Skutki wymiany korzeni

Skutki wymiany korzeni

John Malkovich jeździ ostatnio po świecie i po różnych filharmoniach recytuje, to znaczy najczęściej podczytuje z pulpitu jako narrator, teksty wielkich autorów do własnych projektów teatralno-muzycznych. Wypada to różnie, a jak naprawdę, nie wiadomo, bo do wysokości wszelkich wykonań artystycznych Malkovicha rzadko dociera krytyka. W ubiegłym roku w Polsce, za kulisami jednego z koncertów mozartowskich, wielkiemu aktorowi gratulował prezydent RP z małżonką. Jak było, nie wiem. Do filharmonii bywam zabierany nie częściej niż raz w miesiącu, a za kulisy nigdy.

Czytam, że Polska odegrała pewną rolę w postrzeganiu świata przez filmowego wicehrabiego Valmonta. Kiedyś w Łodzi J.M. złamał nogę i leżał w szpitalu ze „zwykłymi ludźmi”, co mu zmieniło skalę odczuć własnych nieszczęść. Do tej pory John upadł tylko raz w życiu, kiedy umoczył 10 mln dol. w funduszu niejakiego Madoffa (aktualnie odsiaduje wyrok kilkuset lat więzienia w USA), przypominającym polską Bezpieczną Kasę Oszczędności Grobelnego. Warto zauważyć przy okazji, że w Hollywood jest wielu aktorów i producentów większych od J.M., których Madoff proporcjonalnie naciągnął na znacznie większą kasę, ale tylko Johnowi udało się złamać nogę w Łodzi i szczęśliwie uwierzyć w miejscowym szpitalu, że pieniądze szczęścia nie dają.

Nie szuka zatem człowiek pieniędzy, dlatego wszelkie podejrzenia wobec Johna Malkovicha o chałturę są chybione. Artysta jest nadal w trasie i w wielkiej formie. I głównie o jego najświeższym występie w Zagrzebiu chciałem tu napisać, bo to prawdziwy szołkejs.

Kiedy jeszcze istniała Jugosławia, mówiło się tam z dumą o jugosłowiańskich korzeniach Malkovicha. Po rozpadzie federacji tyle samo dumy w tej sprawie przybyło Chorwatom, ile jej ubyło licznym pozostałym narodom i narodowościom SFRJ. Podobno w Chorwacji odnaleziono wioskę, w której urodził się ojciec dziadka jego matki – albo matka żony jego dziadka, i to niezależnie od faktu, że wszyscy Malkoviche od trzech pokoleń są z Illinois albo z Kanady. Chorwackie media niezmiennie przedstawiają artystę w czołówkach i tytułach jako „wielkiego aktora o chorwackich korzeniach”. Duma rozpiera naród i gwarantuje, że w kasie zabraknie biletów.

Koncert oczywiście dostarczył niezapomnianych wrażeń, aczkolwiek to, co stało się później, znacznie skróci okres przydatności występu amerykańskiego aktora do wychowania patriotycznego w Chorwacji. W lokalnych mediach podano, że Malkovich ma własną opowieść. Powołuje się w niej na swoją mamę, którą podobno zawsze irytowały te nieustannie chorwackie korzenie. „Matka mi powiedziała – oświadczył Malkovich w Chorwacji – że jestem Czarnogórcem, że pochodzimy z Czarnogóry”.

Łatwo odgadnąć, gdzie zapadła cisza po tych słowach, a gdzie zaczęła się fiesta. W komentarzach internautów do publikacji w belgradzkiej „Politice” odzywają się po kolei i na przemian śledziennicy i patrioci wszystkich narodów byłej Jugosławii. „Zagadkę mogą rozwiązać tylko testy DNA”, pisze doktor jakichś nauk, na co reaguje ktoś mniej wykształcony, że przecież nie istnieje czarnogórski kod genetyczny. „To dlaczego tu przyjechałeś?”, zapytuje po angielsku gościa jakiś kmiot z Zagrzebia, gotowy wyekspediować Amerykanina do Podgoricy na wymianę korzeni. „To przecież żydowska rodzina, ojciec używał imion Daniel i Leon, a takich u nas nie ma”, donosi miejscowy badacz semickich tropów. „Jest w nim coś mrocznego”, pisze jakiś chorwacki genetyczny patriota, znajdując w kolorze duszy Malkovicha ponure pierwiastki jego nowego korzenia, z definicji przecież brzydszego od narodowych w kolorze korzonków chorwackich.

Podgorica, dawniej Titograd, stolica Czarnogóry, chyba jeszcze się nie dorobiła takiej filharmonii, żeby myśleć o zaproszeniu nowego sławnego „krajana”. Po występie w Zagrzebiu John Malkovich kalkuluje, czy w tej części Europy bardziej się opłaca złamać nogę, czy zmieniać korzenie.

Wydanie: 2017, 42/2017

Kategorie: SZOŁKEJS

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy