Skąd ten strach?

Skąd ten strach?

Dlaczego elity milczą, gdy rośnie fala nienawiści

„Może więc pora powiedzieć dosyć? Może przyszedł czas na protest ludzi uczciwych, tych wszystkich, których, gdy patrzą na te pełne nienawiści działania, ogarnia przerażenie?”, dramatycznie pyta prof. Barbara Skarga w artykule w „Gazecie Wyborczej”.
To nie jest samotny głos.
Ostatnie lata w polskim życiu publicznym to rozkwit komisji śledczych, teorii wielkich przekrętów, opowieści o kontach numerycznych w Szwajcarii. Nie narodziły się one w próżni. Ale dziś widzimy, że te wszystkie nadzwyczajne instytucje, które uruchomiono, by bronić państwa, państwo zżerają. Że machina ścigania jest machiną niszczenia przeciwników, niszczenia tkanki społecznej. Że główni ścigający już nie ścigają winnych, ale budują IV Rzeczpospolitą, ich Rzeczpospolitą, w której zamierzają występować w roli wiecznych ścigających.

Nowa historia III RP
Historia Polski pisze się na nowo. Okrągły Stół nie był pokojową drogą przejścia do wolności, ale wielkim oszustwem, przy którym „komuniści dogadali się ze swoimi agentami”. Dzięki temu faktycznymi władcami Polski stały się oligarchiczne grupy wywodzące się ze służb specjalnych. Było im tym łatwiej, że na poziomie polityki mieliśmy sojusz nowej technokratycznej elity postkomunistycznej (której symbolem jest Aleksander Kwaśniewski) i najbardziej wpływowej części elity solidarnościowej (której symbolem jest Adam Michnik).
Ten układ sprawował władzę nad Polską. Układ rozpadł się w wyniku afery Rywina. A w zasadzie dzięki pracy Komisji Śledczej, która odsłoniła szerszej publiczności to, co rozgrywało się za kulisami władzy.
Komisja Śledcza, ta pierwsza i te następne, pełni więc w polskiej rzeczywistości wspaniałą rolę, jest – jak napisał jeden z dziennikarzy „Newsweeka” – perłą polskiej demokracji. Demaskuje, ujawnia układy i pokazuje mechanizmy (ta nowomowa nie jest dalej objaśniana). Owszem, czasami popełnia błędy, ale jej bilans jest ogólnie pozytywny. Zresztą ludzie pomówieni w komisji mogą zawsze się oczyścić i udowodnić swoją niewinność.
Drugim elementem odgrywającym wspaniała rolę jest tzw. lista Wildsteina. Ona również wzbogaciła naszą wiedzę na temat naszej przeszłości, skali zniewolenia, wpływów bezpieki. Owszem, są na liście ludzie niewinni, ale przecież już stworzono mechanizmy, które pozwolą im zdobyć w IPN świadectwo niewinności. Zresztą cóż znaczą jednostkowe nieprzyjemności wobec ogromu dobra, które lista Wildsteina niesie ze sobą.
Tak z grubsza wygląda nowa poprawność polityczna, nowa wersja historii Polski, nowe wytłumaczenie wszystkich prawdziwych i wyimaginowanych nieszczęść, które spadły na Polskę. No i podział na rycerzy dobra i agentów zła. Wszystko jest klarowne.

Czyja prawda?

Z tej klarowności płyną zaś praktyczne wskazówki. Czynem godnym jest atakowanie i znieważanie prezydenta Kwaśniewskiego, bo to przecież filar układu zła. To on – jak pisze Giertych – obiecał Rosjanom (wraz z Millerem), że sprzeda im sektor paliwowy. To on – dodaje Kaczyński – wybiera się do Moskwy, bo Rosjanie mają jego teczkę. Kto prezydenta broni, temu zaraz się zarzuca, że broni „układu”. Natomiast czynem niegodnym jest zarzucanie czegokolwiek Romanowi Giertychowi (że spotykał się potajemnie z Kulczykiem) albo Józefowi Gruszce (np. kłamstwa w sprawie asystentów). Bo to atak na ludzi, którzy walczą ze złem.
Czynem godnym jest także atakowanie Jolanty Kwaśniewskiej i jej fundacji. Bo – tak mówią atakujący – wpłaty na fundację były elementem pozyskiwania życzliwości Pałacu. To nic, że nie mają na to dowodów. Nie mają – bo jeszcze nie znaleźli. Ale jak poszukają, to znajdą.
Czynem godnym jest chwalenie postępku Wildsteina. A ci, którzy go krytykują to albo agenci, albo broniący agentów.
Naród chce prawdy! – wołają apologeci komisji śledczych i teczek. Więc kto skrytykuje komisje i teczki, staje w rzędzie tych, którzy chcą coś ukryć przed narodem, oszukać go.
W tym zapale fani teczek i komisji pomijają prosty fakt, że owa prawda, którą ma poznać naród, to ICH PRAWDA. Nad wyraz często – o czym świadczy chociażby „raport Giertycha” z prac Komisji ds. Orlenu – niewiele mające wspólnego z rzeczywistością. Oni ją znają od dawna, teraz musi ją poznać naród. I temu służyć mają te wszystkie przesłuchania i prace komisji.
Jak to się stało, że doszliśmy do takiego stanu?
Podobne poglądy funkcjonowały w III RP od zawsze. Antoni Macierewicz od zawsze szukał agentów, Jarosław Kaczyński zawsze mówił o „układzie finansowo-esbeckim”, w kołach narodowo-katolickich zawsze atakowano „różowych”. Ale to był margines, także na prawicy. Dziś jest inaczej. Parę miesięcy temu Rafał Ziemkiewicz napisał w „Newsweeku” z wyraźną dumą, że historia zbliża się do swojego wielkiego finału – bo do świadomości społecznej przebiły się poglądy, które jeszcze parę lat temu nazywane były oszołomstwem. Rację więc mieli ci, którzy je głosili. To oczywiście błąd logiczny – oszołomstwo zawsze jest oszołomstwem, niezależnie od tego, czy głosi je 10% populacji, czy 40%. Ale dlaczego 10 lat temu był to margines, obecnie zaś nowa poprawność polityczna?

Komisja matka

Tę atmosferę zrodziła Komisja Śledcza ds. afery Rywina. Wypowiadane z góry komentarze, obraźliwe pytania, wskazywanie winnych – to wszystko rozpoczęło się właśnie w komisji Nałęcza i Rokity. Zło narodziło się wtedy, kiedy publicznie oskarżano Kwiatkowskiego, Czarzastego i Jakubowską, że wysyłali Rywina do Michnika. Do dziś prokuratura tego związku nie wykryła, ale tamte oskarżenia, wykreowana wówczas atmosfera wycisnęły i na elitach, i na opinii publicznej swoje piętno.
To wtedy legaliści, zwolennicy procedur i powściągliwości, znaleźli się na marginesie. Albo ich oskarżano, że chcą bronić Rywina, albo – przez grzeczność – przemilczano. Triumf odnieśli zwolennicy „sprawiedliwości komisyjnej”. Oraz rozmaici opisywacze zakulisowych układów.
Jednocześnie mieliśmy wypływ afer z udziałem polityków SLD, które to wszystko uwiarygodniały. Reszta jest już tylko konsekwencją tamtego przełomu.
Zresztą łatwą do przewidzenia. Pisał o tym m.in. Jerzy Urban w „NIE”, jeszcze w styczniu 2003 r.: „Cóż przewiduję. (…) W sprawie afery Rywina komisja niczego nie zdoła wykryć, czego by od razu nie wiedziano. Przemieni się ona jednak w komisję do walki z korupcją w ogóle. Stałe relacje z przesłuchań stworzą atmosferę nagonki. Policja, prokuratura, Sejm, rząd, redakcje dostawać będą coraz więcej donosów. Od wyrolowanych konkurentów w biznesie i polityce, od antagonistów różnych prezesów i tajniaków handlujących przeciekami. Przed komisją sejmową, a więc i publicznością TVP objawią się coraz nowe tropy afer. Komisja żadnej do końca nie zbada. Każda jednak rodzić będzie następne donosy. Wpierw zdawać się będzie, że kraj się oczyszcza. Potem się okaże, iż wszystko zalało gówno. Jego smród zrodzi postęp. Polegać on będzie na ukróceniu wreszcie tych polowań na łapówkarzy i na potępieniu psychozy nagonki, która opanowała Polskę. Komisję rozwiążą. Kraj odetchnie z ulgą. Oczyszczenie Polski z mroków walki z korupcją wzniesie przekupstwo na wyższy, szlachetniejszy poziom dżentelmeńskiego podziału dóbr w klubie posiadaczy władzy i forsy”.

Psychoza dnia dzisiejszego

Na razie jesteśmy w połowie tej przepowiedni, na etapie psychozy nagonki.
„Komisja daje bardzo zły przykład społeczny – mówi w „Gazecie Wyborczej” prof. Hanna Świda-Ziemba. – Oglądamy ludzi, którym dano władzę absolutną. Każdego mogą wezwać i każdego mogą zgnoić. Oglądamy rywalizację w tym, kto lepiej wypadnie jako myśliwy i skuteczniej zniszczy przeciwnika, i uczymy się tego. Każdy ma przecież u siebie w pracy własnego Kwaśniewskiego”.
„Nienawiść jest destrukcyjnym elementem, bo niszczyć jest łatwiej niż tworzyć – dodaje Świda-Ziemba. – Destrukcja z łatwością się udziela. Samo napadanie na innych tworzy lęk. Możemy odczuwać zadowolenie, że nie należymy do tych, na których się napada. Niektórzy boją się nawet tego, że zostaną sfotografowani z kimś podejrzanym. Dlaczego nikt nie sprzeciwia się atmosferze podejrzeń? Dlaczego się nie protestuje przeciwko „nowej poprawności politycznej”? Teraz nie ma winnych, ale wszyscy są podejrzani. Kto się odezwie, boi się, by go nie wskazano jako podejrzanego”.
„Wystarczy włączyć telewizor lub wziąć do ręki gazetę, by ogarnęło nas poczucie obrzydliwości – to z kolei opinia prof. Barbary Skargi. – Coraz szerzej wzbiera piana nienawiści, niszcząc nasze życie społeczne”. „Nienawiść pokazuje dziś swą wściekłą twarz – dodaje. – I nikt na jej działania nie reaguje, nikt nie potępia. Przeciwnie, są tacy, którzy mają wciąż na ustach moralną rewolucję, a poddają się jej z ochotą, jakby tęsknili za szubienicami. Może więc pora powiedzieć dosyć?”.
O tym poddawaniu się atmosferze nagonki i samej atmosferze, jej przyczynach, mówi również prof. Janusz Czapiński w „Trybunie”: „SLD zamienił się w czarną dziurę i zapadł się. To był wstrząs dla elit. Z dnia na dzień uruchomiło to marzenia wielu polityków o skłonnościach wodzowskich o pełni władzy. W tę pustkę wlały się te wszystkie programy ściągania cugli, powoływania specjalnych komisji, instytucji odnowy moralnej itd. To musiało się skończyć strachem wśród elit”.

Strach elit

Polskie elity dały się złapać w pułapkę. Milczały przy komisji Rywina, bo przecież komisja wykonywała „wspaniałą robotę”. Więc przymykano oczy na ekscesy Rokity i Ziobry, bo przecież działali oni w słusznej sprawie. Potem, gdy ścigano Millera i SLD, też milczano, bo jak tu bronić niepopularnego premiera i targanej aferami partii? A że forma tego ścigania była kłamliwa? Lepiej zmilczeć, bo naród tego dzielenia włosa na czworo nie zrozumie. Teraz, gdy to ściganie osiągnęło nowy etap, stało się głównym motywem życia publicznego, gdy widzimy, że nie służy ono ujawnianiu winnych, ale budowaniu atmosfery nagonki, elity wciąż mają kłopot. Nikt nie chce być okrzyknięty agentem lub obrońcą agentów, nikt nie chce być zaatakowany przez zwycięską siłę. Mamy strach, konformizm, a i własne kalkulacje.
Jerzy Głuszyński z Instytutu Pentor tłumaczy to prostym mechanizmem: „Elity w Polsce zachowują się w sposób stadny. W Polsce z każdym rokiem mniej jest ludzi, którym fakt, że są w mniejszości, nie przeszkadza. Pamiętajmy też, że w dobie medialnej sposób myślenia dużych grup społecznych jest w coraz większym stopniu konstruowany i narzucany. Dlaczego na Okrągły Stół zaczynamy patrzeć inaczej? Bo te siły, które go bronią, są słabe. Rozpierzchły się, oddały pole!”.
Głuszyński zwraca też uwagę na atmosferę społeczną, czyli na widzów tej wojny elit. „Radykalny kurs PO i PiS dobrze się sprzedaje, bo nigdy nie było tak złych ocen klasy politycznej”, mówi. „Chociaż nastroje społeczne nie są rewolucyjne, nie ma do tego klimatu. W roku 2001 SLD zdobył władzę na nadziejach, że będzie dobrze rządził, że przyjdzie nowa, profesjonalna ekipa. Liderzy PO i PiS wiedzą, że tego manewru już nie uda się powtórzyć, ludzie nie ufają już żadnym politykom. Więc pomysł PO i PiS polega na tym, żeby obecną sytuację obrzydzić do granic. To nie jest coś nowego, pomysłodawcą tej socjotechniki są Lepper z Giertychem. Rokita z Kaczyńskim tę metodę udoskonalili, no i ładnie opakowali. Teraz najważniejsze jest pytanie: czy to jest ich metoda na rządzenie czy socjotechnika?”.

Rewolucja moralna

„Ci, którzy zachowują się nieuczciwie w życiu politycznym, najwięcej mówią o odrodzeniu moralnym”, zauważa Hanna Świda-Ziemba. Ale rzecz chyba w tym, że prawicowi politycy i dziennikarze inaczej niż ona pojmują słowo moralność. Jeżeli dziś zaczniemy się przyglądać politykom lewicy i prawicy, to przekonamy się, że skala przekrętów, afer i czynów niegodziwych w ich wykonaniu przede wszystkim zależy od tego, kto jakie miał możliwości. Jakie zajmował stanowisko.
Przekonamy się też, że politycy nad wyraz chętnie wypominają wszelkie zło swoim przeciwnikom, natomiast bagatelizują występki kolegów i współpracowników.
Ta zasada odnosi się do hasła rewolucji moralnej. Bracia Kaczyńscy bardzo chętnie mówią o potrzebie uczciwości w życiu publicznym, ale już sprawę Telewizji Familijnej, na którą z państwowych firm wyrwano 180 mln zł (to suma równa połowie pieniędzy przetraconych w aferze FOZZ!), widzą inaczej, tłumaczą, że było to w słusznej sprawie.
Tak mniej więcej wygląda moralność naszej polityki i rewolucja, która ma nadejść. Reszta to ozdobniki.

 

Wydanie: 14/2005, 2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy