Seks w maskach i szaliku

Seks w maskach i szaliku

Teraz erotyka schodzi na dalszy plan, bo ludzie boją się dotknąć, a co dopiero doprowadzić do zbliżenia

Dr n. med. Beata Wróbel – ginekolog i seksuolog

Czy ograniczenia koronawirusowe wpływają na miłość erotyczną?

– Trzeba by to zbadać, a jeszcze nie było okazji. Wszyscy jesteśmy oszołomieni i zagubieni. Aby dookreślić siebie nie tylko w sytuacji seksualnej, ale i partnerskiej, rodzinnej, życiowej, potrzebujemy wiedzy, informacji. A nie mamy jej, wszystko, co nam podaje władza, jest niespójne, jedno wyklucza drugie. Do niedawna oficjalnie mówiono, że istnieje prawdopodobieństwo, że wirus przenosi się przez śluz pochwowy. W związku z tym mamy większe ograniczenia w wykonywaniu badań USG, ale przede wszystkim ma to wpływ na życie erotyczne.

Nie ma więc pogody dla związków zawieranych spontanicznie. Jeśli pani poznaje pana na portalu randkowym i od razu poczują pożądanie, a tu się okazuje, że on może się od niej zarazić, to nie pójdą na całość.

– Raczej nie. Ten pan co prawda wcale nie musi się zarazić, ale może. Tego do końca nie wiemy. Z drugiej strony miłość erotyczna to przecież nie sam akt seksualny, ale również intymność i budowanie bliskości. A tutaj nie możemy nawet się przytulić czy pocałować, bo obowiązuje zachowanie dwumetrowego dystansu między ludźmi. Jak to więc zrobić? Poza tym mamy maski, które, jeśli ich nie zdejmiemy, staną się siedliskiem nie tylko koronawirusa.

Nie mówiąc o tym, że nie zobaczymy siebie nawzajem, spotykając się w maseczkach albo owinięci w szaliki.

– Najważniejsze są oczy, to już dużo. Jednak nie ujrzymy swoich ust, nosów czy miny, uśmiechu, a to bardzo ważne, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu.

Nie ma plusów dla miłości w czasach zarazy? Czy takie spotkania nie są bardziej intrygujące?

– Może być tak, jak pani mówi. Nie ma na ten temat badań, ale tajemnica zawsze sprzyja erotyce. A randki, które nie od razu kończą się seksem, mogą nas tak podkręcić, że później będzie dużo lepiej.

Ponoć na portalach randkowych teraz posucha, nie pojawiają się nowi. Pewnie obawiają się spotkań w realu.

– Na pewno jest z kolei ożywienie na portalach oferujących seks przez internet. Wiem to od pacjentów i znajomych. To spotkanie dwóch osób w sieci, podczas którego jedna strona zachowuje się seksualnie, np. masturbuje się, a druga patrzy lub obie to robią i w ten sposób wywołują u siebie pożądanie i podniecenie. Natomiast z moich teleporad i spotkań z pacjentami wynika, że teraz seks schodzi na dalszy plan, ponieważ ludzie w ogóle boją się dotknąć, a co dopiero doprowadzić do zbliżenia. Gdzieś w tyle głowy jest mocno osadzone zagrożenie. A jakie będzie pod tym względem społeczeństwo, jak zmienią się jego normy, jak z tego wyjdziemy? Jeszcze długo przyjdzie nam żyć z tym wirusem. I nadal nie dysponujemy konkretnymi informacjami na jego temat.

A stałe związki? Rozkwitną czy się rozpadną? Ludzie nie wytrzymają bliskości?

– Niektóre się rozpadną. Proszę pamiętać, że w tym pędzie, do którego byliśmy przyzwyczajeni, zapomnieliśmy o sobie i w ogóle o higienie psychicznej. Mówimy, że ktoś ma depresję, ale zanim zachorował, był np. zmęczony. A przecież trzeba mieć czas na odpoczynek, wypicie drinka czy przytulenie się do kogoś bliskiego. Natomiast jeśli ten etap związku się przespało i ludzie już przestali ze sobą rozmawiać i być, tylko wypełniają obowiązki i zadania domowe, typu kup, zrób, ugotuj, załatw, to są sobie obcy. Teraz na małej powierzchni spotyka się dwoje ludzi – lub grupa, bo są i dzieci – którzy słabo się znają. Nie umieją rozmawiać, zapomnieli, jak to jest być razem, i dochodzi do nieporozumień, a każdy jest przekonany, że ma rację. Nie ma więc punktu odbicia do nowego porozumienia, tym bardziej do miłości erotycznej. Natomiast może się udać tym, którzy jeszcze nie przekroczyli tej granicy.

Mówimy o parze na uczuciowym dorobku.

– Tak. Oni się ucieszą tym wolnym czasem dla siebie, bo nareszcie mogą się do siebie poprzytulać, nawet gdy oboje pracują w domu. I teraz dopiero mogą zrozumieć, co im np. mówiono u seksuologa na terapii, gdy w ich związku coś nie grało, bo to zawsze trzeba przepracować, a nie tylko usłyszeć.

Natomiast to naprawdę ciekawe, co będzie się działo dalej, jak ludzie zaczną się zachowywać, co się zmieni w sferze seksu. Kryzys jest jak szkło powiększające.

A co pani myśli o seksie w maskach? Czy to nie może być interesujące?
– Może coś takiego się urodzić, przyszłość zapewne pokaże, że ta maska czy szalik staną się ciekawymi gadżetami seksualnymi. Ale to pojawi się u par już zżytych. Czasem człowiek chce się powygłupiać. I z tej zabawy może się wykluć coś fajnego.

To może urozmaicić codzienną seksualną sztampę?

– Całkowicie się zgadzam. Potencjał na te zmiany jest w nas i tylko trzeba go wygrzebać. Bo jeśli ludzie myślą, że skoro są otwarte hotele, będą mogli w nich odpoczywać, korzystając ze spa, jacuzzi i basenów, to się mylą, tak szybko wszystko nie wróci do normy. Pojawia się więc przestrzeń, którą każdy musi zagospodarować indywidualnie – swoją wyobraźnią. To jest czas, aby ludzie się dowiedzieli, jakie mają fantazje, marzenia, potrzeby w zakresie seksu. Zawsze proszę pacjentów, aby to robili. Trzeba wiedzieć, czego tak naprawdę się chce. Koronawirus paradoksalnie może nam w tym pomóc. A zobaczenie siebie poprzez własne fantazje erotyczne to także poznanie siebie.

Dochodzimy więc do tego, że wirus może służyć naszemu rozwojowi, nie tylko seksualnemu.

– Oczywiście. I to jest fantastyczne, jeśli zobaczymy taką szansę.

Przez pandemię i jej skutki – utratę pracy, upadek firm, brak pieniędzy na życie – mamy dodatkowy stres. Dotyczy on wszystkich, także lekarzy.

– Od połowy marca mam zamknięty gabinet, prowadzę jedynie teleporady. Tak, wszelka aktywność została ograniczona. I jak najbardziej ma to przełożenie na stres. Akurat ukazała się książka „Sztuka kobiecości”, w której są rozmowy ze mną, i zaczęła się jej promocja. Ale nagle w związku z epidemią wszystko diabli wzięli. Nie ma promocji i nie ma pacjentów. Ale książka jakoś się sprzedaje, mimo braku rozgłosu.

Co może się dziać w sferze erotycznej pod wpływem stresu?

– U mężczyzn może dojść do zaburzeń wytrysku i zaburzeń erekcji. A wtedy radzę, aby postarać się tym nie przejmować. Trzeba pamiętać, że jest trudna sytuacja zewnętrzna i organizm na skutek lęku może tak zareagować. Jeśli więc mężczyzna się wystraszy, a włączy się do tego lęk, że następnym razem będzie tak samo, to po nieudanych próbach seksualnych zaburzenie może się utrwalić. W następstwie taki pan ma niską samoocenę, relacja partnerska się pogarsza. Możemy zatem spokojnie powiedzieć, że miłość w czasach zarazy daje prawo do niepowodzeń. Należy je traktować z przymrużeniem oka i wiedzieć, że jeśli raz czy dwa nam nie wyjdzie, to nie jest problem. Dać sobie rozgrzeszenie i próbować dalej.

Mówi pani mężczyznom, aby się nie przejmowali. A co z kobietami?

– To samo. Kobieta też ma swoje lęki, np. związane z antykoncepcją – czy będzie skuteczna. Boi się, że pęknie prezerwatywa, a nie ma łatwego dostępu do lekarza, do tabletki po, bo nie ma na nią recepty. Albo boimy się, że nie będzie tabletek w aptece. Pewnie, że nie musi tak być, ale kobiety tego się obawiają w naszych czasach i nie należy się im dziwić. A w związku z tym panie też podchodzą do seksu w sposób wycofany, lękowy. Jeśli jedno i drugie tak się zachowuje, to mamy z tego…

…jedno wielkie nieszczęście!

– Właśnie tak. Powstaje trudna sytuacja. A przecież seks jest więziotwórczy, on jest niezbędny. Musimy mieć świadomość, że życie pisze swoje scenariusze i stawia nas w różnych sytuacjach, także takich, że musimy poznać ograniczenia swojego ciała i swoich zachowań. Dobrze się o tym dowiedzieć, dobrze się tego nauczyć. Wirus daje na to szansę. Jeśli więc czujemy ten lęk i wiemy, że nie mamy ekspresyjnej seksualności, to nie krzyczmy na siebie, nie gańmy się. Zamiast tego – wyluzujmy, uśmiechnijmy się. I cieszmy się po prostu zabawą ciałem, dotykiem, figlami. Maską i szalikiem! Zróbmy z tego zabawę. Nie twórzmy napięcia, że musi być tak i tak, że najważniejszy jest orgazm. Ja to ciągle tłumaczę – udany seks nie polega na polowaniu na orgazm. Udany seks to przede wszystkim intymność, a więc zależy od tego, czy się troszczymy o siebie nawzajem i wspieramy, gdy coś nam nie idzie. Wtedy naprawdę osiągamy coś, czego się nie spodziewaliśmy… i bez szczytowania.

Chce pani powiedzieć, że zaraza może być okazją do pełniejszego życia erotycznego?

– Tak, do otwarcia się na siebie.


Beata Wróbel – od ponad 20 lat zajmuje się pracą naukową i terapią w zakresie seksuologii ginekologicznej, współpracuje ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym. Współautorka pierwszych w Polsce badań nad zdrowiem seksualnym kobiety, opublikowanych m.in. w „Journal of Sexual Medicine” w 2013 r. W 2012 r. dostała nagrodę Towarzystw Naukowych Ginekologicznego, Urologicznego i Seksuologicznego „Kobieta i Mężczyzna” za szczególny wkład w interdyscyplinarny rozwój tych nauk. Autorka „Seksu pisanego miłością” i współautorka nowego rozdziału we wznowionej w 2016 r. książce Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania”.


Fot. Adobe Stock

Wydanie: 2020, 21/2020

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy