Śmierć internetowego Robin Hooda

Śmierć internetowego Robin Hooda

Gene Kan, młody geniusz cyberprzestrzeni, strzelił sobie w głowę

Był cudownym dzieckiem ery Internetu. Magazyn „Time” uznał go za jednego z digitalnych geniuszy, którzy będą kształtować przyszłość globalnej sieci. W oczach przyjaciół uchodził za cybernetycznego Robin Hooda walczącego o wolność komunikowania się ludzi bez kontroli rządów czy żądnych zysku koncernów. Ale 25-letni Gene Kan nie wznieci już komputerowej rewolty. 29 czerwca zamknął się w swym mieszkaniu w Belmont pod San Francisco, przyłożył do głowy lufę karabinu i nacisnął spust. Ciało znaleziono po trzech dniach. Rodzina internetowego buntownika początkowo nie podała wiadomości o jego zgonie. Nim informacja o tragedii w Belmont pojawiła się w Internecie, zwłoki zostały poddane kremacji, a prochy pochowane w nieznanym miejscu.
Samobójstwo internetowego rebelianta wielu uznało za

symboliczny kres

ogromnych nadziei związanych z błyskawicznym rozwojem nowych mediów. „Przyjęcie się skończyło”, napisał szwajcarski tygodnik „Weltwoche”.
Gene Kan, absolwent inżynierii elektrycznej i technologii komputerowej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, był jednym z współtwórców programu Gnutella, umożliwiającego porozumiewanie się w sieci partnerskiej (technologia peer-to-peer – P2P), czyli bezpośrednie łączenie się twardych dysków komputerów osobistych bez pośrednictwa centralnego serwera. Gnutella, nazwana tak od czekoladowej nutelli do smarowania chleba, umożliwiła indywidualnym użytkownikom Internetu to, co dotychczas zarezerwowane było dla specjalistów i firm – umieszczanie w sieci własnych danych, informacji i programów, w tym plików muzycznych, graficznych i filmowych. Stała się swego rodzaju giełdą wymienną, której użytkownicy nie przejmowali się prawami autorskimi do piosenek czy obrazów.
Gnutellę napisał Justin Frankel z firmy Nullsoft, przejętej przez medialny gigant America Online (AOL). 14 marca 2000 r. program trafił do Internetu. W jego ofercie znalazło się m.in. ponad 200 „darmowych” piosenek Madonny, do których prawa autorskie miał AOL. Wstrząśnięci szefowie koncernu spostrzegli, że ich własny pracownik uprawia „działalność dywersyjną”. Jeszcze tego samego dnia Gnutella została usunięta z globalnej sieci. Ale dżin zdołał już wydostać się z butelki. Wielu internautów pobrało „anarchistyczny” program. Jednym z nich był Gene Kan, który stał się tak wielkim entuzjastą Gnutelli, że napisał jej nową wersję, z instrukcją umożliwiającą indywidualnym użytkownikom kopiowanie programu. Stworzył też stronę internetową o Gnutelli. Inteligentny i wymowny, stał się też nieoficjalnym rzecznikiem tego niezwykłego software’u. Twórcy programu od początku głosili, że doprowadzi on do medialnej rewolucji. „Nie jesteśmy internetowymi poszukiwaczami złota.

Jesteśmy legalnymi terrorystami

mediów i historia z pewnością nas kanonizuje”, głosił Justin Frankel. Gene Kan podkreślał, że „smok Gnutella” nie ma głowy, czyli centralnego serwera. Nie można go wyłączyć ani oskarżyć przed sądem, ponieważ jest tylko technologią komunikacyjną, a nie firmą. Równie dobrze można podać do sądu język angielski. Koncerny muzyczne z pewnością przetrwają także bez wyśrubowanych tantiem za prawa autorskie. W historii jest zresztą tak, że na skutek postępu technicznego niektóre gałęzie przemysłu tracą rację bytu. „Większość gołębi pocztowych obecnie jest bezrobotna”, wywodził Kan na łamach magazynu „Atlantic Monthly”.
Występując przed prawną komisją Senatu USA, młody programista stwierdził, że postępu nie da się zatrzymać. Gnutella to tylko początek. „Pasta do zębów już została wyciśnięta z tubki. Można ją wykorzystać albo brzydko rozmazać”. P2P umożliwia przecież nie tylko przekazywanie filmów czy plików muzycznych, ale jest także potężnym orężem w walce o wolność słowa. Dyktatorskie reżimy mogą sparaliżować „zwykły” Internet, wyłączając serwery. Ale Gnutelli nie wyłączy nikt. Komentatorzy porównywali Kana i jego kolegów do internetowych anarchistów lub partyzantów, którzy zwyciężają potężnego wroga, stosując nowe, rewolucyjne metody walki. Gene Kan i inni szermierze Gnutelli złamią informacyjny monopol rządów i wielkich firm, tak jak ruchliwi bojownicy amerykańskiej wojny o niepodległość zwyciężyli w końcu wojska Brytyjskiej Korony. Gnutella zyskała szczególną popularność zwłaszcza wtedy, gdy na skutek protestów koncernów muzycznych zamknięty został Napster – również umożliwiający pobieranie z sieci piosenek, ale poprzez centralny serwer.
Kan nie obawiał się, że i on zostanie oskarżony: „Jestem tylko jednym z wielu. Mój majątek osobisty jest niewielki. Jaką rekompensatę finansową zdołają więc wywalczyć adwokaci? Nie mogą przecież domagać się odszkodowań od Gnutelli”. Kiedy jednak koncern Ferrero złożył pozew przeciw „pirackiemu” programowi, internetowy Robin Hood wysłał do swych fanów pełny humoru mail: „Wszyscy lubią czekoladę Nutella i dlatego mam nadzieję, że nadal będzie wesoło”. Ale przyjęcie już dobiegało końca.
Gene Kan wraz z kolegami opracował działającą na zasadzie technologii P2P przeglądarkę internetową Infrasearch. Niektórzy przewidywali, że doprowadzi ona do upadku takie działające na tradycyjnych zasadach giganty jak Altavista czy Yahoo. Ale internetowy rebeliant potrzebował pieniędzy na rozwój Infrasearch, w marcu 2001 r. przeszedł więc do koncernu Sun.
Niektórzy uważają, że praca w ogromnej firmie złamała twórczego ducha młodego innowatora. Zapewne czuł się też coraz bardziej przygnębiony, widząc nagły

krach internetowego bumu

w Dolinie Krzemowej i na całym świecie. Usiłował zwalczyć smutek, pędząc po autostradach Kalifornii szybkim bmw, ścigając się z innymi samochodami. Daremnie.
Bliski przyjaciel Kana, Cody Oliver, opowiadał: „Zrobiliśmy wszystko, co powinno się zrobić. Przekonaliśmy Gene’a, aby brał prozac. Połączyliśmy go z telefonami zaufania dla zagrożonych samobójstwem. Obiecał, że nie uczyni nic drastycznego. Ale teraz odszedł. To niewiarygodnie smutne”.
Śmierć komputerowego Robin Hooda nastąpiła w zagadkowych okolicznościach. Początkowo mówiono o wypadku. Dopiero 9 lipca rzeczniczka sądu w hrabstwie San Mateo, Sue Turner, stwierdziła „prawdopodobne samobójstwo”. W społeczności internautów zawrzało. Od razu pojawiły się teorie spiskowe. Dlaczego wiadomość o śmierci komputerowego pioniera podano tak późno? Dlaczego ciało tak szybko poddano kremacji? Gene Kan nie mógł popełnić samobójstwa, przecież zarabiał 100 tys. dol. rocznie, przecież nawet nie miał karabinu. W rzeczywistości internetowy geniusz został zgładzony na zlecenie koncernów muzycznych, a może także administracji Busha, której „światowemu porządkowi” się przeciwstawiał. Wysłannicy firm muzycznych najpierw podawali Kanowi specyfiki powodujące depresje, a potem wysłali do Belmont płatnych zabójców.
Te spiskowe opowieści z pewnością nie są prawdziwe. Robin Hood cyberprzestrzeni zginął z własnej ręki. Kilka dni przed śmiercią usunął swój życiorys ze strony internetowej uniwersytetu w Berkeley, zastępując go dwoma krótkimi zdaniami: „Streszczenie: Smutny przypadek człowieka. Wyspecjalizowany w przegrywaniu”. Ale niedoszły geniusz Internetu wystawił sobie zbyt surową ocenę. Twórcze idee Kana żyją w globalnej sieci, w umysłach jego przyjaciół i fanów.

 

 

Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy