Sorry, no Spanish

Sorry, no Spanish

Napływ turystów oraz kryzys gospodarczy, który spowodował m.in. spadanie na łeb na szyję cen nieruchomości, sprawiły, że do Hiszpanii na jeszcze większą skalę niż wcześniej zaczęli napływać nowi mieszkańcy. Brytyjczycy upodobali sobie w szczególności Wspólnotę Walencką, wybrzeże Andaluzji, Wyspy Kanaryjskie oraz Baleary. Uplasowali się także na trzecim miejscu, jeśli chodzi o liczbę osób rezydujących w Hiszpanii, czyli takich, które przebywają na terytorium kraju dłużej niż trzy miesiące rocznie i mają zezwolenie na pobyt (certificado de registro) lub kartę pobytu (tarjeta de residencia). Ale co wyróżnia Brytyjczyków na tle innych narodowości, to fakt, że 36,2% z nich to osoby powyżej 65. roku życia, które w Hiszpanii postanowiły spędzić emeryturę, a średnia wieku wynosi 53,1 lat.
Rekord bije prowincja Alicante (Wspólnota Walencka), w której pod koniec 2018 r. rezydowała jedna czwarta (79 466 tys.) wszystkich Brytyjczyków przebywających w Królestwie Hiszpanii. Na drugim miejscu znalazła się Malaga (Andaluzja) – 17,1% (56 651), a na trzecim Baleary – 8,2% (27 269).
W obliczu brexitu sytuacja Brytyjczyków, którzy nie mają rozwiązanej sytuacji pobytu (zameldowanie nie jest obowiązkowe), jest zagrożona, a największym ich zmartwieniem jest dostęp do opieki medycznej. No i co się stanie z granicą między Hiszpanią a Gibraltarem, którą codziennie przekracza kilka tysięcy osób?
Hiszpański rząd ma jednak plan, który sprawi, że sytuacja osób mających prawo do stałego pobytu się nie zmieni, i ma nadzieję, że sytuacja polityczna zmusi osoby, którego tego jeszcze nie uregulowały, do podjęcia odpowiednich kroków. Jest tylko jeden warunek, który musi zostać spełniony przez rząd brytyjski: taka sama możliwość dla obywateli Hiszpanii w Wielkiej Brytanii.
Innym problemem emerytów jest związany z zawirowaniami politycznymi słabnący kurs funta szterlinga. Emerytury otrzymywane z Wielkiej Brytanii są dla większości jedynym źródłem dochodu, za który z miesiąca na miesiąc mogą pozwolić sobie na coraz mniej. Dlatego też niektórzy decydują się Hiszpanię opuścić, a przynajmniej odłożyć marzenie o spokojnej starości i wstrzymać się z decyzją do całkowitego finału brexitu. Oficjalne wyjście Wielkiej Brytanii 31 stycznia 2020 r. nadal nie rozwiązało wielu kwestii, ponieważ umowa zawarta z Unią Europejską jest jedynie tymczasowa i obowiązuje do końca 2020 r. Prawdziwe zmiany, które wejdą w życie od 1 stycznia 2021 r., mogą jednak okazać się dla wielu brytyjskich firm i obywateli na terytorium Hiszpanii katastrofalne w skutkach.
Według badań Languages for The Future z 2017 r. hiszpański jest językiem, który po opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię stanie się głównym faworytem w batalii o tytuł lingua franca. Przewiduje się także, że w niedalekiej przyszłości w wyścigu o najpopularniejszy język obcy wśród brytyjskich uczniów wygra również hiszpański, prześcigając francuski i niemiecki. Mimo że nie ma żadnych oficjalnych i rzetelnych badań na ten temat, można zaryzykować stwierdzenie, że większość Brytyjczyków mieszkających w Hiszpanii nie zna języka Cervantesa. Powodów jest kilka. Pierwszy z nich to na pewno fakt, że większość tych ludzi to emeryci, którzy nie przyjechali do Hiszpanii, aby ślęczeć nad gramatyką i wkuwać słówka. Po drugie, Brytyjczycy opanowali konkretne miejscowości, gdzie bardzo często stanowią wysoki procent ogółu mieszkańców. Mieszkają blisko innych rodaków i spędzają z nimi czas. Po trzecie, emerytura to też biznes. Zawsze tam, gdzie są duże skupiska Brytyjczyków, są też bary, restauracje, sklepy, gabinety lekarskie, agencje nieruchomości itd., w których obsługa mówi w języku angielskim. W niektórych miasteczkach i miastach nawet informacje przesyłane pocztą, np. z gazowni, są w języku angielskim. Ostatnim powodem jest popularność Hiszpanii jako destynacji turystycznej. Rynek hotelarstwa i gastronomii wymaga od pracowników znajomości angielskiego, ale także tłumaczenia wszystkich informacji na lingua franca.
Musimy też pamiętać, że prawdą jest, iż Hiszpanie nie są prymusami w nauce angielskiego, ale Brytyjczycy w statystykach Eurostatu wypadają jeszcze gorzej, jeśli chodzi o naukę języków obcych. Tylko 34,6% osób w wieku 25–64 przyznaje, że zna bardzo dobrze co najmniej jeden język obcy (Hiszpania – 54,3%; Polska – 67%). Karen Maling Cowles, przewodnicząca Stowarzyszenia Brytyjskich Przedsiębiorców w Benidorm (Asociación de Comerciantes Británicos de Benidorm), w wywiadzie dla portalu Ideal również zauważa, że „są tu [w Benidorm] bary, które wyglądają bardzo brytyjsko albo są replikami angielskich pubów. I dlatego ludzie tam chodzą. W ciągu 27 lat, które spędziłam w Hiszpanii, widziałam ogromny brak integracji i to, jak Anglicy żyją w zamkniętych społecznościach”. Coraz więcej miejscowości, w których osiedlają się Brytyjczycy, przestaje być wymarzonym, spokojnym rajem, a zamienia się w epicentra nieodpowiedzialnej turystyki. Nie tylko Magaluf, Lloret de Mar czy Majorka, także Benidorm znalazło się na ustach wszystkich ogólnokrajowych i światowych mediów w 2018 r. za sprawą osobliwego pomysłu brytyjskich turystów. Grupa mężczyzn urządzająca w Benidorm wieczór kawalerski zapłaciła niecałe 100 euro Tomkowi – bezdomnemu z Polski – za wytatuowanie sobie na czole imienia oraz adresu zamieszkania pana młodego. Sprawa wstrząsnęła Hiszpanią, a Karen Maling Cowles postanowiła zorganizować zbiórkę na usunięcie tatuażu oraz pomoc w leczeniu alkoholizmu poszkodowanego mężczyzny.

Die deutsche Kolonie
Niemcy nie przeprowadzają się do Hiszpanii aż tak licznie jak Brytyjczycy, ale i tak plasują się na siódmym miejscu (169 661 osób), jeśli chodzi o liczbę rezydentów, a średnia wieku wynosi 47,9 lat. Prawie jedna piąta (31 023 osób) z nich postanowiła osiedlić się na Balearach, które już kilkanaście lat temu stały się także popularną destynacją wakacyjną dla młodych Niemców. Na tyle popularną, że nazywana jest prześmiewczo 17. niemieckim landem, a linia lotnicza EasyJet postanowiła promować ten kierunek hasłem reklamowym, za które następnie musiała przepraszać: „Najpiękniejsze w Niemczech: Majorka”. I mimo że Niemcy, w przeciwieństwie do Brytyjczyków, problemów z językami obcymi nie mają, to kwestia braku integracji dotyczy również ich.
Trudno jednak stwierdzić, kiedy tęsknota za ojczyzną przeradza się w coś w rodzaju kolonizacji. I kiedy tęsknota jest prawdziwa, a kiedy to tylko biznes, na który jest popyt. Restauracje z niemieckimi szlagierami w tle, bary z currywurstem, niemieckojęzyczny tygodnik „Mallorca Magazine”, a i Oktoberfest się znajdzie. Czym byłaby wyspa bez króla? Oczywiście niemieckiego króla nie tylko muzyki, ale także Majorki. Przydomek König von Mallorca nadany został popularnemu piosenkarzowi Jürgenowi Drewsowi w 1999 r. w bardzo popularnym niemieckojęzycznym programie telewizyjnym „Wetten, dass…?”. Król Majorki postanowił więc założyć restaurację Kultbistro König von Mallorca, w której goście mogą nie tylko zjeść sznycla i posłuchać niemieckich hitów, ale także na własne oczy zobaczyć kiczowatą pelerynę i koronę króla.
Język niemiecki również musiał się dostosować do nowej sytuacji. I tak powstało słowo Ballermann, pochodzące od hiszpańskiej nazwy baru na plaży w stolicy Majorki, Balneario No. 6 (dosł. Uzdrowisko nr 6) oraz niemieckiego czasownika ballern (nawalić się, strzelać, łomotać). Ballermann ma kilka znaczeń, może oznaczać po prostu ten jeden konkretny bar, ale także część plaży miejskiej w stolicy Majorki, która od kilkudziesięciu lat jest licznie odwiedzana przez niemieckich turystów. Upodobali sobie ją do organizowania imprez na plaży i picia przez długie słomki sangrii z plastikowych wiaderek (niem. Eimersaufen).
Ze względu na nasilający się problem z zachowującymi się głośno turystami w 2014 r. wprowadzono zakaz picia własnych napojów wyskokowych na plaży, a w 2020 r. zakazano sprzedaży alkoholu w okolicznych sklepach między 21.30 a 8.00.
Niemiecki aktor Markus Oberhauser w 2013 r. wcielił się w postać reportera Wolfganga Maiera i dla nieistniejącej telewizji FTL, nazwą i logo do złudzenia przypominającej RTL, postanowił sprawdzić, jak rzeczywiście jest na Majorce. W pięciominutowym prześmiewczym „reportażu” przechadza się po stolicy wyspy, przeprowadzając wywiady ze swoimi rodakami. Jednak to, co miało być żartem, pokazało dość smutny obraz wielu niemieckich turystów. Ważną obserwacją z ośmieszającego Niemców reportażu Maiera jest to, że gdy zwraca uwagę, iż zachowania wielu w Niemczech byłyby niedopuszczalne, słyszy: „No, ale tu przecież możemy”.
Turyści prędzej czy później odjadą, a stali mieszkańcy pozostaną. Osoby starsze, które postanowiły spędzić emeryturę na Majorce, nie są nią specjalnie zainteresowane. Liczą się łagodny klimat i święty spokój. Joachim Wagner, przewodniczący stowarzyszenia Ciudadanos Europeos de Baleares (Europejscy Obywatele Balearów), który na Majorkę przeprowadził się ponad 30 lat temu, próbuje tłumaczyć, dlaczego tak jest. W wywiadzie dla „Diario de Mallorca”, zapytany, czy Brytyjczycy i Niemcy mają problem z integracją, zauważa, że „prawdą jest, że niektóre z tych miejsc przypominają małe getta tych narodowości, co wydaje się jednym z problemów. Mieszkając obok siebie, nie muszą uczyć się języka, a to może mieć bardzo negatywne skutki. Co więcej, prawie każda narodowość ma własne stowarzyszenie. Jednym z większych wyzwań dla Ciudadanos Europeos de Baleares jest zintegrowanie ich, ale wierzę, że wydarzy się to dopiero za kilka pokoleń. Emeryci mieszkający tutaj nie za bardzo chcą zmieniać swoje przyzwyczajenia, ale z młodymi ludźmi jest już zupełnie inaczej”.
Wagner przyznaje także, że stara się uświadamiać tym, którzy na Majorkę chcą się przeprowadzić, iż muszą znać chociaż podstawy języka, ponieważ „ci, którzy tu przyjeżdżają, muszą się zintegrować. To logiczne, że ten, kto przyjeżdża jako gość do czyjegoś domu, postępuje zgodnie z zasadami, które w nim obowiązują”. Mam jednak wrażenie, że te życzenia są dość utopijne. Dopóki Majorka i inne miejsca będą atrakcyjnymi lokalizacjami na spędzenie emerytury, nie uda się zmusić nikogo do integracji z lokalną społecznością, jeśli jej nie potrzebuje. Tak samo wielu Polaków wyjeżdżających do Stanów Zjednoczonych nie nauczyło się nigdy angielskiego, mimo że mieszkają tam nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Na ile jednak takie postępowanie jest realnym zagrożeniem dla miejscowych kultur i tożsamości, czy to narodowej, czy regionalnej?

Chiñoles
„Nie, nie, to oni są dziwni, nie my. To oni nie potrafią się zintegrować. Przyjeżdżają, zamykają się w tych swoich małych sklepach z telewizorkiem i ani pogadać sobie nie można”, mówi mi znajomy Galisyjczyk, gdy rozmawiamy o Chińczykach w Hiszpanii.
Przechadzając się głównymi ulicami większych i mniejszych miast, łatwo można zauważyć, że królują tam sklepy międzynarodowych marek, salony fryzjerskie, restauracje i bary. Jednak gdy tylko wejdziemy w jakąkolwiek boczną uliczkę, sytuacja się zmienia. To właśnie tam, pomiędzy sklepami żelaznymi, Chińczycy najczęściej otwierają podwoje swoich sztampowych biznesów w Hiszpanii: restauracji, mikroskopijnych całodobowych minimarketów z przekąskami, alkoholem i napojami oraz sklepów wielobranżowych z tekstyliami z Chin. Takie stacjonarne Aliexpress, w których można kupić wszystko: od przebrania na Halloween dla niemowlęcia przez środek do udrażniania rur po gipsową figurkę Matki Boskiej z przylepionymi do płaszcza różyczkami z niebieskich wstążek.
Chińczycy stanowią piątą najliczniejszą grupę imigrantów w Hiszpanii, a oprócz tego najchętniej ze wszystkich decydują się na otwarcie tu własnej firmy. W 2013 r. wskaźnik ten wynosił prawie 47%. Obecność Chińczyków w Hiszpanii jest także przykładem jednej z mniej udanych integracji, która w przypadku innych nacji rzadko kiedy stanowi problem. Spośród imigrantów w drugim pokoleniu, których rodzice przybyli do tego kraju, to właśnie Chińczycy (oraz Boliwijczycy) najmniej czują się Hiszpanami.
Fala imigracji Chińczyków do krajów Europy Zachodniej skierowała się w latach 80. ubiegłego wieku głównie do Włoch i Francji. Gdy rynek był już nasycony, Chińczycy zaczęli osiedlać się w Hiszpanii i tam zakładać swoje firmy. Bum turystyczny i gospodarczy na początku XXI w. sprawił, że otwierało się ich coraz więcej i potrzebne były ręce do pracy.
Rozwiązanie? Ściągnięcie członków rodziny czy znajomych. W ten sposób chińska społeczność sukcesywnie się powiększała. Według
ostatnich dostępnych danych z 2008 r. prawie 70% z nich pochodziło z powiatu Qingtian w prowincji Zhejiang położonej na wybrzeżu Morza Wschodniochińskiego.
Również hiszpańskie uniwersytety mierzą się z problemem, który same stworzyły. Podczas gdy w 2003 r. w szkołach wyższych studiowało 200 osób pochodzenia chińskiego, w 2016 roku było ich już ponad 8 tys. Dane te jednak wliczają studentów, którzy przyjeżdżają do Hiszpanii tylko po to, aby uzyskać dyplom europejskiego uniwersytetu, który w Chinach daje większe możliwości na rynku pracy. Studenci ci muszą też ponosić dwukrotnie wyższą opłatę za studia niż Hiszpanie.
Jaki jest więc problem? Bariera językowa i nielogiczne postępowanie szkół wyższych, które chcąc przyciągnąć zagranicznych studentów, nie wymagają certyfikatów znajomości hiszpańskiego. Egzaminy językowe są farsą. Doprowadziło to do groteskowej sytuacji, w której na niektórych kierunkach większością studentów są niepotrafiący wypowiedzieć się po hiszpańsku Chińczycy. Uniwersytety przymykały na to oko, praktycznie rozdając dyplomy. Nie chodzi jednak tylko o szkoły prywatne, ale także tak uznane w świecie naukowym jednostki jak Uniwersytet Compultense w Madrycie. Business is business.
Co stoi na przeszkodzie integracji mieszkających od wielu lat w Hiszpanii Chińczyków? Głównie to, że są zamkniętą społecznością. Język, tradycje i kultura są wpajane młodemu pokoleniu, które urodziło się i wychowało w Hiszpanii, co oczywiście ma swoje pozytywne strony. Nie można wyzbyć się swojego pochodzenia. Wydaje się, że chiñoles, jak się ich nazwa, z połączenia słów chino (Chińczyk) i español (Hiszpan), chcą innego życia niż ich rodzice i dziadkowie. Będą musieli jednak sami zdecydować, jaką rolę chcą odegrać w hiszpańskim społeczeństwie.

Fragmenty książki Mikołaja Buczaka Sobremesa. Spotkajmy się w Hiszpanii, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020

Wydanie: 2020, 31/2020

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy