Skończę z zasadą TKM

Skończę z zasadą TKM

Marcinkiewicz warszawiakom naobiecywał już tyle, że przez 20 lat tego nie zrealizuje!

Marek Borowski, przewodniczący SdPl, kandydat na prezydenta Warszawy

– Nie martwi pana, że kampania samorządowa toczy się w cieniu bieżącej polityki?
– Mnie w ogóle martwi rodzaj polityki, jaką się w Polsce uprawia. Coraz mniej jest w niej zawartości merytorycznej, a coraz więcej obrzucania się jakimiś smrodliwymi granatami, bo tak to trzeba określić. W jakiejś audycji usłyszałem, że słowem, które najprecyzyjniej określa rodzaj obecnie uprawianej polityki, jest wentylator.
– To znaczy…
– Kręci się duży wentylator i co pewien czas różne partie wrzucają tam już nie powiem co. I pstrzą wszystkich naokoło, siebie zresztą też.
– Co więc pana napędza, żeby startować, żeby być w polityce?
– Ci, którzy mnie znają, mówią, że…
– …że żona?
– Nie, żona jest zmaltretowana polityką, chociaż żyje nią i nawet pisze blog. Jest zmordowana tym bezhołowiem, tym chamstwem, atakami. I moim udziałem w tym wszystkim. Bo na nią te bryzgi też spadają. Ale ona wie, dlaczego to robię, i ci, którzy mnie znają, to wiedzą.
– Więc dlaczego?
– Nigdy się nie poddawałem, zawsze walczę, wierzę w pewne idee i uważam, że są one słuszne. Tym bardziej że w innych krajach, bogatszych od Polski, znakomicie się udały, przyniosły tym krajom dostatek. Więc nie ma powodów, żeby się nie udały w Polsce. Poza tym jest we mnie rodzaj złości. Takiej sportowej. Nie uważam, żebym ja, tak jak wielu moich kolegów na centrolewicy, był głupszy od tych, którzy rządzą. W związku z tym nie widzę powodu, żeby się poddawać. Żeby głupota zwyciężyła. I wreszcie widzę, że tam, na prawicy, jest wielu ludzi, którzy robią wszystko, żebyśmy my się wycofali z polityki.
– Teraz walczy pan o prezydenturę Warszawy. Jak się panu debatuje z konkurentami?
– Jak? Ich rozmowa o Warszawie sprowadza się wyłącznie do obietnic. Idących już w absurd.
– Pan też obiecuje.
– A nie! Ja obiecuję tyle, ile mogę. I takie jest moje hasło: „Dotrzymuję obietnic. Oto różnica”. Proszę wziąć mój program, który ma razem ze wstępem 50 stron. I proszę wziąć program pani Gronkiewicz-Waltz, który ma 170 stron. Czy straszliwe masy obietnic pana Marcinkiewicza, których już nie da się zliczyć… Nawet nie wiem, czy on to gdzieś spisał! Natomiast ja liczę. Więc wiem, co mogę, a czego nie mogę. I na przykład wiem, że nie można naraz remontować więcej niż trzech ważnych skrzyżowań w Warszawie, ponieważ miasto zostanie sparaliżowane. A moi konkurenci chyba tego nie wiedzą, bo w ciągu kilku lat chcą wyremontować wszystko.
– Bo tyle jest do zrobienia. Zwłaszcza że w ostatnich czterech latach nic nie zrobiono.
– Potrzeb jest bardzo dużo. Także tych dokładnie zdefiniowanych, takich jak Most Północny czy parę bezkolizyjnych skrzyżowań, obwodnica, metro. Ale to nie znaczy, że ponieważ jesteśmy wygłodniali, możemy zjeść wszystko w ciągu czterech lat. Tak się nie da, trzeba wybierać priorytety, jasno powiedzieć, co i kiedy, i jednak to bilansować. Gdyby dzisiaj zapytać konkurentów, z czego swoje pomysły sfinansują, to odpowiedzą, że po pierwsze, z budżetu, po drugie, z Unii Europejskiej, po trzecie – na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego. A dlaczego do tej pory tego nie było? Czy dlatego, że Kaczyński był człowiekiem niewłaściwym na tym miejscu? Na pewno tak. Ale działały jakieś mechanizmy, które powodowały, że czegoś nie robiono.
– Kaczyński nie miał głowy do przyziemnych spraw.
– Ale miał przecież ludzi, całą ekipę!
– Ze Skierniewic, z Suwałk…
– Ano właśnie! Ekipę zebraną według zasady TKM. Wierności PiS. Otóż dopóki Warszawy nie oczyści się z partyjniactwa, to tak będzie stale. Bo inwestycja nie zależy od podpisu prezydenta, tylko od ludzi, którzy wszystko muszą przygotować. To muszą być ludzie kompetentni, fachowi, którzy nie są powiązani jakimiś układami, tylko są porządnymi urzędnikami samorządowymi.
– Skąd pan takich urzędników weźmie? Z grupy tych, którzy pomagają panu w kampanii wyborczej? Ludzi z SdPl, SLD, PD, UP?
– Czemu nie, ale pod pewnym warunkiem. Jasno deklaruję i mówię to wszędzie, gdzie mogę, żeby to zapamiętano: skończę z zasadą TKM. Kadry urzędnicze będą dobierane w konkursach, które będą przejrzyste, jawne, wszystko będzie ogłaszane w internecie. I nie będzie mnie interesowało, jakie kto ma poglądy polityczne, jeżeli będzie się kwalifikował z punktu widzenia kompetencji.
– Poglądy polityczne przekładają się na konkretne działania. Na wolnej działce w mieście zwolennik PO postawi apartamentowiec, zwolennik LPR – kościół, PiS – więzienie. A zwolennik lewicy czynszówkę albo ogródek jordanowski.
– Ależ ja to doskonale wiem. Tylko że to, o czym pan mówi, to są plany zagospodarowania przestrzennego – i tym nie zajmują się drobni urzędnicy. To są decyzje tzw. polityczne, tym zajmą się ci, którzy wejdą razem ze mną do ratusza, będą tworzyć zarząd. Oni będą podejmować strategiczne decyzje. Natomiast jest sprawa technologii, gdzie trzeba sprawnie zbierać papiery, ogłaszać przetargi, gdzie trzeba przestrzegać przepisów. Te rzeczy może wykonywać u mnie zarówno zwolennik PiS, jak i SLD. Proszę uprzejmie, rzecz, wydawałoby się, oczywista. Ale nie była oczywista do tej pory. Do tej pory jednych zwalniano, a drugich, swoich, przyjmowano na zwykłe urzędnicze stanowiska. Część z nich musiała być niekompetentna i była w związku z tym podatna na tworzenie układów. To poza tym blokowało pracę ludziom młodym, wykształconym. Bo jeśli nie mieli pleców, to odpadali. U mnie droga dla nich zostanie otwarta.
– Konkurenci mają nad panem przewagę w sondażach.
– Staram się to zmienić. Moim zadaniem jest pokazać warszawiakom, jak można zarządzać Warszawą. Zobaczymy, na ile się z tym wszystkim przebijemy.
– A jak będzie się pan przebijał?
– Trzeba obudzić warszawiaka – tego, który tak sobie chodzi mocno zniechęcony albo zniesmaczony, albo obojętny, żeby w pewnym momencie stanął i otworzył oczy. Spróbujemy namieszać. Fakt, że mogłem być wysunięty jako kandydat dopiero na początku września, oczywiście odbija się na moich szansach. To nie znaczy, że będę rezygnował. Mam parę zadań do spełnienia, także konsolidację centrolewicy warszawskiej, zrobienie przez nią dobrego wyniku, odegranie istotnej roli w Radzie Warszawy, w sejmiku… Mój najważniejszy cel to wygrać te wybory. Cel minimum to nie dopuścić PiS do rządzenia Warszawą.
– Dlaczego nie chce pan dopuszczać PiS do rządzenia?
– Dlatego, że już się wykazało. Nie tylko kompletną nieudolnością, ciągnięciem za uszy ludzi niekompetentnych, lecz także ideologizacją zarządzania Warszawą. Proszę tych panów posłuchać – poza tym, że nie potrafią zarządzać, lubują się (może w związku z tym?) w różnych ideologicznych bojach. Poza tym PiS po tym wszystkim, co widzieliśmy ostatnio, po wystąpieniach Kaczyńskiego, to jest agresja. Nie będzie spokoju w Warszawie, jeżeli PiS będzie przy władzy.
– Marcinkiewicz się uśmiecha, jest sympatyczny…
– Marcinkiewicz naobiecywał już tyle, że przez 20 lat tego nie zrealizuje! Warszawa nie może przeżywać kolejnego rozczarowania, już wystarczy rozczarowanie Lechem Kaczyńskim… Po drugie, on nie jest samodzielny, jest wykonawcą poleceń Jarosława Kaczyńskiego. A wykonywanie poleceń Kaczyńskiego to ostatnia rzecz, której bym życzył warszawiakom…
– Platforma byłaby taka lepsza?
– W sumie, nie zawaham się powiedzieć, że lepsza. Ponieważ mniej zideologizowana, mimo konserwatyzmu Rokity i ciągot religijnych Hanny Gronkiewicz-Waltz. Myślę, że wśród nich jest także więcej fachowców. Oczywiście, jest kluczowe pytanie, co PO zamierza zrobić po wyborach, bo tutaj nikt nie zdobędzie bezwzględnej większości…
– PiS trzyma się mocno.
– Ale nie w Warszawie. W Warszawie osiągnie te swoje dwadzieścia parę procent i cześć. Ani Liga, ani Samoobrona wyniku tu nie zrobią. W Warszawie będzie więc zupełnie inny podział – będziemy mieli trzy bloki. A mnie chodzi o to, żeby nasz był silny i miał coś do powiedzenia. To, że tak późno wystartowałem, jest więc problemem, dlatego że ta dwójka już biegała po mediach…
– Zawsze lepiej zaprosić dwóch, wtedy ma się ring, zderzenie argumentów.
– Ale to spowodowało, że w świadomości warszawiaków utrwalało się przekonanie, że są tylko oni. Więc dzisiaj chcę powiedzieć wszystkim warszawiakom, żeby się temu nie poddawali. Że teza: Borowski to fajny kandydat, ale nie ma szans i w związku z tym głosuję na Gronkiewicz-Waltz, jest tezą niepotrzebną i fałszywą. Bo jak zagłosują na mnie – to wyjdzie druga tura. Jest trójka poważnych kandydatów. I można między nimi spokojnie wybierać.
– Sondaże mówią inaczej.
– W Polsce dominują sondaże telefoniczne. Mają one to do siebie, że wykazują ogromną frekwencję, 60-70%, a potem ta frekwencja wynosi 40%. Pytanie, kogo wskazują ci, którzy mówią, że pójdą do wyborów, ale nie pójdą. Odpowiedź – najbardziej znanych. Był sondaż telefoniczny, w którym miałem 16%, Gronkiewicz-Waltz – 35%, a Marcinkiewicz – 38%. Z moich obliczeń wynikało, że po redukcji, przy frekwencji 45% ja miałbym 22%, a oni po 30%. To nie jest dystans nie do pokonania. Ostatni sondaż Metropolu poprawił mój wynik o 5 pkt proc., a Marcinkiewicza pogorszył o 8 pkt. Wystarczyło 10 dni, w trakcie których moje billboardy pokazały się na mieście, przebiło się kilka konferencji prasowych, odbyła się jedna debata telewizyjna.
– A jakie będą wyniki partyjne?
– Zobaczymy, jak będzie z blokowaniem list. Zaryzykuję tezę, że centrolewica w kraju na poziomie sejmików wojewódzkich będzie miała ok. 17%, PiS będzie miał dwadzieścia parę procent, a PO ok. 30. W sejmikach będą trzy bloki. Tutaj również naszym celem będzie doprowadzenie do takich sytuacji, żeby PiS odsunąć od władzy w samorządach wojewódzkich.
– W sondażach PiS traci niewiele.
– Trzeba brać ich razem – PiS, Ligę i Samoobronę. Bo jedni wyborcy od PiS odchodzą, a drugich PiS wysysa – z LPR i Samoobrony. No i wygląda, jakby się trzymało. Ale razem – co? To już nie jest powyżej 40%, które ten blok gromadził, tylko co najwyżej ponad 30%, w niektórych sejmikach już nawet z samą PO mogą przegrać. Przy czym jeśli PiS wysysa ludzi z LPR i Samoobrony, to staje się automatycznie coraz bardziej konserwatywne, populistyczne, co oznacza, że jest coraz mniejsza szansa na koalicję z PO. Czyli coraz bardziej wpycha się w ślepy zaułek. Więc tu jest proces erozji. Oni usiłują to nadrabiać tymi teczkami, agentami, WSI, szafą Lesiaka, za chwilę Ziobro założy komuś kajdanki, ale to będzie się wyczerpywać.
– Dlaczego centrolewica tak wolno się odbudowuje?
– Byliśmy wstępnie przygotowani na zawarcie koalicji, na start, w lipcu, w sierpniu. Ale nie udało się tak szybko uzgodnić zasad tworzenia list wyborczych, musieliśmy to przełożyć. Po drugie, to jest kwestia inicjatywy. Trzeba jak najczęściej występować wspólnie z własnymi propozycjami, żeby to było widoczne.
– Ale niezbyt was widać. Na czym to polega?
– Polega na tym, że jesteśmy bardzo zaangażowani w tworzenie list wyborczych. Zgranie czterech partii jest jak praca w kamieniołomach. Niestety, już wyszło i wyjdzie jeszcze parę przykrych konfliktów. Nie będą one tworzyły klimatu przełamywania nieufności.
– A nie jest tak, że lewica nie ma lejtmotywu, którym by mogła zdobywać wyborców? PiS mówi o IV Rzeczypospolitej, PO o lepszym gospodarowaniu, a lewica?
– Nie wiem, kto ma w tej chwili jakieś hasła. Bądźmy szczerzy, przecież ta IV Rzeczpospolita jest skompromitowana. To nie jest już żadne nośne hasło. Zresztą PiS raczej już o niej nie mówi, za to mówi o oczyszczaniu. Ale też to oczyszczanie w pokoju Renaty Beger brzmi śmiesznie. Moim zdaniem oni stracili parę i teraz nie tyle będą biec, ile czołgać się. Z kolei PO to twór nieokreślony. Żadnego hasła przewodniego. „Tu jest Polska”? „Razem”? Nie mają. A lewica? Też niespecjalnie.
– To wygląda jak po huraganie…
– Bo jest jak po huraganie. A to dlatego, że jest to kolejna ekipa, która robi wyborców bezczelnie w konia. Pierwsza była AWS, która poszła pod hasłami zrobienia porządku w kraju, po czym TKM kwitło. Wyborcy ich wyrzucili i zawierzyli Millerowi i lewicy, która mówiła, że przywrócimy normalność. Ni cholery, żadnej normalności! Naród się wkurzył, jeszcze mniej go do wyborów poszło, ale pojawił się zbawca ojczyzny, Jarosław K. On razem z Lechem. Szeryfowie. Przyszli, nie minął rok i ludzie zobaczyli, co to jest. W związku z tym nastała złość totalna i to jest jak po huraganie. Lewica na razie musi przejść wybory samorządowe, policzyć się. Myślę, że będą one pewną cezurą, od której zacznie się w miarę normalna praca polityczna.


MAREK BOROWSKI: Z KIM BĘDĘ CHCIAŁ ZARZĄDZAĆ WARSZAWĄ

MARCIN ŚWIĘCICKI – inwestycje. To członek Demokratów, ale przede wszystkim były prezydent Warszawy, człowiek, za którego czasów inwestycje były realizowane bardzo porządnie.
Prof. KATARZYNA DUCZKOWSKA-MAŁYSZ – fundusze europejskie. SGH.
MAREK BALICKI – zdrowie. Poza mną jedyny człowiek z SdPl.
MARIAN WORONIN – sport, zwłaszcza młodzieży, także tej szkolnej. Człowiek, który prowadzi szkółki, sekcje, fundacje.
LESZEK MIZIELIŃSKI – sprawy zagospodarowania przestrzennego i aglomeracji warszawskiej. Były wojewoda, człowiek szanowany i kompetentny.
MAREK ROJSZYK – kontakty z samorządami. Zamierzam przeprowadzić decentralizację i dać dzielnicom większe uprawnienia, potrzebny będzie ktoś, kto będzie utrzymywał z nimi kontakt, a także z Radą Warszawy, człowiek od dogadywania się. W tej roli widzę wiceprzewodniczącego Rady Warszawy.
WŁODZIMIERZ PASZYŃSKI – oświata. Jest ona dla mnie niezwykle ważną częścią samorządu. Zwłaszcza że powinna być wolna od Giertycha. Dlatego kierować ma nią człowiek kompetentny, najlepszy kurator w historii Warszawy.
JERZY BUCZYŃSKI – sprawy przedsiębiorczości, drobni kupcy, handlowcy. To jest cała masa ludzi, którzy mają ciągłe problemy z ratuszem. A to ich wyrzucają z różnych miejsc, a to czynsze im podwyższają, bez przerwy coś się gotuje, z tym trzeba skończyć, ci ludzie mają prawo do stabilizacji. Tutaj chciałem mieć człowieka, który tych ludzi by rozumiał, kogoś z tego środowiska. Poprosiłem więc o współpracę wiceprzewodniczącego mazowieckiej rady rzemiosła.
MAREK KUJAWA – sprawy bezpieczeństwa. Zająłby się nimi długoletni policjant i szef policji w Śródmieściu. Był też szefem straży miejskiej do wyborów w 2002 r., potem Kaczyński go wyrzucił.

Wśród wymienionych są członkowie SLD, SdPl i PD, są też bezpartyjni. Żeby się znaleźć w tym gronie, musieli się wykazać jedną zasadniczą cechą – absolutną kompetencją. To najlepsza gwarancja, że program będzie realizowany sprawnie i skutecznie.


O MARSZAŁKU MARKU BOROWSKIM MÓWIĄ:

Prof. Bronisław Geremek
Poznałem Marka Borowskiego w Sejmie: byliśmy wówczas po przeciwnych stronach. Ceniłem już jednak wtedy kompetencje i uczciwość obecnego kandydata na prezydenta Warszawy. Nie mam wątpliwości, że jest to człowiek, który potrafi stolicą rozumnie zarządzać. Potrafił być odważny w sytuacjach, gdy odwaga nie popłacała. Rozumie sprawy gospodarcze każdej skali – od życia codziennego po wymiar systemowy. Ma dar łączenia myślenia w kategoriach wolnej gospodarki z wrażliwością na społeczne troski ludzi. Wie, że Warszawie potrzebne są nowe mosty i drogi, ale także to, że przyszłość Warszawy zależy od rozwoju edukacji i nauki. Potrafi tworzyć klimat porozumienia wokół pragmatycznych zadań. Jest warszawiakiem z krwi i kości. Takiego właśnie człowieka Warszawa teraz potrzebuje.

Barbara Borys-Damięcka
Pan Marek Borowski jest bywalcem i niekwestionowanym miłośnikiem teatru. Bywa nie tylko na spektaklach scen stołecznych, ale również na koncertach muzycznych, widowiskach kabaretowych, zna z historycznego punktu widzenia literaturę teatralną, jest za pan brat z kulturą warszawską, polską i światową, a to rzadka cecha u niektórych naszych polityków.
Rozumie potrzeby i zna „mękę twórczą”, artystów, choć bywa czasami surowym i szczerym krytykiem.
Lubiany przez warszawskie środowiska twórcze. Zrównoważony w relacjach i zachowaniach, obdarzony wielkim poczuciem odpowiedzialności za słowa i czyny oraz gesty, umiejący słuchać innych, a także uczestniczyć w dyskusjach z wielką kulturą. Posługuje się piękną polszczyzną, w przeciwieństwie do wielu polityków usiłujących często wypowiadać się publicznie.
W swoim telefonie komórkowym nosi zdjęcia wnuków, którymi chętnie się chwali.
Zna wiele warszawskich żartów, dykteryjek i legend na równi z problemami dnia dzisiejszego warszawskiej społeczności. Poczuciem humoru, jak i powagą zaskarbia sobie sympatię warszawiaków.

Krystyna Kofta
Podczas kampanii wyborczej zapytano mnie, dlaczego angażuję się w wybory. Chciałam, żeby prezydentem kraju został kandydat, do którego można mieć zaufanie. Któremu z kandydatów dałabym klucze od swojego mieszkania, żeby mógł w nim mieszkać podczas mojego wyjazdu? Markowi Borowskiemu, bo jest dla mnie przykładem uczciwości. Jako minister finansów zdobył uznanie, był jednym z najlepszych marszałków Sejmu. Radził sobie jak wytrawny psychiatra z poselskim oszołomstwem. Potrafił wznieść się ponad partyjne układy. Gdyby nie odszedł z SLD, nie mielibyśmy tam zmian i Olejniczaka.
W swej karierze przeszedł Borowski różne szczeble, od ekspedienta do dyrektora w DT Centrum. Ten intelektualista jest chłopakiem z Pragi, przyjacielem Staśka Wielanka.
Gdyby Marek Borowski spotkał się z Renatą Beger w jej pokoju, nie padłyby korupcyjne propozycje. Myślę jednak, że należy do tego rodzaju polityków, że nikt nawet nie zaproponowałby mu prowadzenia takich „negocjacji”.
Uczciwość jest równie ważna w rządzeniu krajem, jak i miastem. Stolica potrzebuje kogoś uczciwego. Dziś, gdy PiS straszy nas hakami, gdy wodzowie wrzeszczą na organizowanych spontanicznych wiecach, widzimy, że demokracja nie jest dana raz na zawsze. Borowski jako socjalista i demokrata wie o tym dobrze. Nie pozwoliłby na gry hakami, wyjaśniałby afery korupcyjne. Jako prezydent Warszawy mógłby zrobić wiele dobrego, to widać z programu, jaki przygotował. Przedstawił ludzi, z którymi będzie pracował. Niestety, telewizja publiczna tego nam nie pokazała. Są zakazy. Boją się politycy i PiS, i PO, że ta trzecia siła, jaką jest Borowski, kandydat centrolewu, może im zagrozić.
I zagrozi, bo warszawiacy są dziś mądrzejsi o rządy PiS.

 

 

Wydanie: 2006, 42/2006

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy