Śniadanie z mediatorem

Śniadanie z mediatorem

Amerykanie wykorzystują do badań nad lękiem krótkometrażowy film w reżyserii Davida Lyncha. Dostępny na YouTubie obraz „Rabbits” bawi się konwencją sitcomu. Klasyczny sitcom wywodzi się z amerykańskiego wodewilu i z programów radiowych. Rozgrywa się zwykle w jednym pomieszczeniu (jak „Świat według Bundych” czy „Trzynasty posterunek”) i opowiada o losach grupy bohaterów. U Lyncha to tytułowe króliki, dubbingowane przez Naomi Watts, Scotta Coffeya i Laurę Harring (aktorzy spotkali się wcześniej na planie „Mulholland Drive” tego samego reżysera).

W surowym, nieco zaniedbanym pokoju, który przypomina archaiczną scenografię teatralną, stoją stara skórzana kanapa i dwie lampki. W półmroku kobieta w masce królika prasuje, odwrócona do ściany. Druga siedzi bezczynnie twarzą do publiczności. Ten dość przygnębiający obrazek ilustruje mroczna muzyka Angela Badalamentiego, od czasu do czasu słychać też tęskny, głuchy gwizd przejeżdżającego pociągu. Kiedy do pokoju wchodzi mężczyzna (też w masce królika), pojawia się pierwszy śmiech z puszki – laugh truck, „ścieżka śmiechu”, dość demoniczna, bo jeśli pochodzi ze starej bazy, wiadomo, że część śmiejących się osób już nie żyje. Nie wiadomo jednak, dlaczego to wejście mężczyzny ma wzbudzać aplauz i śmiech publiczności. Dialog niczego nie wyjaśnia. Pierwsze zdanie, które pada w „Rabbits”, brzmi: I’m going to find out one day („Pewnego dnia się dowiem”). I mówi je kobieta siedząca na kanapie. Mężczyzna odpowiada pytaniem: Were there any calls? („Były jakieś telefony?”). Dalej dialogi są równie absurdalne i przypominają raczej wyjęte z różnych kontekstów kwestie. Jakby każdy z bohaterów zanurzony był w swoim własnym świecie.

Mimo obecności w jednym pokoju bohaterowie są przerażająco samotni. W rzeczywistości nie następuje żadna komunikacja. Kwestie wyrzucane są abstrakcyjnie w powietrze: „Nie zapominaj, że dzisiaj jest piątek”, „Gdzie to było?”, „Ciągle pada”, „To był mężczyzna w zielonym garniturze”. Oprócz zwykłych teatralnych trików – takich jak rampowe oświetlanie aktorów od dołu – właśnie ta niemożliwość porozumienia się jest źródłem największej grozy. Najpierw dezorientuje i wzbudza śmiech, potem wywołuje niepokój, na końcu wydaje się opresyjnym koszmarem.

Podobny efekt, choć nie tak wyabstrahowany, budował w opowiadaniach Paul Bowles, Amerykanin, który połowę życia spędził z Maroku, w słynnej kolonii artystów. Kłopoty komunikacyjne, wyobcowanie, poczucie zagrożenia są stale eksploatowane w jego prozie. W opowiadaniu „Epizod” amerykański profesor odwiedza egzotyczną wioskę Ajn, położoną w skalistych górach. Kierowca samochodu mówi do niego po francusku, a kiedy profesor siada w kawiarni, narrator zaznacza, że odzywa się do szefa „w dialekcie marokańskim, którego nauka zajęła mu cztery lata”. Ale tamten odpowiada złą francuszczyzną: „On jest zmarły”. Zaczyna się źle sklejona rozmowa, która zapowiada kolejne dezorientujące epizody. Zepsuta komunikacja odkształca rzeczywistość w stronę surrealizmu, po niej następuje seria niezrozumiałych zdarzeń, których amerykański profesor, przebywający na gruncie obcej kultury, nie jest w stanie zinterpretować.

Pamiętają Państwo, jak zaczyna się „Frantic” – francusko-amerykański film Romana Polańskiego z 1988 r.? Tu też amerykański profesor pozostaje w stanie komunikacyjnego kolapsu, choć akcja dzieje się „tylko” w nieodległym Paryżu. Scena w hotelu i na policji, sugestie ze strony Francuzów sprawiają, że Harrison Ford marszczy czoło o wiele częściej niż zwykle.

Wydawałoby się, że w czasach, kiedy rozmawiamy jednocześnie przez wiele różnych komunikatorów – Messengera, WhatsAppa, Skype’a, esemesy, mejle, FaceTime’a czy po prostu przez telefon – lęk przed utratą komunikacji nie jest w ogóle możliwy. Ale jest zupełnie odwrotnie. FOMO – lęk przed odłączeniem – obejmuje także odłączenie komunikacyjne i tę nerwowość, do której się przyzwyczailiśmy, którą kojarzymy z witalnością, bez której osuwamy się w ciszę/próżnię. W jednym z opowiadań inny specjalista od ponowoczesnej komunikacji, Don DeLillo, opisuje frustrację więźniów: „Straciliśmy swoje dodatki, przedłużenia, systemy danych, które nas karmiły i oczyszczały (…). Nasze oczy i ręce potrzebowały więcej, niż byliśmy w stanie im zapewnić”. To dodatkowa kara. Neurolingwiści, lacaniści, socjolodzy, politolodzy, marketingowcy – oni wszyscy zajmują się komunikacją. Niedługo mediatorzy będą siadać z nami do posiłków. Być może będziemy wtedy wypowiadać takie kwestie jak króliki z filmu Lyncha: „Nie zapominaj, że dzisiaj jest piątek”, „Gdzie to było?”, „Ciągle pada”.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy