Sokół (nie)wędrowny

Sokół (nie)wędrowny

Badacze uważają, że u większości gatunków ptaków trasa wędrówki została zapisana w DNA

W odpowiedzi na pytanie, dlaczego ptaki wędrują, zwykle słyszę: „Bo robi się zimno”. Oczywiście zdarzają się gatunki słabo znoszące chłody, ale nawet niektórzy ich przedstawiciele wolą zostać w kraju, niż szukać ciepła po świecie. Przykładem może być… wróbel. Nie ma się czemu dziwić, to imigrant z Indii, w Polsce na dobre zadomowił się dopiero w XVIII w. U szponiastych chłodów nie tolerują kobuzy, stąd dawniej, kiedy hodowali je (dość rzadko) sokolnicy (używali ich do polowania na skowronki), ptaki przetrzymywano w ogrzewanych izbach. Z kolei wątpię, by mróz przeszkadzał błotniakom czy gadożerom. W cieplejsze rejony pcha je brak pokarmu. Trudno byłoby przeżyć rybołowowi, gadożerowi czy trzmielojadowi bez pożywienia, któremu zawdzięczają swoje nazwy.

Inny mit dotyczący ptaków mówi o tym, że odlatują na południe. Owszem, tam też, ale równie często obierają kierunek południowo-zachodni lub wręcz zachodni, tak jak kania ruda. (…)

Różne ptaki nie tylko mają różne trasy przelotu, lecz także podróżują na różne odległości. Myszołowy przemieszczają się z prędkością do 50 km na godzinę i dziennie pokonują do 400 km, ale one nie lecą daleko, więc nie muszą się śpieszyć. W wędrówce robią sobie kilkudniowe, a nawet dłuższe przerwy, dlatego często przelatują znacznie mniejsze odległości niż ich maksymalny zasięg. Najdalej na zimowiska mają rybołowy, niektóre nawet 11 tys. km. Dwie szwedzkie samice tego gatunku zaopatrzone w nadajniki GPS na zimowiska udały się do Mozambiku. Jeśli nie robiły przystanków, by nieco odsapnąć w podróży, to przelatywały od 159 do 413 km dziennie i po nieco ponad 80 dniach były na miejscu. Ptaki udające się na ferie niedaleko domu mają wędrówki rozciągnięte w czasie. Właściwie można je obserwować przez całą jesień, choć zdarzają się momenty, gdy jest ich wyraźnie więcej (…).

Drapole (slangowe określenie szponiastych i sokołów), lecące na odległe zimowiska, takie jak trzmielojady, błotniaki stawowe czy orliki krzykliwe, uwijają się szybko. Zwykle intensywne przeloty trwają u nich około trzech jesiennych tygodni.

Rybołowy to jedne z rzadziej przeze mnie widywanych drapoli, a jeśli już, to prawie wszystkie moje obserwacje przypadały jesienią (wrzesień-październik), w czasie wędrówek ptaków na zimowiska w Afryce. Wtedy najłatwiej je spotkać i niemal na pewno nie są to nasi współobywatele. W Polsce rybołowy mieszkają niezwykle rzadko, ale przez nasz kraj przelatują osobniki z paszportami norweskimi, szwedzkimi i fińskimi. Łącznie przez terytorium między Bugiem a Odrą i Nysą wiedzie szlak tranzytowy dla ok. 4 tys. ptaków z krajów nordyckich. Marcowe powroty przebiegają szybciej – przecież ptaki się śpieszą, by przystąpić do lęgów. (…)

Gdy wspominam o tym, że i my dla pewnych gatunków jesteśmy ciepłym krajem, również wywołuję zdziwienie. Najlepiej znany – przynajmniej ze słyszenia – ptak z północy to jemiołuszka, pięknie ubarwiona, przypominająca trochę bombkę choinkową, o dzwoneczkowatym głosie (kiedyś porównywanym do dźwięku sokolniczych dzwoneczków).

Gęsi w większości również są przybyszami z dalekiej północy lub północnego wschodu. U nas gniazduje zaledwie ok. 5 tys. par gęgaw (choć ich liczebność rośnie), a do tego nieproszeni goście w postaci bernikli kanadyjskich. Niewiele osób zna takich zimowników jak śnieguły, rzepołuchy, czeczotki czy górniczki. Wśród naszych zimowych gości, i to dość częstych, znajdują się też wspomniane już myszołowy włochate. Nieco potężniejsze od krajowych, swoją nazwę zawdzięczają opierzonym skokom. Ten myszołów lęgnie się w tundrze i lasotundrze. W swojej ojczyźnie żywi się głównie lemingami, u nas – mniejszymi gryzoniami. Wiedzie żywot podobny do naszego myszołowa, z tym że chętniej poluje z lotu patrolowego, no i gniazda zakłada zwykle na ziemi z powodu niewielkiej liczby (i wielkości) lub całkowitego braku drzew. Pojawia się w Polsce już w październiku, odlatuje w marcu i kwietniu. (…)

U jeszcze innych gatunków część osobników podejmuje wędrówkę, przeważnie niedaleką, a część zostaje na miejscu, by pilnować dogodnych lęgowisk. Zwykle takich ptaków widzimy więcej zimą niż późną wiosną, ponieważ do lokalsów dołączyli przybysze z zimniejszych regionów. Do takich gatunków należą myszołowy, krogulce (te często lecą w ślad za wędrowną drobnicą), a od pewnego czasu również pustułki.

U wielu ptaków obserwujemy zmiany zachowań związanych z wędrówkami, czego najlepszym przykładem są żurawie, które coraz rzadziej zatrzymują się w południowej i zachodniej Europie w trakcie odlotów na afrykańskie zimowiska, a coraz częściej – w Polsce. (…) Podobne zjawisko obserwujemy u ptaków szponiastych.

Wspomniane (…) kanie rude nie odlatują z zachodniej Europy, lecz spędzają tam cały rok. Na zimę dołączają do nich te z Polski i innych krajów naszego regionu. Po prostu nie opłaca się odlatywać, skoro zima właściwie tam zaniknęła. Podobnie dzieje się u nas. Coraz częściej spotykam doniesienia, poparte dokumentacją fotograficzną, o kaniach rudych zimujących w Polsce. Dawniej nieliczne pustułki zostawały na zimę, i to tylko wówczas, gdy nie była zbyt śnieżna.

Obecnie coraz więcej tych małych sokołów cieszy nasze oczy zimową porą (…). Inne ptaki zostają w Polsce na zimę sporadycznie, to znaczy tylko nieliczne osobniki. Tak jest z błotniakami zbożowymi, które niestety w Polsce wyginęły, ale pojawiają się mniej lub bardziej licznie w czasie wędrówek, szczególnie jesiennych. Część osobników zostaje u nas na zimę, zwłaszcza samce. Moje pierwsze spotkanie z tym gatunkiem zdarzyło się właśnie zimą, na pograniczu województw łódzkiego i świętokrzyskiego. W pierwszej chwili byłem zdumiony, kiedy dość nisko nad śniegiem przeleciał niewielki, jasny drapieżnik. Działo się to w czasach, gdy w Polsce bywał jeszcze śnieg. (…)

Jeszcze inne ptaki w większości spędzają zimę na swoich terytoriach. Tak jest w przypadku orła przedniego czy sokoła wędrownego. To nie pomyłka, sokoły wędrowne, przynajmniej w naszej części świata, trzymają się swoich rewirów. (…)

W „O ptakach drapieżnych w Królestwie Polskiem pod względem wpływu, jaki wywierają na gospodarstwo ogólne” z 1860 r. Władysław Taczanowski opisuje przypadek sokoła wędrownego: „W Warszawie od kilkunastu lat znana jest samica, która w jesieni regularnie przybywa do miasta i przesiaduje po całych dniach na gzymsach kościołów: Świętokrzyskiego i Karmelitów na Krakowskiem Przedmieściu; nie zważając wcale na wrzawę i hałas miejski, i nieustanne sąsiedztwo z przechodzącemi ludźmi, w tym najwięcej ruchliwym punkcie miasta siedzi ona najspokojniej, drzymie, to znowu iska się, muska pióra i używa wszelkiej swobody w tem dla siebie bezpiecznem miejscu. Około godziny dziesiątej przed południem zwykle przynosi sobie gołębia, którego najspokojniej oskubuje i rozdziera wobec gromadzącego się pospólstwa miejskiego, tak chciwego wszelkiego rodzaju widowiska […] W ostatnich dniach marca albo w początku kwietnia opuszcza Warszawę i już nie pokazuje się przez cały czas lęgowy i całe lato. Dopiero w połowie sierpnia na powrót się zjawia”.

Podobnie jest i dziś, choć pojawienia się sokoła w jakimś miejscu, nawet z ofiarą, nie zauważa „pospólstwo miejskie”, o ile nie zrobi się o tym głośno w mediach społecznościowych (a i to, jeśli algorytm okaże się łaskawy). Przykładowo do dwóch par warszawskich sokołów wędrownych dołącza czwartą zimę z rzędu samica z podgatunku zamieszkującego daleką północ. Na mieszkanie obrała sobie praską katedrę, a jedynymi, którzy wykazują podniecenie tym faktem, są ornitolodzy (…).

Obecnie badacze uważają, że u większości gatunków trasa wędrówki została zapisana w DNA. Wpisują się w to ptaki szponiaste, bo przeważnie, także te młode, wędrują one samotnie. Oczywiście bywają widywane w dużych zagęszczeniach, ale dotyczy to miejsc dogodnych do przelotu, przede wszystkim Bosforu i Cieśniny Gibraltarskiej, ważnych dla ptaków szybujących z uwagi na niewielki fragment wody, nad którą muszą przelecieć.

O wadze wrodzonej znajomości trasy przelotu przekonali się boleśnie Niemcy, kiedy próbowali przywrócić u siebie orliki krzykliwe, wsiedlając młode osobniki pochodzące z Łotwy. Wypuszczono kilkadziesiąt młodych ptaków, z których 13 zaopatrzono w nadajniki GPS, dzięki czemu można było śledzić ich dalsze losy. Okazało się, że lot ku afrykańskim zimowiskom rozpoczęły dokładnie wtedy, gdy ptaki z Łotwy, czyli wcześniej niż polskie (wszak ze wschodnich wybrzeży Bałtyku prowadzi dłuższa droga). Co gorsza, skierowały się dokładnie na południe, tak jakby zmierzały z Łotwy nad Bosfor, aż stanęły przed Morzem Śródziemnym.

Orliki czują duży strach przed nieskończoną połacią wody – latają na prądach wstępujących, które nad zbiornikami nie występują. Zdarza się, że jakiś ptak zimuje np. na Krecie, ponieważ z jakiegoś powodu źle poleciał i dalej bał się wędrować, a kreteńskie warunki pozwalały przeżyć zimę. Mimo strachu aż osiem orlików podjęło ryzyko, co skończyło się ich utonięciem. To była gorzka lekcja dla przyrodników i osób działających na rzecz ochrony przyrody, ale wyciągnięto z niej wnioski. (…) Trzeba czekać na ponowne, naturalne zasiedlenie terenu przez ptaki, to zaś potrwa bardzo długo.

Miejsca szczególnie intensywnych przelotów mogą dostarczać dochodów okolicznym mieszkańcom. Coraz popularniejsza turystyka przyrodnicza przyciąga rzesze miłośników ptaków, którzy w ciągu jednego dnia mają szansę zaobserwować niezliczone ilości obiektów swojej fascynacji. Do najczęstszych celów takich wypraw należą Gibraltar i Izrael, ale kolejne kraje depczą im po piętach. Jeszcze inne zaczynają próbować swoich sił na tej drodze, np. Gruzja usiłuje wabić już nie tylko legendarnymi sanatoriami i winami, lecz także ptakami, głównie szponiastymi. Podczas corocznych przelotów samych szponiastych w najbardziej obleganych miejscach da się naliczyć grubo ponad milion osobników. (…) Coraz częściej można też skorzystać z oferty krajowych przewodników, którzy u nas oferują spotkania z ptakami wędrownymi w miejscach ich koncentracji, takich jak dolina Biebrzy, Półwysep Helski czy bagna Podlasia, choć tu raczej nie (tylko) o drapole chodzi.

Najbardziej znany obszar dużej koncentracji szponiastych na przelotach to Mierzeja Wiślana, gdzie co roku te ptaki (i inni skrzydlaci również) są liczone przez trzy jesienne miesiące w ramach akcji „Drapolicz”, obecnie koordynowanej przez stowarzyszenie o tej samej nazwie. Co roku samych szponiastych pojawia się kilkanaście tysięcy. Ostatnie badania z Karpat wskazują, że nie doceniano tam skali przelotów, bo i przez nasze góry lecą masy ptaków, w tym szponiastych.

Fragmenty książki Konrada Malca Myśliwce. Życie ptaków drapieżnych, Czarne, Wołowiec 2020

Fot. Adobe Stock

Wydanie: 2020, 37/2020

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy