Rewolucja nie była dziełem przypadku

Rewolucja nie była dziełem przypadku

Przeszłość ma łączyć, a nie dzielić. Nie wolno dopuścić, by historia stała się zarzewiem nowej wojny domowej

Prof. Jewgienij Siergiejew – historyk z Instytutu Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk, uczestnik międzynarodowej konferencji „Kręgi rewolucji. Rok 1917 w Rosji – wewnętrzne i zewnętrzne konsekwencje” zorganizowanej przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia 16-17 października w Warszawie.

W rosyjskiej historiografii pojawił się niedawno termin Wielka Rewolucja Rosyjska. W pierwszych miesiącach po obaleniu dynastii Romanowów tak samo mówiono i pisano o rewolucji lutowej. To świadome zapożyczenie?
– Z całą pewnością nie, jeśli miałbym wskazywać analogię, wymieniłbym Wielką Rewolucję Francuską. Obie były rewolucjami: doprowadziły do gwałtownej i radykalnej zmiany ustroju gospodarczego, politycznego i społecznego. Rewolucja rosyjska, podobnie jak francuska, była wielka pod względem oddziaływania, wpłynęła na losy Europy i świata. Rewolucja francuska wydarzyła się we Francji i była dziełem Francuzów, rewolucja rosyjska wybuchła w Rosji, a jej uczestnikami byli nie tylko etniczni Rosjanie (ros. russkije), lecz także przedstawiciele wszystkich narodów Imperium Rosyjskiego.

Zalicza pan do nich polskich rewolucjonistów?
– Mieszkańcy Królestwa Polskiego byli rosyjskimi poddanymi, podobnie jak np. mieszkańcy Wielkiego Księstwa Finlandii.

„Nasza” rewolucja

Na konferencji „Kręgi rewolucji” prof. Mariusz Wołos uznał, że nowe pojęcie sprowadza rewolucję do wymiaru narodowo-etnicznego.
– Zależy, jak rozumiemy pojęcie rosyjski. W kontekście rewolucji punktem wyjścia jest Imperium Rosyjskie w jego kształcie terytorialnym i narodowościowym.

Ale przecież sami bolszewicy definiowali siebie nie jako Rosjan, lecz jako internacjonalistów. Pisali, że rewolucja ma charakter międzynarodowy, a nie narodowy, jej celem zaś jest przebudowa świata, nie tylko Rosji. Określenie rosyjska zawęża charakter rewolucji, niejako nacjonalizuje ją, a przez to także bagatelizuje.
– Ta kwestia rzeczywiście wymaga debaty.

Użycie przymiotnika rosyjska – moim zdaniem – wyraża dążenie do oswojenia rewolucji, powiedzenia, że była ona „nasza”. Na początku lat 90. usłyszałem od premiera Wiktora Czernomyrdina, że rewolucję, podobnie jak marksizm, przyniesiono do Rosji z zewnątrz. W tamtym czasie roiło się od teorii spiskowych…
– Obecnie nie potrafię wymienić nazwiska żadnego poważnego rosyjskiego historyka, który by dowodził, że rewolucja została wyeksportowana do Rosji, narzucona jej przez wrogie siły dążące do zniszczenia państwa rosyjskiego, jego narodu, religii i kultury. Oczywiście nikt nie neguje wsparcia zagranicznego – także finansowego, ale to nie znaczy, że rewolucja była efektem starannie zaplanowanego spisku żydowskiego czy wywrotowej roboty „niemieckiego płatnego agenta” Lenina. Tak mówią jedynie nasi ultranacjonaliści. Badacze rosyjskiej historii dowodzą, że rewolucja była nie dziełem przypadku, lecz wynikiem narastających sprzeczności i konfliktów, które pomnożyła I wojna światowa.

W ZSRR mówiono o Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. W nowym pojęciu brakuje przymiotnika socjalistyczna. Czy dlatego, że obecna Rosja jest kapitalistyczna?
– Wpływu tego czynnika nie da się wykluczyć, ale byłoby to też merytorycznie błędne, bo do rewolucji zaliczyliśmy etap lutowy, rewolucję demokratyczną, która nie stawiała jako celu budowy socjalizmu.

I dlatego nie ma też mowy o październiku – niemal synonimie rewolucji?
– Tak, Wielka Rewolucja Rosyjska zaczyna się od wydarzeń, które doprowadziły do obalenia caratu i powstania Rządu Tymczasowego.

Jak można połączyć rewolucję lutową z październikową? Pierwsza chciała przekształcić Rosję w demokrację parlamentarną, druga zaś ustanowiła bezwzględną dyktaturę.
– Podchodzimy obecnie do tej kwestii inaczej – uznajemy, że przewrót październikowy był pogłębieniem i rozszerzeniem procesu rewolucyjnego. I znowu odwołam się do rewolucji francuskiej – przecież mieszczą się w niej zarówno żyrondyści, jak i jakobini. Bolszewicki etap rewolucji można porównać z jakobińskim.

Obchody bez święta

Dlaczego w pracach historyków posługujących się pojęciem Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej pojawiło się określenie przewrót październikowy?
– Używali go sami bolszewicy, łącznie z Leninem. Zmiany dokonał dopiero Stalin w ramach przygotowań do obchodów 10. rocznicy rewolucji w 1927 r. Wówczas jego nadworni historycy wprowadzili, jako obowiązujące, pojęcie rewolucja październikowa.

Symboliczną datą rewolucji francuskiej jest 14 lipca, zburzenie Bastylii. A Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej?
– Takich dat jest kilka. Pierwsza to 15 marca – abdykacja cara Mikołaja II, a potem zajęcie przez bolszewików 7 listopada Pałacu Zimowego, bo legendę o jego szturmie wymyślono. Z pewnością symboliczne znaczenie ma noc z 7 na 8 listopada, gdy powołano Radę Komisarzy Ludowych i wydano dekrety o ziemi i pokoju.

Borys Jelcyn pozostawił 7 listopada dniem wolnym, ale zamienił go na Święto Pojednania i Zgody. Od 2005 r. 7 listopada jest dniem roboczym, obchodzi się go jedynie jako jeden z dni chwały rosyjskiego oręża, związanej m.in. z defiladą na placu Czerwonym w 1941 r. Nowy dzień wolny pojawił się 4 listopada – Święto Jedności Narodowej upamiętnia, podobnie jak wcześniejsze Święto Pojednania i Zgody, wypędzenie polskiej załogi z Kremla w 1612 r. W ten sposób 7 listopada przestał się kojarzyć oficjalnie z rewolucją.
– Wiem, że trwają prace nad rozszerzeniem interpretacji Święta Jedności Narodowej, tak by stało się ono świętem jedności nie tylko w kontekście XVII w., ale także 1917 r. Intencją obecnych władz jest pogodzenie wszystkich uczestników wydarzeń związanych z rewolucją, co dotyczy zarówno białych, czerwonych, jak i biorących udział w wojnie domowej. Uważa się, że walczyli oni – po różnych stronach barykady – o jedną i niepodzielną Rosję.

Co zrobić z Leninem?

Na Ukrainie zburzono pomniki poświęcone rewolucji, w Polsce znikają ostatnie związane z nią tablice, natomiast na zajętym przez Rosję Krymie niedawno odsłonięto nowy pomnik Lenina. A przecież w 1991 r. zburzono m.in. pomnik Dzierżyńskiego na Łubiance, a z usuniętych monumentów rewolucjonistów urządzono w Moskwie park rozrywki.
– Pomniki rewolucjonistów, podobnie jak inne, są obecnie pod ochroną państwa, odnawia się je, powstają – jako efekt lokalnych inicjatyw – nowe. Ale nie zapomina się także o białych – pomniki mają m.in. Mikołaj II, Denikin i Kołczak. To też element wspieranej przez władze państwowe polityki pojednania, znalezienia pewnej równowagi w podejściu do przeszłości, która powinna łączyć, a nie dzielić. W żadnym razie nie wolno dopuścić, by historia stała się zarzewiem nowej wojny domowej, niepotrzebnych konfliktów społecznych.

Jaki los czeka ciało Lenina? Ta sprawa odżyła w związku z rocznicą.
– W rosyjskim społeczeństwie rośnie zrozumienie, że należy je przenieść z mauzoleum na cmentarz. Przecież w 1924 r. jedynie kilka osób, wśród nich Stalin, upierało się przy wystawieniu ciała wodza na widok publiczny. Na Kremlu panuje przekonanie o konieczności przeniesienia ciała Lenina, pozostaje wydanie decyzji na najwyższym poziomie. To nie jest wcale proste.

Szczególnie przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi…
– Z pewnością to jedna z ważnych okoliczności. Sądzę, że ciało Lenina zostanie przeniesione i pochowane ok. 2024 r., gdy przypada setna rocznica jego śmierci.

Demokratyczna Rosja w 1991 r. z jednej strony odcięła się od rewolucji październikowej i odwołała do tradycji rewolucji lutowej, z drugiej zaś ogłosiła się prawnym następcą Związku Radzieckiego.
– Rzeczywiście, dostrzegł pan ważny problem. Tę sprzeczność należało usunąć.

Oswajając, udomawiając rewolucję, której efektem było powstanie Związku Radzieckiego?
– Kwestia ciągłości państwa rosyjskiego znalazła odbicie w wypracowywaniu koncepcji Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej. Nie wyrzekamy się – jak to miało miejsce w latach 90. – Związku Radzieckiego, uznajemy ZSRR za część naszej tysiącletniej historii. Nieprzypadkowo Władimir Putin mówił o rozpadzie Związku Radzieckiego jako wielkiej katastrofie geopolitycznej.

Kiedy kończy się Wielka Rewolucja Rosyjska?
– 30 grudnia 1922 r., gdy proklamowano powstanie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Dla obecnych władz Rosji to państwo stanowi chyba znacznie większą wartość niż hasło „Ziemia dla chłopów, fabryki dla robotników!” czy „Cała władza w ręce rad!”?
– Z całą pewnością. Po okresie chaosu zdołano odbudować integralność terytorialną, stworzyć silne, suwerenne państwo, które odegrało decydującą rolę w rozgromieniu faszyzmu, wpływało na losy świata, odniosło wielkie sukcesy w wielu dziedzinach: kosmonautyce, energetyce jądrowej, nauce, kulturze, sporcie. Sentyment do Związku Radzieckiego pozostaje w Rosji silny. Dla wszystkich jest oczywiste, że nie byłoby go bez rewolucji. W sondażach opinii społecznej osób dobrze oceniających rewolucję jest więcej niż tych, którzy mają odmienne zdanie. To wcale nie znaczy, że Rosjanie chcą rewolucji – przeciwnie, ogromna większość uważa, że za wszelką cenę trzeba jej zapobiec. Silne, stabilne państwo pozostaje kluczową wartością. Prezydent Władimir Putin dobrze pamięta zagrożenia dla integralności terytorialnej, pozycji Rosji na arenie międzynarodowej w latach 90. Obawa przed rozpadem Rosji i wiedza o tym, czym zakończyła się w okresie władzy Borysa Jelcyna próba przekształcenia jej w państwo demokratyczne, kierujące się nadrzędnością praw człowieka, sprawiają, że priorytetem Władimira Putina jest zachowanie jedności państwa i budowa jego siły. Gdy państwo okrzepnie, przyjdzie czas na demokrację. To istota koncepcji tzw. suwerennej demokracji.

Czy Wielka Rewolucja Rosyjska weszła już do podręczników?
– Jak najbardziej, jestem autorem jednego z nich, „Historii powszechnej XX w.” dla klasy XI.

Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy