Sekretarze do piór!

Z gadziej perspektywy

Za pierwszej komuny literaci i historycy pisali książki, a sekretarze partii oceniali. Ten system był wyjątkowo niesprawiedliwy, zwłaszcza dla sekretarzy o literackich talentach, i jak każdy niesprawiedliwy system upaść musiał. Nadeszły czasy sprawiedliwości dziejowej i książki zaczęli pisać sekretarze, a historycy i literaci cenzurować je.
Najpierw książki swe napisali pierwsi sekretarze KC PZPR oraz ważni sekretarze KC PZPR, a także prominentni działacze szczebla centralnego. W partii zawsze istniała hierarchia, przeniosła się też na produkcję literacką. Po publikacjach sekretarzy centralnych przyszedł czas na wojewódzkich.
„Radomski czerwiec 1976” Janusza Prokopiaka to książka szczególna. Wspomnienia pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR z Radomia, z miejsca i czasów bardzo dla kraju dramatycznych. Wspomnienia autentyczne, podrasowane przez zawodowego redaktora. Dlatego drażnią te wspomnienia powtórzeniami, pomieszaniem form. Ale pociągają szczerością. Gdyby któryś z najnowszych historyków pokusił się o napisanie do znanej PIW-owskiej serii wydawniczej pracy „Życie codzienne sekretarzy wojewódzkich i miejskich PZPR w epoce gierkowskiej”, wspomnienia Prokopiaka byłyby znakomitym materiałem. Tak jak jego los stał się pretekstem do słuchowiska radiowego Hanny Krall i filmu Krzysztofa Kieślowskiego. Zrealizowanego w 1981 roku i potem przez reżysera uznanego za nieudany, wycofanego z oficjalnej listy jego dzieł.
Kariera partyjna Prokopiaka zaczyna się niczym w „Przypadku” Kieślowskiego. Jest rok 1975, ekipa Gierka dzieli kraj na nowe województwa. Do kierowania nowymi poszukuje też nowych ludzi, spoza partyjnego aparatu. Pada na Prokopiaka, ówczesnego zdolnego „menedżera” socjalistycznego budownictwa. Dostaje on propozycję sekretarzowania w Tarnobrzegu. Nie jest karykaturalnym aparatczykiem, waha się. Prosi o dzień do namysłu. Gdyby był uległy, nie hamletyzował, to pewnie dożyłby w tarnobrzeskim spokojnie „odnowy”. Ale nie chciał iść w „sekretarze”. Chciał odmówić, lecz nie był wystarczająco „asertywny”. W końcu partia rzuciła go na Radom.
Tam ów socjalistyczny menedżer musiał gasić bunt robotniczy, do czego nie był przygotowany. Negocjować ze strajkującymi bez wsparcia milczącej centrali. Szybko powstała „czarna legenda” Prokopiaka. Sekretarza, który chyłkiem uciekał przed strajkującymi robotnikami. Pięć lat później Prokopiak musiał podać się do dymisji, bo trzeba było kogoś rzucić na żer, aby uspokoić społeczne nastroje. I tym razem Prokopiak nie wykonał od razu partyjnego polecenia.
W swoich wspomnieniach eks-sekretarz usiłuje obalić swą „czarną legendę”. Bo nie uciekał. Przeciwnie, negocjował z protestującymi, interweniował w centrali, domagając się spełnienia robotniczych postulatów.
Ale „czarna legenda” Radomia 1976 roku to także „ścieżki zdrowia”, czyli zorganizowane bicie zatrzymanych demonstrantów przez funkcjonariuszy MO. W czasie prezentacji książki w warszawskim Klubie Księgarza doszło do sporu Prokopiaka z historykami PRL-u: Eislerem, Dudkiem, Sosenką. Prokopiak twierdził, że w czasie późniejszych licznych prokuratorskich przesłuchań, już w RP, nigdy nie pytano go o „ścieżki zdrowia”. Czyli ich nie było, albo nie było ich wiele. Badacze dziejów mają relacje pobitych. Komu wierzyć? – padło na sali pytanie.
Dotychczasowe prace o PRL-u pełne są mitów, niezweryfikowanych informacji, no i emocji. Często wiara zastępuje wiedzę. Dyskusja sekretarza Prokopiaka z historykami najnowszych dziejów była pouczająca. Bo okazało się, że strony potrafią się słuchać. Prezentować w spokojny sposób swoje argumenty. Nawet zgodzić się przy weryfikacji wielu mitów, stereotypów.
Można Prokopiakowi wierzyć lub nie. Ale warto czytać podobne relacje. Bo wiedza studzi emocje, zbliża do prawdy. O którą tak często ostatnio wzdychają afirmanci PRL-u.
Zatem zamiast wzdychać – eks-sekretarze, do piór! Wtedy literaci i historycy mogą zakosztować sprawiedliwości dziejów.

 

Wydanie: 2001, 46/2001

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy