wtedy podporządkowuje się logistyce, to lepsze niż rozpaczliwa panika – wiadomo, że jest kierunek i miejsce, gdzie będzie w końcu można poczuć ulgę, nawet jeśli cały dobytek mieści się w walizce.

Ukraińcy mają teraz prosty, zachodni kierunek zbawienia, czeka ich nowe życie na wielką skalę. Odkąd minął siedemnasty dzień wojny, podświadomość mi się wyciszyła. Mniej się martwię o Nich – zarazem mniej martwiąc się także o siebie, bo dopóki mogą do nas uchodzić, znaczy, że to My jesteśmy bezpieczni. Siedemnastego dnia poprzedniej wojny Polacy nie mieli już dokąd uciekać, chyba że tam, gdzie Witkacy pod poleskim dębem, kiedy w końcu śmierć okazała się mniej przeraźliwa od życia. Na razie mamy w Polsce przedwiośnie ludów, ale tylko na południe od Włodawy – tylko w połowie kraju status uchodźcy wystrzelił w hierarchii, dwubiegunówka stała się teraz naszą chorobą narodową. Od tego, zza jakiej granicy próbujesz do Polski się przedostać, zależy, czy będziesz traktowany jak insekt, czy honorowany jak bohater wojenny – albo cię wdepną w marznące bagno, albo będą sobie wyrywać z rąk, żeby dopieścić, dokarmić, dofinansować. Marek Dutkiewicz po raz enty w swojej karierze święci triumfy jako autor evergreenów – „Chodź, pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko”, kiedyś hit nad hitami zespołu Dwa Plus Jeden, z czasem zawłaszczony przez kibiców jako hymn Arki Gdynia, teraz jest sztandarową pieśnią Polaków dobrej woli.

Dając schronienie, oddalamy od siebie myśli o tym, że samiśmy przed chwilą go wypatrywali – dyskomfort życia w państwie rządzonym przez populistów to jednak nie to samo, co trauma wojenna; nagle polskie piekiełko okazuje się być czyimś rajem. Lepiej jednak wzdrygać się na tromtadracki bełkot bęcwałów niestety demokratycznie wybranych, niż kulić z przerażenia na dźwięk przelatujących samolotów. Możemy wciąż chodzić do teatru na przedstawienia, zamiast chować się tam z dziećmi przed bombami – jak się okazuje, tragicznie nieskutecznie. Skądinąd w obliczu tak jaskrawego pogwałcenia wszelkich zasad, jakim jest ruska napaść na Ukrainę, zgoła innych spektakli oczekujemy. Krytycy np. zachwycają się teraz… „Batmanem”. Rozumiem, że zupełnie inaczej ogląda się komiksową, zero-jedynkową walkę dobra ze złem w czasie wojny – to jest teraz terapeutyczne, świat potrzebuje superbohaterów. Sprawdziłem, wynudziłem się, nowa wersja przygód pana nietoperza to przecież niemal remake „Siedem” Davida Finchera w realiach Gotham. Paul Dano jako Pan Zagadka po zdjęciu maski to już w ogóle kopia Kevina Spaceya, no i teraz rodzi się pytanie: czy hunwejbini od Me Too nie uznają tego za niedopuszczalne? Czy godzi się nawiązywać choćby aluzyjnie do słynnej roli aktora „wymazanego”? Takimi to dylematami żyliśmy przed wojną, takie problemy wywoływały nasze spory w szczęsnym czasie.

w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 13/2022, 2022

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy