Ropa, gaz i interesy głupcze!

Ropa, gaz i interesy głupcze!

Gdy bracia Kaczyńscy snują plany budowy omijających Rosję rurociągów, Moskwa podpisuje kolejne umowy z Zachodem, a polscy przedsiębiorcy robią w Rosji świetne interesy

Na początku kwietnia br. do stolicy Kazachstanu, Astany, wybrał się prezydent Lech Kaczyński. Jechał z wielkimi nadziejami dotyczącymi sprowadzania tamtejszej ropy do Polski. Wycieczka okazała się dyplomatyczną katastrofą.
Prasa polska pisała, że gospodarz – prezydent Nursułtan Nazarbajew – zapewniał gościa, iż „w zamian za udziały w polskich rafineriach Kazachstan dostarczy nam ropę naftową i zaangażuje się w budowę polsko-ukraińskiego ropociągu Odessa-Brody-Płock”. Podkreślając jednocześnie, iż konieczny jest w tym udział Kremla.
Dla Kaczyńskiego był to policzek, gdyż celem polityki zagranicznej obecnej ekipy jest eliminowanie, a nie hołubienie rosyjskich koncernów jako dostawców surowców energetycznych dla naszego kraju.
A przyszło mu jeszcze nadstawić drugi, gdy prezydent Nazarbajew – jak można było przeczytać w doniesieniach prasowych – uprzejmie oświadczył, iż „firmy z Kazachstanu są zainteresowane, by kupić na własność rafinerie na terenie Polski, razem budować rurę, inwestować i posiadać”. Taki związek, w jego ocenie, „będzie świadczyć o wzajemnym zaufaniu”. Lecz na taką poufałość polski rząd nie jest gotów. Podobnie jak władze naszych narodowych koncernów paliwowych.
Otóż wiosną tego roku Kazachowie dali Orlenowi wyraźnie do zrozumienia, że nie jest on mile widziany w Azji Centralnej. Wcześniej – latem 2006 r. – media w Astanie sugerowały, iż polski koncern mógłby otrzymać udziały w kazachskich złożach w zamian za udziały w kupowanej za gigantyczne pieniądze litewskiej rafinerii w Możejkach.
Kazachski gigant KazMunaiGaz (KMG) przegrał wówczas rywalizację o litewską spółkę, a miał też inne powody, by „odegrać się” na Polakach. Trzy lata temu Orlen w wyścigu o czeski Unipetrol pokonał – sięgając, jak się podejrzewa, po argumenty „korupcyjne” – konsorcjum KazMunaiGaz i Deutsche Bank. Śledztwo w tej sprawie prowadzi czeska prokuratura, a lobbysta Jacek S. siedzi w areszcie. O czym polski prezydent musiał przynajmniej słyszeć.
Z tych i innych zatem powodów zarówno PKN Orlen, Grupa Lotos, jak i PGNiG nie mają czego szukać w Kazachstanie.
By obraz serdecznych stosunków Warszawy z Astaną był pełny, trzeba przypomnieć nieobecność Nursułtana Nazarbajewa na krakowskim „szczycie energetycznym” prezydentów Polski, Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu i Litwy 11-12 maja br.
Kazachski przywódca wybrał spotkanie z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem, i prezydentem Turkmenistanu, Kurbangułym Berdymuhammedowem, w nadkaspijskiej miejscowości Turkmenbaszy.
Dwa dni później, 14 maja br., amerykański minister energetyki, Samuel Bodman, oświadczył, że porozumienie gazowe zawarte w czasie owego szczytu przez Rosję, Turkmenistan i Kazachstan pozwala Moskwie „trzymać rękę na kaspijskim gazie” i nie jest dobre dla Unii Europejskiej.
Za to bez wątpienia jest korzystne dla układających się stron. Gwarantuje ono, że ceny surowców energetycznych – zwłaszcza gazu ziemnego – pozostaną na wysokim poziomie, co pomoże utrzymać wysoki (sięgający 10% i więcej) wzrost PKB w tych krajach.
Nasze „orły” z Orlenu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Rady Bezpieczeństwa Narodowego zdają się nie przyjmować tego do wiadomości. W przeciwieństwie do rządów państw zachodnich – zwłaszcza Niemiec – które w rozwijaniu kontaktów politycznych i handlowych z Rosją oraz Azją Centralną widzą szansę na zapewnienie sobie (a nie Polsce!) bezpieczeństwa energetycznego i wzrostu gospodarczego – my wolimy walić pięścią w stół.

Źródło napięcia

Postawa polskiego rządu w relacjach z Rosją i Niemcami budzi już nie obawy, ale paniczny lęk przed wciąganiem Europy w wir antyrosyjskich i antyniemieckich kompleksów. Bracia Kaczyńscy i wspierające ich media co rusz mówią o „sukcesach”, lecz po ostatnim szczycie w Brukseli nawet dla największych przyjaciół naszego kraju stało się jasne, że do rozsądku i realizmu Polaków nie można mieć za grosz zaufania.
W kwestii „bezpieczeństwa energetycznego” oznacza to, że Zachód godzi się na budowę gazociągów, ropociągów i potężnych magistrali energetycznych omijających Polskę, Ukrainę i Białoruś – kraje stające się polityczną „czarną dziurą” Europy Środkowo-Wschodniej. Właściwie możemy być pewni, że w przyszłości rosyjskie surowce energetyczne przyjdzie nam kupować… od Niemców. Fantazja? Bynajmniej! Na początku maja koncern Wingas (spółka BASF i Gazpromu) złożył PGNiG propozycję sprzedaży rosyjskiego gazu. Via Berlin!
Blisko rok temu, 30 lipca, w tekście pt. „Naftowy poker” opublikowanym w „Przeglądzie” pisałem: „Budowa Gazociągu Północnego po dnie Bałtyku i wielkich magazynów gazu na Węgrzech oraz plany magistrali naftowych i gazowych omijających Ukrainę świadczą dobitnie o tym, że historyczna decyzja o wykluczeniu Warszawy i Kijowa z tranzytu surowców energetycznych z Rosji do Europy Zachodniej zapadła za zgodą i wiedzą Brukseli”.
Wszystko dzieje się szybciej, niż oczekiwałem. W ostatnich dniach czerwca br. Gazprom i włoski koncern energetyczny Eni ogłosiły plany związane z budową nowego, wartego 10 mld euro gazociągu biegnącego przez południowo-wschodnią Europę. Gazociąg ten, o nazwie Strumień Południowy (South Stream), ma mieć 3,2 tys. km długości i łączyć południe Rosji, przez Morze Czarne, z Bułgarią, skąd mógłby dalej podążyć w dwóch kierunkach – przez Grecję i Adriatyk na południe Włoch oraz przez Bałkany do północnych Włoch. Po drodze zyskaliby mieszkańcy Serbii, Bośni i Hercegowiny, Chorwacji i Słowenii.
Wystarczy rzut oka na mapę, by zauważyć, że Gazociąg Północny, który powstanie na dnie Bałtyku, i planowany Strumień Południowy omijają Europę Środkową. A przypomnę pojawiające się w mediach pogłoski, że Rosja może zrezygnować z dostaw ropy naftowej rurociągiem Przyjaźń na rzecz nowego połączenia tankowcami via Bałtyk.
W czerwcu br. Gazprom podjął działania, których celem jest przejęcie od spółki RosUkrEnergo (RUE) handlu tanim azjatyckim gazem na Zachodzie. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo kupuje dziś ok. 2,5 mld m sześc. surowca od RUE. Stanowi to jedną piątą zapotrzebowania naszego kraju. Przejęcie przez Gazprom RUE może oznaczać wzrost cen gazu w Polsce.
Dodajmy do tego majowy apel trzech wielkich zachodnich koncernów gazowych: włoskiego Eni, francuskiego Gas de France i niemieckiego E.ON Ruhrgas „o większe polityczne wsparcie dla zacieśniania więzi biznesowych z rosyjskim Gazpromem”, który ogłoszono w trakcie konferencji energetycznej Unia Europejska-Rosja w Berlinie.
Władze owych koncernów są zdania, że „nie można dopuścić, by rosnące napięcie polityczne między Rosją a Unią Europejską zagroziło bezpieczeństwu energetycznemu”. Zwłaszcza że Gazprom zaproponował im nowe lukratywne kontrakty.
Łatwo zgadnąć, kto w oczach bogatych państw Zachodu jest źródłem owego napięcia – Polska! Z planami budowy tarczy antyrakietowej, „pierwiastkiem”, sprzeciwem wobec planów budowy Gazociągu Północnego, przypominaniem Niemcom II wojny światowej, lustrowaniem przez „Gazetę Polską” kanclerz Angeli Merkel, embargiem na mięso i wetem w kwestii rokowań Unii z Moskwą stajemy się przekleństwem europejskiej dyplomacji.
Tak to dzięki „twardej” polityce zagranicznej braci Kaczyńskich popadamy w izolację, choć opinia publiczna i politycy zdają się tego nie dostrzegać.
Lecz „mocarstwowa” retoryka nie napełni nam baków tanim paliwem ani nie zapewni tańszego ogrzewania zimą. Powoli powinniśmy oswajać się z myślą, że polskie koncerny energetyczne będą polskie jedynie z nazwy. Bez własnych złóż surowców Orlen i Lotos nie znaczą wiele. Ale my kochamy złudzenia…
W maju br. Kulczyk Holding przegrał z amerykańskim funduszem inwestycyjnym Colony Capital rywalizację o libijski koncern paliwowy Tamoil, który działa w Europie Zachodniej. To egzotyka, podobnie jak zabiegi PGNiG o bezpośredni dostęp do złóż gazu w Iranie, o których pisano w prasie. Czy wcześniejsze plany Orlenu uzyskania dostępu do złóż w Iraku. Jest kwestią czasu, kiedy spółki te padną łupem połączonych sił wielkich koncernów rosyjskich i niemieckich.

Pan Wokulski

Paradoksalnie fatalne relacje polityczne między Warszawą a Kremlem nie przekładają się na stosunki handlowe. W lutym br. w handlu z Rosją zanotowaliśmy bardzo szybki, przeszło 36-procentowy wzrost eksportu. Media nie poświęciły temu większej uwagi, pewnie dlatego, że polscy właściciele firm działających na Wschodzie nie zabiegają o rozgłos. I nie oglądając się na „polską politykę wschodnią” – robią swoje.
Warszawska firma deweloperska J.W. Construction stawia pod Moskwą duże osiedle mieszkaniowe, a z pewnością na tym nie skończy, bo bum budowlany w stolicy Rosji i jej okolicach będzie trwał jeszcze wiele lat.
W Saratowie i Nowosybirsku w ciągu pięciu lat gdańska spółka Polnord ma wybudować mieszkania oraz kompleks handlowy i rekreacyjny o łącznej powierzchni 184 tys. m kw. Na dobry początek.
Do inwestycji w Rosji przymierza się producent armatury sanitarnej Cersanit, kontrolowany przez najbogatszego Polaka na liście tygodnika „Wprost”, Michała Sołowowa.
Liderem rynku leasingowego w Rosji w sektorze usług dla małych i średnich firm jest Carcade Leasing Rosja kontrolowana przez Getin Holding Leszka Czarneckiego.
Łódzka Grupa Atlas produkująca kleje i zaprawy budowlane jest dobrze znana nie tylko nad Wisłą, lecz także na Białorusi i w Rosji. Jej plany ekspansji sięgają aż po Kazachstan.
Sukcesami może się pochwalić krajowy producent insulin, spółka Bioton. Bioton Wostok na początku 2008 r. w specjalnej strefie ekonomicznej w Orle ma uruchomić produkcję tego leku. Już dziś po wpisaniu polskiego medykamentu na rosyjską listę leków refundowanych Bioton kontroluje 10% tamtejszego rynku. Roczna wartość sprzedawanej w Rosji insuliny to 260 mln dol. I pewnie będzie rosła, bo rosyjski rząd kilka miesięcy temu przyjął narodowy program walki z cukrzycą.
Kontrolowana przez Grupę Prokom Ryszarda Krauzego spółka Petrolinvest SA nabyła w ubiegłym roku udziały w siedmiu firmach posiadających łącznie 11 koncesji poszukiwawczych i poszukiwawczo-wydobywczych na terenie Republiki Kazachstanu oraz Republiki Komi w Federacji Rosyjskiej. Na razie to jedyna realna szansa na bezpośredni dostęp polskiej firmy do rosyjskich i kazachskich złóż ropy naftowej. Dzieje się to bez politycznego poparcia, a raczej wbrew temu.
Być może Ryszard Krauze ryzykuje bardziej niż powieściowy Wokulski. Lecz jeśli poważnie myśleć o bezpieczeństwie energetycznym naszego kraju, nie ma innej drogi. Skoro zadanie to wykracza poza możliwości polityków czy kontrolowanych przez państwo spółek – muszą się tym zająć prywatni inwestorzy. Czasu nie zostało wiele. Poza tym bezpieczeństwo energetyczne nie zależy tylko od posiadania złóż surowców. Składają się na nie także relacje gospodarcze między firmami i ludźmi.
Niegdyś Polska miała w Rosji wielu przyjaciół, którzy cenili naszą kulturę i zazdrościli nam statusu „najweselszego baraku” w obozie krajów socjalistycznych. Jeśli w przyszłości chcemy odbudować dobre relacje polityczne z tym krajem, winniśmy wspierać tych, którzy prowadzą w Rosji działalność gospodarczą. Na polskich polityków bym nie liczył.

 

Wydanie: 2007, 28/2007

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy