Skandal w Komitecie Noblowskim

Skandal w Komitecie Noblowskim

Po opublikowaniu reportażu śledczego o nadużyciach seksualnych i korupcji w 2018 r. nie przyznano literackiej Nagrody Nobla

Christine:
To było latem 2000 r., studiowałam literaturoznawstwo, Jean-Claude’a Arnaulta spotkałam na promie do Niemiec. Miałam 25 lat. Zaczęłam publikować w różnych czasopismach. W tym czasie nie czułam się najlepiej. Dziś powiedziałabym, że miałam depresję, takie epizody zdarzyły mi się już wcześniej, gdy byłam nastolatką. Wtedy nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy.

Pamiętam, jak stałam ubrana cała na czarno na gorącym, nasłonecznionym pokładzie promu i zauważyłam, że przygląda mi się jakiś starszy mężczyzna. Od razu fajnie się z nim rozmawiało. Był niezwykle wiarygodny. Szybko oświadczył, że jest mężem Katariny Frostenson, dla mnie wybitnej osoby. Był w drodze do Paryża. Tam miał się spotkać z pisarzem Horace’em Engdahlem, swoim bliskim przyjacielem. Niedawno czytałam w wywiadzie w „Dagens Nyheter”, że ten traktował Arnaulta jako wzór stylu bycia.

Teraz myślę, że Jean-Claude wcześnie dostrzegł moje zagubienie, to, że byłam przygnębiona, ale też, że chciałam coś osiągnąć. (…) Poza tym znajdowałam się w trudnym, granicznym momencie. Nie miałam żadnego kulturowego backgroundu. Pochodziłam z zewnątrz, jeszcze nie słyszałam o Arnaulcie. Fascynowało mnie to, że osobiście znał pisarki, które wydawały mi się wszystkim. W tym czasie sama zaczęłam tworzyć jako osoba pisząca. Stałam na progu tego świata.

Przez całą podróż promem rozmawialiśmy o literaturze i pisaniu. Przysiadłam się do niego, po raz pierwszy podróżowałam pierwszą klasą.

Podświadomie to wszystko miało znaczenie. Gdy schodziłam z promu w Niemczech, zapytał, czy nie zechciałabym przyjechać do niego do Paryża. Miałam wrażenie, że to szansa, której nie wolno odrzucić. Zanim się rozstaliśmy, pocałował mnie. (…) Zaledwie po kilku dniach w Niemczech postanowiłam pojechać do Paryża. Zdarzało się, że gdy działałam w odpowiednio szybkim tempie, lepiej radziłam sobie z lękiem.

Sprawdziłam go przed wyjazdem do Paryża. Naprawdę był mężem Katariny Frostenson, poczułam się bezpieczna. Potem napisałam mejla do najbliższej koleżanki: „Jeśli coś mi się stanie, to jest jego numer”. (…) Wsiadłam do nocnego autokaru do Paryża. Nigdy wcześniej tam nie byłam i już nigdy tam nie wróciłam. Nie ze względu na rzeczy, które mnie tam spotkały, ale ponieważ to tam się wszystko zaczęło. Dni w tym mieście okazały się dopiero początkiem.

W Paryżu Jean-Claude był już inny niż na statku, stał się opryskliwy. Zaczął dawać drobne sygnały, robił uwagi na temat mojego ciała czy bluzki, którą kupiłam. Zachowywał się protekcjonalnie, ale przede wszystkim przestał ze mną rozmawiać. Pamiętam, jak pewnego wieczoru siedzieliśmy w barze, a on w widoczny dla otoczenia sposób trzymał rękę w moich majtkach. Obrzydliwy gest. Nie byłam pruderyjna. Jadąc do Paryża, chciałam uprawiać z nim seks – ale to, że nie odezwał się do mnie ani słowem… Pełniłam tylko jedną funkcję. (…)

Postanowiłam wyjechać. Po powrocie do domu opowiadałam o Paryżu jako o szalonym przeżyciu. Zamieniłam to doświadczenie w historię, z którą będę mogła żyć. Jednak Jean-Claude umocnił tę ciemną stronę, która była we mnie już wcześniej. Tej jesieni czułam się dużo gorzej. A on dzwonił i dzwonił. Nie chciałam mieć z nim do czynienia. Namawiał mnie. Byłam słaba, w końcu nie miałam już siły się sprzeciwiać. (…) Byłam unieruchomiona jak w imadle. Całe ciało się trzęsło, pamiętam tylko jedną myśl: jesteśmy w piwnicy. Nawet jeśli się uwolnię i zacznę krzyczeć, nikt mnie nie usłyszy. Wydaje mi się, że trwało to dość długo, choć dokładnie nie wiem ile. Właśnie ta scena na zawsze pozostanie mi w pamięci.

Potem dalej wydzwaniał. Kiedyś poinformował mnie, że zaprosił do Forum moją ulubioną pisarkę. Chciał, żebym ją poznała. W końcu zdecydowałam, że pójdę tam z kolegą. Nie miałam zamiaru być ofiarą. Nie chciałam myśleć o sobie w ten sposób. (…) Kiedy kolega i ja wychodziliśmy z odczytu, ktoś zaczął dotykać mojej pupy. Od razu zrozumiałam kto, ale i tak się odwróciłam. Moja reakcja była bardzo gwałtowna, bo za mną szedł nie tylko on, lecz także Katarina Frostenson. Widziała. Musiała widzieć. Stali blisko siebie. Sytuacja była niezrozumiała, szybko stamtąd zniknęłam. Dlaczego zachował się tak przy żonie? (…)

Uwolniłam się od Arnaulta dopiero po przeprowadzce i zmianie numeru telefonu. Mieszkałam z kolegą, który dostał ode mnie instrukcje, by pod żadnym pozorem nie przekazywać mu nowego numeru. Powiedział mi, że Jean-Claude ciągle dzwonił, chociaż znajomy wyraźnie mu powtarzał, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Od tamtej pory trzymałam się z dala od tych kręgów. (…)

Mira:
Wcześniej także ciągnęło mnie do mężczyzn ze świata kultury, którzy potrafią być interesujący – tworzyć poczucie, że przy nich jest się w centrum, że tworzy się historię. W tamtym okresie aktywnie szukałam sposobu na życie jako wolna artystka. Byłam świadoma swojego klasowego pochodzenia, raczej czarno widziałam własne perspektywy w tym zawodzie. Nie miałam żadnego wsparcia ze strony rodziny. To, co chciałam osiągnąć, musiałam osiągnąć zupełnie sama. Wiosną, gdy miałam 22 lata i przygotowywałam portfolio do jednej ze szkół artystycznych, Jean-Claude zobaczył na imprezie, jak całuję się z inną dziewczyną. Nie miałam pojęcia, kim jest. Później często powtarzał, jak to mnie „wybrał” i „pilnował” – przypominał mi to, aby mieć nade mną kontrolę.

Jakiś tydzień później nasz wspólny znajomy zaproponował, żebym wpadła do restauracji, gdzie umówił się z grupką przyjaciół na kolację. Był tam Jean-Claude, poprosił mnie wtedy o numer telefonu. Kiedy go dostał, zaczął intensywnie wydzwaniać – kilka razy dziennie. Jego zainteresowanie schlebiało mi, był przeciwieństwem moich rówieśników, którzy rzadko wylewnie okazywali aprobatę. Mój stosunek do niego był sceptyczny, uważałam, że Jean-Claude jest stary. Kiedy zasięgnęłam języka, ludzie mówili, żebym trzymała się z dala, bo może mnie skrzywdzić. Dopiero wtedy poważnie się nim zainteresowałam. (…) Pełna nadziei przyjęłam od niego zaproszenie na kolację. Podczas spotkania otworzyłam się naiwnie jak dziecko. (…) Jean-Claude natychmiast zaoferował, że się „mną zaopiekuje”. Umożliwi mi karierę. Zacznie od opłacania całego czynszu. Uznałam, że to brzmi genialnie. Co za przygoda! Przed nami stawiano kolejne drinki. Tak się upiłam, że nic z tej nocy nie pamiętam. Zabrał mnie do kawalerki w budynku Akademii Szwedzkiej na Starym Mieście. Kiedy się obudziłam, zrozumiałam, że uprawiał ze mną seks. Był przyjazny, miał łagodny głos. (…)

Jean-Claude ma oko do ludzkich słabości. Dostrzegł, że mam jakieś ambicje. Dość szybko wyprowadziłam się z wynajmowanego pokoju, na który było mnie stać. Znalazłam za to mieszkanie, które było trochę za drogie, i w ten sposób szybko uzależniłam się finansowo od Jean-Claude’a. Wstydziłam się, że co miesiąc muszę mu przypominać o czynszu. Czasem płacił, czasem nie. Oczywiście cały czas żądał czegoś w zamian. Często chodziło o przekraczanie seksualnych granic, co do których wyrażałam wątpliwości, czasem odmawiałam. (…) Od początku traktowałam relację czysto erotycznie. (…)

Układ był taki, że nie wolno mi było chodzić do łóżka z nikim innym. Jednocześnie mogłam odejść, kiedy chciałam. (…) Relacja, z której później próbowałam się wydostać, była zupełnie inna niż ta na początku. Dwa ostatnie lata z Jean-Claude’em zmusiły mnie, żebym dojrzała. Skrzywdziły mnie w sposób, którego raczej nigdy nie zapomnę.

Pamiętam naszą wczesną, dość surrealistyczną wizytę na wernisażu w Sztokholmie. Już wtedy zaczęłam odczuwać niepokój. Witał się z różnymi kobietami o podobnej do mojej urodzie, o włosach w tym samym blond odcieniu. Były w różnym wieku. Po każdym takim spotkaniu opowiadano mi, że Jean-Claude utrzymywał z tymi kobietami w poprzednich latach kontakty erotyczne. Czułam się jak kopia, jak klon. (…)

Wszystko wymykało mi się z rąk. Po paru latach związku to, że całkowicie sterował moim życiem, było normalne. To on decydował, jak ma wyglądać seks. Kiedy, gdzie i co mam jeść. Zaczęłam marzyć o tym, żeby przestać istnieć. Miałam wrażenie, że ważę tysiąc ton i że jednocześnie znajduję się w jakiejś odległej galaktyce. Stawałam się coraz bardziej pasywna i zdystansowana. Moja odraza zniknęła. Wielu przyjaciół zerwało ze mną kontakty. Nie mogli znieść widoku, jak on i ja wspólnie znęcamy się nade mną. Żaden człowiek nie może zrobić drugiemu takiej krzywdy, jaką można zrobić sobie samemu.

Od czasu do czasu znajdowałam w sobie wystarczająco dużo siły, żeby zażądać zerwania. Wydzwaniał do mnie jak maniak. Mówił, że będę skończona. Wierzyłam mu. (…) Wszyscy rozumieli moją rolę, oprócz jednej starszej pary. „Nie wiedziałam, że Katarina i Jean-Claude mają córkę”, powiedziała kobieta. Wszyscy uznali to za bardzo zabawne. Większość przywykła. Niektórzy mężczyźni przejmowali dziewczęta od Jean-Claude’a. Mawiał o sobie, że jest najlepszą szkołą dla młodych. Wyszukiwał je i „szkolił”, po czym odpowiednio przygotowane przekazywał dalej. (…)

W końcu zostawiłam Jean-Claude’a, kiedy byłam już absolutnie przekonana, że chcę odebrać sobie życie. Nic nie miało już dla mnie znaczenia. Nic poza tym, żeby się z tego wydostać.

Gdy zrozumiał, że mówię poważnie, nazwał mnie robakiem, którego należy zdeptać. Miał zamknąć przede mną wszystkie drzwi. Wydzwaniał i zastraszał. Jedną moją koleżankę opluł na ulicy. Żądał, żeby nasi wspólni znajomi zerwali ze mną kontakt i usunęli mnie z Facebooka. Często przypominał mi, że jestem obserwowana. Miał „swoje źródła”, mówił. Zaczęłam unikać tłumu i klubów. Bałam się stać samotnie na peronie metra oraz w innych miejscach.

Mam wrażenie, że po zakończeniu naszej relacji trudno było mi znaleźć pracę w branży. Że wszystkie wyciągnięte wcześniej ręce cofnęły się. (…) Gdy po kilku latach ponownie się spotkaliśmy, miałam nadzieję, że Jean-Claude wybaczył mi, że go zostawiłam. Wyjaśnił, że „zablokował” mnie na wszystkich artystycznych uczelniach, w których mogłam chcieć się uczyć, ale może mnie „odblokować”, jeśli znów zaczniemy się widywać. Naprawdę miał taką władzę, żeby mnie „zablokować”? Tego nie wiem. Nigdy nie sprawdziłam.

Mona:
Wczesne lata 90. Właśnie się rozwiodłam, miałam 35 lat. Zaczęłam pisać poezję. Pewnego wieczoru, po występie, ktoś przedstawia mnie Jean-Claude’owi, który przygląda mi się od stóp do głów i pyta, czy chcę wydać książkę. Powiedział, że tak czy siak powinnam sprawić sobie bluzkę z większym dekoltem i pójść do znanego szwedzkiego wydawcy, którego wymienił z nazwiska. Stałam oniemiała. Co on sobie myślał?

Naprawdę mi nie zaimponował. Za to Forum miało bardzo dobry program kulturalny. Ich wieczory były oryginalne – bezpretensjonalne, choć elitarne. Miałam wrażenie, że w szczególny sposób podkreślano znaczenie literatury klasycznej i tej współczesnej. To rezonowało. Brakowało mi tego.

Kiedy witałam się z Jean-Claude’em w piwnicy, za każdym razem był nieco arogancki. Czasem rozmawiałam z przyjaciółmi o tym, jakie to dziwne, że obmacuje asystentki w obecności Katariny Frostenson.

Przy pewnej okazji Jean-Claude powiedział do mnie coś zupełnie obleśnego. Spytałam prosto z mostu: jak ona może się na to godzić? Odpowiedział, że inspiruje ją ta dynamika, że to ich umowa. (…) Był dla mnie małym, komicznym człowieczkiem, który stał się ważniakiem kosztem żony, wydawało mu się, że ma władzę, bo zna elitę kulturalną.

Po jednym z wieczorów w Forum poszłam z przyjaciółką do knajpy. Gdy pojawił się Jean-Claude, usiadł koło mnie przy barze, po czym wdaliśmy się w gorącą i śmieszną dyskusję na temat sztuki. (…) Gdy już zamykali, spytał, czy mam ochotę wstąpić do Forum. Wypilibyśmy tam po ostatnim kieliszku wina – zaproponował. Poszłam z nim. (…) Na miejscu poczęstował mnie jakimś drinkiem – a potem już nie wiem, co się działo. Od ponad 25 lat zastanawiam się, co takiego było w tym kieliszku. Narkotyki? (…)

Nagle obudziłam się na podłodze. Leżałam. Jean-Claude siedział na krześle. Był słabo oświetlony, ale dostrzegłam, że przygląda mi się z obrzydzeniem. Skonany. Zauważyłam, że mam rozpięte spodnie, a potem poczułam, że był we mnie. Po udach coś spływało. Minęły najwyżej dwie godziny. Nic nie pamiętałam. Powiedziałam: „Coś ty, kurwa, zrobił?”. Jean-Claude nie odpowiedział. (…)

Przez wiele lat próbowałam udawać, że nic się nie wydarzyło. Potem jednak zaczęłam myśleć o tym jak o przestępstwie. Uświadomiłam sobie, że być może zostałam zgwałcona i że nie mogę z tym nic zrobić. Niczego nie mogłabym udowodnić. Dalej pisałam. Coraz rzadziej poruszałam się w kręgach Forum, nigdy nie miałam już kontaktu z Jean-Claude’em Arnaultem.

Lata później opowiedziałam o tym pewnemu mężczyźnie, który uważał, że powinnam zgłosić to na policję. Czułam jednak zbyt wielki wstyd, że jako dorosła kobieta i matka dałam się tak wykorzystać. Fizycznie czułam, że zostałam zhańbiona. #MeToo obudziło we mnie wspomnienia.

W środę 19 września 2018 r. na oświetlonych plamami porannego słońca schodach siedziby sądu w Rådhuset ciągnie się kolejka. Jean-Claude Arnault wysiada z taksówki. Nie on pierwszy zmierza na rozprawę oskarżony o przestępstwo na tle seksualnym. Podobne rozprawy często odbywają się w Szwecji. Różnica polega na tłumie ludzi, który gromadzi się na zewnątrz. Arnault daje dyskretny sygnał ochroniarzowi, który prowadzi go obok kolejki czekającej na wejście. Mija mnie i podchodzi do kontroli bezpieczeństwa. Włosy zaczesał do tyłu. (…)

Wydaje mi się, podobnie jak wielu innym, że Arnault zostanie uniewinniony. Od dawna, może nawet od zawsze, miałam wyobrażenie, że sprawy o gwałt nie da się wygrać. W procesach brakuje zaświadczeń lekarskich z obdukcji, które mogłyby udokumentować fizyczne krzywdy. Żadnych śladów z oględzin miejsca przestępstwa.

Pamiętam jednak, jak rok wcześniej, kiedy zaczynałam własne śledztwo, czytałam o sprawach o gwałt, w których oskarżenia nie spełniały wymogów formalnych. Słowo przeciwko słowu nie wystarczy, by wyrok był skazujący. Jednak wiarygodne zeznanie pokrzywdzonego potwierdzone przez wiarygodne zeznania wielu innych osób mogą spełniać wymogi dowodowe. (…)

Rozprawa za zamkniętymi drzwiami trwa trzy dni.

Kiedy po zakończonych przesłuchaniach prokurator okręgowa Christina Voigt informuje media, że Arnault zostaje aresztowany, wiele kobiet jest tak samo zaskoczonych jak ja.

Kiedy Mira widzi zdjęcie Arnaulta w kajdankach, jej pierwszą reakcją jest chęć pogłaskania go po włosach i szepnięcia, że wszystko się ułoży.

Christine mówi, że wiadomość, a później wyrok, sprawiają, że wpisuje w wyszukiwarkę nazwę aresztu: Kronobergshäktet.

„Zobaczyłam celę i stół do ping-ponga. Nie potrafię tego strawić. Jakiś czas później jadę do Sztokholmu na spotkanie. Uświadamiam sobie, że ma się odbyć w Vasastanie, dzielnicy, której unikałam przez ostatnie 20 lat. Arnault jest za kratkami. Ryzyko, że go spotkam, jest zerowe, postanawiam więc przejść obok piwnicy. Drzwi są otwarte, wygląda na to, że na dole odbywa się jakiś remont. Nagle czuję, że ulice należą do mnie”.

1 października jestem przy wejściu do Rådhuset. Kiedy w Szwecji ogłasza się wyrok, odbywa się to najpierw w tradycyjny sposób, w holu. Jeśli sprawa jest medialna, przestrzeń przy okienku recepcji wypełnia się dziennikarzami i kamerami z telewizji, które za chwilę będą relacjonować na żywo. Wiele osób przestępuje z nogi na nogę albo siedzi wpatrzona w ekrany telefonów. W pomieszczeniu czuć to intensywne znużenie w oczekiwaniu na wiadomość, która równie dobrze może pojawić się lada moment lub za pół godziny. Kiedy wyrok zostaje ogłoszony, dziennikarze rzucają się do okienka, wybucha zamieszanie.

Na drugim końcu holu Rådhuset widzę Emmę. Stoi w kącie ukryta razem z mężem. Christine siedzi w domu z bliską przyjaciółką.

„Jeśli go zwolnią, nie mogę być sama. Nawet jeśli powódką jest inna kobieta, mam wrażenie, że sprawa dotyczy także mnie, nas wszystkich. Gdy nadchodzi wyrok, czuję, że dostał za swoje”.

Ktoś wykrzykuje wyrok. Sąd okręgowy w Sztokholmie skazał Arnaulta na dwa lata więzienia za jeden z gwałtów. (…)

3 grudnia o 14.00 sąd apelacyjny skazuje Arnaulta również za drugi gwałt. Kara zostaje zaostrzona do dwóch i pół roku. Zeznania siedmiu kobiet oceniono każde pojedynczo oraz wszystkie razem. Sąd przyjmuje opowieść Lydii o tym, dlaczego tak długo wstrzymywała się z oskarżeniem. Opowieść o obawach przed konsekwencjami, podczas gdy tak wiele osób w jej miejscu pracy znało Arnaulta, i przed jego wpływami w środowisku kulturalnym. Opowieść o fizycznym strachu, który czuła po pierwszym gwałcie, a którego występowanie potwierdzili inni świadkowie i notatki terapeutki.

Stały sekretarz Akademii Szwedzkiej Anders Olsson początkowo nie chce komentować wyroku. „Nie mamy nic do powiedzenia, ponieważ nie jest to związane z Akademią”, mówi w biurze prasowym. Nieco później formułuje wypowiedź na piśmie. Stwierdza, że to dobrze, że zadośćuczyniono ofiarom przemocy: „Akademia Szwedzka odżegnuje się, rzecz jasna, od wszelkich form przemocy seksualnej, nawet jeśli przestępstwa będące podstawą wyroku sądu apelacyjnego nie mają żadnego powiązania z naszą działalnością”. Jednak za trzy dni udziela wywiadu „Wiadomościom Kulturalnym”, i wówczas mówi o „roli, jaką Akademia Szwedzka odegrała w budowaniu pozycji Jean-Claude’a Arnaulta”.

„Sądzę, że Akademia Szwedzka ponosi jednak odpowiedzialność za całą sytuację. Odpowiedzialność za to, w jaki sposób przez lata traktowaliśmy relację z Forum i Jean-Claude’em Arnaultem”.

Na rozprawy w sądzie apelacyjnym Arnault przyjeżdżał na plac Birgera Jarla w transporcie więziennym, a do budynku eskortowali go funkcjonariusze. Wyglądał na wychudzonego i osłabionego. Ręce miał skute kajdankami przypiętymi u pasa, ułożone jak do modlitwy.

Fragmenty książki Matildy Voss Gustavsson Klub. Skandal w Komitecie Noblowskim, przekład Justyna Czechowska, Wielka Litera, Warszawa 2020

Fot. Jonas Ekströmer/TT newsagency/Forum

Wydanie: 02/2021, 2021

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy