Relaks amerykański

Relaks amerykański

Mamy już wszystko: potężne ekrany zawieszone w miastach, globalne sieciówki odzieżowe, szczepionki, akrylowe akweny wodne, wszechświaty równoległe. Brakuje nam tylko relaksu. Relaks jest pożądany, najlepiej taki, który nie wymaga czasu, natychmiastowy i łatwy w obsłudze relaks instant. Pojawiają się nowe substancje, jeszcze czystsze, jeszcze skuteczniejsze. „Przepiszę panu tabletki, które musi pan przestać brać bardzo szybko, bo inaczej znajdzie się pan w pułapce, z której – wzruszył ramionami – nie przewidziano wyjścia” – oto początek krejzolskiej, zwariowanej historii pewnego chłopaka, który tak bardzo pragnął relaksu, że ta potrzeba gruntownie zdeterminowała jego życie. Opowieść o młodym, przedsiębiorczym mężczyźnie, który kilka lat spędził na kombinowaniu, bezbożnych manipulacjach, wymyślaniu stu tysięcy surrealnych kłamstewek – po to, by zdobyć legendarny xanax – słodkie, zbawienne tabletki, które w trybie natychmiastowym dają 100% relaksu i szczęścia.
Poznajemy go w chwili, kiedy przesypia na ławce własny ślub – tak, bohater „Relaksu amerykańskiego” Juliusza Strachoty jest superzrelaksowany. Potem spotykamy go w poczekalniach prywatnych i publicznych placówek służby zdrowia, w kolejkach i gabinetach lekarzy pierwszego kontaktu, u laryngologów i psychiatrów. „To widzimy się za miesiąc – mówi pierwszy lekarz. – Gratuluję tak naprawdę i trzymam kciuki, choć to w ogóle jest dziwne, co pan mówi, i jestem trochę zagubiony. Trochę, wie pan, trochę za dużo wydarzeń jak na jedną wizytę u skromnego psychiatry”. I od razu wskakujemy w odpowiedni kontekst woodyallenowskich skojarzeń typu „Mój psychoanalityk przedawkował LSD”.
Choć ta historia rozgrywa się pokolenie później i nie wśród nowojorskiej inteligencji, ale wśród warszawskich blokersów z zakazami stadionowymi, normalsów, którzy tak bardzo boją się wejść w dorosłość, że wybierają słodki eskapizm pigułek. Rzeczywistość gier komputerowych jest już zbyt wątła, żeby przykryć nieprzyjemną realność świata, jego zagrożenia i odpowiedzialność, którą trzeba na siebie przyjąć. Nie wystarcza ulga, jaką przynosi sztuka – zresztą i tak jest zbyt kosztowna, zbyt czasochłonna. Nie opłaca się inwestować w pogłębiające się relacje międzyludzkie, kapitał społeczny jest zbyt abstrakcyjny. Potrzeba czegoś mechanicznego, działającego precyzyjnie, w pewny, obliczalny sposób. Na poziomie chemicznym. Xanaksu, tramalu, stilnoksu, lorafenu, clonazepamu, relanium, wódeczki. One wytworzą niezbędną iluzję absolutnego, rozbujanego, przytulaśnego szczęścia. To układ pasożytniczy. W zamian wezmą naszą duszę i ciało. Strachota pokazuje mechanizm uzależnienia, ale ci, którzy poszukują umoralniających historii dla własnych dzieci, patetycznych opisów upodlenia, pornografii śmierci, grozy, jaką się osiąga, podglądając dno – będą rozczarowani. To dowcipna, ironiczna opowieść, której bliżej do literatury typu pulp niż społecznego reportażu.
Zapowiada to już tytuł. To nie tylko „relaks”, to „relaks amerykański”. Fenomen narkotycznego głodu i organizowania życia w zaklętym kręgu zdobywania rozluźniającego środka to właściwie literacki topos. Uzależnienie od uszczęśliwiaczy – włączając w to alkohol – opisali pisarze od Rosji po Amerykę. A także ci, którzy z lubością opiewali niepokoje środkowoeuropejskiej duszy. Juliusz Strachota robi to jednak inaczej – z lekkością i dystansem, ale intymnie – jakby opowiadał nam w barze nad ranem swoją smutno-śmieszną historię.
Główny bohater, którego nieporadność i utrata kontaktu z rzeczywistością stają się punktem wyjścia szalonych anegdotek, komedii pomyłek i absurdów, wzbudza sympatię. Ale bohaterem tej powieści jest także system zdrowia, a raczej lekarze, tak samo zagubieni, nieuważni, bezradni, w końcu – u Strachoty – nieco obojętni, przynajmniej na początku historii. Cudowny jest język tej powieści: delikatnie wciągający, pełen odpowiednio wszytych wulgaryzmów, prześmiesznych dialogów i kapitalnych opisów maleńkich scenek z życia współczesnej Polski. Czytając ją, osiąga się bez chemii relaks amerykański.

Wydanie: 2015, 28/2015

Kategorie: Agnieszka Wolny-Hamkało

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy