Siatkarze przyszłości

Siatkarze przyszłości

Pokonanie Brazylii czy Argentyny – czołowych drużyn świata – jest sukcesem, jednak to dopiero początek drogi

Już od dawna polscy kibice siatkówki uznawani są za najlepszych na świecie. Teraz nareszcie do prezentowanego przez nich poziomu zbliżyli się siatkarze.
Dawno już nie było tak szalonej radości po meczach naszych siatkarzy. Po raz kolejny polscy kibice udowodnili, że opinia o nich jest słuszna, a na Starym Kontynencie nie mają sobie równych – nie tylko pod względem frekwencji, ale przede wszystkim atmosfery na trybunach. Już od kilku lat w Polsce panuje znakomity klimat dla siatkówki.
Mecze reprezentacji rozgrywane są w wypełnionych po brzegi halach. Podobnie dzieje się na meczach ligowych. Do pełni szczęścia brakowało tak naprawdę tylko spektakularnych wyników. W czasie meczów eliminacyjnych Ligi Światowej nasi siatkarze stanęli jednak na wysokości zadania.
Zwyciężyli o wiele bardziej utytułowane drużyny, a swoją postawą, dostroili się do prezentowanego przez kibiców poziomu.

Światowy fenomen

Tegoroczne mecze przerosły najśmielsze oczekiwania. Tysiące rozentuzjazmowanych i rozśpiewanych fanów polskiej siatkówki szaleńczym dopingiem pomagało biało-czerwonym. Przyjemnie patrzyło się na oprawę widowisk. Chóralne odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego, brawa dla gości podczas hymnu, a wreszcie biało-czerwona flaga z kartoników trzymanych przez parę tysięcy kibiców. Również relacje telewizyjne biły rekordy oglądalności, a pożegnalny mecz siatkarzy z Portugalią oglądało prawie 3,5 mln widzów. To robiło wrażenie. – Rzeczywiście polscy kibice siatkówki to fenomen na skalę światową – mówi Adam Meroń, kierownik działu imprez katowickiego Spodka. Zjawisko to nie powstało jednak z dnia na dzień. Składa się na to pięcioletnia, owocna współpraca z PZPS. Pamiętam, jak przed kilkoma laty organizowaliśmy mecz z Brazylią. Ponieważ obawialiśmy się zachowania kibiców, masę środków skierowaliśmy na zabezpieczenie imprezy. I stała się rzecz niewiarygodna. W trzecim secie, przy obowiązującej jeszcze starej punktacji, kiedy nasza drużyna przegrywała 12:2 i nie było najmniejszych szans na wygranie meczu, nasi kibice wstali i przez ok. 20 minut nieustannym śpiewem dopingowali siatkarzy. Byliśmy wprost zaszokowani.
Meroń uważa, że siatkarska publiczność jest bardzo specyficzna.
– To publiczność inteligentna, dużą kobiet i dzieci. Bardzo ważną rolę odgrywa również spiker. W pewnym sensie to on nakręca cały show.
Warto również podkreślić, iż siatkówka to dyscyplina wywodząca się ze środowiska akademickiego, stąd wywołuje inne emocje, a przede wszystkim obserwuje ją inny rodzaj widza.
Zdaniem Waldemara Wspaniałego, trenera reprezentacji narodowej siatkarzy, atmosfera na meczach biało-czerwonych przeniosła się z boisk ligowych. – Ja nie jestem zaskoczony wspaniałym dopingiem kibiców. Nie można przecież zapominać, że publiczność znakomicie zachowuje się również na meczach ligowych. Hale w Jastrzębiu, Częstochowie czy Kędzierzynie wypełnione są po brzegi niemal na każdym meczu. Na mecze reprezentacji przyjeżdża natomiast dodatkowo wielu ludzi, którzy na co dzień w swoich miejscowościach nie mają możliwości oglądania siatkarskich spotkań.
Postawa widowni zaskoczyła prezesa PZPS, Janusza Biesiadę. – Trudno znaleźć słowo, którym można określić polskich kibiców. Wszystko bowiem, cokolwiek by powiedzieć, to i tak będzie za mało. Cieszę się, że tak się dzieje, gdyż już od dawna zakładaliśmy, że kibice muszą się znakomicie bawić, a przede wszystkim czuć się bezpiecznie. Mamy się czym chwalić, a co istotne, wiadomości na pewno pójdą w świat.
Uczestniczący we wrocławskiej konferencji Rolf Andresen, wieloletni prezydent Europejskiej Federacji Siatkówki, zachwycał się poziomem organizacji meczów. Co więcej, zapowiedział, że poprze starania PZPS o zorganizowanie w Polsce imprezy rangi mistrzowskiej. – Widziałem wiele w swoim życiu – mówił Andresen. – Byłem na kilku olimpiadach i mistrzostwach świata. Jednak to, co zobaczyłem ostatnio w Polsce – w Katowicach i Wrocławiu – można nazwać siatkówką przyszłości.
Kolejnym polskim ewenementem jest fakt, że Liga Światowa obroniła się sama, to znaczy sfinansowała się z wpływów z biletów. Duża frekwencja spowodowała, że PZPS otrzyma od władz światowych premię w wysokości 20 tys. dol., która przysługuje tym krajom, w których na każdym meczu jest co najmniej 8 tys. widzów. Również udział w finale ligi wiąże się z następnym zastrzykiem finansowym. Triumfator tegorocznych rozgrywek otrzyma bowiem nagrodę w wysokości 500 tys. dol., natomiast drużyny z miejsc siódmego i ósmego zainkasują po 40 tys.

Atut własnej hali

A jeszcze na początku tego roku było niemal tragicznie. Zespół nie awansował do mistrzostw świata, groziło mu też, że z powodu afery w PZPS nie zagra w Lidze Światowej. Zakończenie było jednak pomyślne, a siatkarze przekonali się, że zawsze mogą liczyć na polskich kibiców, których nie interesują żadne wojny na górze. Najważniejsze jest jednak to, że zespół zaczął wreszcie wygrywać.
Trzykrotnie pokonaliśmy Brazylię, drużynę, która wcześniej niemal nie przegrywała, gromiła kolejnych przeciwników i wydawało się, że jest poza naszym zasięgiem. Co istotne, dwukrotnie po pięciosetowych, dramatycznych meczach, odrabiając straty w tie-breakach. Po raz pierwszy od 17 lat odnieśliśmy też zwycięstwo nad Argentyną. I co szczególnie cieszy, nie przegraliśmy meczu we własnej hali. Drużyna nie tylko zrobiła postęp, ale wreszcie widać, że gra w siatkę zaczęła sprawiać naszym zawodnikom ogromną frajdę. W oczy rzucała się spontaniczność. Tego dotychczas najbardziej brakowało. Dawno nie oglądaliśmy tak pewnych siebie siatkarzy. Polacy nie bali się podjąć ryzyka, mocną zagrywką odrzucali przeciwników od siatki. Widać było, że są przekonani że wygrają. Pojedyncze błędy nie zniechęcały ich, a co więcej, z każdą partią grali jeszcze lepiej.
Po raz pierwszy w zasadzie pokazali też, że tworzą zespół nie tylko na boisku.
Gdy wracali z Brazylii i trzech siatkarzy musiało lecieć późniejszym samolotem, reszta ekipy, choć potwornie zmęczona, czekała na nich na lotnisku w Warszawie. To dobrze świadczy o atmosferze panującej w drużynie. Wreszcie zgodnie twierdzą, iż zrozumieli, że w imię wspólnego sukcesu muszą ze sobą współpracować. – Poczuliśmy, że trzeba wziąć się w garść, bo przecież lata płyną – mówił po meczu z Brazylią Piotr Gruszka. Grzechem byłoby zmarnować czas i wciąż narzekać, że jesteśmy mało doświadczeni.
Cieszy również fakt, że trener Wspaniały może liczyć na dublerów. Postawił na nich w drugim meczu z Portugalią i się nie zawiódł. Co więcej, zmiennicy odnieśli łatwiejsze zwycięstwo niż podstawowa szóstka i jak najbardziej zasłużenie zebrali za swoją grę masę komplementów.
Pozytywne jest również to, że po zawirowaniach jednoczy się skłócone i podzielone środowisko siatkarskie. Pod koniec ubiegłego roku powstał spór między działaczami, wywołany m.in. sposobem zarządzania związkiem i niejasnościami finansowymi. Wówczas okazało się też, że PZPS jest poważnie zadłużony.
– Całe zamieszanie na pewno nie najlepiej wpłynęło na polską siatkówkę – mówi prezes Biesiada. Ubolewam nad tym. Cieszę się jednak, że od kilku miesięcy pracujemy już w normalnych warunkach. Opracowaliśmy program naprawczy, który po tym burzliwym okresie poprawi kondycję polskiej siatkówki. Rany powoli się zabliźniają.
Priorytetem związku jest też pozyskanie strategicznego sponsora.
– Czynimy starania, aby zdobyć potężnego sponsora dla reprezentacji – mówi prezes. – Produkt jest przecież doskonały. Młodzi, przystojni zawodnicy, idole młodzieży, a do tego jeszcze coraz lepsze wyniki. Wydaje się jednak, że ta sprawa to kwestia przyszłego roku. Teraz większość firm ma już pozamykane budżety.

Dojrzeli i…

Większość obecnych reprezentantów to ludzie, którzy pięć lat temu zdobyli mistrzostwo świata juniorów. Okrzyknięto ich wówczas „złotymi chłopcami”, którzy za kilka lat mieli dominować w dorosłej siatkówce. Od dawna podkreślano, że mają ogromny potencjał. Ich atutami były młodość, atletyczne przygotowanie i znakomite wyszkolenie technicznie. Czegoś jednak brakowało. – Niepotrzebnie nadmuchano ten balon – mówi trener Wspaniały. Wielu osobom wydawało się, że skoro było złoto juniorów, to natychmiast przyjdzie sukces w dorosłej siatkówce. To nie jest jednak takie proste. Musiało upłynąć trochę czasu, żeby ci zawodnicy dojrzeli i zdobyli niezbędne doświadczenie.
Trener podkreśla, że ostatnie sukcesy są naturalnym następstwem wytyczonego przed laty kierunku. – Ja zawsze wierzyłem w tych chłopców. Ich sukces nie jest przypadkiem, przecież już od jakiegoś czasu polskie kluby z powodzeniem uczestniczą w europejskich pucharach. Wcześniej czy później musiał nastąpić przełom.
W czasie turnieju eliminacyjnego Polacy obalili kilka mitów ciągnących się za drużyną. Od dawna panowało bowiem przekonanie, że zespół nie potrafi się ze sobą dogadać, grać w końcówkach i przed własną publicznością. Dlaczego nastąpiła taka metamorfoza? Dlaczego ci młodzi, niepewni siebie ludzie aż tak się zmienili?
– Przepracowałem z chłopakami długi czas. Dzięki temu zaskarbiłem sobie ich zaufanie. Faktem jest, że udało mi się poprawić atmosferę w drużynie. Denerwowały mnie bowiem wszelkie spięcia i nieporozumienia.
Co do tych fałszywych przekonań – rzeczywiście zawodnicy mieli za dużo zakodowanych w głowie spraw. I tak np. wydawało się, że nie wygramy w końcówce czy też, że danej drużyny nie jesteśmy w stanie pokonać. Musiałem to wyeliminować. Zapewniam też, że będziemy przełamywać kolejne mity.
Pokonanie Brazylii czy Argentyny – czyli czołowych drużyn świata – jest sukcesem, jednak to dopiero początek drogi. – Przed nami jeszcze dużo do wygrania i jeszcze więcej do zrobienia. Ta drużyna ma rezerwy w zagrywce, przyjęciu, a także w grze obronnej. Takie atuty trzeba wykorzystać. Najważniejsze – wszyscy muszą być zdrowi – mówi Wspaniały.
O pewne schłodzenie emocji apeluje również prezes PZPS. – Przed tą drużyną jeszcze mnóstwo pracy, a głównym celem są mistrzostwa świata. Trener podkreśla również zasługi poprzednich sterników reprezentacji. Trener Wspaniały jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, jednak zarówno Ireneusz Mazur, jak i Ryszard Bosek wnieśli spory wkład w tę drużynę.
Przede dwoma laty włoski trener siatkarzy, Andrea Anastasi, powiedział, iż nie sadzi, by Polacy w ciągu najbliższych kilku lat odnieśli znaczący sukces i stanęli na podium wielkiej imprezy. – Medale są trzy, a ja widzę znacznie więcej silniejszych drużyn – mówił. Miejmy nadzieję, że jego słowa się nie sprawdzą. W tej chwili siatkarze twierdzą, że wszystko jeszcze przed nimi. Na razie osiągnęli tylko dobry wynik, a prawdziwe sukcesy dopiero przyjdą. Po ostatnich meczach nie ma powodu, aby im nie wierzyć.
Eliminacje Ligi Światowej to już historia. Wspaniała historia, bo przecież po fatalnym początku nikt chyba nie przypuszczał, że polscy siatkarze staną się jedną z rewelacji rozgrywek. Jeśli zespół będzie grał z takim przekonaniem jak ostatnio, już wkrótce może stać się czołową drużyną świata. Finały Ligi Światowej i MŚ dadzą odpowiedź, w którym miejscu tak naprawdę jesteśmy. To jednak dopiero za jakiś czas. Teraz cieszmy się z tego, co mamy!


Już od dawna przynajmniej kilku polskich zawodników zalicza się do czołowych siatkarzy świata. Coraz lepszą opinią cieszą się również polskie drużyny klubowe. Najbardziej znanym zespołem jest w tej chwili bez wątpienia Mostostal – Azoty Kędzierzyn. Nie bez powodu właśnie z tego klubu wywodzi się większość naszych reprezentantów, m.in.: Paweł Papke, Robert Musielak czy Sebastian Świderski. Sporą reprezentację w drużynie narodowej ma też AZS Częstochowa. Co istotne, nasi siatkarze z powodzeniem występują w ligach zagranicznych. I tak w lidze włoskiej – uznawanej za najlepszą siatkarską ligę świata – występują Paweł Zagumny i Piotr Gruszka. Przygodę z włoską siatkówką ma za sobą również Marcin Nowak. Zawodnikiem utytułowanego greckiego Panathinaikosu jest Dawid Murek, chyba najlepszy i najbardziej znany polski siatkarz

 

Wydanie: 2002, 32/2002

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy