Polska jest blisko neofaszyzmu. Odczujemy to na własnej skórze Od chwili, kiedy wybór ludu skonfrontował mnie z nową wersją rzeczywistości politycznej, nie jest mi dobrze. Nie mam ochoty na wygłupy w stylu „NIE”, które odrealniają to, co realne, i nie mam ochoty na te opisy niby-polityczne, które krokodyla nazywają „niegrzecznym pieskiem” i też odrealniają to, co rzeczywiste. Pojawiło się dużo tzw. kłamania w żywe oczy, które raczej jest przeczeniem rzeczywistości. Teraz kraj dociąga do swojego znaku firmowego – antysemityzm bez Żydów. Sama fikcja, zero realu. Sen wariata, rzeczywistość manii prześladowczej. Zaraz się dowiemy, że Radio Maryja zawsze było filosemickie. Że LPR nie jest nacjonalistyczna. Jeden pan pogromił dziennikarza, który uważał, że pałac biskupa nie jest neutralnym miejscem rozmów politycznych. Oczywiście, że jest neutralny! Wiadomo, dziś mu jednakowo blisko politycznie do PiS, jak i do LPR, więc w sumie tak. Wuj faszysta, czyli o co chodzi Młodzi ludzie posługują się bardzo pojemnie i metaforycznie słowem „faszyzm”. Mówi się na przykład: „Ale faszystowskie ceny”, kiedy są uderzająco wysokie; faszystą jest niesprawiedliwy nauczyciel, despotyczny ojciec. Faszyzmem jest to, co autorytarne, wyraźnie nastawione na władzę, co bezprawne, niedemokratyczne. To z intuicji, ale weźmy jakąś precyzyjniejszą miarkę. Według wydanej niedawno „Anatomii faszyzmu” Roberta Paxtona, jest kilka cech wyraźnie łączących postawy faszystowskie. A więc: 1. Jej występowanie łączy się w świadomości jakiejś grupy ludzi z poczuciem ogromnego kryzysu, którego nie da się rozwiązać bez zasadniczych zmian, wliczając zmianę modelu państwa (np. IV RP zamiast III). 2. Obowiązuje zasada prymatu grupy (np. biedni, bogobojni Polacy) nad jednostkami. 3. Ta grupa jest ujmowana jako ofiara, co usprawiedliwia różne działania podejmowane w jej imieniu bez prawnych czy moralnych ograniczeń. 4. Podsyca się lęk przed szkodą czy upadkiem grupy wywołany działaniem indywidualistycznego liberalizmu przez konflikt klasowy lub obce wpływy (np. Unii). 5. Pojawia się potrzeba dalszej integracji, co często dzieje się przez odwołanie się do określonych wartości (np. katolicyzm) i / lub przez wykluczanie innych grup (np. geje, lesbijki, feministki). 6. Zawsze łączy się z potrzebą autorytetu i zawsze jest nim mężczyzna w roli przywódcy. Pasuje? Po części bardzo. Gdyż oscylujemy gdzieś wokół tego modelu. Czy Polacy są dziś najbardziej autorytarnie nastawionym społeczeństwem w Europie? Sama jestem zdziwiona, ale wypadnie sobie odpowiedzieć, że – może poza Rosją – tak. Polska jest blisko – lub właśnie realizuje jakąś wersję neofaszyzmu z początku XXI w. Nie ma co się czarować, dowiemy się tego na własnej skórze. Taktyka, panie dzieju Co też mogą zrobić różni liberalni, konserwatywno-liberalni albo nieprawicowi dziennikarze z faktem, że wygrało PiS, przy wsparciu antysemickiego, ksenofobicznego, nacjonalistycznego Radia Maryja? Nie rozpoznawać rzeczywistości. Bracia Kaczyńscy są nacjonalistami, są ksenofobami, konserwatywnymi katolikami, z tym wszystkim, co niesie ten rodzaj mentalności, aż po jej endeckie odniesienia. Wielu dziennikarzy za tym nie przepada. Ale o ile niegdyś Kwaśniewski po prostu budził agresję przeciwników, to dziś (bezwiedna) agresja idzie raczej na rzeczywistość, której się nie poznaje. Wielu dziennikarzy z powodzeniem zarzuca wszelkie elementy krytycznego myślenia, by już tradycyjnie, po polsku konformistycznie dopasować się do niepasującej im rzeczywistości. Janina Paradowska, komentatorka, którą uważałam dotąd za przytomną, rozważa na temat Kaczyńskich w „Polityce” (29.10.2005 r.). Pisze więc, że koalicja PO i PiS była naturalna (?), a ta z „Samoobroną i PSL, wspierana przez Radio Maryja – po wyborach stanie się obciążeniem. Jarosławowi Kaczyńskiemu była taktycznie niezbędna, lecz obu braciom musi być kulturowo obca”. (Raczej chodzi jej o „mentalnie”). I może musi, ale nie jest. Bracia zdecydowali się na rzecz paskudną i mam nadzieję, że będą się za to smażyć w piekle – wciągnęli w pasmo mainstreamu antysemickie, jadowite jak skorpion Radio Maryja. A skoro to zrobili, a Lech Kaczyński został prezydentem, a pani Paradowska chce się pocieszyć, to pisze, że był to sojusz „taktycznie niezbędny”. I nie pomyśli nawet, że jednak moralnie był zbędny, a nawet był złem. Sam Lech Kaczyński nie mówi o obcości, odwrotnie, wyborcy Radia Maryja – powiedział – są mu bliżsi niż ci od Leppera, dobrzy i bogobojni ludzie („Przekrój”, 27.10.2005 r.). Redaktorzy „Przekroju” choć znają
Tagi:
Bożena Umińska









