Silni, zwarci, gotowi?

Silni, zwarci, gotowi?

W polskich siłach zbrojnych na jednego oficera przypada zaledwie 1,45 szeregowca

Katastrofa lotnicza na podsmoleńskim lotnisku Siewiernyj spowodowała poważny ubytek w najwyższej kadrze dowódczej sił zbrojnych RP. Obok pierwszego żołnierza Rzeczypospolitej, czyli szefa Sztabu Generalnego, zginęli wszyscy dowódcy rodzajów sił zbrojnych, dowódca operacyjny sił zbrojnych oraz szef stołecznego garnizonu. Dowódca operacyjny sił zbrojnych, gen. Bronisław Kwiatkowski, miał 7 maja br. przejść na emeryturę, ale pozostali generałowie mieli jeszcze przed sobą co najmniej kilka – jak szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor – czy też kilkanaście lat służby.

Silni orkiestrami i kapelanami

Obowiązki ofiar katastrofy przejęli ich zastępcy lub pierwsi zastępcy. Następcą gen. Franciszka Gągora został gen. broni Mieczysław Cieniuch, który podobnie jak jego poprzednik należy do niestety wąskiej elity intelektualnej sił zbrojnych. Gen. Cieniuch nie będzie miał jako nowy szef Sztabu Generalnego łatwego zadania. Już jego pierwsze wypowiedzi o tym, że za dużo jest w armii oficerów, a zdecydowanie za mało szeregowych, wzbudziły wśród części kadry oficerskiej pomruki niezadowolenia i komentarze typu: „On był wiele lat w NATO i wyalienował się praktycznie z szeregów kadry”.
Tymczasem sytuacja w polskich siłach zbrojnych jest wręcz groteskowa. Na jednego oficera przypada zaledwie 1,45 szeregowca. To kuriozum nie tylko w NATO, ale na świecie. Polska armia ma za to proporcjonalnie najwięcej orkiestr wojskowych i oddziałów reprezentacyjnych. Jesteśmy też bogaci w kapelanów – na 100 tys. żołnierzy jest ich prawie 500 (czyli jeden czuwa nad 200 duszami), oczywiście z wysokimi również w kategorii uposażeń etatami. W latach 2008-2009, kiedy MON z budżetu dostało niespełna 1,97% PKB, cięto wydatki prawie na wszystko, przede wszystkim na modernizację sprzętu. M.in. na lata 2012-2014 przesunięto program modernizacji rosyjskiego transportera gąsienicowego BMP-2 i o 40 sztuk zmniejszono w Siemianowicach Śląskich zamówienie na transporter kołowy Rosomak. W tym czasie ordynariat polowy otrzymywał dodatkowe sumy na utrzymanie parafii, i to nawet w tych miejscowościach, w których wojska już nie ma, np. w Katowicach, Gubinie czy Legnicy.
Potęgą jesteśmy też w wojskowej administracji. Spośród 100 tys. żołnierzy zawodowych prawie 30 tys. obsadza stanowiska czysto administracyjne. Nawet jeżeli część tych etatów powinna funkcjonować, to powinni je obsadzać cywilni pracownicy, a nie mundurowi. Tymczasem znaczna część to etaty majorowskie i podpułkownikowskie z wysokimi grupami uposażenia.
Trudno się więc dziwić, że kiedy co pół roku dochodzi do kadrowej rotacji kontyngentu ekspedycyjnego w Afganistanie, w siłach zbrojnych następuje swego rodzaju łapanka. Wielu oficerów, szczególnie starszych, w różny sposób stara się unikać wyjazdu na misję, zdając sobie sprawę ze swojej nieprzydatności, a czasem wręcz nieporadności w warunkach wojennych. Znany jest nawet przypadek młodego jeszcze wiekiem generała, który mając perspektywę objęcia dowództwa kontyngentu – bo jego brygada miała być trzonem zmiany – odszedł po prostu do cywila.

Kto poleci, co popłynie?

Ciężar utrzymania kontyngentu w Afganistanie oraz innych, już nielicznych misjach pokojowych, w których bierze udział wojsko polskie, spoczywa na siłach lądowych. Brygad w wojskach lądowych mamy co prawda kilkanaście – więcej niż Bundeswehra, jak z dumą podkreślają niektórzy generałowie – ale reprezentują one siłę niepełnych batalionów. Tymczasem Niemcy mają rzeczywiście tylko dziesięć brygad, ale osiem z nich ma pełne stany osobowe i znaczne nadwyżki sprzętowe. Dwie pozostałe permanentnie szkolą rezerwistów. Ten model należy przeanalizować i zastosować. Jest efektywny i tani. Na jego bazie można w razie kryzysu rozwinąć 30 w pełni kompletnych, wyposażonych i wyszkolonych brygad operacyjnych.
Na razie od trzech lat Unia Europejska w ramach organizacji Eurokorpusu oczekuje, że Polska wreszcie odda do dyspozycji Strasburga dwie autonomiczne grupy bojowe, czyli w dużym uproszczeniu dwie w pełni mobilne brygady. Dalsze zwlekanie grozi kompromitacją. Również NATO żąda szybkiej reorganizacji i modernizacji. W pierwszej kolejności – archaicznego systemu łączności bezprzewodowej. Żeby jednak sprostać tym wyzwaniom, potrzeba ludzi wykształconych i profesjonalnych. Zapewne na wysokie stanowisko wróci z ataszatu w Waszyngtonie były szef Zarządu Planowania Strategicznego w Sztabie Generalnym WP gen. bryg. Leszek Soczewica.
Duże zmiany muszą nastąpić w Dowództwie Sił Powietrznych, choć minister obrony nie tak dawno oznajmiał wszem wobec, że siły powietrzne przeszły już w 100% modernizację i reorganizację. Wypadek na podsmoleńskim lotnisku był kolejnym w ciągu negatywnych wydarzeń w lotnictwie… Katastrofa samolotu Casa, następnie wypadek należącej do Marynarki Wojennej bryzy, kiedy to stwierdzono, że instruktor nie posiadał uprawnień do nauczania lądowania na jednym silniku, a w jego organizmie wykryto ślady narkotyku, co samo w sobie pachnie kryminałem. I jeszcze wypadek w Afganistanie, gdzie wskutek braku kwalifikacji polskiej załogi został poważnie uszkodzony przy lądowaniu samolot transportowy Hercules C-130 wypożyczony od US AirForce. A tak na marginesie – samolotów wielozadaniowych F-16 mamy obecnie więcej niż pilotów z uprawnieniami do tych maszyn. Herculesy, które mamy otrzymać po remoncie, same latać nie będą.
Nie lepiej jest w Marynarce Wojennej, która ma niewiele sprawnych okrętów. Z fregat rakietowych klasy Oliver Hazard Perry możemy liczyć tylko na „Kazimierza Pułaskiego”, „Tadeusz Kościuszko” praktycznie służy jako magazyn części zamiennych dla „Pułaskiego”. Niesprawny jest też okręt podwodny klasy Kilo ORP „Orzeł” (w naszej marynarce od 1986 r.) Z pięciu małych okrętów podwodnych klasy Kobben pływają tylko dwa. Z okrętów rakietowych klasy Tarantula żaden nie jest sprawny. Stocznia Marynarki Wojennej, zasilona 200 mln zł na zakup oprzyrządowania, od 11 lat buduje nie krążownik rakietowy bynajmniej, ale małą korwetę Gawron. A przecież to Polska organizuje i odpowiada w NATO za obronę Bałtyku (bez Cieśnin Duńskich).

Czy minister się obroni?

Kolejna bolączka naszego wojska to brak rezerw osobowych. 100-tysięczna armia zawodowa, której jeszcze bardzo daleko do profesjonalizacji, uzupełniona tylko 20-tysięczną rezerwą czynną, której jeszcze tak naprawdę nie ma, w razie zagrożenia i konfliktu wyczerpie swoje siły niemal błyskawicznie. A przecież nadal jesteśmy państwem obrzeżnym NATO z wszelkimi płynącymi z tego tytułu konsekwencjami. Teoretycznie na poziomie doktrynalnym stałe szkolenie rezerw powinien zapewnić system szkolnictwa poprzez przedmioty mające związek z obronnością. Tymczasem w miejsce dawnego przysposobienia obronnego wprowadzono zamiennik pod nazwą: edukacja dla bezpieczeństwa. Kierunek zmian ogólnie jest dobry – uczeń dowiaduje się, że jest coś takiego jak obronność, ogląda na ilustracjach czołgi, samoloty itd. – jednak mała liczba godzin absolutnie nie rozwiązuje wielkiego problemu, który może stać się początkiem katastrofy.
Problemów jest mnóstwo. Minister Bogdan Klich, który funkcjonuje już na swoim stanowisku od trzech lat, nie zrobił wiele, by je rozwiązać. Tymczasem NATO nalega, żeby przeformować polskie struktury dowództw w celu uelastycznienia, bo są ociężałe i mało mobilne. Minister wysunął projekt powołania dodatkowo stanowiska szefa obrony, który odpowiadałby za dowodzenie, zostawiając Sztabowi Generalnemu wyłącznie planowanie. Jest to praktycznie powrót do przedwojennej koncepcji Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Dziś, kiedy trzeba budować i tworzyć elastyczne połączone dowództwo, projekt ministra pachnie absurdem.
Sam minister zaś nie cieszy się wielkim uznaniem wojska. Do tej pory część generałów niemal manifestacyjnie go lekceważyła, znajdując oparcie w Pałacu Prezydenckim. Nadal duże wpływy wśród najwyższych rangą oficerów ma były biskup polowy, dziś metropolita gdański, Sławoj Leszek Głódź.
Dlatego nie od dziś mówi się o konieczności wymiany ministra. Kiedyś na szefa resortu obrony typowano Bogdana Zdrojewskiego. Obecnie najczęściej wymienianym kandydatem jest Sławomir Nowak.

Wydanie: 20/2010, 2010

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy