Skarby i mumie z lodowca

Skarby i mumie z lodowca

Topniejące wieczne śniegi oddają zwłoki zaginionych w górach oraz pamiątki z przeszłości

„Lodowce są jak skarbce. Otworzyła je zmiana klimatu”, twierdzi Harald Stadler, archeolog z Innsbrucku. Na całym świecie w górach topnieją wieczne śniegi i lodowe pola – od Himalajów po Kordyliery. Znikająca biała powłoka oddaje zwłoki zaginionych oraz fascynujące pamiątki z przeszłości.
W końcu XVI w. pewien postawny, zamożny wojownik wędrował przez wąską i trudną do sforsowania szwajcarską przełęcz Theodul. Nigdy nie dokończył podróży. Jeden nieostrożny krok sprawił, że zbrojny mąż

runął w lodowcową rozpadlinę.

Dopiero po czterech stuleciach szwajcarskie rodzeństwo Annemarie Julen-Lehner i Peter Lehner odkryło świadectwa dramatu – resztki szkieletu, ponad 200 monet, w tym dukaty najpotężniejszych monarchów owego czasu, cesarza Karola V i Filipa II, władcy imperium Hiszpanii, bogato zdobioną szpadę, pistolet z zamkiem kołowym i srebrne amulety. Do dziś nie wiadomo, dlaczego tajemniczy wojownik wybrał tak niebezpieczną drogę. W każdym razie znalezisko to było najbardziej znaczącym w dziejach szwajcarskiej archeologii lodowcowej. To jedna z najnowszych gałęzi nauki, która rozwija się niezwykle bujnie. Globalny wzrost temperatur powoduje powszechne topnienie lodowców. Szwajcarscy specjaliści obliczyli, że pokrywa lodowa Alp w ciągu ostatnich 150 lat zmniejszyła się o połowę, przy czym zwłaszcza w ciągu ostatniej dekady słońce intensywnie unicestwiało górskie zmarzliny. W sierpniu br. nawet na wysokości 3 tys. m temperatura w południe sięgała 25 stopni – z postrzępionych jęzorów lodowcowych spływały w doliny strumienie wody. Harald Stadler i jego koledzy korzystali z okazji, pytając na szlakach i w schroniskach o świadectwa dawnych czasów odsłonięte przez lód.
Do najistotniejszych znalezisk należy wrak niemieckiego samolotu transportowego Junkers Ju 52, który 4 stycznia 1941 r., smagany wichurą, rozbił się podczas awaryjnego lądowania na polu śniegowym Umbal Kees w Alpach wschodniego Tyrolu. Z 11 członków załogi
10 ocalało. Wiosną br. topniejące lody

odsłoniły resztki junkersa.

Ratownicy górscy z austriackiego Prägraten poświęcili swój urlop, aby wydobyć szczątki samolotu z lodowej przepaści. Udało się wydostać 80% maszyny (4 tony!): śmigło, silnik, koła podwozia oraz wyposażenie kabiny, w tym osobiste rzeczy załogi – gazety, szczoteczki do zębów, żel do włosów oraz sztućce. „Była tam nawet buteleczka z alkoholem. 400 m poniżej wraku natrafiliśmy na bomby zapalające. Z taką amunicją nie ma żartów. Na szczęście saperzy potrafili rozbroić ten niebezpieczny ładunek”, mówi Stadler. Planuje się urządzenie w Prägraten muzeum znalezisk lodowcowych, w których junkers byłby głównym eksponatem, przy czym zwiedzający mogliby zasiąść w symulatorze lotów umieszczonym w prawdziwej kabinie transportowca z czasów II wojny światowej.
Lodowce zwracają także świadectwa z pierwszego globalnego konfliktu. We włoskich Dolomitach, gdzie podczas I wojny światowej toczyły się niezwykle zacięte walki, słońce odsłoniło obóz austro-węgierskich strzelców cesarskich wraz z okopami, w których działa górskie i karabiny maszynowe wciąż stały na stanowiskach.
Ale odnajdywane są świadectwa także z bardziej odległej przeszłości. „Natura otwiera się jak album. Topniejący lód uwalnia pnie drzew sprzed 8 tys. lat”, mówi Heinz Slupetzky, jeden z czołowych glacjologów Austrii. 22 sierpnia br. w parku narodowym Hohe Tauern na wysokości 2,6 tys. m w pobliżu skraju lodowca natrafiono na mumię ptaka o zadziwiających proporcjach z długim, zakrzywionym dziobem. Ornitolodzy jeszcze nie zakończyli badań, przypuszczają jednak, iż osobliwy ptak mógł zostać pochłonięty przez wieczne śniegi przed kilkoma tysiącami lat. W szwajcarskiej dolinie Lötschen znaleziono strzały z drewna cisowego, którymi prehistoryczni łowcy polowali na zwierzynę 2 tys. lat przed urodzeniem Chrystusa.
Najsłynniejszym znaleziskiem z Alp jest odkryta w 1991 r. mumia Ötzi, człowieka z epoki kamiennej, który przed ponad 5 tys. lat znalazł śmierć w Alpach Ötzalskich. Ale aby zwłoki mogły przetrwać tak długo, potrzebne są wyjątkowe okoliczności. Górskie masy lodowe są plastyczne – przesuwają się, zmieniają objętość, wloką ze sobą kamienie i masy skalne. Ciało często zostaje zmiażdżone, pozostają z niego tylko kości miękkie jak guma (lód wysysa ze szkieletu cały wapń). W 1936 r. pewien Anglik zaginął w Tyrolu. 17 lat później na zboczu Prägratkees natrafiono na fragmenty szkieletu, fajkę, rogowe okulary i resztki ubrania. W 1990 r. spod lodu pokazały się kolejne kości oraz część alpinistycznego buta. Szczątki nieszczęsnego alpinisty płynęły więc wraz z lodowcem, który raz się kurczył, raz rósł.
Podczas tegorocznego upalnego lata Alpy zwróciły kilkanaście zwłok.

Góry to prawdziwe cmentarzysko.

Tylko w szwajcarskim regionie Wallis od 1971 r. zarejestrowano stu zaginionych. Znikające lodowce odsłaniają świadectwa dramatów sprzed lat.
W regionie Kaprun (Austria) znaleziono w lodzie na wysokości 3,1 tys. m kapelusz, buty, raki, a wreszcie kości 26-letniej Elisabeth M. z Badenii-Wirtembergii, która 9 września 1956 r. wyruszyła wraz z siostrą na wspinaczkę. Młode kobiety nie wróciły. Szczątki siostry znaleziono w 1957 r., po Elisabeth ślad zaginął. Obecnie policja rozważa wszczęcie śledztwa.
W styczniu 1985 r. młodzi Szwajcarzy Daniel Hirt i Daniel Suter wyprawili się na Tilsit. Podczas schodzenia gwałtowny poryw wichru zepchnął ich na 700-metrową wschodnią ścianę góry. Nie udało się odnaleźć zwłok. Przez następnych 18 lat malarz Peter Hirt aż 126 razy wspinał się na Tilsit, aby odnaleźć ciało syna. Wiedział, że jest blisko, znajdował ubrania, resztki sprzętu. W końcu w sierpniu br. topniejący lodowiec Firnalpeli oddał szczątki młodego człowieka. Okazało się jednak, że to Daniel Suter, rozpoznany po kluczykach samochodowych i łańcuszku na szyi. Ojciec zamierza w przyszłym roku wznowić poszukiwania.
Narzeczony Aloisii Persterer z Lienzu zniknął we wschodnim Tyrolu w 1949 r. Młoda kobieta została z nieślubnym dzieckiem, ludzie nie szczędzili jej złośliwych plotek. Dopiero latem br. zwłoki zaginionego znaleziono w rozpadlinie lodowca w masywie Grosswenediger. Młody mężczyzna miał w kieszeni obrączki zaręczynowe. „Otworzyło to stare rany. Ale wiedziałam, że Adolf nas nie zostawił. I teraz cieszę się, bo także moja córka Liselotte wie, że jej ojciec był porządnym człowiekiem”, mówi pani Aloisia.
Archeolodzy lodowcowi liczą jednak na znacznie starsze znaleziska. Harald Stadler ma nadzieję, że odnajdzie świadectwa sławnego pochodu Hannibala, który jesienią 218 r., prowadząc 50 tys. wojowników i 37 słoni bojowych, przedarł się przez alpejskie przełęcze, aby najechać rzymską Italię. Jeśli wierzyć starożytnym historykom, prawie 20 tys. żołnierzy Hannibala i część zwierząt nie przeżyło karkołomnej wyprawy. Harald Stadler liczy na znalezienie kości punickiego słonia. Byłaby to prawdziwa sensacja, która pozwoliłaby rozstrzygnąć spór toczący się wśród historyków od kilkuset lat – jaką alpejską trasą przeszła armia kartagińska. Szanse na takie odkrycie są jednak niewielkie. Zdaniem niektórych współczesnych biografów Hannibala, informacje o potwornych stratach armii punickiej w Alpach są znacznie przesadzone (starożytni dziejopisowie, podobnie jak obecnie dziennikarze, lubili raczyć czytelników mrożącymi krew w żyłach opowieściami). Większość słoni Hannibala dotarła zresztą do Italii. Jeśli jednak któreś z ogromnych zwierząt uwięzło w wiecznej zmarzlinie, prędzej czy później zostanie odnalezione. Zdaniem specjalistów, najpóźniej około 2100 r. w Alpach znikną ostatnie lodowce.

 

Wydanie: 2003, 41/2003

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy