Rusza liga piłkarska

Rusza liga piłkarska

Prezes do trenera: – Tyle na transfery? Panie, za tyle to ja kupię dziesięć punktów na jesieni, dziesięć zrobimy sami i jesteśmy w środku tabeli

Kilka dni temu Zinedine Zidane został sprzedany z Juventusu Turyn do Realu Madryt za 64,5 miliona dolarów. Ustanowiony został nowy rekord transferowy. Za te pieniądze można stać się właścicielem kilku ligowych drużyn piłkarskich w Polsce. To także więcej niż wynoszą wszystkie budżety polskich klubów w ekstraklasie, która wystartuje w zupełnie nowej formule już 21 lipca.
Nie ma piłki bez pieniędzy, choć wiele osób może odnieść wrażenie, iż właściwie jedyną walutę w polskim futbolu stanowią długi i zobowiązania. Piłkarze i trenerzy domagają się zaległych pensji i premii, klubową dokumentacją interesują się komornicy. PZPN postanowił w przededniu inauguracji nowego sezonu wydać zakaz transferów GKS Katowice, Ruchowi Chorzów, Widzewowi Łódź i Stomilowi Olsztyn, przygotował również zasady postępowania na wypadek, gdyby nie wszystkie zespoły przystąpiły do rozgrywek. W polskim futbolu jest bieda, ale są też i duże pieniądze. Ich realna wartość zależy w znacznej mierze od tego, w jaki sposób są wydawane.
Zakodowanie spotkań polskiej ekstraklasy piłkarskiej w Canal+ odebrało meczom szeroką widownię, ale jednocześnie pozwoliło wielu klubom po prostu przetrwać. Canal+ stał się głównym sponsorem polskich klubów ekstraklasy, które dzięki tej umowie mogły liczyć średnio na kwoty rzędu 3 mln zł. Na 16 klubów ekstraklasy tylko trzy dysponowały budżetami nie niższymi niż 25 mln zł: Polonia Warszawa, Pogoń i Legia. Budżet Wisły wynosi 18 mln, choć – aby osiągnąć mistrzowski sukces – w drużynę zainwestowano w ciągu ostatnich lat 80 mln zł. Amica Wronki ma 17,5 mln zł, Zagłębie Lubin – 14 mln zł, Orlen Płock – 11 mln zł, Śląsk Wrocław i Groclin Grodzisk Wielkopolski – po około 10 mln zł, milion mniej ma Ruch Chorzów, Widzew – 8 mln, Odra Wodzisław i Górnik Zabrze – po 6 mln zł, Katowice – około 5,5 mln zł, Radzionków – 5 mln zł, Stomil – 4 mln zł. Rozpiętość i dysproporcje są ogromne, co daje jednocześnie kolejny argument do rozważań, czy nasza ekstraklasa powinna liczyć 16 drużyn.
Nowe przepisy FIFA pozwalają emigrować bez przeszkód (i bez ekwiwalentu dla macierzystego klubu) piłkarzom, którzy skończyli 23 lata i nie mają ważnego kontraktu. W naszych warunkach dla wielu klubów to dramat, bo nic nie zarobią.
Bardzo dobre występy reprezentacji sprawiły, że nie było problemów ze znalezieniem potężnego sponsora (Era GSM). Nadal jednak nie udało się pozyskać sponsora dla polskiej ekstraklasy.
– To nie jest takie łatwe – mówi prezes Ligi Polskiej, Krzysztof Dmoszyński. – Po ostatnich wydarzeniach liga ma taki image, jaki ma. Trudno nawet znaleźć chętnych, którzy chcą umieszczać swoje reklamy na stadionach.

Cuda
Kiedy w maju doszło do następnej kolejki cudów, podczas której czołowe drużyny zadziwiająco łatwo przegrywały z zespołami broniącymi się przed spadkiem, zdecydowanie zareagował ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny, Lech Kaczyński. Sprawą domniemanej korupcji zajęła się prokuratura.
– Zostałem przesłuchany, a prokuratura interesowała się sprawami dotyczącymi kilku meczów – mówi prezes PZPN, Michał Listkiewicz. – Związek dostarczył wszystkie posiadane dokumenty z posiedzeń Wydziału Dyscypliny oraz Wydziału Gier. Niczego więcej przecież nie mamy.
Ale przecież „cuda” zdarzają się w polskiej lidze od lat. Przekupstwo udowodniono raz. W 1936 r. bramkarz Śląska Świętochłowice dostał od rywali z Dębu Katowice 300 złotych, za które kupił sobie płaszcz i jeszcze mu zostało na drobne wydatki. Dąb został relegowany z ligi. To jedyny taki przypadek w historii polskiej ekstraklasy. Kilka lat temu odebrano mistrzowski tytuł Legii, która pokonała w Krakowie Wisłę 6:0 (rywalizowała z ŁKS-em o tytuł, a decydować miały bramki). Na wniosek kibiców sprawą zajęła się również prokuratura, ale niczego nie znalazła. A gdyby znalazła, też by się nic nie stało ze względu na brak w kodeksie karnym przepisu o przekupstwie sportowym.
Po raz pierwszy określenie „niedziela cudów” zostało użyte 28 czerwca 1975 r. Już niejeden trener (jednym z pierwszych był Zbigniew Myga w sosnowieckim Zagłębiu) usłyszał od prezesa po zakończeniu sezonu: „Z tych wszystkich punktów ty zrobiłeś góra jedną piątą. Reszta to nasza zasługa – działaczy”.
– Na całym świecie to się zdarzało i będzie się zdarzać. U nas nikt nie jest święty. Dawniej po prostu byli lepsi piłkarze – mówi Leszek Jezierski, jeden z najbardziej znanych polskich szkoleniowców.

Cudeńka
Zdarzało się więc, że trzeba było doprowadzić do otwarcia banku w niedzielę, bo tylko niezwłoczne uregulowanie należności gwarantowało uniknięcie degradacji. Były minister górnictwa i prezes Górnika Zabrze w latach świetności miał ponoć bardzo sprytnie zareagować na żądania czołowych piłkarzy drużyny rywala w przerwie meczu decydującego o losach mistrzowskiego tytułu. Na odwrocie swojej wizytówki napisał oświadczenie, że właśnie zaciągnął w klubie rywala pożyczkę, którą zobowiązuje się zwrócić następnego dnia. I tego, i następnego dnia wszyscy byli zadowoleni. O najważniejszych rozstrzygnięciach decydowały też układy polityczne. Prezes wzywał trenera i mówił: „Mamy uratować bardzo zasłużony klub. Jak my tego meczu nie przegramy, to pan nie jest trenerem, ja nie jestem prezesem, sekretarz wojewódzki nie jest już sekretarzem wojewódzkim, a co dalej, sam już nie wiem”. Legendarny szef Polonii Warszawa sprzed lat opowiadał: „Dałem żonie pieniądze na futro, a ona kupiła za to remis”. Do dziś krąży w piłkarskim środowisku anegdota o babci z Gdyni, która musiała zejść z tego świata przez drużynę z Łodzi. Zawodnicy umówili się, że okrągła kwota określona zostanie jako „pigułka”. Rozmowa telefoniczna wyglądała następująco: „Babcia jest chora. Trzeba ją ratować. Pomóżcie”. „Dobrze, potrzebne będą dwie pigułki”. „Mamy jedną”. „Mało, nie da rady”. „Nie uzbieramy na więcej. Góra na półtorej pigułki”. „To ostatnie słowo?”. „Ostatnie, nie stać na więcej niż półtorej pigułki”. „W takim razie babcia musi umrzeć”. No i babcia umarła, to znaczy – spadła do drugiej ligi.
Ostatnio zaś jeden z ligowych prezesów podczas rozmowy z trenerem na temat najbliższych planów oznajmił: „Tyle na transfery? Panie, za tyle to ja kupię dziesięć punktów na jesieni, dziesięć się zrobi samo i jesteśmy bezpieczni w środku tabeli”.

Pół na pół
W niedawno zakończonym sezonie spadły z ligi Ruch Radzionków i Orlen Płock. Jeden z najbiedniejszych i jeden z najbogatszych. – To taka dziwka, co na ulicy stoi – wyraża swoją opinię na temat piłki Jan Pietryga, drugi trener Radzionkowa.
Krzysztof Dmoszyński, do niedawna prezes Orlenu, na pytanie o zawiązaną ponoć „spółdzielnię”, która miała spuścić płocczan z ektraklasy, odpowiada krótko: – Docierały różne głosy, coś tam słyszałem, ale przecież nikt nikogo za rękę nie złapał. Więc ja powtarzam tak: jedyna spółdzielnia, jaką znam i szanuję, to spółdzielnia mieszkaniowa.
Były prezes Legii i PALP (Autonomicznej Ligi Piłkarskiej), Marek Pietruszka, widzi to tak: – Dla niektórych działaczy w Polsce scenariusz filmu „Piłkarski poker” stał się czymś w rodzaju wzoru do naśladowania.
Władze Polskiego Związku Piłki Nożnej i chciały, i musiały zacząć działać. Przynajmniej w takim zakresie, w jakim to było możliwe. Zmieniony został system rozgrywek. Zamiast jednej ligi – dwie grupy po osiem zespołów w rundzie pierwszej, potem po cztery czołowe drużyny trafiają do grupy walczącej o mistrzostwo, po cztery ostatnie walczą w drugiej grupie o utrzymanie, spadają automatycznie dwie, dwie grają dalej w barażach z trzecim i czwartym zespołem drugiej ligi o ekstraklasę. Punkty zdobyte w pierwszej rundzie dzielone są na pół, z możliwością zaokrąglenia do 0,5 pkt. W ten oto sposób zdobycie jesienią na przykład 20 pkt. oznacza tyle samo, co i zdobycie 19 pkt. (20:2=10 i 19:2=9,5+0,5=10). Projekt powstał na podstawie przemyśleń byłego selekcjonera, a obecnie wiceprezesa PZPN, Henryka Apostela, który sam nie uważa się za „ojca” reorganizacji. Wprowadzenie tych zmian zostało przyjęte bardzo różnie. Krytykowano przede wszystkim to, że na Śląsku nie będzie tylu spotkań derbowych, że kibice kilku zespołów grających przecież w tej samej klasie rozgrywek nie zobaczą meczu swoich ulubieńców z mistrzami Polski.
– Przeżyłem wiele reorganizacji, ale żadna nie rozwiązała problemów. Problemy to finanse, szkolenie, młodzież – głos Janusza Białka, obecnie trenera GKS Katowice, nie był odosobniony.
– Musieliśmy coś zrobić, żeby jak najbardziej ograniczyć liczbę meczów o nic – tłumaczy Michał Listkiewicz. – Jeśli ten system się nie sprawdzi, nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by wrócić do poprzedniego lub zastanowić się nad jeszcze innymi rozwiązaniami.
Pojawiły się również głosy, że prezydium PZPN w ogóle nie miało formalnie prawa wprowadzać takich zmian.
– Wszystko jest w porządku, zgodnie ze statutem i przepisami – zapewnia radca prawny związku, Andrzej Wach. – Prezydium miało takie kompetencje.

Klimat
Ostatnio PZPN dokonał radykalnych cięć na listach obserwatorów sędziowskich. Jeden ze skreślonych, Jacek Kubiak, zapowiada, że gotów jest spotkać się z wiceprezesm PZPN, Zbigniewem Bońkiem, w sądzie, bo ten powiedział, iż z niektórymi osobami, budzącymi wątpliwości natury etyczno-moralnej, pracować nie chce i nie będzie.
Mamy dobry klimat dla polskiej reprezentacji, ale nie dla polskiej piłki. To zresztą dwa różne światy, jak obrazowo porównuje były selekcjoner, Wojciech Łazarek: – Pięknie uszminkowana dziewczyna w dziurawych majtkach.
– Rzeczywiście, polską piłkę postrzega się w bardzo specyficzny sposób. Awantury na trybunach, przekręty, zarabiający wielkie pieniądze piłkarze. Taki panuje stereotyp. Nie ma lobbingu piłkarskiego ani w Sejmie, ani w UKFiS-ie – mówi Michał Listkiewicz.
Z wyliczeń wynika, że w tej kadencji UKFiS przeznaczył na inwestycje dotyczące obiektów piłkarskich blisko dwa razy mniej niż na kajaki, znacznie więcej niż na tenis stołowy i dziesięć razy mniej niż na lekkoatletykę (dostała 30 mln zł, piłka nożna – 3 mln zł).
Jak dotąd w polskiej lidze dozwolone było nie tylko wszystko, co nie było zabronione, ale głównie to, co zawsze uchodziło bezkarnie. A uchodziło bardzo dużo, stając się w końcu niemal normą.
Zmiany reorganizacyjne czy nawet personalne (PZPN dysponuje listą osób „niepożądanych”) mogą niewiele dać, bo „góra” to jedno, a ludzie w klubach to drugie. Właśnie do ich świadomości musi dotrzeć, że bez reorganizacji sami wydają na siebie wyrok. Trudno jednak nie dostrzec, że coś wreszcie zaczęło się zmieniać. Ale jaką mamy i będziemy mieć ligę? Taką, w której czołowym drużynom pewnie znów będzie ciężko przebrnąć pierwsze etapy pucharowej rywalizacji w Europie. I dokładnie taką, na jaką zasługujemy.

Wydanie: 2001, 29/2001

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy