Czy siły międzynarodowe powinny rozdzielić strony walczące na Bliskim Wschodzie?

Czy siły międzynarodowe powinny rozdzielić strony walczące na Bliskim Wschodzie?

PRO

Hafez Al Nimer,
ambasador Palestyny

Chcemy tego od dawna. Strona palestyńska pragnęła wprowadzenia cywilnych obserwatorów międzynarodowych, kiedy konflikt nie był jeszcze tak groźny. Pomysł „zielonej linii” zgłoszono w Hebronie, ale teraz taka potrzeba jest jeszcze bardziej nagląca. I nie wystarczą obserwatorzy cywilni, ale prawdziwe międzynarodowe siły wojskowe. Raczej nie powinni to być Amerykanie ani oddziały NATO, lecz międzynarodowe siły ONZ, jak to ma miejsce w Kosowie i innych regionach napięć. Niestety, to, co robi premier Szaron, jest nie tylko likwidacją Autonomii Palestyńskiej, ale też wszelkich nadziei na pokój i porozumienie. Taki jest jego cel, lecz wyrażam przekonanie, że nie zostanie on spełniony.

KONTRA

Szewach Weiss,
ambasador Izraela

To nie jest teraz możliwe, bo toczy się walka. Gdyby międzynarodowe siły wojskowe tam weszły, też musiałyby w niej uczestniczyć. Wątpię, czy udałoby się im wygrać z zamachowcami i samobójcami. Wówczas znów musiałby się tego podjąć Izrael. To nie jest wojna przeciwko Palestyńczykom, ale obrona naszego państwa. Chłopcy i dziewczęta z armii izraelskiej to nie są samobójcy, nie stosują nieludzkich metod. Kiedy jednak wrócimy do stołu rokowań już po zawieszeniu broni, gdy zapanuje pokojowa atmosfera, wtedy wprowadzenie sił z zewnątrz będzie możliwe. Myślę o armii USA, bo ona jest najefektywniejsza i ma największy wpływ. Nie mam nic przeciwko wojskom z Europy, ale tam panuje jeszcze stereotypowe podejście do Izraela.

Wydanie: 14/2002, 2002

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy