Skazani na sukces

Skazani na sukces

Dzięki znojnej pracy Bronisława Wildsteina i Anny Milewskiej w telewizji publicznej TVN zgarnia nagrody, widownię i reklamy

Pomyśleć. Dwoje ludzi jak dwie połówki jabłka do siebie pasujące pracuje na wielki sukces telewizji publicznej.

On – apolityczny prezes, ona – reprezentantka partii rządzącej,

o ludziach której nie rozmawia się na salonach. On realizuje misję – ona dba o dobre imię korporacji i jak mrówka pracuje na jej finansowy sukces. On skromny, w ciszy gabinetu na dziewiątym piętrze starego wieżowca – ona szara myszka w gabinecie dziewięć pięter niżej. On namaszczony na stanowisko prezesa przez premiera i prezydenta, a może odwrotnie, ona – wiceprezes, przyjaciółka Danuty Waniek, podobno niezmordowany łącznik między bp. Głodziem a wicepremierem Lepperem, zgodnie pracują na wielki sukces. I sukces mają. Bo obecny, niewątpliwy sukces telewizji publicznej to sukces Bronisława Wildsteina i Anny Milewskiej.
On w wywiadzie pod wymownym tytułem „Media muszą gryźć” („Sukces”, 01.02.br.) mówi mądrze: „System wartości jest jeden, a w opozycji do niego są antywartości. Żądanie, by media publiczne pokazywały zarówno wartości, jak i istniejące w świecie antywartości, jest bez sensu. To sprzeczne z ideą misji tych mediów”.
Czy wiecie, dlaczego koń w dorożce ma okulary, które zasłaniają mu widok na boki? Bo nie ma potrzeby, by widział więcej niż to, co ma widzieć kierowany ręką dorożkarza.
On w wywiadzie mówi dalej: „Zaczęto mnie odwoływać już kilka tygodni po tym, jak mnie powołano! Co pokazuje cały absurd sytuacji, bo teoretycznie odwołać się powinno za jakieś przewinienie, a czy mi coś konkretnie zarzucono? Nie… To nawet zabawne – być prezesem w stanie permanentnego zdymisjonowania! Choć, mówiąc poważnie, to utrudnia mi pełnienie obowiązków, planowanie, zatrudnianie ludzi”.
Czy prezesowi coś konkretnie zarzucano? Nie. Wprost przeciwnie. Chwalono go za sukces, jaki TVN odniosła w tegorocznej edycji konkursu widzów i czytelników „Tele Tygodnia”, który to sukces telewizja publiczna transmitowała w całości na swojej antenie. Chwalono go za to, że w kategorii publicystyka poszczycić się mógł jedynie grajkiem, a przeciwko Durczokowi wystawić swoją największą osobowość – redaktora Ziemca. Chwalono za to, że jedyna Telekamera, jaka przypadła w udziale TVP, została przyznana za serial wprowadzony na antenę za prezesury Kwiatkowskiego Roberta.
Czy można prezesowi „w stanie permanentnego zdymisjonowania” czynić zarzuty, że

nie potrafił wykreować żadnej osobowości telewizyjnej,

że nie trafił w zainteresowania publiczności pasmami publicystycznymi, że wśród programów informacyjnych w styczniu najwięcej straciły „Wiadomości”, że widzowie w sondażu przeprowadzonym przez CBOS uznali telewizję Wildsteina za najmniej bezstronną? Za to wszystko nie powinno się w żadnym wypadku odwoływać prezesa. Za to powinien on trafić do Wielkiej Księgi Rekordów. Jeszcze żadnemu prezesowi nie udało się tak wiele.
O tym, jak wiele udało się Annie Milewskiej, odpowiedzialnej podobno już tylko za reklamy, mogliśmy przeczytać w prasie. „Nasze przychody reklamowe wyniosły w zeszłym roku ok. 1,1 mld zł. To o 6% więcej niż przed rokiem…”. Gdyby telewizja Wildsteina tylko chciała, mogłaby zarobić jeszcze więcej, bo wiadomo, że nic tak nie przyciąga reklamodawców jak wielkość widowni i dobre programy, z których telewizja Milewskiej i Wildsteina słynie. „Żeby skonsumować cały wzrost rynku, musielibyśmy wydłużyć bloki reklamowe, a to byłoby problematyczne zarówno dla widza, jak i dla reklamodawców”, mówi Milewska „Gazecie Wyborczej”.
W tym miejscu warto wspomnieć nieśmiało, że rynek reklam wzrósł średnio o 11% i że aż o 27% wzrosły w ubiegłym roku przychody z reklam w TVN. I oni nie trąbią o sukcesie. Robią swoje. Zgarniają nagrody, widownię i reklamy. TVP wzrost o 6% – TVN o 27%.
Dwoje ludzi skazanych na siebie skazanych na sukces, wyrazisty politycznie Wildstein i tęczowa politycznie Milewska, razem realizują misję i kierują telewizją publiczną. Pracują jak woły i co za to mają?
„Wymaga rozważenia, czy obecny Zarząd TVP radzi sobie z sytuacją zmniejszających się wpływów. Pamiętajmy, że to nie tylko podstawowe źródło informacji dla Polaków, ale i duża spółka skarbu państwa”, powiedział Przemysław Gosiewski na antenie Radia Maryja, a to radio mówi prawdę, zawsze prawdę i tylko prawdę. Pod tą presją pewnie Gosiewski wyznał, że być może będą niezbędne

zmiany w zarządzie telewizji publicznej.

Inny polityk (za co on Milewskiej tak nie lubi, przecież to ich człowiek), członek Rady Programowej TVP, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, Janusz Maksymiuk, a więc ktoś, kto ma większe od ministra Gosiewskiego pojęcie o telewizji, mówi („Życie Warszawy”, 31.01.br.): „Sądzę, że gdyby przeliczyć te wielkie sumy na minutę emisji, to inne stacje zarobiły więcej”. No proszę, jaka niewdzięczność. Będzie pani Milewska musiała udać się do biskupa, żeby zdyscyplinował to całe towarzystwo i wziął ją pod swoje dobre, opiekuńcze skrzydła. Nie można ludzi sukcesu tak nachalnie ściągać za nogi na ziemię.

 

Wydanie: 06/2007, 2007

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy