Rzecznik po polsku – adwokat czy prokurator?
MEDIA I OKOLICE
Rzeczników ci u nas dostatek. Mamy rzecznika prasowego rządu, rzecznika praw obywatelskich, rzecznika interesu społecznego, rzecznika praw dziecka. Jedno słowo, a tyle znaczeń! Każdy z tych “rzeczników” reprezentuje inne zawodowe interesy, tak odmienne, że obejmowanie ich jedną nazwą można uznać za mistyfikację ich działalności, a nawet wprowadzanie w błąd opinii publicznej.
Rzecznik prasowy rządu to jego medialny adwokat, stronniczy jak każdy obrońca swego klienta, którym w tym przypadku jest rząd. Rzecznik prasowy to po prostu rządowy propagandysta, który z obiektywnością ma tylko tyle wspólnego, że obiektywnie ma wyrażać… stanowisko rządu.
Rzecznik praw obywatelskich ma zupełnie inną założoną i nałożoną funkcję. Ma bronić praw ludzi, gdy ich konstytucyjne i inne prawa zostają naruszone, najczęściej właśnie przez administrację państwową. Także nie jest prawdziwie bezstronny, gdyż – jak pisał Lec: “Nawet bezstronny nie jest bezstronny, gdyż jest za sprawiedliwością”. Stąd jego urząd to swoista ściana płaczu, w której szpary wkładane są ludzkie żale i skargi.
Rzecznik praw dziecka ma być bardziej obrońcą słabego wobec świata dorosłych dziecka niż strażnikiem praw konstytucyjnych. Tutaj przełamywanie barier kulturowych (“Dzieci i ryby głosu nie mają “, “Rózeczka dzieciom nigdy nie zaszkodzi”, itp.) jest ważniejsze niż działania czysto prawne. Rzecznik jest zatem spolegliwym opiekunem, a nie propagandystą, czy czujnym strażnikiem praw i instytucją skarg i zażaleń, jak w poprzednich dwóch typach rzeczników.
I wreszcie najczęściej ostatnio przywoływany w mediach rzecznik interesu społecznego. Instytucja stworzona przez ustawę o lustracji. Jego pełnienie powierzył w ostatnim dniu urzędowania ustępujący prezes Sądu Najwyższego, Adam Strzembosz, emerytowanemu sędziemu Nizieńskiemu. W istocie jest to zupełnie inny typ rzecznika niż poprzednie. Z charakteru jego funkcji wynika, że jest on w istocie oskarżycielem publicznym, a więc nie tyle rzecznikiem, co prokuratorem. Ma bowiem takie właśnie uprawnienia przed Sądem Lustracyjnym. Co więcej, zarówno sam aktualny rzecznik, jak i duch, i litera ustawy lustracyjnej czyni z niego demaskatora utajnionych aktów i faktów, czyli właśnie prokuratora, choć aktualnie pełniący tę funkcję Bogusław Nizieński był w czasach PRL sędzią, a nie prokuratorem. Jako postać jest kontynuatorem tradycji saint-justów, robbespierre’ów i barrasów, tropicieli zdrady i słabości politycznej, głównych kreatorów terroru rewolucyjnego.
Na szczęście, nie te czasy, nie te obyczaje. Prokurator Nizieński nie ma pod ręką gilotyny, tylko pozbawianie apanaży i praw wykonywania zawodu. Nie zmienia to jednak natury jego funkcji – nie jest sędzią, ale oskarżycielem. Odwraca zasadę domniemania niewinności, a przyjmuje starą zasadę terroru politycznego – nie ma niewinnych, są tylko ci, którym nie zdołaliśmy jeszcze udowodnić winy. Co więcej działa w sferze tajnej, mrocznej, moralnie niejasnej, a prawnie niepewnej. A także logicznie paradoksalnej. W dawnej, dobrej krakowskiej szkole prawa profesor Wolter uczył logiki dla prawników. Jednym ze wskazywanych przez profesora problemów był znany już w starożytności tzw. paradoks kłamcy. Jeśli kłamca mówi, że kłamie, to kłamie, czy mówi prawdę?
Co to wszystko ma wspólnego z mediami? Odpowiedź jest prosta – jednym terminem określamy tak różne postacie, jak obrońca i oskarżyciel, adwokat i propagandysta. Pozornie można tak pisać i mówić, ostatecznie pracownikiem aparatu sprawiedliwości jest i obrońca, i sędzia, i kat, a także więzienny klawisz. Mimo to nie należy ich mylić.
I wniosek dla mediów. Nie szastajmy tytułami i nazwami bez potrzeby. Emerytowany sędzia dzisiaj nie sądzi, a oskarża; rzecznik prasowy rządu na ogół nie informuje, a raczej dezinformuje. Kasa chorych nie leczy. Instytut Pamięci Narodowej ma skupić się na narodowej infamii, donosicielstwie, kolaboracji oraz na demaskacji bohaterów walki z komuną. Jeszcze nie zaczął działać, a sama nazwa dowodzi, że manipulacja słowami nie jest jedynie reliktem słusznie minionej przeszłości.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy