Na studia z „Przeglądem”

Rektorzy wydali wojnę plagiatom

Problem narastał powoli, ale decyzja zapadła pod wpływem impulsu. Do prof. Mariana Harasimiuka, nie tylko rektora UMCS, ale i specjalisty w dziedzinie ochrony środowiska, przyszedł student z pracą magisterską. Większość tekstu były to znane profesorowi ekologiczne programy unijne wycięte z Internetu. Całość została podana bez przypisów, jako dzieło własne. Wtedy profesor podjął ostateczną decyzję, że skończy z plagiatami.
Dla prof. Józefa Perenca z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Uniwersytetu Szczecińskiego punktem granicznym była afera wywołana przez pewnego doktora, który odkrył, że praca magisterska sprzed kilku lat, obroniona właśnie na zarządzaniu, została przepisana z jego własnej.
Inni pracownicy naukowi dodają, że nie mogli już patrzeć na tablice ogłoszeń, gdzie pełno jest informacji, jak kupić pracę. Poza tym coraz więcej było plotek o oszustwach. W tej sytuacji rektorzy chcieliby stworzyć ogólnopolski system, który weryfikowałby samodzielność studentów. Na razie uczelnie tworzą własne systemy. Liderem jest UMCS. Koordynatorem programu antyplagiatowego na uczelni jest dr Andrzej Wodecki. Korzysta z programu przygotowanego przez firmę plagiat.pl, który pozwala określić, jaki procent materiału w danej pracy zapożyczony jest z innego źródła, ale tylko takiego, które jest umieszczone w Internecie. Raport pokazuje procent kradzieży intelektualnej i wykorzystane źródła. – Jeżeli w pracy jest ponad 10% zapożyczeń, powinno to być ostrzeżeniem dla promotora – tłumaczy dr Wodecki.
Spośród ocenionych dotychczas prac kilkanaście procent miało od 10% do 20% zapożyczeń, kolejne kilkanaście procent prac w jeszcze większej części zostało przepisane z cudzego dorobku. Jednak, jak podkreśla dr Wodecki, program nie działa mechanicznie. Pokazuje powtarzające się fragmenty, szuka źródeł, wyszukuje podobieństwa z innymi opracowaniami. Ostateczną decyzję, po analizie materiału, podejmuje promotor.
W najbliższym czasie wszystkie bronione na UMCS prace będą zaopatrzone w świadectwo moralności pochodzące z programu plagiat.pl. Koszt takiego świadectwa to ok. 5 zł.
Wydział Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego już dziś prześwietla wszystkie prace. Poza tym student musi podpisać oświadczenie, że dzieło jest samodzielne. Uniwersytet Jagielloński bada na razie tylko prace doktorskie, ale na pewno na tym nie skończy. Władze Uniwersytetu Warszawskiego rozważają możliwość upubliczniania w Internecie każdej pracy, tak żeby przepisywanie szybciej wyszło na jaw.
Do antyplagiatowej akcji przyłączają się i inne uczelnie, także prywatne. Aneta Cieślińska z Biura Promocji Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku informuje, że władze uczelni zadecydują, kiedy i jak uczelnia wejdzie w plagiat.pl
– Ostatecznym, najlepszym zabezpieczeniem będzie coś w rodzaju centralnego depozytu prac – tłumaczy dr Wodecki. I do tego dążą rektorzy.
Własną ścieżką idzie SGH. – Zależy nam, by stworzyć centralny system kontroli dla wszystkich uczelni ekonomicznych, państwowych i prywatnych – mówi prof. Kazimierz Kloc, prorektor ds. dydaktycznych SGH. Jego zdaniem przeszukiwanie Internetu to za mało. Prace są także kupowane w innych uczelniach, a to może zahamować tylko wspólny rejestr prac.
Od najbliższego semestru SGH będzie miała system kontrolny.
Za to wspólna jest opinia, że i tak rzetelność pracy zależy od promotora. Większość uczelni wprowadza dziś zasadę, że na seminarium nie może być więcej niż 12 studentów. W ciągu roku pracownik naukowy powinien prowadzić nie więcej niż 40 prac. Tymczasem dzisiaj rekordziści opiniują i 300, co oznacza, że nie bardzo wiedzą, pod czym się podpisują. – Poza tym trzeba skończyć z obyczajem, że student przychodzi po temat, znika i wraca z gotowym dziełem – mówi prof. Kazimierz Kloc. – Konieczne jest omawianiem poszczególnych rozdziałów, wtedy promotor wie, czy student pracuje samodzielnie.
Uczelnie nie mają prawa karać kogoś przyłapanego na plagiacie przed obroną. – Jedyną konsekwencją jest konieczność napisania pracy raz jeszcze – tłumaczy prof. Harasimiuk i dodaje, że program ma działać prewencyjnie. I chyba tak jest, bo dziekani UMCS coraz rzadziej sygnalizują problemy.
Program antyplagiatowy, zdaniem rektorów, jest dziś niezbędnym narzędziem. Po pierwsze promotorzy nie są w stanie śledzić wszystkich publikacji, po drugie liczba studentów wzrosła nieproporcjonalnie do liczby pracowników naukowych, których jest za mało. Promotor, który ma stu magistrantów, nie jest w stanie sprawdzić, czy piszą samodzielnie. Zanim nie wykształci się nowa kadra dydaktyczna, musi pomagać program.
Na żadnej uczelni kontrola nie działa wstecz. Jeśli plagiator wpadnie, bo ktoś zobaczy swój dorobek pod jego nazwiskiem, po prostu straci tytuł magistra. Za to ani w przeszłości, ani w teraźniejszości nic nie grozi tym, którzy sprzedają oszukane prace. Jak na razie prokuratura zainteresowała się tylko jedną osobą. A przecież ogłoszeń „napisze pracę” są setki. Kary też już są. Za pomoc w zdobywaniu dyplomu grozi kara do trzech lat więzienia. Trzeba tylko ją zastosować.


Z życia uczelni

• Wrocławska Akademia Ekonomiczna otworzy we wrześniu w Kędzierzynie-Koźlu pięcioletnie studia magisterskie na kierunku finanse i bankowość. Czesne w wysokości 3,6 tys. zł można zapłacić w dziewięciu miesięcznych ratach. Kandydaci, którzy złożą podania w lipcu, nie muszą wpłacać pierwszej raty. Więcej szczegółów – www.kedzierzyn.ae.wroc.pl.
• Studentom SGH zostało przekazane laboratorium komputerowe Wirtualny Dziekanat. System pozwala na zapoznanie się z aktualną ofertą dydaktyczną, wybieranie przedmiotów i wykładowców oraz sprawdzanie ocen. W tej sytuacji zniesiono obowiązek posiadania indeksów.
• Kto chce mieć szybko konkretny zawód, a mieszka w okolicach Rzeszowa, niech się zapozna z ofertami dwóch państwowych szkół zawodowych. Pierwsza, w Tarnobrzegu, oferuje studia na dwóch kierunkach – pedagogika ogólna oraz przedsiębiorczość i zarządzanie. Druga, w Krośnie, proponuje edukację wczesnoszkolną, język angielski, język niemiecki i język polski. O przyjęciu decydują konkurs świadectw oraz rozmowa kwalifikacyjna. Więcej szczegółów – www.wse.stalowawola.pl i www.pwsz.krosno.pl.


Japonistę zatrudnię od zaraz

Kłopoty mają rzadkie specjalności filologiczne. Zgodnie z przepisami, aby prowadzić pięcioletnie studia magisterskie, uczelnia musi zatrudniać przynajmniej dwóch profesorów na danym kierunku. Tymczasem w Polsce jest trzech japonistów, jeden znawca filologii niderlandzkiej, trzech szwedzkiej. W tej sytuacji poproszono minister edukacji o zmianę przepisów, by nie stosowano takich samych wymagań wobec olbrzymiej anglistyki, jak i filologii indyjskiej, której podtrzymywanie jest naszą powinnością. Odpowiedzi nie było.
– W związku z tym postanowiliśmy przystosować studia do rozporządzenia – mówi prof. Ryszard Nycz z Wydziału Filologicznego UJ. – Filologia japońska i szwedzka będą się kończyły licencjatem, bo wtedy wymagania wobec kadry są łagodniejsze. Nabór na filologię rumuńską będzie za dwa lata. Może znajdziemy do tego czasu specjalistów. Za to na rok zawieszamy nabór na filologię indyjską. Mamy nadzieję, że w tym czasie zatwierdzone zostaną dwie habilitacje.
Wspólna zaś nadzieja wszystkich „oryginalnych filologów” jest następująca – zmienić przepisy.


Gorączka rekrutacji

Uwierz, jesteśmy pierwsi
Uniwersalnym sloganem wykorzystywanym w akcjach promocyjnych szkół wyższych jest „pierwszeństwo” uczelni w wybranej dziedzinie. Bielska Wyższa Szkoła Biznesu i Informatyki im. Tyszkiewicza jako pierwsza uczelnia w Polsce uruchamia kierunek animacja komputerowa. Wyższa Szkoła Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego organizuje jako pierwsza studia podyplomowe z zakresu zarządzania ograniczeniami. Wyższa Szkoła Handlowa w Kielcach zajmuje pierwsze miejsca wśród niepaństwowych uczelni biznesu w regionie świętokrzyskim. Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Lublinie to pierwsza w województwie lubelskim profesjonalna uczelnia, która kształci w specjalności doradztwo zawodowe. Wyższa Szkoła Promocji w Warszawie jest pierwszą wyższą szkołą zawodową kształcącą w specjalności reklama i zarządzanie. Wyższa Szkoła Wychowania Fizycznego i Turystyki w Sopocie jako pierwsza w kraju oferuje licencjat żeglarza zawodowego.
Jak na tym tle wygląda dziś ewidentnie pierwsza w Polsce uczelnia niepaństwowa, czyli Prywatna Wyższa Szkoła Businessu i Administracji w Warszawie? Wysoką pozycję na rynku edukacyjnym uczelnia musi zdobywać innymi metodami, nowymi kierunkami kształcenia, jak „specjalistyczne studia nowoczesnej dyplomacji i służb zagranicznych” czy „politechniczne inżynierskie studia komputerowe”, oraz zapewnieniami, iż uczelnia znana jest z wysokiego poziomu nauczania języków obcych, a inżynierowie po PWSBiA mogą zdobywać dalszą specjalizację w USA i Rosji.


Mistrzowie architektury

Rektorzy uczelni technicznych powołali Komisję Akredytacyjną tego typu uczelni. Do dziś wydano 50 certyfikatów. Najnowsze trafiły do Politechniki Krakowskiej (architektura i urbanistyka oraz mechanika maszyn) i AGH (inżynieria materiałowa). Certyfikat to rękojmia rzetelności. Informacja o jego przyznaniu znajdzie się na dyplomach studentów. Niech pracodawcy wiedzą, że kierunek spełnia wymagania europejskie. Profesorowie mają też nadzieję, że certyfikat pomoże w zdobywaniu funduszy z KBN.
Prof. Wacław Seruga, dziekan krakowskiej architektury, w oczekiwaniu na fundusze cieszy się ze splendoru. – Certyfikat oznacza, że jesteśmy w ekstraklasie, co doceniają pracodawcy – mówi prof. Seruga. – Poza tym samo przygotowanie do kontroli mobilizuje do podnoszenia jakości pracy. No i w tej sytuacji gdy mamy wyróżnienie, spokojnie przyjmiemy państwowych wizytatorów Komisji Akredytacyjnej.
Prof. Seruga ma nadzieję, że system certyfikatów i akredytacji upowszechni się w Polsce. Na Zachodzie uczelnia nie ma szans, jeśli nie ma znaku jakości.


Bitwa na argumenty

W dniach 22-25 kwietnia 2004 r. na Uniwersytecie Gdańskim odbył się Międzynarodowy Tydzień Debat zorganizowany przez Klub Debat Studenckich. Wydział Prawa i Administracji stał się areną międzynarodowych sporów na argumenty. 70 uczestników z 11 krajów rywalizowało ze sobą, tocząc bitwy merytoryczne na temat aktualnych problemów społecznych i politycznych całego świata. Udział w takim turnieju wymaga od uczestników dużej wiedzy ogólnej, oczytania oraz żywego zainteresowania problemami społeczności międzynarodowej. Znajomość angielskiego jest tutaj obligatoryjna, gdyż debaty toczą się właśnie w tym języku. Po zakończeniu rund eliminacyjnych w niedzielę odbyły się półfinały i finał, który miał miejsce w Sali Posiedzeń Rady Miasta Gdańska. Wygrał go duet studentów z Bremy: Ian Marshall i Szymon Kurpiński. Temat debaty finałowej to „Europa ma swoje granice”. Drużyna niemiecka odniosła zwycięstwo, obalając tę tezę i dowodząc, iż zamknięcie Unii Europejskiej i jej izolacja nie przyniosłyby wymiernych korzyści, a raczej należałoby się spodziewać fatalnych tego skutków.
Po raz pierwszy miała też miejsce symulacja Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. 36 delegatów z całego świata wcieliło się w rolę dyplomatów i światowych decydentów, próbując podsumować i rozwiązać problem programu zbrojeń nuklearnych Korei Północnej. Specjalnymi gośćmi konferencji byli minister przy ambasadzie Korei Południowej w Warszawie oraz dr Marceli Burdelski z Wydziału Politologii Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert w sprawach Korei Północnej.
Organizatorzy Międzynarodowego Tygodnia Debat stawiają sobie za cel priorytetowy rozwój idei kulturalnego dialogu. Umiejętność ta nie jest tylko sztuką dla sztuki. Chcemy również poszerzać horyzonty, uczyć się tolerancji i otwartości na drugiego człowieka. Poprzez debatę poznajemy wartość oponenta i uczymy się szacunku dla zdania innych.

Wydanie: 19/2004, 2004

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy