Skąd PiS bierze ambasadorów?

Skąd PiS bierze ambasadorów?

Po dotychczasowych nominacjach ambasadorskich chyba jasny jest już klucz obsadzania placówek. Już wiadomo, jak to działa.
A sprawa nie była prosta. PiS nie ma kadr dyplomatycznych i nie było wiadomo, skąd będzie je brać. Rozegrano to więc tak. Na placówki dużego formatu brani są naukowcy, ludzie z tytułami profesorskimi, którzy funkcjonowali na polskiej prawicy. Przeszli przez prawicowe kluby dyskusyjne, udzielali się w prawicowych mediach, byli prelegentami na prawicowych kongresach takich jak Polska Wielki Projekt, byli w Narodowej Radzie Rozwoju u prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zauważalny jest przy tym zaciąg krakowski… Natomiast na placówki mniej ważne minister Waszczykowski wyciąga ludzi z głębi resortu, często – nazwijmy to oględnie – drugiego rzutu.
Jak to wygląda w praktyce? Proszę bardzo – do Moskwy jedzie prof. Włodzimierz Marciniak. Zastąpi tam Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, która jest ambasadorem w Rosji od listopada 2014 r. Zjedzie więc po niespełna dwóch latach, co wygląda jak karne odwołanie.
Marciniak jest sowietologiem, pracuje w Akademii Ignatianum w Krakowie, zajmuje się Rosją współczesną, a prace publikował m.in. w „Arcanach”, „Frondzie” czy „Pressjach”. Oczywiście był też w Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie Kaczyńskim, był prelegentem kongresu Polska Wielki Projekt.
Braku wiedzy na temat Rosji odmówić mu nie można. Tylko czy to jest TA wiedza?
Podczas prezentacji w komisji sejmowej opowiadał przede wszystkim o tym, co Polskę i Rosję dzieli. Skrupulatnie, w punktach. Na tym się skupiał. Trudno przypuszczać, by ujął tym Rosjan.
Zwłaszcza że na pewno pamiętają mu różne inne wypowiedzi. Na przykład takie: „U nas często się mówi o dużej wrażliwości Rosjan na temat wszystkiego, co się wiąże z II wojną światową, strat poniesionych przez Armię Czerwoną. To duża przesada. Pomnikiem Czerniachowskiego zainteresowali się, dopiero gdy pojawiła się sprawa demontażu obiektu. Wcześniej pomnikiem nie interesował się pies z kulawą nogą. Ich stosunek do poległych żołnierzy polega na tym, że na polach bitew wciąż znajdują się niepogrzebane kości, bo ich nie usunięto, nie mówiąc już o pochowaniu”.
Jesienią zeszłego roku snuł zaś takie rozważania: „Sytuacja wewnętrzna w Rosji jest w tej chwili bardzo dziwna. Co chwila ważni urzędnicy są chwytani i zabierani do aresztu śledczego pod zarzutem korupcji. Klasa polityczna nie wie, co robić, co się dzieje. Zaczyna to już przypominać jakiś początek kampanii terroru z czasów czystek Stalina, a propaganda już w ogóle pracuje w tym duchu. Społeczeństwo jest przygotowane, że więźniarki będą jeździć bez przerwy po ulicach”.
PiS wysyła więc do Moskwy kogoś, kto jest przekonany, że jedzie do przesiąkniętego duchem Stalina państwa, z którym trzeba będzie się zmagać na kolejnych polach. Kto już wie, jak tam jest.
W dodatku człowieka bez dyplomatycznych umiejętności, łatwości nawiązywania kontaktów. Takiego, który będzie siedział w ambasadzie jak w oblężonym bunkrze i pisał do Warszawy o kolejnych okropnościach.
Czy o to chodzi?

Wydanie: 2016, 30/2016

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy