Śniła mi się ciąża

Śniła mi się ciąża

Czytelnicy radzą – sprawdzajcie wiarygodność kliniki, w której chcecie leczyć niepłodność

Mamy sojuszników w Sejmie. Posłowie SLD, Maria Gajecka-Bożek i Władysław Szkop, oboje wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, przyrzekli, że będą pilotować nasz apel o refundację leczenia niepłodności. – W zeszłym roku, w czasie obrad Komisji Finansów próbowaliśmy znaleźć pieniądze na program in vitro – mówi Maria Gajecka-Bożek. – Nie udało nam się przekonać kolegów, ale teraz zabierzemy się do tej sprawy energiczniej. Osobiście boleję, że SLD nie był w stanie przeforsować refundacji tego typu leczenia. Jeśli można mówić o draństwie w finansach, to jest nim decyzja, że dopłacamy do leczenia alkoholizmu, a do leczenia niepłodności już nie.
Władysław Szkop uważa, że refundacja jest konieczna nie tylko dlatego, że niepłodność jest chorobą. Otóż zobowiązuje nas do tego także solidaryzm społeczny. A jeśli tego typu argumenty nie przekonują, trzeba przypomnieć, że Polaków jest coraz mniej. Mamy poważny problem demograficzny. – Refundacja w tym przypadku będzie zawsze decyzją polityczną – ocenia Władysław Szkop. – Ponieważ Kościół jest przeciwny in vitro, podobnie jak w sprawie dopuszczalności aborcji, politycy zastanawiają się, czy akurat jest dobry czas, by ten problem poruszyć, by zadzierać z hierarchami. I do tej pory zawsze dochodzili do wniosku, że atmosfera jest niesprzyjająca.
W najbliższych dniach prezydium Komisji Zdrowia omówi nasz apel o refundację leczenia niepłodności, apel, który nabrał mocy dzięki ogromnemu wsparciu naszych Czytelników. I co najważniejsze wyznaczy termin, w którym zajmie się nim cała komisja.
Zapewne szybciej nadejdzie odpowiedź od ministra zdrowia, Leszka Sikorskiego. Najpóźniej do połowy marca musi odpowiedzieć na interpelację posła SLD, Zbigniewa Janowskiego. Zadał on ministrowi konkretne pytania, m.in.: „Czy i kiedy przewiduje Pan dokonanie zmian na liście leków refundowanych, mających na celu ułatwienie kobietom dostępu do leków używanych w leczeniu niepłodności? Dlaczego wobec stale pogarszającej się sytuacji demograficznej kraju zabiegi in vitro są nadal pełnopłatne? Z wyliczeń wykonanych na podstawie liczby dokonywanych zabiegów i ich cen wynika, że koszty leczenia niepłodności stanowiłyby jedynie ok. 0,39% wydatków przeznaczonych na opiekę zdrowotną. Nie są to zatem tak znaczne koszty, jak się powszechnie sądzi”. Poza tym poseł Janowski przypomniał, że z krajów wstępujących do UE tylko Polska nie ma żadnej refundacji tego typu zabiegów.
*
Nadal otrzymuję wiele listów – słowa poparcia, ale i dramatyczne historie. Oto kilka, zgodnie z wolą piszących, anonimowych wypowiedzi:

„Ostatnio o in vitro usłyszeliśmy w jakimś serialu. Przedstawiono ten zabieg, jakby to była bułka z masłem, w wypaczonym i uproszczonym świetle. A przecież jest to obciążenie organizmu, że nie wspomnę o pieniądzach. Pamiętam ból głowy i zastrzyki, które codziennie rano musiałam sobie sama robić w brzuch, ciągłe wizyty u lekarza. I nikt mi nie chciał dać zwolnienia lekarskiego, bo przecież w polskiej służbie zdrowia niepłodność to nie choroba”.
*
„Do programu in vitro podchodziliśmy dwa razy. Wydaliśmy wszystkie oszczędności i tak mieliśmy szczęście, że takowe posiadaliśmy, bo wiele osób bierze kredyty. Nikt nam nie dał gwarancji, że się uda. I się nie udało. Dlaczego? Nie wiadomo. Przecież oboje jesteśmy młodzi, zdrowi, nieobciążeni genetycznie. W tej sytuacji medycyna proponuje nam kolejne in vitro. Ale my już podjęliśmy inną decyzję – adopcja”.
*
„Mam nadzieję, że publikacje w „Przeglądzie” przyczynią się do lepszego zrozumienia tematu niepłodności, naszego bólu i obecnej patowej sytuacji związanej z kosztami prywatnego leczenia. Ja już zrezygnowałam, ale jestem pewna, że dzięki wam moje młodsze koleżanki skorzystają z bezpłatnego in vitro”.
*
„Proszę, walczcie o nas. Przecież każdy ma prawo do posiadania dziecka. Mamy po 28 lat, od trzech lat bezskutecznie staramy się o dzidziusia. Pracuję w sklepie i nie zarabiam dobrze. Mój mąż trochę lepiej, ale to nie wystarczy, żeby „zafundować” sobie dziecko. Nigdy nie będzie nas stać na in vitro”.
*
„Mój poprzedni ginekolog lekceważył moje problemy. Nie ma dziecka? No to trzeba cieszyć się życiem, radził. Nie chciał rozmawiać o leczeniu. Podstawowe informacje znalazłam w Internecie. Później mój mąż trafił do lekarza, który bezsensownie nafaszerował go hormonami, ja trafiłam do kolejnego lekarza, który zalecił, jak się później okazało, bezskuteczne inseminacje. Leczenie, leczenie, ale ani razu nie miałam szczęścia zobaczyć różowej wstążki na teście ciążowym. Teraz po latach szukania pomocy wiem, jak ważny jest wybór kliniki. Jeżeli jest to prywatna placówka, należy sprawdzić, czy to jej jedyna działalność, bo bardzo często in vitro ma zarobić na coś innego. Sprawdźcie też statystyki. Niech wam udowodnią, ile konkretnie „wypracowali” ciąż. Lekarzom nie ufajcie bezgranicznie”.
*
„Moim największym marzeniem jest powiedzieć w Wielkanoc mojej ukochanej mamie: Jestem w ciąży”.
*
„Rodzina już ze mną się nie solidaryzuje. Uważają, że in vitro to wyrzucanie pieniędzy i powinnam pogodzić się z losem. Nigdy. Dzisiaj znowu śniła mi się ciąża”.

Nadal czekam na wsparcie naszego apelu. Relacje przedstawiam tylko anonimowo lub po zmienieniu szczegółów. Kontakt: i.konarska@przeglad-tygodnik.pl
Osobnym tematem staje się adopcja. Ci, którzy na nią się decydują, nie wiedzą, jak trudno przejść drogę urzędową, na końcu której czeka upragnione dziecko.

 

Wydanie: 08/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy