Śmierć zasadniczo opisana

Śmierć zasadniczo opisana

Teoretycznie wiemy, na co umierają Polacy. I ile jest zgonów. Ale to zaburzony obraz

Historią z Wejherowa przez jeden wieczór żyła niemal cała Polska. Pewien 34-latek postawił się lokalnej straży miejskiej. Złapany na gorącym uczynku, gdy palił w kozie wiórowymi płytami meblowymi, co z uwagi na szkodliwe emisje jest w Polsce czynem zabronionym, nie przyjął mandatu w wysokości 500 zł. Wejherowianin uznał, że prawo go nie obowiązuje, bo… Jarosław Kaczyński „pozwolił palić wszystkim”. I faktycznie. „Trzeba palić wszystkim, poza oponami czy podobnymi szkodliwymi rzeczami, bo Polska musi być ogrzana”, stwierdził we wrześniu br. lider PiS na spotkaniu z mieszkańcami w Nowym Targu. „Takie pozwolenie nie stanowi normy prawnej”, czytamy w komunikacie straży, która sprawę skierowała do sądu.

Demograficzna katastrofa

Mimo humorystycznej wymowy ów przypadek dobrze ilustruje poważny problem. Słowom prezesa PiS towarzyszyło cofnięcie przez rząd zakazu palenia w piecach miałem węglowym i węglem brunatnym. Ich spalanie – zwłaszcza drugiego, zanieczyszczonego siarką – jest wyjątkowo szkodliwe dla naszego zdrowia. Pisowskie „palta, co chceta” – reakcja na kryzys energetyczny narastający po wybuchu wojny w Ukrainie – to typowa odpowiedź partii władzy na „przespany” problem. Zepchnięcie odpowiedzialności na zwykłego człowieka, przy jednoczesnej pogardzie dla obowiązujących norm, także prawnych. Ale nie tylko o dezynwolturę wobec prawa chodzi. Smog, będący u nas głównie efektem palenia w piecach, zabija rocznie 40 tys. Polaków. Sezon ciepłowniczy w realiach kryzysu oznacza, że ofiar „ogrzania Polski” będzie jeszcze więcej.

Tymczasem już teraz jesteśmy świadkami demograficznej katastrofy. „Covidowe” lata 2020-2021 były najgorszymi od zakończenia II wojny światowej, jeśli chodzi o umieralność. W pierwszym roku pandemii zmarło 477 tys. Polaków, w drugim 519 tys. Zgonów bezpośrednio związanych z koronawirusem odnotowano wówczas nieco ponad 100 tys. (dwie trzecie w 2021 r.), drugie tyle było wynikiem okresowych zapaści w systemie opieki zdrowotnej, wywołanych rozmiarami pandemii (na covid odnotowano dotąd 6,3 mln zachorowań). Liczba wszystkich zmarłych w 2020 r. była wyższa o 68 tys. w porównaniu z rokiem minionym i aż o 100 tys. przekroczyła średnioroczną wartość z ostatniego półwiecza. Jeszcze tragiczniejszy rok 2021 wyznaczył szczyt, z którego – wiele na to wskazuje – powolutku schodzimy. Dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące trzech kwartałów 2022 r. mówią o 324 tys. zgonów, co pozwala przyjąć, że do końca grudnia (jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa) umrze łącznie nie więcej niż 450 tys. obywateli RP. Należy przy tym zauważyć, że umieralność na terytorium Polski będzie wyższa z uwagi na obecność półtoramilionowej rzeszy ukraińskich uchodźców. Ich jednak krajowe statystyki nie obejmują.

Łagodniejący wirus

A na co umieramy? Niezależnie od „covidowych zawirowań” nadal uśmiercają nas przede wszystkim choroby układu krążenia. Odpowiadają za 40% zgonów, o czym na katowickim kongresie Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego mówił jego prezes, prof. Przemysław Mitkowski.

– Wiemy, na podstawie raportu Państwowego Zakładu Higieny-Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, że w 2020 r., w porównaniu z 2019 r., o 17% wzrosła liczba zgonów z przyczyn sercowo-naczyniowych – informował szef PTK podczas wrześniowych obrad.

Drugie miejsce zajmują choroby nowotworowe. W latach 2020-2021 odpowiadały one za jedną piątą zgonów. Największe śmiertelne żniwo zbierał, niezależnie od płci, rak tchawicy, oskrzeli, płuc, w przypadku mężczyzn rak prostaty, kobiet – nowotwór piersi i szyjki macicy.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 46/2022, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2022, 46/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy