„Rzeźnia” z Rosji do Polski

„Rzeźnia” z Rosji do Polski

Nas nie będzie, a Mrożek będzie grany, dopóki będzie istniał teatr

Grzegorz Mrówczyński, aktor, reżyser

– Z dalekiego Orła w Rosji przywiózł pan inscenizację „Rzeźni” Sławomira Mrożka zrealizowaną w teatrze Swobodnoje Prostranstwo. Pokazaliście ją w Warszawie w ramach polsko-rosyjskiej wymiany kulturalnej i dostaliście owacje publiczności. Nie pytam, dlaczego, bo wiem. Pytam: jak do tego doszło? Dlaczego Orzeł? Dlaczego Mrożek? Dlaczego „Rzeźnia”?
– To trzeba by zacząć w ogóle od pytania: a dlaczego teatr?
– A mówiąc poważnie?
– A poważnie… Dlatego Mrożek, że Mrożek to TEATR. Nie wiem, czy trzeba o tym przypominać, ale może warto. Mrożek to jeden z największych twórców współczesnego teatru. Klasyk. Tłumaczony i grywany w ponad 40 krajach świata. Znany, kochany, uważany za „swojego”. Za tego, który zna „nasze sprawy i problemy”, „nasze” – tam wszędzie, gdzie jest grany. Nas nie będzie, a Mrożek będzie grany, dopóki będzie istniał teatr. Co tu dodawać? Jest ciągle obecny, potrzebny. Także w Rosji. Czy wie pan, że w Moskwie od lat 70. grany jest nieprzerwanie jego „Striptease”? Najpierw przez 15 lat grano to jako takie „podziemne” (jak to w Rosji mówili podpolne) przedstawienie. A potem weszło do normalnego obiegu i grane jest do dzisiaj. Aktorzy z tego zespołu przyjechali do Orła na nasze przedstawienie „Rzeźni”. Takie spotkania, rozmowy to niesamowita sprawa. Także dla mojego zespołu. Mówię „mojego”, bo jeśli razem pracujemy, to tym samym jesteśmy razem. Na dobre i na złe.
– To doskonali aktorzy.
– W Rosji nie ma słabych aktorów. No, może gdzieś są, ale ich nie widać, bo nie pokazują się na scenie… Rywalizacja jest tak ogromna, wymagania wobec siebie i innych tak wysokie, tradycja i znaczenie teatru tak wielkie, także dla tzw. zwyczajnych ludzi, że nie ma nawet mowy o taryfie ulgowej. Nikogo nie obsadza się, „bo jest w związku” czy „ma plecy”. A sam teatr? Orzeł ma niespełna czterysta tysięcy mieszkańców. Ale ma cztery teatry: żywe, dobre teatry. Wszystkie. Swobodnoje Prostranstwo jest jednym z nich. Ma swoją publiczność, przedstawienia idą przy kompletach widowni, bilety wyprzedane na długo. Ale tak jest i w innych teatrach.
– Więc kiedy zaproponował im pan Mrożka…
– To dyrektor Michajłow od razu przyklasnął, ale też od razu powiedział…
– „Tango”!?
– (śmiech) No właśnie. Myślę, że „Tango” to chyba najczęściej grywana dziś sztuka na świecie. Do „Tanga” nie trzeba nikogo przekonywać, „Tango” gotowi grać wszyscy. Ale ja uważałem, że Swobodnoje Prostranstwo, dobry teatr, może się zdobyć także na inscenizację czegoś innego, trudniejszego Mrożka.
– I dlatego zaproponował pan „Rzeźnię”?
– Tak. Zadzwoniłem do autora i uzyskaliśmy jego zgodę. Ale dyrektor Michajłow wahał się jeszcze. Uważał, że „Rzeźnia” jest trudna i mogą być kłopoty z widownią.
– I?
– Jeśli już o tym mówimy, to dodajmy, że od początku inscenizacja ta miała być i jest sponsorowana przez firmę Bioton-Wostok z Polski, spółkę córkę Bioton SA, która w Orle buduje wytwórnię insuliny i która w ramach public relations postawiła na promocję kultury, właśnie na teatr, zamiast na rauty czy bankiety. Ryzyko finansowe było więc mniejsze dla teatru i w końcu stanęło na tej „Rzeźni”; dyrektor Michajłow zaakceptował moją propozycję.
– A jak w końcu stanęło?
– Nie tyle stanęło, ile ruszyło. Wbrew początkowym obawom nasza inscenizacja od razu znalazła drogę od widza. Tzw. obłożenie – czyli frekwencja – przekracza 80%, a bilety są zamawiane na miesiąc z góry. Wie pan, ludzie w Rosji mają poważny stosunek do teatru. Do teatru się chodzi, o teatrze się mówi. Teatr traktuje się bardzo serio. I tego im można tylko pozazdrościć.
– A więc i dyrektor Michajłow zapewne już nie żałuje?
– Aleksander Michajłow to człowiek teatru, który nie boi się ryzyka, co już wcześniej nieraz pokazał. A nasza inscenizacja od razu zdobyła widownię, więc też napięcie nie trwało zbyt długo… Ale oczywiście dotykamy tu pewnej istotnej kwestii, stale obecnej nie tylko w teatrze, ale w ogóle w sztuce. A mianowicie, czy mając do wyboru coś pewnego, sprawdzonego już oraz otwartą i niesprawdzoną jeszcze możliwość – damy szansę tej drugiej opcji? Czy też mamy chodzić zawsze tylko sprawdzonymi drogami? Czy zawsze musimy wybierać to, co uznane, potwierdzone, już ugruntowane? Tak bywa często, ale przecież to nie może być reguła. W przeciwnym wypadku sztuka, teatr zostałyby w końcu sparaliżowane przez swoje własne osiągnięcia, choćby największe…
– Sądząc chociażby po przyjęciu waszego spektaklu w Warszawie, nie macie powodów, by żałować waszej decyzji.
– Nie żałujemy. A poważnie: „Rzeźnia” to nie było łatwe zadanie. To nie samograj. Mogę powiedzieć, że włożyliśmy z aktorami w tę inscenizację wiele pracy, wiele potu i nawet trochę… łez. Z Mrożkiem – jak wiadomo – w ogóle jest tak, że słaby aktor sobie z nim nie poradzi. A w „Rzeźni” nawet świetny aktor nie od razu odkrywa jej wewnętrzną równowagę. Pracowałem w teatrze Swobodnoje Prostranstwo z aktorami najwyższej próby! Przygotowania trwały około pięciu tygodni, a premiera odbyła się w końcu marca bieżącego roku…
– I przyjechaliście do Warszawy w ramach polsko-rosyjskiej wymiany kulturalnej. Czy – być może – możliwość takiego przyjazdu była jakimś motywem wyboru „Rzeźni”?
– Nic podobnego. Sprawa wymiany, przyjazdu do Warszawy, w ogóle zainteresowanie z góry – przyszły z zewnątrz, wcześniej w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę. Po naszej premierze w Orle, jej przyjęciu i recenzjach, także w mediach centralnych, przyszła propozycja z ministerstwa oraz propozycja do polskiej strony, która została przyjęta.
– A więc… spoczęło na was we właściwym czasie właściwe oko? Może nie był to jednak tak do końca przypadek? Nie jest pan przecież nowicjuszem w rosyjskim świecie teatralnym. Przecież to pan zdobył w Rosji przed laty pierwsze miejsce swoją inscenizacją „Operetki” Gombrowicza. Pierwsze miejsce w skali całej Rosji!
– No prawda…
– Może więc ci recenzenci, którzy jechali do Orła oglądać pańską inscenizację i pisać o niej, wiedzieli, do kogo jadą i co chcą oglądać?
– W Rosji krytycy są zawsze na miejscu. Zresztą, jak wspominałem, takie „drugie życie teatru” – krytyka, widzowie, zainteresowanie – są tam bardzo silne. Ta tradycja była zawsze obecna i jest nadal. To jest budujące. I to widać nie tylko wokół teatru, ale też w teatrze, gdzie mamy także do czynienia z przypływem wielu świetnych, młodych ludzi, młodych aktorów, obdarzonych często wielkim talentem i gotowością do poświęcenia wszystkiego teatrowi. Praca z takimi ludźmi, z takimi partnerami to wielka przyjemność. Takich znalazłem właśnie w Orle, z nimi w teatrze wystawiliśmy „Rzeźnię”.
– Czy można zatem powiedzieć, trawestując stare porzekadło: także drzewo teatru wydaje się w Rosji wiecznie zielone?
– Nie wiem, czy aż tam, po wieczność, sięgnie nasze oko, ale „ciągle zielone”, a więc żywe, jest ono na pewno. I mocno związane z drzewem życia. Podam taki przykład. Wkrótce odbędą się obchody 850. rocznicy założenia Kostromy. To ważne historycznie miasto, m.in. kolebka Romanowów, kolebka wielu innych carskich rodów. Tegoroczne obchody mają być szczególnie uroczyste, w czym wyraża się zarówno wola nowej Rosji, wychodzącej z cienia komunizmu i odzyskującej historycznie nową świadomość światowego mocarstwa, jak i chęć nawiązania do wielkorosyjskiej tradycji. I co pan powie na to, że pośród głównych punktów jubileuszu przewidziano inscenizację teatralną? A więc nie tylko polityka, nie tylko historia i tradycja. Nie tylko mit Wielkiej Rosji. Także kultura. Jubileusz miasta ma uświetniać spotkanie z teatrem. Wspominam o tym dla wskazania tego zjawiska: znaczenia przywiązywanego do życia teatralnego w teatrze życia dzisiejszej Rosji.
– A jak w perspektywie i w nieco szerszym kontekście wygląda dziś obecność Polski na mapie życia kulturalnego w Rosji?
– Nie najlepiej. Kurczy się dramatycznie. Nie tylko w porównaniu z czasami, gdy rosyjskie elity uczyły się języka polskiego, aby dzięki niemu mieć łatwiejszy dostęp do światowej kultury. Czasami można odnieść wrażenie, że Polska staje się nieobecna, przestaje istnieć w codziennym odczuciu Rosjan i potocznym obiegu wartości – mimo ciągle żywych tradycji współpracy oraz szacunku wielu środowisk artystycznych. Sprawa jest zbyt poważna, aby kwitować ją tutaj kilkoma zdaniami, ale z pewnością warto się nad tym zastanowić. Jest to bowiem niedobre i smutne dla nas zjawisko…

___________________________
Grzegorz Mrówczyński, aktor, reżyser – pedagog, były dyrektor teatrów w Bydgoszczy, Poznaniu i Jeleniej Górze. Jeden z twórców Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego MALTA i jego dyrektor artystyczny w latach 1991-1992. Inscenizator dramatów romantycznych „Pierścień wielkiej damy” Norwida, „Dziady” Mickiewicza, „Nie-Boska komedia” Krasińskiego. Wyreżyserował kilka polskich i europejskich prapremier, m.in. „Zakładnika” Paula Claudela, „Normalne serce” Larry’ego Kramera (także w wersji telewizyjnej), „Ujrzaną we śnie Wasawadattę” Bhasy. W ostatnich latach związany z Instytutem Adama Mickiewicza w Warszawie. „Rzeźnia” Mrożka jest jego czwartą realizacją w Rosji.

 

Wydanie: 2007, 24/2007

Kategorie: Kultura
Tagi: Jacek Syski

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy