No to mamy w MSZ powrót do czasów pierwszego Skubiszewskiego, kiedy młodego towarzysza wspierał towarzysz doświadczony, ale z podejrzanym życiorysem. Ten model oczywiście jest chory, bo na górze powinni być ludzie doświadczeni, z kwalifikacjami, i co najwyżej wspierać ich mogą ci młodsi stażem, ale jakie czasy, takie modele. W MSZ widać to jak na dłoni na przykładzie podsekretarza stanu ds. polityki azjatyckiej Marcina Przydacza i jedynego podległego mu departamentu – Azji i Pacyfiku, którego dyrektorem został Witold Sobków. Śmiesznie to wygląda – wiceminister nadzoruje tylko jeden departament. Ale robi się jeszcze śmieszniej, gdy porównamy życiorysy nadzorującego i nadzorowanego. Marcin Przydacz urodził się w roku 1985, skończył prawo na UJ, potem działał w Klubie Jagiellońskim oraz w Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. A jego doświadczenie, jeśli chodzi o pracę w administracji, to lata 2015-2019, kiedy pełnił funkcję zastępcy dyrektora Biura Spraw Zagranicznych w Kancelarii Prezydenta RP. Do MSZ przyszedł rok temu i powierzono mu nadzór nad polityką wschodnią, współpracą rozwojową oraz dyplomacją ekonomiczną. Teraz jest od Azji. No i – jeśli zauważymy jego medialną aktywność – od wysyłania samolotów po polskich turystów w związku z pandemią koronawirusa. Jak widać, nie ma specjalnego znaczenia, co nadzoruje, czy Wschód, czy Azję, zdaje się – biorąc pod uwagę jego doświadczenie i wiedzę – że może nadzorować wszystko. A jego podwładny, Witold Sobków? Rocznik 1961, do MSZ przyszedł w roku 1991. Był ambasadorem w Irlandii, stałym przedstawicielem RP przy ONZ, ambasadorem w Wielkiej Brytanii. W centrali zaś m.in. wicedyrektorem Departamentu Europy Zachodniej, dyrektorem Departamentu Systemu Narodów Zjednoczonych, dyrektorem politycznym MSZ, a teraz został dyrektorem Departamentu Azji i Pacyfiku. No i był jeszcze… podsekretarzem stanu. Krótko, nieco ponad dwa miesiące, gdy w MSZ szefowała Anna Fotyga. Zakończyło się to bardzo niezręcznie – bo Sobkowa utrąciła ABW, cofając mu dostęp do tajemnic państwowych. Jaki był powód? Nie ujawniono. Ale od tego czasu Sobków pozycji w obozie PiS już nie odzyskał. Lepiej miał z PO. Minister Sikorski mianował go ambasadorem w Londynie i była to dobra decyzja, Sobków był aktywnym szefem placówki. Może nawet w oczach PiS zbyt aktywnym, bo wypominano mu tweety, które zamieszczał, gdy do Londynu przyleciał Lech Wałęsa na premierę filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei”. Oto one: „Na premierze owacja dla LW na stojąco!”. I jeszcze jeden: „Tak wiele osób zapomniało już, jak było nam kiedyś źle. Respect!”. Co na to PiS? Gdy w MSZ nastał Witold Waszczykowski, Sobków był jednym z pierwszych ambasadorów, których wymienił. Choć – dodajmy – stało się to już po zakończeniu czteroletniej kadencji. Potem wypchnięto go z funkcji dyrektora politycznego MSZ. A teraz powierzono mu konkretną pracę, szefowanie departamentowi, który obsługuje połowę świata. Wszystko zaś pod okiem wiceministra, który wcześniej w MSZ niczym nie kierował ani nie był na żadnej placówce. Owocnej współpracy! Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint