Rzecznik na niby

Rzecznik na niby

Rzecznik Praw Dziecka istnieje tylko na papierze. Dla dzieci nie robi niczego

Przy bramie na ulicy Długiej, pośród wielu różnych szyldów i tablic próżno by szukać choćby najmniejszej, informującej, że tu właśnie mieści się Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Parter. Długi, wąski korytarz. Pomiędzy Kancelarią Prawną a Federacją Metalowców jest biuro, a właściwie jego zalążek. “Uwaga schody!” Ten napis na drzwiach rzuca się przede wszystkim w oczy i trudno oprzeć się wrażeniu, że ma to znaczenie także symboliczne.
– Od kontaktów z prasą jest pani Barbara Rogalska – mówią pracownicy.
Z prasą, jak się okazuje, ma tyle wspólnego, że do jej obowiązków należy czytanie publikacji dotyczących sytuacji dzieci. Nie chce rozmawiać. Podobnie jak dwie inne osoby jest zatrudniona na umowę zlecenie jedynie do końca miesiąca. Przedłużyć umowę może rzecznik, ale rzecznika nie ma.
Etatowych pracowników jest czterech, w tym rzecznik, Janusz Piechowiak, który jest, a jakoby go nie było.
Mianowany przez Sejm na to stanowisko pod koniec czerwca, na początku września zachorował i niemal od razu złożył rezygnację. Nadal nie została ona oficjalnie przyjęta przez Sejm. Nadal więc de facto sprawuje swoją funkcję. Sytuacja jest patowa.
Czy do tego kroku skłonił go stan zdrowia, czy kłopoty natury organizacyjnej? Pracownicy biura nie chcą spekulować. Są ostrożni, oszczędni w słowach. Po co mówić o kłopotach biura? Wiadomo, że początki są trudne.
Nie po raz pierwszy Sejm powołuje do życia urząd, mianuje jego szefa, zapominając o tym, że instytucja musi mieć siedzibę, budżet i pracowników.
– Nie można było od początku zatrudnić wszystkich na etaty, bo nie był ustalony budżet – wyjaśnia sprawy kadrowe dyrektor biura, Anna Ostaszewska. – W tej chwili budżet na ten rok jest już zatwierdzony.
Przyznaje, że nie cały, o jaki biuro wystąpiło, tylko część. Jak duża? Na ten temat nie chce mówić.
– Sytuacja jest bez precedensu – dodaje. – Formalnie naszym pracodawcą jest rzecznik. Ja nie mogę ani zatrudniać nowych ludzi, ani przedłużać umowy tym, którzy pracują. Nowy rzecznik zapewne zechce prowadzić własną politykę w tym zakresie.
Biuro to w tej chwili dwa pokoje gościnnie użyczone przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Kilka biurek, dwa komputery, telefon, fax. – Nie podajemy na razie oficjalnie naszego adresu, bo jest to siedziba tymczasowa – mówi dyrektor Ostaszewska. – Moim zadaniem jest znalezienie w jak najkrótszym czasie stałej siedziby i wyposażenie we wszystko co niezbędne do normalnego funkcjonowanie.
Jak długo to potrwa? Jakie są szanse na szybką przeprowadzkę? – Uruchomiłam kilka ścieżek i czekam – mówi enigmatycznie.
Wierzy, że się uda, inaczej – jak twierdzi – też podałaby się do dymisji.
Od połowy lipca do biura napływają skargi. Do tej pory ponad 50. W przeważającej większości trafiają tu z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Wszystkie są rejestrowane i klasyfikowane według kategorii spraw. Listy dotyczą przemocy wobec dzieci, prawa matki w stosunku do praw dziecka, wywozu dziecka za granicę przez jednego z rodziców, ograniczenia kontaktów z dzieckiem przez jednego ze współmałżonków.
Telefon dzwoni rzadko, poczta worków listów nie przynosi. Cisza, spokój i wszechobecne poczucie tymczasowości i niepewności. Kiedy będzie nowy rzecznik? Czy zostawi obecnych pracowników?
– Szkoda by było – mówi dyrektor Ostaszewska – aby doświadczenia, które pracownicy już nabyli, poszły na marne.
Przygotowują odpowiedzi na listy. Urząd rzecznika ma w założeniu funkcje informacyjno-mediacyjne. Co to oznacza w praktyce? Osoby, które zwrócą się z jakąś sprawą, otrzymują konkretne informacje, dotyczące swoich praw, praw dziecka – jaka ustawa, rozporządzenie, paragraf. Gdzie mogą szukać pomocy, do kogo się zwrócić. Z tym nie ma wiele pracy, bo i spraw na razie niewiele. Interwencje? Takich uprawnień rzecznik nie ma, w uzasadnionych przypadkach może je podjąć RPO. To zostało uzgodnione jeszcze przed dymisją Janusza Piechowiaka.
– Robimy analizę obszarów zagrożeń dziecka na podstawie prawa, Konwencji Praw Dziecka, publikacji prasowych, opracowań, których jest sporo na ten temat, a na które teraz trzeba by spojrzeć świeżym okiem – mówi dyrektor Ostaszewska. – Organizowana jest baza danych, nawiązujemy kontakty z różnymi rządowymi i pozarządowymi organizacjami zajmującymi się sprawami dzieci i młodzieży, poza tym…
Poza tym wszyscy trwają w stanie oczekiwania.

Tomasz Polkowski,
prezes Towarzystwa “Nasz Dom”
rekomendowany na urząd RPD przez UW

Źle się stało, że pierwszy rzecznik był tak krótko, bo to podważa wiarygodność tego urzędu. Jest wiele zagadnień, którymi koniecznie należy się zająć. Wiele dzieci jest pozbawionych prawnej ochrony, dostępu do edukacji np. dzieci niepełnosprawne. Chodzi o przestrzeganie Konwencji Praw Dziecka nie tylko przez instytucje, ale także w rodzinach. Trzeba przeciwdziałać temu, co ostatnio uchwalił Sejm, czyli możliwości stosowania środków przymusu w placówkach opiekuńczo-wychowawczych.
Człowiek na tym stanowisku powinien przede wszystkim znać się na tej problematyce, być operatywny, współpracować z mediami, nagłośnić nie tylko fakt swojego istnienia, ale i nieprawidłowości, naruszania prawa wobec dzieci. Między innymi dlatego, że ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka jest ułomna i nie daje mu możliwości interwencji. Może takie “burze” medialne skłoniłyby posłów do przyznania mu kompetencji zbliżonych do tych, jakie ma Rzecznik Praw Obywatelskich? Zgodziłbym się kandydować ponownie, gdybym miał pewność, że tym razem będą to wybory merytoryczne, a nie polityczne. Nie należę do żadnej partii, choć wysunęła mnie UW, nie chcę jednak brać udziału w politycznych przetargach.
Jacek Kordacki,
prezes Fundacji na rzecz Ochrony Dzieci
przed Okrucieństwem, rekomendowany przez SLD
Nie znam dokładnie przyczyn rezygnacji Janusza Piechowiaka, ale jeśli były one natury finansowo-organizacyjnej, ja bym tak nie postąpił. Zarówno ja, jak i Tomasz Polkowski mamy za sobą zaplecze w postaci organizacji, które w tym pierwszym okresie braku pieniędzy, lokalu itd. moglibyśmy wykorzystać. Pan prof. Piechowiak to człowiek znikąd. Prawnik, etyk, specjalista w dziedzinie międzynarodowych praw człowieka. Pytany o kontakty z dziećmi powiedział, że ma trzy córki. Nie ma takiego doświadczenia jak my z Tomkiem Polkowskim. Poza tym rzecznik był właściwie nieobecny w mediach. Jeśli miał tak duże kłopoty finansowe, uniemożliwiające mu pracę, mógł spotkać się z dziennikarzami, nagłośnić problem. Tymczasem pan Piechowiak nie był tym zainteresowany; mimo trzykrotnego zaproszenia nie przybył na spotkanie, gdzie kandydaci dyskutowali nad potrzebami i kompetencjami Rzecznika. Nie przedstawił również, w odróżnieniu od nas, programu działania, w każdym razie ja nie wiem, aby taki posiadał.
Ubolewam, że przed wyborami prezydenckimi ta sprawa nie doczeka się rozwiązania. Ja zgłosiłem już SLD swój akces, bo uważam, że rzecznik jest bardzo potrzebny i to jak najszybciej.

Wydanie: 2000, 39/2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy