Kto się nadaje na bohatera

Kto się nadaje na bohatera

Dla części lewej strony niepokorna Margot jest zbyt kontrowersyjna, by uznać ją za ikonę ruchu

Najpierw są obrazki z Maryją w tęczowej aureoli. Potem, podczas gdańskiego marszu równości w maju 2019 r., dziewczyny niosą nawiązujący kształtem do monstrancji transparent z waginą. W końcu czerwca tego roku jest jeszcze ostrzej – transpłciowa aktywistka kolektywu Stop Bzdurom, Małgorzata Margot Sz., uszkadza i maże farbą furgonetkę fundacji „PRO – Prawo do życia”, na której wypisano hasła szkalujące społeczność LGBT+. Działacze kolektywu atakują także kierowcę samochodu, przewracając go na ziemię – usiłują zapobiec nagrywaniu przez niego całego zdarzenia.

Margot zostaje zatrzymana w połowie lipca, do aresztu policjanci wiozą ją bez butów. Wychodzi za poręczeniem. Kilkanaście dni później, 29 lipca, na kilku warszawskich pomnikach, w tym na figurze Chrystusa przed kościołem św. Krzyża, pojawiają się tęczowe flagi. To znów Stop Bzdurom. „To jest szturm! To tęcza. To atak! Postanowiłyśmy działać. Tak długo, jak będę się bać trzymać cię za rękę. Tak długo, aż nie zniknie z naszych ulic ostatnia homofobiczna furgonetka”, głosi ich manifest.

Kilka dni później Margot znów trafia do aresztu – na skutek prokuratorskiego zażalenia, do którego przychylił się sędzia. Tym razem aktywistka ma tam spędzić dwa miesiące. W męskiej celi, bo w papierach wciąż figuruje jako mężczyzna. Opinia publiczna nie doczekała się uzasadnienia dla tak surowego środka zapobiegawczego.

W obronie Margot na ulice wychodzą osoby LGBT+ i ich sojusznicy. Zjawiają się też m.in. posłanki i posłowie Lewicy oraz posłanka KO Magdalena Filiks.

Policja zatrzymuje 48 osób. Głównie „za udział w zbiegowisku”, ale też znieważanie policjantów i uszkodzenie radiowozu – choć według świadków „na dołek” pojechały też osoby zachowujące się pokojowo, po prostu wyglądające na aktywistów.

Apel o natychmiastowe uwolnienie Margot wystosowuje komisarz ds. praw człowieka Rady Europy Dunja Mijatović. Potem sypią się kolejne tęczowe protesty. Za Warszawą idą m.in. Gdańsk, Opole, Bydgoszcz, Kraków, Lublin, Poznań, Rzeszów, Tarnów, Zielona Góra, Katowice.

Czy będzie polski Stonewall? Tak nazywał się nowojorski klub, pod którym kilkaset osób LGBT+ i ich sojuszników starło się z policją po jej nalocie na gejowski lokal w czerwcu 1969 r. Wydarzenie przeszło do historii jako początek zorganizowanej walki o prawa mniejszości seksualnych w USA.

Schować punków, czy stać „murem za”?

Już rok temu, po akcjach z „tęczowymi Maryjkami” lewicowo-liberalna strona internetu podzieliła się. Choć najczęściej solidaryzowano się z aktywistkami, nie brakowało też głosów oburzenia ze strony osób deklarujących się jako sojusznicy LGBT+ , wskazujących jednak, że granice zostały przekroczone.

„Niestety, przemoc symboliczna (…) cofnęła naszą gdańską debatę równościową o kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt kroków, cofnęła działania, które prowadzimy konsekwentnie, takie jak Model na rzecz Równego Traktowania”, pisała prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz.

W tym roku, po akcji Margot i tęczowych flagach na pomnikach, widać powtórkę. Spór o rzekomą obrazoburczość tęczy zbladł jednak wobec dyskusji o zasadności fizycznego ataku na człowieka. Pojawiają się głosy, że Margot nie nadaje się na twarz ruchu LGBT+.

– Nie popieram totalnie tego, co zrobiła, ponieważ to zwykły wandalizm. Ruch LGBT+ miałby sens, gdyby był w 100% pokojowy. Ale jak w każdym środowisku znajdą się najgłośniejsi osobnicy, którzy psują tylko wizerunek dobrych i miłych ludzi – mówi mi Bartek Skała, młody artysta, deklarujący się jako osoba „prawdopodobnie biseksualna”.

Podobnie twierdzi inny sojusznik LGBT+, muzyk (chce pozostać anonimowy): – Wybranie Margot jako twarzy protestów to jak krzyczenie, by „uwolnić Barabasza”. Jeśli środowisko LGBT+ domaga się praw, musi potępiać akty bezprawia. Agresywne wkraczanie w przestrzeń publiczną skutkuje właśnie powstawaniem idei „homopropagandy”. W dodatku Stop Bzdurom nie tylko nie odcięło się od aktów przemocy, ale w dalszym ciągu subtelnie do niej nawołuje.

Strategię odcinania się od radykałów od lat stosuje centrowa PO. Po zatrzymaniu aktywistki Radosław Sikorski przekonywał w TVN 24: „Można działać na rzecz praw mniejszości metodą Mahatmy Gandhiego, a można to próbować robić przy pomocy noża. Gandhi był skuteczniejszy”. Rafał Trzaskowski przed wyborami prezydenckimi publicznie przyznał zaś, że nie popiera adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Prawo jak 90 lat temu

Tyle że w oczach młodych aktywistów apele o „wzajemny szacunek” dorobiły się opinii wyświechtanych frazesów. Dlaczego? W sprawach LGBT+ od niemal wieku żaden polski rząd nie podjął istotnej decyzji. Ostatnim znaczącym wydarzeniem było wprowadzenie w 1932 r. Kodeksu karnego zastępującego funkcjonujące wcześniej kodeksy karne zaborców. Homoseksualność po prostu nie pojawiła się na liście czynów zabronionych. I tak już zostało. Polska społeczność LGBT+ zmuszona jest opierać swoje funkcjonowanie na lukach prawnych i ogólnikowych stwierdzeniach, nieodnoszących się do ich sytuacji. Nie ma nawet ustawy, która umożliwiłaby prawną korektę płci – legalnie możliwe jest to jedynie na drodze długotrwałego często procesu sądowego jako konsekwencji… pozwania własnych rodziców. Mniejszości seksualne nie są w żaden szczególny sposób chronione ani przez Kodeks karny, ani przez ustawę antyprzemocową, ani nawet prewencję w postaci edukacji. Pary jednopłciowe nie mogą w żaden sposób legalizować swoich związków ani adoptować dzieci. Jest wprawdzie ustawa antydyskryminacyjna z 2010 r., ale odnosi się głównie do sfery zawodowej.

Mateusz Sulwiński z Grupy Stonewall, polskiej organizacji LGBT+: – Mówienie, że „wszyscy powinni się szanować”, od lat nie załatwia żadnego problemu. Nawoływania do zachowania pokoju nie powinny być więc skierowane do nas, lecz do obozu rządowego. Nie rozumiem, dlaczego wymaga się dotrzymywania wyższych standardów moralnych od grupki dzieciaków robiących spontaniczne happeningi niż od prezydenta czy premiera RP. Oni jako najważniejsze osoby w państwie powinni dochowywać najwyższych zasad moralnych i dbać o szacunek do wszystkich obywateli i obywatelek, nie zaogniać konfliktów. Ale to się nie dzieje.

Aktywista nie zgadza się też z tezą, że ostrzejsze akcje dają złe efekty: – Walka o podstawowe prawa człowieka to nie jest konkurs popularności czy w pełni zaplanowane działania jakiejś „wyższej rady LGBT+”, która siada sobie codziennie przy stole i kombinuje, jak się przypodobać większości, będącej rzekomo dysponentem praw, których żądamy. Pewne procesy przebiegają przecież spontanicznie. To nie jest więc kwestia podjęcia decyzji, co się bardziej opłaci, ale raczej tego, że coraz większa grupa ludzi ma dość. Nie można – użyję mocnego słowa – gnoić grupy ludzi przez lata i oczekiwać, że będzie się zachowywać „grzecznie”.

Dzieciaki w areszcie

Wejdźmy w buty tęczowej młodzieży. Facebookowy wpis Aleksandra Wentykiera, młodego aktywisty o twarzy dziecka i fioletowych włosach: „Jestem groźnym przestępcą, bo śmiałem przejść obok pomnika Kopernika w tęczowej maseczce na ryju, co uraziło jego kamienne uczucia. Tak groźnym, że nie szło podać mi podstawy prawnej zatrzymania, kiedy złapano mnie za plecy i popchnięto w policyjny wóz. (…) Ale wiecie, co mnie wk****a w tym najbardziej? Nie bezpodstawne zatrzymanie mnie za rzekome »nielegalne zgromadzenie«. (…) Nie to, że nie dostałem przez ten czas ani łyka wody, a jedynie kubeczek herbaty na śniadanie, ponad 10 godzin od zatrzymania. (…) Nie. To, co mnie w****a, to pi****ni symetryści, co wciąż myślą, że prawda leży pośrodku i że jasne, brzydko bić gejów, ale geje sami sobie są winni, bo jak wychodzą z domu, to nie przestają nagle być gejami. Obudźcie się, po prostu. To wy tworzycie ten system i pozwalacie, aby to wszystko miało miejsce”.

Młody aktywista wyszedł z aresztu po dobie. Dalej pisze: „Nie każdy miał tyle szczęścia co ja. Niektórzy, jak Margot (…), będą w takim samym areszcie spędzać najbliższe dwa miesiące. (…) Jeśli możecie, wesprzyjcie pomoc prawniczą dla tych osób, wesprzyjcie Stop Bzdurom, wesprzyjcie Kampanię Przeciw Homofobii. (…) Nie pozwólcie, by tęczowe osoby w waszym otoczeniu żyły w strachu”.

Antonina Lewandowska, edukatorka seksualna: „Mój wall (prywatna strona na FB – przyp. red.) to obecnie zdjęcia, nagrania i świadectwa z ostatnich protestów. Obite twarze znajomych, wykręcane ręce, kajdanki, nagrane krzyki, policyjne buty na twarzach ludzi. (…) Wiele osób najchętniej by nas widziało jako grzeczne, ułożone, co najwyżej robiące partyzantkę – na pierwszy rzut oka dla centrystów i innych pseudosojuszniczek – niewidzialną. Cichociemną, ukrytą, martyrologiczną w najbardziej polski sposób. (…) I do tych osób mówię – wsadźcie sobie tę cichociemność, uciszanie protestu, który was uwiera, bo wymaga ruszenia tyłka z wysiedzianej, nagrzanej kanapy. Wsadźcie sobie upupianie i protekcjonalne uwagi o wyższości prawa, które was nie atakuje, więc na pewno jest słuszne. (…). Jesteśmy i będziemy. Bezczelnie, butnie i bez przepraszania”.

Bezsilni wobec furgonetek nienawiści

Postępowanie Margot tłumaczy Mateusz Sulwiński: – To, co zrobiła, to wyraz pewnej frustracji. Państwo nie daje nam, osobom LGBT+, właściwie żadnych narzędzi do obrony przed pomówieniami. Tymczasem od lat trwa ogólnopolska kampania, w której mówi się wprost, że nasza społeczność to lobby pedofilskie, które chce krzywdzić dzieci. Co możemy z tym zrobić? Wyczerpaliśmy już możliwości mieszczące się w granicach prawa. Różne osoby próbowały wchodzić na drogę sądową, ale żadna z tych spraw nie zakończyła się powodzeniem.

I rzeczywiście. Mimo że Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał we wrześniu ubiegłego roku fundacji „PRO-Prawo do życia” wycofać z użytkowania niektóre furgonetki z najdrastyczniejszymi bzdurami na temat osób LGBT+, reszta samochodów, oklejona zmanipulowanymi i wciąż kłamliwymi informacjami, nadal bezkarnie jeździ po ulicach.

Mateusz Sulwiński: – Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której dwumilionowa społeczność osób LGBT+ w Polsce biernie znosi tę nagonkę. Dlatego bardzo szanujemy aktywistki kolektywu Stop Bzdurom za to, że dały impuls do bezpośredniej konfrontacji, do wyładowania frustracji i złości, która narasta w nas od dekad. Mimo wszystko do tej pory działaliśmy w bardzo pokojowym stylu. Nie przypominam sobie ani jednego marszu równości, którego uczestnicy niszczyliby mienie czy atakowali fizycznie inne osoby. To raczej my jesteśmy atakowani przez drugą stronę. Wiele osób powtarza też, byśmy „edukowali”, „rozmawiali” itd. Tyle że my robimy to już od dekad. Ale niestety, nawet najlepiej zorganizowana społeczność nie wygra z telewizją publiczną. Ich reportaż „Inwazja” wprost sugerował, bez żadnych podstaw, że celem społeczności LGBT+ jest zalegalizowanie pedofilii. Pani Danuta Holecka codziennie dociera do 2 mln ludzi. Garstka aktywistów LGBT+ nie ma takiego zasięgu.

Obleśny rechot niezrozumienia

Tuż po aresztowaniu Margot Jacek Wrona, emerytowany policyjny kryminolog, napisał na swoim twitterowym profilu: „Mam nadzieję, że wdzięki pani Margot zostaną docenione przez współosadzonych”. Wpis wywołał falę oburzenia, ale nic nie wiadomo o tym, by zainteresowała się nim prokuratura, choć Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zinterpretował notkę „Komisarza” jako nawoływanie do gwałtu.

To niejedyny przypadek, kiedy policjanci żartują z tożsamości płciowej Margot. Na jednej z policyjnych grup na FB pojawiło się przerobione zdjęcie aktywistki, na którym zwraca ona uwagę współwięźniom, by „traktowali ją jak kobietę”. Dalej jest krążąca wokół tematu gwałtu sugestia co do potencjalnego zachowania współosadzonych.

Mateusz Sulwiński: – Żarty na ten temat jasno pokazują, jaka jest nasza codzienność. Ta sytuacja wynika czasem ze złej woli, a czasem z braku wiedzy – myślę, że na lekcjach WDŻ w polskiej szkole nigdy nie padło określenie „osoba niebinarna”. A właśnie taką osobą jest Margot.

W sieci można się spotkać z zarzutami, że aktywistka tylko podaje się za osobę LGBT+, że „przyłapano” ją na używaniu męskich zaimków w odniesieniu do siebie.

Mateusz Sulwiński: – Zjawisko transpłciowości jest opisywane w seksuologii od dekad i w miarę dobrze znane nawet w Polsce. Ale pod parasolem transpłciowości znajduje się też tzw. niebinarność, czyli odejście od rozróżniania wyłącznie dwóch płci – męskiej i żeńskiej. Osoby niebinarne nie utożsamiają się z żadną z nich – to również jest uznawane przez seksuologów. Jeśli chodzi o używanie męskich zaimków przez Margot, to weźmy pod uwagę, że osobom trans i niebinarnym często trudno zdobyć się na odwagę przełamywania utartych konwencji. Dlatego bywa, że używają jakichś zaimków dla „świętego spokoju”, ale potem spotykają się z zarzutami o niekonsekwencję – to hipokryzja większości społeczeństwa, która nie rozumie osób transpłciowych, ale nie waha się ich osądzać. Zdarza się więc, że pojęcie niebinarności wzbudza obleśny rechot, zgodnie z zasadą „jeśli czegoś nie rozumiem, muszę to wyśmiać”.

I jest to widoczne nie tylko w środowisku konserwatystów. Również dla części lewej strony niepokorna Margot – przedstawiająca się żeńskim imieniem, niewyglądająca jak stereotypowa kobieta, z zarzutami o przemoc wobec człowieka – jest zbyt kontrowersyjna, by uznać ją za ikonę ruchu. Może woleliby „ładną i bezbronną” lesbijkę albo tę leżącą na ziemi dziewczynę ze zdjęcia od posłanki Filiks? Tyle że to Margot siedzi teraz w areszcie. I to na nią zwrócone są oczy wszystkich, a dyskusja o prawach osób LGBT+ wrze w przestrzeni publicznej. Czy jesteśmy na tyle odważni, by być z nimi solidarni?

Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Wydanie: 2020, 34/2020

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy