Robert zawodowiec

Robert zawodowiec

De Niro od dziecka kocha kino, kamerę i czarnoskóre kobiety

Kiedy powiedział kolegom z gangu, do którego należał, że chce zostać aktorem, szydzili z niego. Bobby Mleczko aktorem? Tak bowiem go przezywano z racji chuderlawego, dziecinnego wyglądu. Zamiast na lekcjach, codziennie przesiadywał w kinie. Uczył się źle, kilka razy rzucał szkołę, włóczył się z kumplami po mieście, najchętniej po rodzinnej nowojorskiej Małej Italii. Zrozpaczona matka przepowiadała mu, że skończy w kryminale.

Jeszcze wypłynę

Ku zdziwieniu rodziny, nauczycieli i znajomych udało mu się dostać do renomowanej nowojorskiej szkoły aktorskiej Stalli Adler, stosującej metodę Stanisławskiego. Uczył się tam trzy lata. „Bardzo łatwo mi przychodziło przeistaczanie się w postacie ze scenariusza”, wspominał po latach. „Aby to się udało, trzeba było porzucić własną osobowość – a ja nie miałem osobowości”. By dać losowi szansę, jeździł na wszelkie przesłuchania. Ładował na swój stary, rozklekotany rower kilka strojów, scenariusze, komplet zdjęć i pedałował z castingu na casting.
Pewnego dnia 1963 r. trafił na próbę do nieznanego młodego reżysera o śmiesznym nazwisku De Palma. „Spodobał mi się ten niepozorny chłopak. Wpadł zdyszany na scenę i rzucił we mnie tekstem jak serią z karabinu maszynowego” – tak go zapamiętał reżyser. Niebawem De Niro dostał u niego pierwszą rólkę w filmie „The Wedding Party”. Honorarium wynosiło 50 dol. Żeby przeżyć, grał epizody w teatrzyku objazdowym, pracował w dinners theatres, raz występując na scenie, raz podając do stołu, zaś rano dorabiał jako kelner albo taksówkarz. „Przez dziesięć lat grałem ogony i tyrałem, by zarobić na szkołę, jedzenie i norę, która służyła mi za mieszkanie. Przy życiu trzymała mnie pewność, że jeszcze wypłynę”.

Droga do Oscara

Przyszedł na przyjęcie gwiazdkowe urządzane przez kolegów z branży w 1972 r., bo liczył, że pozna kogoś sławnego. Tak się jednak nie stało. Rozgoryczony nawiązał rozmowę z drugim niepozornym, tak jak on stojącym samotnie w kącie facetem. Rozmowa okazała się pasjonująca, a dotyczyła oczywiście kina. Panowie wręcz nie mogli się rozstać. Martin Scorsese, bo tak się nazywał nowo poznany znajomy, wkrótce zaproponował mu rolę w swoim filmie „Ulice nędzy”. „Ten film otworzył mi drogę do kariery”, komentował aktor. Pierwszy raz doczekał się recenzji, żartował, że w końcu dziennikarze przestaną przekręcać jego nazwisko. Krytycy chwalili jego oryginalne, brawurowe aktorstwo. Zachwycony Coppola powierzył mu rolę w „Ojcu chrzestnym II”, za którą dostał Oscara. De Niro był na ustach wszystkich, dostawał mnóstwo propozycji. Wybrał projekt Scorsesego, z którym się już zaprzyjaźnił. Miał grać taksówkarza. Pobiegł więc do magistratu, by odnowić pozwolenie na prowadzenie taksówki, a potem przez dwa tygodnie jeździł po podejrzanych ulicach i zaułkach Nowego Jorku. Przygotowywał się do roli, wożąc pasażerów.

Milczek milioner

Nigdy nie lubił opowiadać mediom o swoim życiu prywatnym. W ogóle nie lubi wywiadów, a jeśli nawet się zgadza, na ogół zbywa pytania odpowiedziami typu: „Tak”, „Nie”, „Nie wiem”. Może dlatego dziennikarze wyrobili mu opinię dziwaka i milczka.
Kiedy zdobył Oscara, rozpisywano się o jego romansie z czarnoskórą aktorką i piosenkarką Diahnne Abbott. Zdobył ją wytrwałością i uporem, bo z wyglądu wcale jej się nie podobał, taki mały, chudy, no i biedny – opowiadała dziennikarzom piękna Diahnne, zadowolona, że stała się obiektem ich zainteresowania (ale jej kariera nie interesowała nikogo). Przez kilka lat mieszkali we troje (z córką Diahnny z pierwszego małżeństwa) w obskurnym mieszkanku w Greenwich Village, ledwo wiążąc koniec z końcem.
„Taksówkarz” zarobił w samych Stanach Zjednoczonych ponad 25 mln dol. De Niro oprócz honorarium miał udział w zyskach, toteż szybko stał się bogaty. Kiedy dostał ciekawe propozycje z Hollywood, postanowił przenieść się tam. Cała trójka zamieszkała w wynajętym luksusowym domu w Bel-Air, z którego dość szybko została wyrzucona. Właściciel domu wpadł w szał, kiedy zobaczył, jakie szkody wyrządziły cztery koty lokatorów, w rezultacie De Niro musiał zapłacić 10 tys. odszkodowania. Nie zmąciło mu to jednak dobrego samopoczucia – rok po roku grał pierwszoplanowe role w świetnych filmach: „Ostatni z wielkich”, „New York, New York” i „Łowca jeleni”, a Diahnnie trafiały się przy okazji jakieś epizody. De Niro był sławny i szczęśliwy. Ożenił się z dotychczasową kochanką i zaadoptował jej ośmioletnią, także czarnoskórą córkę Drinę. Kilka miesięcy później został ojcem własnego dziecka, syna Raphaela. Kupił wielką posiadłość nad oceanem, w Brentwood – modnej dzielnicy Los Angeles: duży dom, dwa baseny, osobny dom dla gości. Nagle sielanka zaczęła się kończyć. Żona chodziła sfrustrowana, nie odpowiadała jej wyłącznie rola matki i gospodyni, a nikt nie chciał jej obsadzać w filmach. Starała się wejść w środowisko, wkupić się w łaski ludzi z fabryki snów. Urządzała przyjęcia, chodziła do dyskotek, szpanowała drogimi samochodami i ciuchami. Mąż bywał w domu coraz rzadziej, pochłaniała go praca nad kolejnymi rolami. Często dochodziło do kłótni, w końcu w 1979 r. Diahnne zażądała separacji. Aktor zostawił jej dzieci i posiadłość, przeniósł się do wynajętego mieszkania.

Zawód bez granic

Ludzie, z którymi pracował przy kolejnych filmach, nazywają go fanatykiem pracy. Zmienia akcent, sposób mówienia, barwę głosu, wygląd zewnętrzny, by stać się jak najbardziej wiarygodnym. Do roli boksera La Motty we „Wściekłym byku” (1980 r.) Scorsesego przytył 30 kg w ciągu czterech miesięcy i pół roku intensywnie ćwiczył boks; opłaciło się, bo za tę rolę dostał drugiego Oscara.
Mimo nawału pracy jakoś znajdował czas, by co tydzień latać do Nowego Jorku. Wścibscy dziennikarze wytropili, co go tam ciągnie. I roztrąbili na całą Amerykę, że znowu ma czarną kochankę. Tym razem była to nowojorska topmodelka Toukie Smith. Kochankowie mieszkali oddzielnie, na dwóch krańcach Stanów Zjednoczonych. Wkrótce aktor nawiązał równolegle drugi romans. Wybranką była Helena Springs, śpiewająca w chórkach gwiazd estrady: Boba Dylana, Erica Claptona, Eltona Johna. Także czarnoskóra. Zimą 1981 r. oświadczyła mu, że jest w ciąży, a latem urodziła córkę. Zarejestrowała ją jako Ninę De Niro.

W dołku

Dwa lata później aktor wpadł w depresję. Nie miał ciekawych propozycji, po raz pierwszy od lat nad niczym nie pracował. Zapuścił włosy i brodę, przestał ćwiczyć i dbać o siebie. Ratunek nadszedł z nieoczekiwanej strony. Zwrócił się do niego nowojorski Public Theater z pytaniem, czy zagrałby w przedstawieniu główną rolę – sprzedawcy narkotyków. Zgodził się, choć gaża była symboliczna. Spektakl okazał się sukcesem, ludzie stali w długich kolejkach, żeby zobaczyć De Niro na scenie. Aktor wyszedł z depresji. Żeby znowu nie siedzieć bezczynnie, przyjął niewielką rolę Ala Capone’a w „Nietykalnych” De Palmy (1987 r.). Zdjęcia do filmu trwały tylko 14 dni, ale przygotowania zajęły mu dwa miesiące. Spędził je we Włoszech, napychając się makaronem i piwem. Powrócił jako grubas, z dwoma podbródkami. Armani zaprojektował dla niego kostium. Gdy wyszedł w nim na ulicę, ludzie schodzili mu z drogi – wyglądał jak prawdziwy bandzior. Film miał ogromną frekwencję, w ciągu pierwszego tygodnia zarobił 15 mln dol. Aktor zainkasował 1,5 mln gaży plus procent od zysków. Znów zaczęły się sypać propozycje. Wśród nich była rola Lecha Wałęsy w biograficznym filmie, który jednak nie został skierowany do realizacji.
De Niro ma w swoim dorobku sporo ról komediowych („Midnight Run”, „Showtime”) i dramatycznych („Łowca jeleni” „Chłopcy z ferajny”), publiczność pamięta go jednak głównie z filmów sensacyjnych i gangsterskich („Dawno temu w Ameryce”, „Ronin”, „Człowiek w ogniu”).

W roli producenta

Aktor coraz częściej przebąkiwał, że marzy mu się własna firma producencka. W 1988 r. kupił za 7 mln dol. 50% udziałów nieruchomości, gdzie dawniej były magazyny kawy, na dolnym Manhattannie. Miał zamiar przekształcić je w nowoczesne studio filmowe połączone z kinem i restauracją. Wydał na realizację tego projektu wszystkie pieniądze, dorzucili się koledzy, m.in. Sean Penn i Christopher Walken. Ponieważ wciąż było mało, zaczął brać role, na jakie kiedyś nawet by nie spojrzał. Krytycy nie szczędzili mu docinków, pisali, że filmy przypominają ciasto nadziane gwiazdami jak rodzynkami, ale z zakalcem w środku. Skomplikowało mu się także życie prywatne. Mimo że był związany z Toukie Smith, z którą planował się ożenić (w 1995 r. Toukie urodziła mu bliźnięta), nawiązał romans czy właściwie dał się uwieść kolejnej czarnej modelce, Naomi Campbell, która właśnie rozstała się z Mike’em Tysonem. Prosił ją o dyskrecję, ale ona nie chciała tego ukrywać. Umówiła się z dziennikarzem plotkarskiego brukowca „Hello” i oświadczyła: „Jestem bardzo zakochana w Robercie De Niro”.
Jakby tego było mało, dawna kochanka Helena Springs zaczęła się domagać uregulowania sytuacji prawnej ośmioletniej już Niny. De Niro się zgodził, tym bardziej że dziewczynka przypadła mu do serca. Nazywała go tatusiem, a on ją obsypywał prezentami, zabierał do restauracji i na wycieczki. Dla formalności poprosił matkę dziewczynki, aby przeprowadziła testy potwierdzające jego ojcostwo. Usatysfakcjonowana Helena zgodziła się, pewna wyniku.

Niespodzianka

Ku jej zdziwieniu testy wykluczyły ojcostwo De Niro. Mimo to Helena nie dała za wygraną – znalazła cwanego adwokata, który doradził jej precedens prawny. Niebawem aktor dostał pozew. Było w nim napisane, że ponieważ zaakceptował dziecko jako swoje, wyniki testów nie są rozstrzygające. Helena zażądała 100 tys. dol. alimentów, odgrywała przed sądem dramatyczne scenki, opowiadała, że De Niro ją dręczył i zmuszał do aborcji. On się wszystkiego wyparł, a sąd w Los Angeles przyznał mu rację i oddalił roszczenia. Jednak nie cieszył się z wygranej. Mała Nina rozpaczała, że straciła ojca, Helena obmawiała go przed dziennikarzami. W tym czasie 15-letni już syn, wracając z zakrapianej imprezy, zdewastował stację metra, o czym szeroko informowała brukowa prasa.
De Niro bardzo ubolewał nad stratą wizerunku człowieka bez skazy. Nie ucieszył go nawet start własnego studia – centrum filmowego TriBeCa, o którym od lat marzył.
W 1997 r. poślubił aktorkę Grace Hightower, która rok później urodziła ich pierwsze dziecko. Twierdzi, że dopiero na starość odkrył urok ojcostwa.
W ostatnim czasie aktorstwo mniej go zajmuje. Stał się producentem, biznesmenem i reżyserem (zadebiutował „Prawem Bronksu”), ponadto jest współwłaścicielem nowojorskich restauracji Nobu i Layla oraz zarządza Ago Restaurant w West Hollywood. Niedawno zapytany przez dziennikarza „The People” jak to jest być jednym z największych aktorów swojego pokolenia, jednym z najlepszych w Ameryce, a może i na świecie, z sześćdziesiątką na karku, De Niro odpowiedział: „Jest ciężko, bo trudno mi doskoczyć do samego siebie sprzed lat. Nieprzyjemnie, bo wciąż mi zatruwają życie wścibscy dziennikarze. I smutno, bo czuję się stary jak święty Mikołaj”.

 

 

Wydanie: 2003, 34/2003

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Witucka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy