Ryzykanci

Ryzykanci

Skaczą na bungee, szybują na paralotniach, wspinają się na skalne ściany bez zabezpieczenia. Pokonują strach i samych siebie

„Przy skoku z wieżowca jest moment, kiedy nieważne staje się, czy ktoś jest obok mnie. Zostaję sama, a przede mną dziura powietrza. Jeszcze pół metra, 30 cm do krawędzi. Dostaję sygnał. Nie do końca świadomie odbijam się, rozkładam ręce i szybuję w powietrzu. Czuję pęd powietrza, wdziera się w moje płuca jak przy wyskoku z samolotu. Nie zdążam złapać oddechu, przekręcam się na plecy i zawisam cztery metry nad ziemią. Gdy dotykam stopami ziemi, uśmiecham się, jakbym wracała z dalekiej podróży”.
(Agnieszka, Towarzystwo Entuzjastów Sportów Ekstremalnych Sky Team)

TESE Sky Team z Polkowic od roku zajmuje się skokami z wieżowców. Mag Fly, czyli Tomasz Zieliński, wymyślił tę dyscyplinę trzy lata temu. – Podobno we Włoszech też skaczą, ale słyszałem, że są bardziej prymitywni technicznie – mówi. Nie jest to zbyt popularna rozrywka – mimo reklamy w Internecie w ciągu trzech lat zgłosiło się około 60 osób. – To dlatego że ten sport jest nieznany i uważa się go za ekstremalnie niebezpieczny – tłumaczy Mag Fly. On sam jest zdania, że stworzył jeden z bezpieczniejszych sportów ekstremalnych. Skoki z wieżowców są legalne. Cały sprzęt jest atestowany, a uczestnicy mają ukończone kursy skałkowe.
Skakanie na linie z wieżowca to jeden z nowszych sportów ekstremalnych. Wcześniej wielbiciele ryzyka mogli szybować na para-lotni, skakać na spadochronie, zgłębiać trudno dostępne jaskinie, wspinać się bez zabezpieczenia na strome skały. Nie sposób policzyć osób uprawiających ryzykowne sporty. Nie ma nawet jednomyślności co do tego, czy jakąś dyscyplinę, np. kajakarstwo górskie, można uznać za sport ekstremalny.

Żywioł I – powietrze
„Biorę rozbieg, wybijam się… i lecę! Tego się nie da opisać. Nie widzisz skrzydeł, uprzęży, nie czujesz sprzętu. Jest tak, jakbyś biegł po niebie z prędkością samochodu. Czujesz się lekki jak piórko albo jak anioł”.
(Andrzej, wspomnienia z lotu na paralotni)

Jacek Gocyła wraz z żoną od 1989 r. prowadzi Szkołę Pilotażu i Paralotni. – Każdy człowiek szuka czegoś innego – mówi pionier polskiego paralotniarstwa. – Niektórzy w ten sposób chcą się dowartościować, stworzyć image bohatera. Ale zdarzają się nawet tacy, którzy w ten sposób chcą pokonać lęk wysokości. Czasem okazuje się, że był to lęk urojony.
Zdaniem Gocyły, paralotnia to tak samo perfekcyjne urządzenie do latania jak lotnia czy szybowiec: – Mówi się, że latanie na paralotni jest niebezpieczne. To nieprawda. Niebezpieczeństwo zależy od pilota. Jeśli jest nierozważny lub nie ma umiejętności, cóż… Gdy ktoś ma naturę szaleńca i szuka guza, to w końcu go znajdzie. Dla powietrza trzeba mieć respekt.
W szkole nigdy nie zdarzyły się poważniejsze wypadki. Najczęściej kiedy rozochocony pilot, biegnąc na starcie, nie patrzy pod nogi, zdarzają się wykręcenia stawów w kostkach. Przy lądowaniu wypadki są sporadyczne, bo zejście na ziemię jest dużo delikatniejsze, niż np. przy skokach spadochronowych.

Żywioł II – podziemie
„Kiedy wchodziliśmy do groty Studnisko, otaczała nas czerń. Ściany były tak daleko, że nie docierało do nich światło latarki. Wisiałem na linie po prostu w próżni. We wnętrzu mniejszych grot czujesz się jak Pinokio we wnętrznościach wieloryba. Nie ma tam ani jednego z kształtów, do których jesteś przyzwyczajony. I do tego ta cisza. W skałach wapiennych jest tak cicho, że słyszysz pulsowanie własnej krwi i rytm serca. Tam nie ma echa. Kiedy wchodzisz do groty, jesteś zdany na siebie. Jeśli przeciskając się przez skalną rurkę lub przechodząc w ciemnościach po krawędzi, zrobisz sobie krzywdę, nikt nie pomoże ci wyjść. Liczysz na siebie. I to jest właśnie to”.
(Andrzej Górecki, alias Góras, speleolog-amator) – Główną przyczynę ryzykownych upodobań należy upatrywać w temperamencie – twierdzi psycholog Jacek Santorski. W każdym społeczeństwie zawsze istnieli wojownicy i awanturnicy. Kilka procent z nas to tzw. kamikadze – ludzie szukający wciąż nowych wyzwań i emocji. W końcu „rosyjska ruletka” nie powstała wczoraj. – Powinniśmy się cieszyć, że nasza kultura oferuje coraz więcej możliwości skanalizowania tej potrzeby adrenaliny w sposób mieszczący się w granicach akceptowalności społecznej – mówi Santorski. Jego zdaniem, tłumaczenie zainteresowania sportami ekstremalnymi stresem lub pustką w życiu jest chwytliwe, ale nieprawdziwe.
– Sfrustrowany menedżer, czując się jak w pułapce, wcale nie szuka odskoczni. On poszukuje wyzwań w pracy i wyzwań poza pracą
– twierdzi Santorski
Psycholog Andrzej Samson nie potrafi opisać typu psychologicznego, który ciągnie do ryzykownych rozrywek. Według niego, jest jedna cecha łącząca takich ludzi – bardzo mało mówią o swojej pasji: – Kiedyś przychodził do mnie niezwykle łagodny, potulny pan w garniturku, o wyglądzie urzędnika. Byłem ogromnie zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że to wyczynowy motolotniarz. Zdejmował garniturek i wyżywał się na niebie.

Żywioł III – woda

„Kiedy schodzę w dół, czuję za każdym razem podniecenie. To niesamowite, kiedy na dnie morza karmi się ryby i ogląda ośmiornice. Ale polskie jeziora to dopiero wyzwanie. Kiedy schodzę na dół, za każdym razem myślę sobie – ciemno, mgliście, nic nie widać, na grzyb ja to robię?! Ale sama świadomość, że jesteś tam, gdzie tak niewiele osób dociera, daje mi speeda. Ja się nie boję, mnie to kręci”.
(Patrycja, nurek-hobbista)
„Wielki Błękit” Luca Bessona to kultowy film ludzi zajmujących się nurko-waniem. Opowiada o dwóch nurkach. Jeden z nich na zawsze znika w odmętach oceanu. W przypadku nurkowania na bezdechu bardzo istotna jest teoria dotycząca tzw. hiperwentylacji polegającej na dostarczeniu organizmowi dużej ilości tlenu w krótkim czasie, tuż przed zanurzeniem. Jeśli nurek nie zna dobrze teorii, naraża się na utratę przytomności jeszcze zanim zanurkuje. Mistrzem świata w tej kategorii jest młody Niemiec, który w ubiegłym roku przepłynął pod wodą 125 metrów. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak bezdech głębinowy, uprawiany przez światowej sławy nurków – m.in. Pepina Ferrerasa. Człowiek ten bez sprzętu zanurkował na głębokość 162 metrów. W Polsce nurkowaniem na zatrzymanym oddechu zajmuje się tylko kilkanaście osób w Gdyni, Krakowie i Białymstoku.
Za dyscypliny ekstremalne uważa się też rafting, czyli spływ kajakiem, pontonem lub kanadyjką po dzikiej, górskiej rzece, oraz kanioning, będący mieszanką kajakarstwa, wspinaczki skałkowej i nurkowania. Do kanioningu szczególnie nadają się dzikie rzeki Ameryki Południowej, choć sport ten uprawia się także we Francji.

Żywioł IV – góry
„Jest coś fascynującego w przekraczaniu granic – odnajdywanie siebie samego i poszukiwanie własnych możliwości osiągnięcia ekstremalnej granicy egzystencji. Wielu wspinaczy ma takie doświadczenia w »strefie śmierci«, gdy jedynie cienka linia oddziela ich od najwyższego stanu medytacji. Jego przeżywanie jest niemal przyjemnością, są wówczas jak w transie – nie mogą oprzeć się pragnieniu wspinania się dalej i dalej, nie dostrzegając zagrożeń”.
Tak himalaista Robert Schauer wspomina wyprawę Karakorum, gdy razem z Wojtkiem Kurtyką zdobyli „Świetlistą Ścianę” Gasherbrum IV, uważaną za najśmielszą drogę himalajską wszechczasów. Kurtykę i Schauera 100 m pod szczytem Gasherbrum (7925 m n.p.m.) zaskoczyła burza śnieżna. W wydrążonej w śniegu jamie spędzili pięć dni, cierpiąc potworne zimno i halucynacje.
Dwóch angielskich speleologów zalała woda w podziemnej jaskini. Mając odcięte wyjście, wegetowali w niej prawie tydzień, przyjmując wizyty renesansowych postaci. Kiedy wreszcie z wody wynurzył się ratownik, wyglądał dla nich tak absurdalnie czysto w swoim błyszczącym, pomarańczowym stroju płetwonurka, że zignorowali go jak poprzednie wytwory ich wyobraźni.
Niebezpieczeństwo sportów ekstremalnych, zdaniem Jacka Santorskiego, polega na nieumiejętności „zarządzania adrenaliną”. Częste przyrównywanie tego hormonu do narkotyku jest jak najbardziej trafne. Choć w sytuacjach stresowych chodzi nie tylko o adrenalinę. W nadzwyczajnych okolicznościach organizm człowieka wydziela endorfinę. Substancja ta ze względu na swoje działanie porównywana jest do morfiny. I, tak jak od morfiny, można się od niej uzależnić. Ludzie, którzy nie nauczą się kontroli, popadają w uzależnienie od życia pełnego emocji. Biologowie twierdzą, że dzieje się tak bardzo często w przypadku ekstremalnych sportowców.
Kto raz zasmakował, chce jeszcze i jeszcze. Wanda Rutkiewicz, znana polska himalaistka, we wspomnieniach znajomych pozostała osobą żyjącą od wyprawy do wyprawy. Przebywając w „normalnych” warunkach, zajmowała się tylko organizacją środków, by sprostać kolejnym, coraz bardziej nieprawdopodobnym wyzwaniom.

Tego nie da żaden narkotyk
„Kiedy się wspinasz 15 godzin, nie myślisz o niczym – dom, praca nawet przez moment nie przesłonią ci jednej myśli: żeby dojść. A kiedy dochodzisz, następuje taka odwilż emocjonalna jak po egzaminie. Ta przyjemność »po« jest niesamowita”.
(Krzysiek, fanatyk górskich wspinaczek)
Jan Gąsienica Roj 37 lat przepracował w Pogotowiu Tatrzańskim. Wspinał się też na alpejskie czterotysięczniki, a jego długoletnim partnerem był wiceminister kultury, Michał Jagiełło. Na temat górskich ryzykantów wypowiada się pobłażliwie: – Jestem daleki od krytyki. Oni po prostu kochają góry, a na fascynację nie można nic poradzić. Powstała kiedyś książka „Narkotyk gór” i ten tytuł mówi wszystko.
Jednak on sam nie wspina się bez asekuracji. – Za bardzo kocham życie – śmieje się.
Tomasz Zieliński ze Sky Tea-mu, uważa, że najlepszy jest moment wyskoczenia z krawędzi. Pokonanie wewnętrznego zahamowania, instynktu, strachu i zamiana ziemi pod stopami na powietrze. – Adrenalina, jaka wtedy uderza – tego nie da żaden narkotyk – mówi.
– Jak zasuwasz i nie wiesz, czy będziesz najlepszy i czy się wyrobisz na zakręcie, gumy się palą albo zdejmiesz oponę na rajdzie – wtedy zapominasz o nudzie. Tu chodzi o adrenalinę. To taka zabawa, jakiej nie da ci żaden horror – tłumaczy Jacek biorący udział w nielegalnych rajdach starych samochodów w Gryźlinach.
– Po pierwsze, coś się dzieje. Po drugie, nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym – zachwala sporty ekstremalne Andrzej Górecki. – Taka walka ze sobą to najlepszy reset.
Reset. Czy popularność sportów ekstremalnych nie bierze się czasem stąd, że rozmywa się granica między rzeczywistością a grą komputerową, pomiędzy niebezpieczeństwem, zakończonym „game over”, a takim, które może kończyć się śmiercią. Zdaniem Andrzeja Samsona, gry komputerowe są tak obezwładniające i łopatologiczne, że nie mogą wpłynąć na zainteresowanie kogoś sportem ekstremalnym. Jest przekonany, że nikt, kto uprawia kanioning, jeździ rajdowo czy uprawia jazdę konną, nie traci czasu na gry komputerowe.

Nie ma ryzyka, nie ma zabawy?
„Wpadam w panikę. Nie mogę się podciągnąć, wiszę na jednej ręce na wysokości 17 m. Czuję potworny strach przed upadkiem. Nogi smętnie majtają się pode mną. Szarpię całym ciałem, próbując zahaczyć choć jedną nogą o chwyt. Ręka niepokojąco drży, czuję, jak robi mi się gorąco, adrenalina pulsuje w żyłach (…). Udało się. Lekkie podciągnięcie i mogę się wpiąć do stanowiska. Wolną ręką szukam wpiętych z boku wolnych ekspresów. Serce wali jak młot. Drżącą ręką wpinam ekspres do stanowiska. Zbyt drży, bym mógł trafić. Ponawiam próbę. Jest, siedzi. Kilka głębokich wdechów. Czuję każdy mięsień prawej ręki. Mogę zejść na dół. Jednak wkrótce spróbuję przeżyć to ponownie. To jest silniejsze ode mnie”.
(Sebastian, Towarzystwo Sportów Ekstremalnych Sky Team)
– Jestem stworzony do poczucia, że może się coś stać i muszę zrobić wszystko, by do tego nie doszło – wyznaje Tomasz Zieliński.
– To walka z ryzykiem, w której trzeba dać z siebie wszystko. Żyć szybko, by niczego nie przegapić.
Tomasz Rożek, szef Ultimate Sports, organizuje wyjazdy dla firm, podczas których pracownicy skaczą na bungee lub uprawiają rafting na Dunajcu. – Nie potrafię powiedzieć, co daje lepszą adrenalinę: rafting czy skok na bungee. To tak jak kuchnie chińska i francuska – obie są dobre, ale nie można ich porównać.
On sam kilkadziesiąt razy skakał z mostu, na którym zabił się ostatnio 25-letni Piotr, młody tapicer z Zakrzowa. – Wydaję masę pieniędzy na renomowany sprzęt. Adrenalina nie bierze się z faktu, że mogę się zabić, tylko z przełamywania naturalnych barier. Mimo że wiem, iż jestem bezpieczny, kiedy stoję na barierce, trzęsą mi się nogi, bo za każdym razem muszę zwyciężyć w walce z instynktem samozachowawczym. Ostatnio igram sam ze sobą – długo stoję na krawędzi, aby narobić sobie wątpliwości. Wtedy wyzwanie jest większe.
Krzysztof Jakucy organizuje wyjazdy wspinaczkowe. – Wspinaczka to powinien być samorozwój, a nie „rosyjska ruletka” – podkreśla. Sam wybiera tylko te drogi, które jest w stanie pokonać. – Jednak ogólnie popieram takich, którzy pokonują trasy bez zabezpieczenia. Tylko „na żywca” można się naprawdę nauczyć – dodaje.
Ci, którzy uprawiając sporty ekstremalne, stawiają właśnie na ryzyko, twierdzą, że co komu pisane… Wśród górołazów krąży historia Ryszarda Malczyka. Twórca nowych, ekstremalnych dróg wspinaczkowych w Tatrach śmierć spotkał nie w górach, lecz… na własnym podwórku. Po kłótni małżeńskiej postanowił wspiąć się po parapecie do sypialni, by przeprosić żonę. Przeciąg zdmuchnął go na ziemię.

Ekstremalna komercja
Odkąd sporty ekstremalne zaczęły być „dopieszczane” medialnie i występować w filmach reklamowych, popularne stały się wyjazdy dla firm, zawierające w programie różnego rodzaju testy na sprawność i odwagę. Żeby móc organizować rozrywkę ekstremalną, trzeba mieć dyplom instruktora wspinaczki skałkowej. Do organizowania skoków na bungee w Polsce nie jest wymagana żadna licencja, ponieważ – według prawa polskiego – takiego sportu nie ma. Przeglądając oferty naszych biur podróży i placówek organizujących wyjazdy dla firm, trudno natrafić na oferty mrożące krew w żyłach. Organizatorzy nie ukrywają, że sami boją się ponoszenia odpowiedzialności, a towarzystwa ubezpieczeniowe często wprost odmawiają współpracy, jeśli ryzyko jest zbyt duże. W przypadku szkoleń mogących odbić się na zdrowiu, takich jak na przykład motywacyjne chodzenie po rozżarzonych węglach prowadzone przez Grzegorza Rogalę, uczestnicy podpisują cyrograf, który odpowiedzialność za ewentualny wypadek przenosi na nich samych.
Zdania na temat wprowadzania sportów ekstremalnych do wyjazdów szkoleniowych są różne. Tomasz Rożek z Ultimate Sports uważa, że to najlepsza metoda na tzw. team-building, czyli sprawdzenie, kto z pracowników jest urodzonym liderem, kto krzykaczem, a kto grupową marudą. Czy jednak maruda wyjazdowa jest również nieproduktywnym pracownikiem za biurkiem? Nie zawsze.
Krążą różne opinie na temat bezpieczeństwa skomercjalizowanych wyjazdów ekstremalnych. Znana jest tragiczna historia elitarnych komercyjnych wypraw na Mount Everest organizowanych przez himalaistę Roba Halla. W 1996 r. kilka ekip wspinaczkowych spotkało się pod szczytem. Powstały zatory na trasie, ludziom zaczęło brakować tlenu z powodu opóźnień, a burza śnieżna doprowadziła do ostatecznej katastrofy. Wiele osób – w tym także Rob Hall – straciło wówczas życie.
Tomasz Rożek zawsze bierze udział w organizowanych przez swoją firmę zajęciach. – Ryzyko jest skalkulowane. Wolę przerwać dobrą zabawę, niż narazić kogoś na niebezpieczeństwo – twierdzi.
Twórcy programów telewizyjnych, których uczestnicy muszą wykonywać ekstremalne zadania różnego rodzaju, niezmiennie podkreślają, że ryzyka nie ma. W emitowanym przez NBC programie „Czynnik strachu” zawodnicy zjadają żuki, skaczą z pędzących samochodów i zamykają się w pokojach z setkami szczurów. Joe Rogan prowadzący program podkreśla, że to nie niebezpieczeństwo przysparza widzów, lecz fakt, że uwielbiają oglądać innych w sytuacjach, na które sami nigdy by się nie zdecydowali. Do tego w sytuacjach ciągle nowych, bo zarówno obserwatorzy, jak i amatorzy takich rozrywek wciąż szukają nowych wrażeń.


Adrenalina – hormon ryzyka

Hormon rdzenia nadnercza. Reguluje ciśnienie krwi, pobudza sympatyczny układ nerwowy. W układzie nerwowym pośredniczy w przenoszeniu bodźców z włókien nerwowych do tkanek. Powstaje w sytuacjach stresowych, określana jest jako hormon 3xf (fright, fight and flight), czyli strachu, walki i ucieczki. Po wprowadzeniu do organizmu wywołuje szereg reakcji, m.in. uczucia strachu, niepokoju, przyspiesza bicie serca, zwęża obwodowe naczynia krwionośne, co wpływa na wzrost ciśnienia krwi, oraz przyspiesza przepływ krwi przez naczynia wieńcowe serca.


Słowniczek sportów ekstremalnych

tapnoe (nurkowanie na zatrzymanym oddechu) – zawodnik nurkuje jedynie z zapasem powietrza nabranego w płuca przed zanurzeniem. Nie używa się aparatu nurkowego, nurek ma do dyspozycji tylko skafander z pasem balastowym.
tB.A.S.E jumping – skoki ze spadochronem z wysokich budynków, urwisk skalnych, wież antenowych, przęseł mostów itp. Skoczek manewruje ciałem w trakcie swobodnego spadania w celu ominięcia przeszkód. W tej dyscyplinie używa się zmodyfikowanych spadochronów, umożliwiających szybkie otwarcie.
tbungee jumping – skoki z dużej wysokości z zabezpieczeniem w postaci specjalnej gumowej albo nylonowej liny, przymocowanej w pasie za pomocą uprzęży lub przywiązanej do kostek. Czasem stosuje się dodatkową,nierozciągliwą linę zabezpieczającą.
tdream jumping – skoki z wieżowców. Skoczka asekuruje tylko specjalna uprząż i lina zjazdowa umożliwiająca zejście na ziemię.
tkanioning – skoki z urwisk skalnych do górskich stawów. Człowiek wyposażony jedynie we wzmocniony kombinezon i uprząż wspinaczkową daje się nieść rwącemu nurtowi górskiej rzeki, otoczonej zewsząd pionowymi ścianami skalnymi, i z wysokości kilkunastu metrów wpada do głębokiego jeziora.
tparalotniarstwo – latanie na paralotni, czyli czymś w rodzaju dużego, usztywnionego spadochronu z uprzężą dla pasażera.
trafting – spływ kajakiem, pontonem lub kanadyjką po dzikiej, górskiej rzece.
ttaternictwo jaskiniowe (grotołażenie) – chodzenie po jaskiniach z wykorzystaniem sprzętu alpinistycznego.
tzorbing – staczanie się po trawiastym lub zaśnieżonym zboczu w przezroczystej kuli z tworzywa sztucznego o średnicy 3,2 metra, nadmuchanej powietrzem jak opona, z okrągłą komorą wewnętrzną dla pasażera.


W kuli z góry

Jednym z najnowszych niecodziennych sportów jest zorbing. W wyniku inspiracji rysunkiem Leonarda da Vinci zrobiono z tworzywa sztucznego kulę o średnicy 3,2 metra, w której można staczać się z góry. W Polsce zorbing uprawia się w Bieszczadach.

Wydanie: 2001, 35/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy