Rewolucje Kuronia

Rewolucje Kuronia

O książce Jacka Kuronia „Rzeczpospolita dla moich wnuków”

Prof. Karol Modzelewski

– „Filozofowie do tej pory tylko interpretowali świat, rzecz w tym, żeby go zmienić”, te słowa Karola Marksa chyba jak ulał pasują i do Jacka Kuronia, i do jego ostatniej książki „Rzeczpospolita dla moich wnuków”. Czyż nie tak? Czyż nie jest to jej teza?
– Z całą pewnością. Teraz wszyscy, którym Jacek Kuroń przeszkadzał, i którym ta książka mogłaby przeszkadzać, będą mówili o nim – utopista. A ja powiedziałbym tak: bez utopii do tej pory nie wyszlibyśmy z epoki kamienia łupanego. To nie znaczy, że utopiści swoje utopie realizują. To znaczy, że to jest ta sprężyna, ten napęd, który powoduje, że świat się zmienia.
– Utopista i wieczny dysydent, który chce poprawiać świat. Takim był Jacek Kuroń w PRL. Takim też stał się w III RP. Ustrój mu się nie podobał…
– Według tych, którzy razem z nim budowali III Rzeczpospolitą, Kuroń powinien był umrzeć w 1993 r. On po prostu za długo żył. Bo to, co mówił i pisał po roku 1993, było coraz większym zgrzytem dla każdego, kto zajmuje się zawodowo wychwalaniem obecnego porządku społecznego. Kuroń był tego porządku zasadniczym krytykiem. To się zaczęło jeszcze przed upadkiem rządu Suchockiej, gdy – będąc ministrem tego rządu – ogłosił artykuł „Utopia sprawiedliwości społecznej w warunkach gospodarki rynkowej”. I potem to narastało. A obecna książka, „Rzeczpospolita dla moich wnuków”, jest tej krytyki logicznym zwieńczeniem. To prawda, terminologia filozoficzna i psychologiczna, której w książce mamy tak dużo, jest trudna. Być może, lepiej byłoby, gdyby Jacek inaczej ją pisał, gdyby nie starał się nadać jej charakteru uczoności. Ale jak się ma trochę dobrej woli, poczyta się ją uważnie, zobaczy się dokładnie, co on chciał powiedzieć. A jest to bardzo spójne. To bardzo spójny system ocen.
– Marksistowski?
– Jest w nim dużo marksizmu, jak zresztą w każdym z nas. Kiedy Jan Paweł II przyjechał po raz pierwszy do kraju, w roku 1979, wszyscy pamiętamy, telewizja często to pokazuje, szkoda tylko, że mało kto próbuje się zastanowić nad tym, co papież wówczas powiedział. A on powiedział, np. w Nowej Hucie, w homilii o pracy, że dramatem jest, iż owoc ludzkiej pracy, która powinna być powołaniem, honorem i godnością człowieka, staje się siłą obcą i wrogą, która się obraca przeciwko człowiekowi pracy. Jak to usłyszałem, a kamerzysta pokazywał akurat oficjeli, spojrzałem na twarze czołowych przywódców Polski Ludowej. I zobaczyłem w nich kompletny brak zrozumienia, pustkę w oczach. Oni nie zauważyli, że papież cytuje Marksa! Bardzo wielu dzisiejszych prawicowców, kiedy papież wypowiada surowy sąd o kapitalizmie i podejmuje problematykę podnoszoną niegdyś przez socjalistów, zżyma się, chociaż na papieża zżymać się nie wypada. A ja bym powiedział, że te kłopotliwe treści w papieskich wypowiedziach są przejawem wielkości umysłu. To, z czego zrodził się marksizm, a później komunizm, a także i faszyzm, i nazizm, to dramaty naszej cywilizacji XIX, XX i XXI w. Znajomość skutków komunizmu, faszyzmu i nazizmu nie jest żadnym powodem, żeby zamykać oczy na problemy, z których totalizmy się zrodziły. Bo takie zamykanie oczu to jest, przeciwnie, najprostsza recepta, żeby znowu coś takiego nas spotkało.
– Kuroń wydaje się świadom zagrożenia. I szuka rozwiązania.
– A nie można go znaleźć bez utopii. Bo on jest w swej książce przede wszystkim utopistą. Proszę zauważyć, jaki jest jej przewód. Gdyby chcieć ją streścić, nie zagłębiając się w bardzo uczone terminologie, on stwierdza, że po upadku komunizmu, a nawet jakiś czas przed jego upadkiem kapitalizm poprzez przywrócenie w coraz bardziej nieograniczonym zakresie reguł wolnego rynku, jako jedynego regulatora świata, po prostu zdziczał. Stracił swój cywilizowany charakter.
– „Epoka przemysłowa upadła, a wraz z nią jej kultura”, to cytat z jego książki. – Kultury epoki informatycznej jeszcze nie wytworzyliśmy, zapanował więc stan dzikości, co oznacza obowiązywanie prawa silniejszego”.
– Ponadto Kuroń uważa, że dyskurs neoliberalny jest zwykłą propagandą tego zdziczenia.
– On nazywa to „racjonalizacją praktyki korsarzy zysków: jak najmniej płacić, znieść świadczenia, obniżyć podatki”.
– Dla Kuronia to nie jest przypadek, dla niego triumf neoliberalizmu i zdziczenie stosunków gospodarczych i społecznych w świecie wolnego rynku są skutkiem globalizacji ekonomicznej. Czy globalizacja ekonomiczna jest wyłącznie następstwem przewrotu informatycznego, zmian w technologii, czy także następstwem decyzji politycznych – zostawmy to na boku. W każdym razie ona jest faktem. Decyzje najważniejsze dla codziennego życia zwykłych ludzi zapadają całkowicie poza zasięgiem demokratycznych mechanizmów. Dlatego że demokratyczne mechanizmy nie sięgają skali globalnej.
– One funkcjonują co najwyżej w skali narodowej, w skali państwa.
– A to powoduje, że demokracja w świecie, także w Polsce, jest sprowadzana do pustego rytuału. Pracuje na jałowych obrotach, ponieważ najważniejsze sprawy odbywają się poza nią. Ona wskutek tego gnije. To widać w dzisiejszej Polsce po prostu w sposób uderzający. Nie tylko sprawa Rywina jest objawem gnicia. Ale może jeszcze bardziej to, co wokół niej się działo. Tak gnije demokracja! Więc coraz większe zniechęcenie obywateli do państwa demokratycznego i jego instytucji jest reakcją na to gnicie, rekcją na to, co się z demokracją dzieje w warunkach globalizacji ekonomicznej.
– Jak te tendencję przerwać?
– Można jej się opierać na dwa sposoby. Pierwszy – okopanie się w granicach narodowych. Drugie rozwiązanie zmierza do zbudowania mechanizmów demokratycznych o skali globalnej. Tylko że w tej chwili nie ma żadnych instytucji, które by na to pozwalały… Więc Kuroń proponuje rewolucję edukacyjną jako niezbędną przesłankę. Tzn. sytuację, w której rzesze ludzi na świecie, miliardy, w skali globalnej, uzyskałyby dostęp do kultury epoki informatycznej. Rewolucja edukacyjna to wielka utopia, ale jak zawsze u Jacka Kuronia ta wielka utopia materializuje się w takim małym konkrecie. Konkrecie, który nazywa się „mała grupa, jako zespół środków oddziaływania wychowawczego”. Taki tytuł nosił pierwszy uczony artykuł Kuronia, jaki w życiu czytałem. Opublikowany chyba w „Kwartalniku Pedagogicznym”. Był wtedy początek lat 60. albo koniec 50. Ten artykuł dotyczył walterowców. To była jego pierwsza utopia, którą starał się realizować, pedagogiczna, gdyż był pedagogiem.
– Walterowcy?
– Kuroń od razu to, co wymyślił, wcielał w życie, był człowiekiem czynu, więc tak powstał jego pierwszy eksperyment, będący skrzyżowaniem Baden-Powella, Korczaka i Makarenki. Z Makarenki jest tam bardzo dużo, jeśli ktoś czytał „Poemat pedagogiczny”, a pewnie są jeszcze tacy, to pamięta, że ci młodociani przestępcy, których reedukował Makarenko, stali się następnie apostołami jego wielkiej rewolucji wychowawczej. Oni szli i zakładali kolejne kolonie.
– A potem zostali ludźmi KGB, wówczas Czeka.
– Ależ oczywiście, bo to się działo w czasach stalinowskich. W okresie dyktatury bolszewickiej i w końcu jej stalinowskiej kulminacji. Wychowankowie Kuronia nie stali się ludźmi KGB, stali się ludźmi liberalizmu. Są dzisiaj obecni w życiu publicznym. Jakby tak poszukać po biografiach osób znanych, w rządzie i poza nim, to by się znalazło tu i ówdzie człowieka, który wyszedł z walterowskiego kręgu.
– Czyli dobrze ich Kuroń wychował…
– On wychował tych ludzi na bardzo wartościowych obywateli. I jednocześnie nie wychował ich na swój obraz i podobieństwo. Tzn. moim zdaniem, wśród byłych walterowców prawie nie ma ludzi, którzy by podzielali jego sposób widzenia świata. Oni byli mu, co jest paradoksalne, bardzo oddani, ale stali się od niego ideowo odmienni. Może to jest komplement dla niego jako wychowawcy? Że nie przytłaczał… I teraz mamy to w książce, mamy w ostatnich latach życia Jacka Kuronia, pojawia się on jako ten, który wraca do źródeł i powtarza ten sam eksperyment, ale w innym kontekście, w innym czasie, w ramach innej utopii. Ale w tej innej utopii można rozpoznać te same wartości i ten sam wzór. Ten nowy eksperyment robi już nie z walterowcami.
– Z kim?
– Ze swoją żoną, z jej dziećmi, z ludźmi z fundacji SOS. To jest jego uniwersytet w Teremiskach. Charakterystyczne, że tym razem sięgnął do młodzieży najbardziej upośledzonej cywilizacyjnie, z zagrożonych społecznie środowisk wielkomiejskich, ze świetlic dla młodzieży trudnej i ze wsi popegeerowskich. Z tych ludzi skonstruował falanster. Falanstery u Fouriera, jednego z socjalistów utopijnych, a Jacek jest ulepiony z tej samej gliny, to były takie kolonie, w których miały się kształtować ogniwa idealnego społeczeństwa i suwerennej współpracy wspólnotowej między ludźmi. Takim falansterem są Teremiski. Różnie można myśleć o jego dziedzictwie, ale nie da się zaprzeczyć, że jest to kluczowe ogniwo w testamencie Jacka Kuronia.
– Odpowiedzią na niegodziwości świata, na jego zdziczenie, są Teremiski. Wspólne samokształcenie zamiast wielkiego buntu…
– Jacek ocenia, że kapitalizm sam się pożera. Ale to nie musi automatycznie oznaczać, że nastąpi krach. Jacek mówi, co trzeba robić, żeby temu zapobiec. Bo on nie był rewolucjonistą, wbrew pozorom. Nie chciał wysadzać systemu w powietrze.
– Napisał o tym, że mechaniczne obalenie niewiele da, bo jest to zwykła zamiana elit na niekoniecznie lepsze. Więc by nowy świat był lepszy od starego, konieczna jest rewolucja edukacyjna. Zachęca też kapitalistów, by ją sfinansowali – bo alternatywą jest rewolucja prawdziwa…
– Z doświadczeń rozczarowanego rewolucjonisty Jacek zrobił użytek. Toteż nie proponuje on filozofii przewrotu. Tak zresztą jak nie były nią pomysły socjalistów utopijnych. My, bardzo niesłusznie, jesteśmy skłonni widzieć w socjalizmie tylko Marksa i jego uczniów. Zapewne dlatego, że w ich wersji idea socjalistyczna zyskała przełożenie na wielki zorganizowany ruch, który zawładnął trzecią częścią świata, w pewnym momencie dokonał rzeczy wielkich i strasznych, w końcu się rozsypał. Ale zdominował XX w.
– Dlaczego się narodził?
– Dlatego, że elity liberalnego kapitalizmu, na przełomie XIX i XX w. myślały tak samo jak elity dzisiejszego kapitalizmu…
– Mówimy, że Jacek Kuroń zatoczył koło, wrócił do źródeł, przykładem tego są Teremiski, które nawiązują do eksperymentu walterowców. Powrotem do źródeł jest też jego diagnoza społeczna: w swej książce pisze on, że zagrożeniem jest skupienie władzy w rękach niewielkiej, niekontrolowanej przez nikogo grupy, podobnie pisaliście w roku 1964, w swoim słynnym liście…
– Niechętnie przypominam tamten tekst, bo to był tekst rewolucyjny. Nawet się zastanawiam, czy nie przyznać racji tym sędziom, którzy nas sądzili w 1965 r. i uznali, że nawoływaliśmy do obalenia przemocą ustroju. Pewnie to prawda. Tak w istocie było. Jeśli wolno mi się pokajać po długim czasie – źle żeśmy robili.
– Dlaczego?
– W tamtych czasach wzywać do rewolucji? To tak jakby w 1945 r. wzywać do drugiego powstania warszawskiego! A poza tym najlepsze rewolucje to takie, do których nie doszło, bo system, z którym rewolucjoniści walczyli, potrafił się zreformować.
– Gdy pisaliście ten list, Kuroń już wówczas miał wizję ciągłej edukacji, domagał się, by robotnicy w godzinach pracy kształcili się.
– Jacek chciał najpierw, żeby w liście znalazł się postulat, by robotnicy z ośmiogodzinnego dnia pracy dwie godziny dziennie przeznaczali obowiązkowo na naukę. Humanistyki. Bardzo się kłóciliśmy o ten postulat, byłem przeciw, uważałem, że gdy to napiszemy, wyśmieją nas. Oponowałem więc, ale coś tam z tego zostawiliśmy. Wydawało mi się, że się dobrze rozumiałem z Jackiem Kuroniem, ale nie mam takiej wiary w utopię jak on. I na przykład nie wiem, czy Teremiski zbawią świat. Ja tylko wiem, że to na pewno jest jego testament pedagogiczny. I że to może być zaczyn fermentu. On ma wizję, że trzeba tworzyć całą sieć alternatywnych placówek edukacyjnych. Nie wiem czy to jest realne. Realne jest to, co zostało stworzone, co funkcjonuje – Teremiski. Tam powstała nowa wersja jego zespołu zastępowych. Może z tego falansteru wyjdą jacyś apostołowie i będą próbowali nieść ten eksperyment dalej. Na tym możemy tylko zyskać… I z całą pewnością jest to testament Jacka Kuronia.
– Tak reklamowana jest „Rzeczpospolita dla moich wnuków”.
– Jest tam wystarczająco dużo trafnych obserwacji, przestróg i właśnie ta budząca nadzieję iskra szaleństwa. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Mianowicie po śmierci Jacka ukazało się kilka budzących nadzieję i zastanowienie tekstów. Jeden z nich jest opublikowany na wstępie tej książki – to tekst Jacka Żakowskiego, znakomity, będący dowodem na to, że dziennikarz też potrafi zrozumieć trudne rzeczy. Za bardzo mądry uważam tekst Aleksandra Smolara, opublikowany w „Rzeczpospolitej”. To jest tym bardziej godne podkreślenia, że to tekst napisany przez mózg Unii Wolności. Więc to, że on wraz z Jackiem Kuroniem dostrzegają możliwość krytyki swojego pokolenia i swojego środowiska, jest krzepiące i ważne. Wreszcie chciałbym podkreślić odwagę i rozum wydawcy tej książki, Andrzeja Rosnera. Dlatego, że ostatni rozdział napisał sam, na podstawie rozmów z Jackiem. Można powiedzieć, pisał rozdział zmarłemu autorowi. Ale po lekturze można stwierdzić na sto procent: to jest logiczna konsekwencja wszystkiego, co w tej książce zostało przez Jacka napisane. I to jest rozdział kluczowy – bo wszystko do tego zmierza. Teremiski zmienią świat. Trzeba kapelusza uchylić, że Andrzej Rosner zdecydował się na jego napisanie. To jego niezaprzeczalna zasługa.

Wydanie: 2004, 35/2004

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy