Skandal we Wrocławiu

Skandal we Wrocławiu

Zbieramy owoce obojętności elit wobec zjawiska prawicowego, nacjonalistycznego ekstremizmu – refleksje uczestnika gorszących zajść podczas wykładu prof. Zygmunta Baumana

Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji.
Wolter

22 czerwca w auli Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego odbył się wykład prof. Zygmunta Baumana. Prężnie działający w stolicy Dolnego Śląska Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a wraz z prezydentem miasta Rafałem Dutkiewiczem zdołał sprowadzić do Wrocławia tego światowej sławy naukowca, znakomitego myśliciela, eseistę, filozofa i socjologa. Wystąpienie dotyczyło zagadnienia związanego z Ferdynandem Lassalle’em – rodowitym wrocławianinem, który studiował na tutejszym uniwersytecie, a 1 marca 1863 r. (czyli 150 lat temu) ogłosił deklarację dającą początek całemu zorganizowanemu ruchowi socjalistycznemu (Socjaldemokratycznej Partii Niemiec przede wszystkim) w Europie. Temat brzmiał: „Dylematy socjaldemokracji: od Lassalle’a do płynnej nowoczesności”.

Brunatna twarz Polski

Ale nie treściami wykładu światowej sławy myśliciela i nie refleksją nad nimi chcę się podzielić. Cała Polska – ba, Europa – przy tej okazji zobaczyła po raz kolejny brunatną, quasi-faszystowską twarz Polski. Bo Wrocław, przyszła Europejska Stolica Kultury (w 2016 r.), jest po Białymstoku najbardziej zarażonym faszystowską ideologią miastem III RP. O przejawach aktywności miejscowych quasi-faszystów (mieniących się narodowcami), wspomaganych przez środowisko kiboli WKS Śląsk Wrocław, często informowano w ostatnich czasach. Trzeba tylko dodać: pisano wielokrotnie o agresji, nietolerancji, atakach na wszystko, co „inne”, o nienawiści sączonej z fanzinów i portali chuliganerii uważającej się za kibiców futbolu, o licznych graffiti nawiązujących do symboliki faszystowskiej, które te środowiska masowo zostawiają na murach Wrocławia niczym znaczące swoje terytoria drapieżniki, itd.
Trzeba tu jeszcze dodać, że prof. Zygmunt Bauman to symbol rodzimej humanistyki w wymiarze światowym. Współczesna nauka polska ma zbyt mało znaczących osobowości, aby mogła sobie pozwolić na deprecjację jego dorobku i postaci. Dlatego tym bardziej zawstydzające są wypowiedzi nielicznych co prawda przedstawicieli środowiska akademickiego, których głos współbrzmi z rykiem chuliganerii na początku wykładu prof. Baumana. Nauczyciele akademiccy zajmujący takie stanowisko wystawiają sobie jednoznaczne świadectwo (bo ich dorobek trudno porównywać z dziełem prof. Baumana).
Ale te głosy, mimo że nieliczne, są znamienne. Rodzi się bowiem pytanie, dlaczego w Polsce tak wzrasta popularność radykalnych ruchów już nie tylko prawicowych, ale wręcz fanatyczno-faszystowskich. Jedna z odpowiedzi tkwi w myśli prof. Baumana: to odrzuty współczesnego świata – świata rosnących kontrastów i niesprawiedliwości, świata konsumpcji i rozbuchanej medialnie nadziei (niczym racjonalnie niepopartej). Bycie „…zbędnym (…), nadliczbowym, niepotrzebnym, bezużytecznym, niezależnie od tego, jaki rodzaj potrzeb i pożytków określa stan użyteczności i nieodzowności” (Zygmunt Bauman, „Życie na przemiał”) powoduje frustrację, złość, agresję, skłonność do przemocy i niszczenia okrutnego i cynicznego otaczającego świata. Jaka szkoda, że ci młodzi ludzie nie potrafią wysłuchać tego, co ma do powiedzenia profesor, którego wyzywali, a który objaśnia genezę sytuacji, w jakiej znalazło się ich pokolenie (inna rzecz, czy zrozumieliby go, bo ich percepcja jest raczej ograniczona).

Produkt mediów i edukacji

I tu dochodzimy do drugiej przyczyny wzrostu popularności tego typu organizacji i ideologii w naszym kraju. Celnie (choć nie w pełni) ujął to czołowy reprezentant opozycji demokratycznej w PRL, senator Józef Pinior: „Zbieramy owoce obojętności elit wobec zjawiska prawicowego, nacjonalistycznego ekstremizmu. Na całym świecie przeciwko takim postawom głos zabiera całe społeczeństwo obywatelskie i jego instytucje. Tego we Wrocławiu zabrakło, o działaczach takich organizacji jak NOP zwykło się mówić, że to nieistotny margines. Doczekaliśmy się sytuacji, że ten margines terroryzuje wykładowców na uczelniach. Trzeba pilnych działań, w które zaangażują się wszyscy” („Gazeta Wyborcza”, wydanie wrocławskie, 24.06.2013).
Przestrzeń publiczna została zdominowana przez narrację prawicową lub fundamentalistycznie prawicową. Lewica – pod każdym względem: historycznym, ideowym, politycznym, społecznym i kulturowym – została totalnie zohydzona, zdegradowana do poziomu zła absolutnego. Winę za ten stan rzeczy ponoszą zarówno szczerzy demokraci (centryści i lewicowcy) wywodzący się z nurtu „Solidarności”, jak i prominentni działacze lewicy SLD-owskiej. Media opanowane przez prawicowy mainstream prezentują kaleki, tendencyjny obraz wszystkiego, co się wiąże z lewicowością i postępem społecznym, manipulując opinią publiczną. Taka sama sytuacja istnieje od lat w edukacji. Ci młodzieńcy „zamawiający pięć piw”, ogoleni na łyso i napakowani anabolikami są produktem – to taki szlagwort – polskiego systemu edukacji i narracji medialnej od ponad dwóch dekad aplikowanych dzieciom, młodzieży i opinii publicznej w Polsce.
Topowy felietonista Daniel Passent w kontekście wydarzeń wrocławskich napisał: „Autorytety centroprawicy jakoś ich nie potępiają, gdyż takie ekscesy są prawicy na rękę. (…) Narodowcy są taranem, szpicą, mają ten sam cel, co główny nurt prawicy, tylko metody inne. Faktycznie ich działalność jest jak najbardziej na rękę bardziej umiarkowanej i kulturalnej prawicy. W te wydarzenia wpisuje się rzucanie tortem w sędzię czy Liga Republikańska (z Mariuszem Kamińskim, wczoraj szefem CBA, dziś wysokim funkcjonariuszem PiS), która rzucała jajkami w parę prezydencką. Należy do tego również uderzenie cegłą w głowę gen. Jaruzelskiego i – niestety – morderstwo działacza PiS w Łodzi”.
Wprowadzenie nauki religii do szkół (ponoć zgodnie z polską tradycją – jak mówili zwolennicy takiego rozwiązania) miało zhumanizować edukację i przygotować młodzież do wolności, demokracji i obywatelskości. „Po owocach ich poznacie”. Większość tych quasi-faszystów to właśnie rezultat nadwiślańskiego poziomu dyskusji publicznej i nauczania.

Flirt z kibolami

Trzeci aspekt tej smutnej sprawy ma wymiar lokalny. To autentyczna katastrofa, że na uczelnię w wolnym i demokratycznym kraju, będącym członkiem Unii Europejskiej, muszą wchodzić oddziały policji, aby można było przeprowadzić wykład. Szkoła wyższa – według oświeceniowych zasad i kanonów – jest od wieków miejscem nauki, racjonalizmu, empirii i tego, co zwiemy cywilizacyjnymi zasadami funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego. To świątynia pluralizmu i swobody bycia.
Czy nie mamy tu do czynienia z analogią do roku 1968, gdy polskie uczelnie zostały skażone wirusem nietolerancji, przemocy i agresji, użycia siły przeciwko ideom (co dziś tak ochoczo zarzucają PRL środowiska prawicowe)? Czy nie jest to klimat skłaniający do takich porównań?
We Wrocławiu prawicowe od „zawsze” władze miasta długo umizgiwały się do środowisk kibolsko-prawicowo-nacjonalistycznych, bo były one traktowane jako zaplecze do robienia klaki. Kompatybilność urzędu miasta z tymi środowiskami – to trzeba sobie jasno powiedzieć: we Wrocławiu „kibolstwo”, nacjonaliści i skrajna prawica przeplatają się, nie tylko ideowo, ale przede wszystkim biznesowo – jest powszechnie znana. Ratusz finansuje działalność klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław, w którego funkcjonowanie są zaangażowani liczni członkowie środowisk kibolskich. To dlatego prezydent Rafał Dutkiewicz był tak zaskoczony podczas otwarcia spotkania z udziałem prof. Baumana. Warto więc wrócić do zacytowanych wcześniej słów Józefa Piniora i postawić pytanie: dlaczego?
Ta garść refleksji bezpośredniego obserwatora tych wydarzeń, absolwenta Uniwersytetu Wrocławskiego (1976), mieszkańca Wrocławia od ponad 45 lat, jest krzykiem protestu przeciw załamywaniu się zaczątków społeczeństwa obywatelskiego. Jeśli polska uczelnia musi chronić myśl przed agresją, nienawiścią i troglodytami, to coś jest nie tak z naszą sferą publiczną.
Aby przeciwdziałać faszyzacji życia publicznego, trzeba dotrzeć do źródeł takiej sytuacji. Po incydencie, do którego doszło na Uniwersytecie Wrocławskim, już nie ma o czym rozmawiać. Tu jest potrzebna „naga siła”. I to jest smutne, to jest tragiczne.

Wydanie: 2013, 27/2013

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy